Jedni leczą, inni zarabiają?

Spijanie śmietanki i wybieranie rodzynków, czyli nastawienie się na usługi dające zysk. Taki stereotyp przylgnął do sektora prywatnego w naszej ochronie zdrowia. Jest uzasadniony? To pytanie staje się znowu aktualne za sprawą planowanych przepisów mających powstrzymać komercjalizację szpitali.

Ministerstwo Zdrowia chce odejść od konieczności przekształcania szpitali w spółki kapitałowe w przypadku wystąpienia finansowej straty, a jeśli szpital jest już prowadzony w formie spółki - zakazać zbywania jego akcji i udziałów podmiotom prywatnym, aby nie stawały się one właścicielem większościowym.

Projekt tej regulacji był jednym z punktów wyjścia dyskusji panelowej o prywatnym kapitale w polskim systemie ochrony zdrowia podczas VIII Europejskiego Kongresu Gospodarczego (Katowice, maj 2016 r.).

W kręgu zaklęć i stereotypów

Jak wskazywał Jakub Szulc, ekspert ochrony zdrowia w firmie analitycznej EY, były wiceminister zdrowia, właściwie od początku transformacji ustrojowej w powszechnej opinii utrwalany jest pogląd, że "placówki publiczne leczą, a prywatne zarabiają". - Skąd taki pogląd? - pytał.

Reklama

Zdaniem Marcina Szulwińskiego, prezesa Grupy Nowy Szpital Sp. z o.o., mamy w Polsce do czynienia z totalnym pomieszaniem pojęć. - Utarło się myślenie, że za prywatną usługę musimy płacić, a świadczona w publicznym podmiocie jest bezpłatna. Takie przeciwstawianie obu sektorów jest u nas elementem gry politycznej - twierdzi.

Dodaje, że w całej opiece zdrowotnej niczego nie ma za darmo: - Wszystko ma swój koszt i cenę, tyle że sposób rozliczenia jest różny - tłumaczył prezes Szulwiński. W jego opinii warto od czasu do czasu przypominać, dlaczego prywatny kapitał pojawił się w naszej ochronie zdrowia.

- Na początku lat 90. ubiegłego wieku lekarze brali sprawy w swoje ręce, organizując za własne pieniądze pierwsze prywatne przychodnie, które nie były już w stanie funkcjonować jako jednostki publiczne - zaznacza Szulwiński. - Należy ponadto odróżnić źródło finansowania świadczeń, którym w Polsce jest przede wszystkim NFZ, od źródła kapitału inwestowanego w placówki medyczne - uzupełniał Jakub Szulc.

O czym właściwie mówimy?

Czy obawa obecnie rządzących przed niekontrolowaną prywatyzacją (zwaną bardziej dosadnie dziką), utrudniającą mniej zamożnym obywatelom dostęp do leczenia, jest uzasadniona? Zdaniem Szulca - nie.

- Na 187 publicznych ZOZ-ów przekształconych dotychczas w samorządowe spółki kapitałowe, tylko w 36 przypadkach doszło do prywatyzacji, czyli przejęcia większości udziałów przez niepublicznego inwestora - argumentuje były wiceminister zdrowia.

Zwraca zarazem uwagę, że w Polsce niemal 100% placówek podstawowej opieki zdrowotnej i 80% ambulatoryjnej opieki specjalistycznej jest sprywatyzowanych i to politykom nigdy nie przeszkadzało. - Teraz okazuje się, że POZ i AOS owszem, mogą być prywatne, ale szpitale już nie - dodał Jakub Szulc.

Uczestnicy dyskusji wskazywali szereg powodów, dla których lęk przed "dziką" prywatyzacją szpitali w Polsce jest bezpodstawny. - Każda z dwóch największych sieci niepublicznych szpitali w Polsce ma zaledwie po 1 procencie udziału w całym krajowym rynku lecznictwa stacjonarnego. O czym więc mówimy? - pytał retorycznie prezes Szulwiński.

O równości podmiotów...

Z kolei Dariusz Dziełak, dyrektor Departamentu Analiz i Strategii Centrali NFZ, nie zgadzał się z tezą, że w Polsce brakuje równości podmiotów prywatnych i publicznych w dostępie do publicznego finansowania leczenia szpitalnego. - Nie wstydzimy się mówić o prywatnym kapitale, jeśli ma służyć pacjentowi - podkreślał i przytoczył dane dotyczące kontraktowania.

- W 2015 r. wartość kontraktów zawartych przez prywatne szpitale z NFZ wyniosła 3,6 mld zł, co stanowi 11% publicznych środków na leczenie szpitalne - mówi dyrektor Dziełak.

- Łączna wartość kwoty kontraktów dla prywatnych szpitali wzrosła od 2009 r. o 98%. Czy to jest regres w finansowaniu niepublicznych lecznic? - pytał Dariusz Dziełak, zaznaczając, że przedstawione dane nie obejmują przekształconych w spółki samorządowe dawnych SPZOZ-ów.

... i słynnej śmietance

- Opinia, że prywatny sektor w ochronie zdrowia spija wyłącznie śmietankę, poprzez wybieranie najbardziej opłacalnych usług medycznych, jest nieprawdziwa. Przecież działamy w dokładnie tych samych uwarunkowaniach prawnych i finansowych regulowanych przez państwo, w jakich funkcjonuje lecznictwo publiczne - podkreślała Anna Rulkiewicz, prezes Grupy Lux Med.

W przychodach tej firmy kontrakty z NFZ stanowią kilkanaście procent. Jak wskazuje prezes Rulkiewicz, jest to kolejny dowód na to, że Polacy wybrali różnorodność oferty i możliwość korzystania z wielu form opieki zdrowotnej, także w placówkach niepublicznych.

- Nasza Grupa angażuje coraz większe środki w podnoszenie jakości świadczeń. Dlatego bardzo niepokoją nas plany resortu zdrowia, zmierzające do ograniczenia możliwości funkcjonowania prywatnych podmiotów na mapie lecznictwa stacjonarnego - stwierdza prezes Rulkiewicz.

Jej zdaniem w tej recepcie na poprawę sytuacji w ochronie zdrowia chodzi o "wycięcie prywatnych, bo wtedy będzie mniej bolało". - Takie podejście dziwi tym bardziej że w polskim systemie opieki zdrowotnej występuje tak poważny deficyt pieniędzy! - zaznacza.

O tym, dlaczego w Polsce rozwija się prywatny sektor ochrony zdrowia, mówiła także Agnieszka Szpara, prezes zarządu Affidea Polska. Wskazywała, że mieszkańcy większych miast są bardziej skłonni do korzystania z płatnych, komercyjnych usług medycznych. W mniejszych miejscowościach znacznie częściej wybiera się świadczenia finansowane w ramach NFZ.

- Każdy chce mieć lekarzy, w tym specjalistów, możliwie blisko. Często jest to uzasadnione. Przecież nowoczesna medycyna powinna być dostępna także w mniejszych ośrodkach, oddalonych od dużych placówek. Tej dostępności nie uda się osiągnąć bez prywatnego kapitału - argumentowała Agnieszka Szpara.

- Jednym z sukcesów prywatnego sektora w ochronie zdrowia jest to, że weszliśmy, między innymi z nowoczesną kardiologią, do Polski powiatowej - potwierdzał opinię przedmówczyni dr Zbigniew Czyż, przewodniczący Rady Nadzorczej American Heart of Poland S.A.

- W ciągu ostatnich 25 lat rynek medyczny w naszym kraju rozwijał się przede wszystkim dzięki konkurencji, także z udziałem prywatnych placówek. Polacy chcą różnorodności umożliwiającej wybór świadczeniodawcy - mówi Anna Rulkiewicz.

Podkreśla, że państwo powinno prowadzić dialog z prywatnym sektorem. - Przecież aktywność inwestorów w Polsce oznacza napływ kapitału pomagającego tworzyć infrastrukturę i wdrażać nowoczesne technologie medyczne - przekonuje prezes Lux Medu.

Także w opinii Jakuba Szulca konkurowanie nie wyklucza możliwości koordynacji działań sektora publicznego i prywatnego. - Przykładów takiej udanej współpracy nie brakuje - zaznacza. - Straszenie prywatyzacją do niczego pozytywnego nie doprowadzi.

Wojciech Kuta

Więcej informacji w miesięczniku "Rynek Zdrowia"

Dowiedz się więcej na temat: prywatyzacja szpitali | szpitale | szpitale zadłużenie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »