Fotoradar prowadzi do sądu

Policja zamontowała na naszych drogach ponad setkę fotoradarów. Niestety, fotografie drogowych wykroczeń coraz częściej wysyłane są właścicielom pojazdów po ponad trzydziestu dniach od daty ich wywołania. Zamiast mandatu, od razu dostajemy więc wezwanie do sądu.

Policja zamontowała na naszych drogach ponad setkę fotoradarów. Niestety, fotografie drogowych wykroczeń coraz częściej wysyłane są właścicielom pojazdów po ponad trzydziestu dniach od daty ich wywołania. Zamiast mandatu, od razu dostajemy więc wezwanie do sądu.

Przekraczanie trzydziestodniowego okresu dostarczenia fotografii z miejsca zdarzenia następuje najczęściej właśnie w okresie wakacji. Policja z województw odwiedzanych przez letników ma ręce pełne roboty. W czasie wakacji drogówka znad morza musi przeanalizować wiele zdjęć wykonanych przez fotoradary kierowcom z zupełnie innych części kraju. Kierowcy z dużych miast coraz częściej muszą tłumaczyć się w sądzie z wykroczeń popełnionych na drodze.

Zdążyć do 30. dnia

- W małych miejscowościach ustalenie sprawcy wykroczenia mieszkającego kilkaset kilometrów od miejsca jego popełnienia może trwać ponad miesiąc - mówi Janusz Lewiński, ekspert w dziedzinie postępowania w sprawach wykroczeń.

Drogówka obsługująca fotoradar musi dowiedzieć się w rejestrach, kto jest właścicielem pojazdu i wysłać dokumenty policji właściwej dla miejsca zamieszkania sprawcy wykroczenia. Wielokrotnie cały ten proces trwa ponad miesiąc i policja nie ma innego wyjścia, jak skierować sprawę do sądu. Reguluje to ustawa z dnia 24 sierpnia 2001 r. Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia (Dz.U. z 2001 r. nr 106, poz. 1148 z późn. zm.). W art. 54 par. 1 stwierdza się, że czynności wyjaśniające policji w miarę możności należy podjąć w miejscu popełnienia czynu bezpośrednio po jego ujawnieniu i zakończyć w ciągu miesiąca.

Dodatkowym problemem dla policji jest ustalenie, kto był kierowcą namierzonego samochodu. Nie zawsze bowiem to właściciel kieruje pojazdem. - Po powrocie z wakacji dostałem pismo z jednej z warszawskich komend policji - mówi pan Tomasz, czytelnik "GP", mieszkaniec warszawskiego Bemowa. - Okazało się, że chodzi o zdjęcie z fotoradaru zrobione na drodze do Przemyśla. Wezwanie opiewało na ostatni, trzydziesty, dzień od daty wykroczenia. Za kierownicą samochodu uwiecznionego na zdjęciu siedziała kobieta - moja żona. Policjanci bardzo mnie prosili, żebym przyznał, że to właśnie moja żona, gdyż mija właśnie ostatni dzień, w którym można nam dać mandat. Zaproponowali niską kwotę mandatu, by nie przygotowywać nowych papierów do sądu. Na szczęście żona siedziała w samochodzie przed komendą - więc mogła przyjąć pięćdziesięciozłotowy mandat jeszcze tego samego, ostatniego dnia - opisuje pan Tomasz.

Policja na czas - my na wakacjach

Konieczność udania się do sądu spotka też letnika z Katowic, który wyjechał do Sopotu, na dłuższe wakacje. W pierwszy dzień wyjazdu fotoradar zrobił mu zdjęcie, wychwytując, że przekroczył on dopuszczalną prędkość w okolicach Torunia. Po powrocie do domu zastaje on w skrzynce wezwanie do sądu. I to znajdującego się kilkaset kilometrów od Katowic.

- Nic na to nie poradzimy. Policja jest zobowiązana do postępowania zgodnie z kodeksem w sprawach o wykroczenia. Zgodnie z nim istnieje możliwość ukarania mandatem w okresie do 30 dni od daty popełnienia wykroczenia. Jeżeli ten termin nie zostanie dochowany, to sprawa jest kierowana do sądu. Policja jedynie respektuje prawo. Nie byłoby tego problemu, gdyby możliwość ukarania mandatem karnym była wydłużona w czasie - tłumaczy komisarz Henryk Kot z wydziału ruchu drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.

- Na szczęście sądy nie są tak rygorystyczne w doprowadzaniu na rozprawę. Jeśli przyłapany przez fotoradar letnik napisze pismo, w którym przyzna się do popełnienia wykroczenia, sąd może wydać orzeczenie zaocznie - tłumaczy J. Lewiński.

Ale sprawa w sądzie jest nieunikniona. Po trzydziestu dniach nie ma już możliwości wystawienia mandatu. - Policjant ma prawo do przedłużenia czynności wyjaśniających. I obywatel nic na to nie poradzi. Jeśli ustalania policyjne potrwają dłużej niż miesiąc, musi stawić się w sądzie - konkluduje J. Lewiński.

Technika i prawo

Fotoradar jest urządzeniem przeznaczonym do pomiaru prędkości pojazdów. Fotoradar wykonuje zdjęcia fotograficzne pojazdom przekraczającym ustawioną prędkość progową. W zależności od tego, jak jest zamontowany, może mierzyć prędkość pojazdu zbliżającego się lub oddalającego od fotoradaru.

Wykonane przez fotoradar zdjęcia są zapisywane na nośniku elektronicznym lub na kliszy fotograficznej. Fotoradar rejestruje następujące elementy: samochód, numer rejestracyjny, wizerunek kierującego, datę i godzinę zdarzenia, miejsce popełnienia wykroczenia, prędkość, z jaką jechał kierujący, prędkość dozwoloną. Wszystkie te informacje są uwidocznione na zrobionym przez fotoradar zdjęciu.

Właściciel pojazdu, który przekroczył dozwoloną prędkość, otrzymuje wezwanie do jednostki Policji w celu potwierdzenia tożsamości kierującego i uiszczenia mandatu. W przypadku gdy samochód prowadził ktoś inny, właściciel zobowiązany jest wskazać kierującego. Przekroczenie prędkości to nie jedyne wykroczenie, za które można zapłacić mandat. Na zdjęciu może być widać, czy kierowca rozmawia przez telefon komórkowy, ma zapięte pasy, a pojazd, którym kieruje, ma włączone światła.

Punkty za wykroczenia są sumowane, zaś grzywna w przypadku zbiegu kilku czynów maksymalnie może wynieść 1000 zł. Fotoradary umieszczane są w różnych miejscach na drogach całego kraju zarówno w miastach, jak i na obszarach pozamiejskich.

Podstawę stosowania fotoradarów stwarza art. 15 ust. 1 pkt 5a ustawy o Policji, który nadaje policji uprawnienia obserwowania i rejestrowania przy użyciu środków technicznych obrazu zdarzeń w miejscach publicznych.

Reklama

Miłosz Marczuk


Bartosz Grohman, adwokat z Kancelarii Prawnej White & Case

Po 30 dniach sprawa musi trafić do sądu grodzkiego. To jest oczywiście pechowa sytuacja, kiedy łapie nas radar w drodze na wakacje. Policja ma tego świadomość i informuje ludzi, żeby przestrzegali przepisów. Wyobraźmy sobie, że ktoś z Suwałk jedzie do Kotliny Kłodzkiej i dostaje po 30 dniach zawiadomienie do kłodzkiego sądu. Sąd zawiadamia obwinionego o terminie sprawy. Jeżeli obwiniony chce się przyznać, to istnieje możliwość wydania wyroku w trybie nakazowym i ukarania go bez przeprowadzania postępowania dowodowego. Jeżeli policja nie nadąży z wysłaniem zawiadomienia, to jest to tylko na szkodę człowieka złapanego na fotoradar.

Not. MM

młodszy inspektor Mariusz Wasiak, Wydział Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji

Policja stara się wykonać wszystkie czynności w terminie 30 dni. Termin ten liczony jest od ujawnienia wykroczenia, a nie od wystawienia wezwania. Część zdjęć wymaga wywołania, więc termin liczony jest od chwili odczytania zdjęcia przez funkcjonariusza. Nikt nie zgłaszał nam skarg na nierzetelność funkcjonariuszy. Rygor 30 dni sprawia, że czasem jest trudno dotrzymać tego terminu z przyczyn obiektywnych. Wówczas nie pozostaje nic innego, jak skierować sprawę do sądu. Rozwiązaniem może być wdrożenie systemu Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, dzięki któremu od razu będzie znany właściciel lub posiadacz auta. Być może powinniśmy się wzorować na innych krajach, gdzie właściciel pojazdu jest ścigany w trybie administracyjnym, a nie karnym. Chodzi o to, żeby właściciel ponosił odpowiedzialność za to, że jego pojazdem dopuszczono się wykroczenia.
Not. Piotr Kowalski

Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »