Kalifat zorganizowanego terroru i biznesu

Islamskie państwo skutecznie opiera się interwencji. Amerykańska ofensywa nie przyniosła dotąd spodziewanych efektów. Kalifat terroru finansowany jest m.in. ze sprzedaży ropy wydobywanej z kilkuset szybów na terenie Iraku.

Z jednej strony najpotężniejsze państwo świata, wspierane przez coraz liczniejszą grupę koalicjantów, z drugiej - najbogatsze ugrupowanie terrorystyczne w historii. Pierwsi każdego dnia wydają na naloty na pozycje drugich niemal tyle samo, co tamci na całe swoje oddziały przez miesiąc. Mimo, że amerykańska operacja wojskowa przeciw Państwu Islamskiemu trwa już prawie od roku, na razie nie przyniosła spodziewanych efektów.

Samozwańczy kalifat został trochę osłabiony militarnie i finansowo, ale nadal kontroluje spore obszary Syrii i Iraku. Nadal zdobywa pieniądze - ze sprzedaży ropy naftowej, zabytków archeologicznych, z dotacji od zagranicznych sympatyków i ze zwykłych wymuszeń rozbójniczych od mieszkańców.

Reklama

Skąd się wzięło Państwo Islamskie i w jaki sposób budowało swoją pozycję militarną i finansową? Rok temu - 29 czerwca 2014 r. - dżihadystyczna organizacja Islamskie Państwo Iraku i Syrii (ISIS lub ISIL) zmieniło nazwę na Państwo Islamskie, proklamując jednocześnie powstanie kalifatu, czyli nawiązującej do średniowiecza formy rządów, w której przywódca - kalif - jest uznawany za politycznego i religijnego następcę Mahometa, a tym samym zwierzchnikiem wszystkich muzułmanów na świecie. Fakt ten, a także prowadzona wówczas przez bojowników ofensywa w Iraku i okrucieństwa dokonywane przez nich na zajętych obszarach skłoniły Amerykanów, którzy dopiero co wycofali się znad Tygrysu i Eufratu, do powrotu i rozpoczęcia - z pomocą międzynarodowej koalicji - nalotów na pozycje PI.

Mimo że ofensywa dżihadystów, która w pewnym momencie była już u wrót Bagdadu, została powstrzymana, a naloty spowodowały duże straty w szeregach bojowników, ugrupowanie nie zostało pokonane. Nadal kontroluje na terytorium Iraku i Syrii obszar o wielkości połowy Polski, zamieszkały przez ok. 8 mln ludzi. Na dodatek wciąż przyciąga nowych rekrutów, a przywództwo kalifa uznają kolejne grupy zbrojne z różnych części świata.

Taką zdolność do szybkiego odbudowania swoich struktur Państwo Islamskie pokazuje nie pierwszy raz, a kluczowym czynnikiem, który to umożliwia są pieniądze.

Klątwa Saddama

Choć świat usłyszał o ISIS w pierwszej połowie zeszłego roku, geneza ugrupowania sięga czasów jeszcze sprzed rozpoczęcia w 2003 r. amerykańskiej interwencji zbrojnej w Iraku, której celem było obalenie Saddama Husajna. Założona w 1999 r. przez Jordańczyka Abu Musaba al-Zarkawiego Grupa Monoteizm i Dżihad początkowo miała na celu obalenie dynastii panującej w jego ojczyźnie, ale rozgłos zdobyła działaniami w ogarniętym powojennym chaosem Iraku. Jesienią 2004 r. uznała ona zwierzchnictwo Osamy bin Ladena i od tej pory funkcjonowała pod nieformalną nazwą al-Kaida w Iraku (AQI). W 2006 r. wraz z kilkoma mniejszymi ugrupowaniami zbrojnymi utworzyła ona Radę Zgromadzenia Mudżahedinów, która później proklamowała Islamskie Państwo Iraku (ISI).

Wskutek amerykańskiej ofensywy w Iraku w 2007 r. organizacja została niemal doszczętnie rozbita. W 2010 r. kierownictwo nad nią przejął Abu Bakr al-Baghdadi, doktor studiów islamskich i imam w jednym z meczetów, który do kierownictwa organizacji włączył wielu wojskowych służących niegdyś reżimowi Saddama. Po wybuchu w sąsiedniej Syrii w 2011 r. rewolty przeciw rządom Baszara al-Asada, ISI zaczęło tam wysyłać swoich ludzi, którzy działając pod nazwą Front al-Nusra zyskali spore wpływy wśród przeciwników Asada. Dwa lata później al-Baghdadi, wbrew stanowisku obecnego przywódcy al-Kaidy Ajmana al-Zawahiriego, połączył obie organizacje, zaś w lutym 2014 r. zerwał - i tak już tylko formalne - związki z al-Kaidą. W tym właśnie czasie Islamskie Państwo Iraku i Syrii zaczęło prowadzić ofensywę, której efektem było przejęcie na pewien czas kontroli nad połową terytorium obu państw, a zwieńczeniem ogłoszenie się przez al-Baghdadiego kalifem.

Parapaństwowa machina

Wbrew nazwie, Państwo Islamskie nie jest państwem w rozumieniu prawa międzynarodowego, lecz jest podmiotem pozapaństwowym (non-state actor). Mimo że posługuje się symbolami państwowymi, jak flaga, godło czy hymn i kontroluje spore obszary, na których ustanawia swoje porządki, nie posiada na razie kluczowych atrybutów państwowości - z powodu toczących się walk nie można mówić o istnieniu określonego terytorium ze stałą ludnością, a władze nie mają zdolności wchodzenia w relacje międzynarodowe. Teoretycznie nie można wykluczyć, że brakujące atrybuty państwowości Państwo Islamskie nabędzie, podobnie jak miał je powiązany z al-Kaidą ruch Talibów, który w latach 1996-2001 kontrolował niemal całe terytorium Afganistanu i był uznawany za legalne władze tego kraju przez trzy inne państwa. Sama zaś organizacja Osamy bin Ladena żadnych zrębów państwowości nigdy nie tworzyła.

Tym, co jeszcze odróżnia Państwo Islamskie od innych organizacji terrorystycznych, są sposoby finansowania i wydawania pieniędzy oraz skala na jaką to robi. Ponieważ ugrupowanie al-Baghdadiego pretenduje do tego, by być państwem, nie polega na jednym głównym źródle dochodów (jak porwania dla okupu czy dotacje zewnętrzne), lecz rozwinęła cały system ich zdobywania, który częściowo przypomina działalność państwową.

Według opublikowanego w lutym tego roku raportu Financial Action Task Force (FATF), międzyrządowej organizacji do zwalczania prania brudnych pieniędzy, głównymi źródłami dochodów Państwa Islamskiego są, w kolejności od najistotniejszego: nielegalne eksploatowanie kontrolowanych terytoriów, porwania dla okupu, dotacje, wsparcie materialne od zagranicznych bojowników i zbieranie funduszy poprzez nowoczesne środki komunikacji.

Zwłaszcza ta pierwsza kategoria jest rozbudowana, bo Państwo Islamskie zdobywa pieniądze wykorzystując system bankowy, złoża ropy naftowej, gazu ziemnego i innych surowców naturalnych, uprawy rolne, zabytki archeologiczne, ludzi, a także pobierając rozmaite możliwe opłaty i przejmując pensje sektora państwowego. - ISIS próbuje przedstawić pewien poziom wyrafinowania i sformalizowany, strukturalny system wewnętrznego zarządzania finansowego poprzez wystawianie rachunków za pobierane opłaty. Podczas gdy ISIS określa swoje działania jako "opodatkowanie" czy "datki dobroczynne", w rzeczywistości funkcjonuje tam system wymuszeń, w którym za niedobrowolną "dotację" kupuje się chwilowe bezpieczeństwo lub czasową możliwość dalszego prowadzenia interesów - napisano w raporcie FATF.

Pompowanie ropy i pieniędzy

Znaczną część zasobów finansowych Państwa Islamskiego pochodzi z oddziałów irackich banków, które znajdują się na kontrolowanym terenie, przy czym odmiennie traktuje ono te państwowe i prywatne. Pierwsze uznaje - będąc we własnej opinii państwem - za swoją własność, drugim pozwala działać, pobierając jedynie opłatę za wszelkie operacje finansowe. Ma to taką zaletę, że pozwala jednocześnie czerpać profity, jak i utrzymywać system bankowy, który jest niezbędny do funkcjonowania quasi-państwa. Według amerykańskich szacunków, wartość aktywów przejętych w samej tylko gotówce w oddziałach irackich banków wyniosła w drugiej połowie 2014 r. co najmniej równowartość pół miliarda dolarów, choć fakt, że były to irackie dinary nieco utrudniał ich zewnętrzne użycie.

Podobnie jest z instalacjami naftowymi i gazowymi na kontrolowanych terenach (w samej tylko irackiej części znajdowało się 350 szybów naftowych). Państwo Islamskie doceniając ich znaczenie dla gospodarki stara się utrzymywać wydobycie i przetwórstwo ropy, choć ograniczone możliwości techniczne powodują, że wykorzystywane jest tylko ok. jednej piątej mocy produkcyjnych. Większa część ropy sprzedawana jest lokalnej ludności (co także przyczynia się do działania gospodarki) w niewielkiej odległości od rafinerii, a reszta pośrednikom i przemytnikom, którzy sprzedają ją dalej ze swoją marżą. Tym niemniej, nawet biorąc pod uwagę te ograniczenia, dochody uzyskiwane z sektora naftowego są dość pokaźne, choć niełatwe do ustalenia. Szacuje się, że Państwo Islamskie w połowie zeszłego roku produkowało 50-60 tysięcy baryłek ropy dziennie (co stanowiło ok. 10 proc. możliwości), którą sprzedawało po ok. 30 dol. za baryłkę. To daje dochód w wysokości 1,5-1,8 mln dol. dziennie, czyli 550-650 mln dol. rocznie. Choć pojawiają się też opinie, że dzienny dochód wynosił od 1 mln do 3 mln dol.

Pewne jest natomiast, że od połowy zeszłego roku te dochody się zmniejszyły, co było spowodowane zarówno zniszczeniami instalacji wskutek nalotów koalicji, jak i spadkiem cen ropy na światowych giełdach.

O ile szlaki przemytu ropy naftowej i produktów pochodnych są wykorzystywane od dawna, to przerzut innych surowców jest zjawiskiem nowym. Wiadomo jednak, że na terenie Państwa Islamskiego w Iraku i Syrii znajdują się złoża siarki i fosforu, a także ważne zakłady, w których powstaje z nich kwas siarkowy i kwas fosforowy i te substancje Państwo Islamskie próbuje sprzedawać - podobnie jak w przypadku ropy, poniżej ceny rynkowej. Szacuje się, że może to przynosić dochody rzędu od kilkudziesięciu do nawet kilkuset milionów dolarów rocznie.

Podatek w naturze

Trzecim ważnym polem eksploatacji kontrolowanych terenów jest produkcja żywności. Według Organizacji NZ ds. Żywności i Rolnictwa (FAO), w rękach Państwa Islamskiego znajduje się 40 proc. terenów uprawnych w Iraku. Funkcjonariusze PI biorą od rolników określony procent zbiorów traktując to jako zakat, czyli muzułmański podatek od majątku pobierany w imieniu wspólnoty, ale także konfiskują maszyny i urządzenia rolnicze, które następnie dzierżawią ich dotychczasowym właścicielom.

Dodatkową korzyścią z przejęcia kontroli nad produkcją rolną jest to, że można sterować dystrybucją żywności, ograniczając dostawy na tereny niechętne nowej władzy, a zwiększając do popierających ją.

Na terytorium Państwa Islamskiego znajduje się też spora część stanowisk archeologicznych Iraku i Syrii (tylko w tym drugi kraju jest 4500 takich miejsc). Choć niedawno świat obiegły informacje o niszczeniu przez bojowników Państwa Islamskiego starożytnej Palmyry w Syrii, to zarazem próbują oni sprzedać wszystko, co tylko da się przetransportować. A chodzi o zabytki mające kilka tysięcy lat.

Ze względu na czarnorynkowy charakter transakcji bardzo trudno oszacować zyski z tego procederu, ale według danych przejętych przez irackie siły bezpieczeństwa, zabytki przemycone z Syrii przyniosły kilkadziesiąt milionów dolarów, choć też pojawiają się oceny, że może to być drugie co do znaczenia źródło dochodów Państwa Islamskiego.

Wreszcie kalifat czerpie zyski z podatków, opłat celnych czy innych "dobrowolnych" datków. Specjalne podatki nakładane są na chrześcijan i cudzoziemców, na osoby prowadzące własne przedsiębiorstwa, opłatom drogowym i celnym podlega transport wszelkich towarów przez jego terytorium. Formalnie wygląda to jak wykonywanie uprawnień państwa, w praktyce jednak jest to raczej działalność rozbójnicza, bo pobieranie tych opłat odbywa się pod groźbą zniszczenia interesu, skonfiskowania towaru czy pod lufą karabinu. - Są informacje, że ludzie w Mosulu, którzy chcą wypłacić pieniądze z własnego rachunku bankowego muszą przekazać "dobrowolny" datek na rzecz Państwa Islamskiego.

Na dodatek Państwo Islamskie przejmuje część pensji, którą władze w Bagdadzie wypłacają pracownikom sektora publicznego - nauczycielom, lekarzom, urzędnikom - nawet jeśli ci nie mają obecnie możliwości pracy. Według Akiego Peritza, byłego analityka CIA ds. terroryzmu, tylko w Mosulu - drugim co do wielkości mieście Iraku i największym w Państwie Islamskim - te transfery wynoszą 130 mln dol. miesięcznie, z czego Państwo Islamskie konfiskuje nawet połowę. To oznacza w skali roku zastrzyk finansowy rzędu nawet kilkuset milionów dolarów.

Jeśli chodzi o pozostałe - poza eksploatowaniem zajmowanego terytorium - źródła dochodów Państwa Islamskiego, to są one zauważalnie mniejsze. Druga co do znaczenia pozycja w raporcie FATF, czyli porwania dla okupu, miała w zeszłym roku przynieść dochód w wysokości 20-45 mln dol. Szacunki są bardzo szerokie, bo fakt płacenia okupu zwykle jest ukrywany, ale też wiadomo, że zyski z tej działalności rosną. Zwraca uwagę fakt, że dotacje zewnętrzne, w tym te poprzez różnego rodzaju rzekome organizacje pozarządowe czy charytatywne, które w przypadku al-Kaidy stanowiły podstawę finansowania, dla Państwa Islamskiego są jedynie marginesem. Co nie znaczy, że nie otrzymuje ono czasem w ten sposób większych sum z zagranicy - najczęściej w tym kontekście wymieniany jest Katar.

Podobnie jest ze wsparciem materialnym od cudzoziemskich bojowników, którzy często sami opłacają podróż, płacą za swoje utrzymanie na miejscu bądź nawet przywożą ze sobą jakieś pieniądze, czy też ze środkami zbieranymi poprzez nowoczesne środki komunikacji (służą do tego są np. międzynarodowe karty telefoniczne typu pre-paid) - ma to raczej znaczenie symboliczno-propagandowe niż realnie wpływające na budżet Państwa Islamskiego.

Miliony dla armii

Kontrolowanie terytorium daje bojownikom możliwości, jakich inne grupy jak al-Kaida nigdy nie miały - mówił w rozmowie z CNN Matthew Levitt z Washington Insitute for Near East Policy.

Budżet po zsumowaniu wszystkich wymienionych źródeł dochodu, robi się rzeczywiście pokaźny. Według danych przejętych w połowie zeszłego roku przez iracki wywiad, Państwo Islamskie dysponowało aktywami w wysokości 2 mld dol., co czyniło je najbogatszą organizacją terrorystyczną na świecie. Dla porównania - aktywa szyickiego Hezbollahu były w 2011 r. szacowane na 200-500 mln dol., Talibów w Afganistanie na 70-400 mln dol., a kolumbijskiej partyzantki FARC na 80-350 mln dol.

Różnica - oprócz tego, że majątek Państwa Islamskiego jest kilka-kilkanaście razy większy - jest taka, że organizacja al-Baghdadiego bardzo skrupulatnie prowadzi swoją księgowość, zapisując wszelkie wypływy i wydatki, a po drugie - nie chce być tylko ugrupowaniem terrorystycznym, lecz państwem. Wobec tego ma jej wydatki nie ograniczają się do zakupu uzbrojenia i wypłaty żołdu. Szacunki, co do tego, ile on wynosi są bardzo różne. Według cytowanego już raportu FATF, przeciętne wynagrodzenie bojownika Państwa Islamskiego to 350-500 dol., co biorąc pod uwagę, że ich liczba wynosi 20-30 tys. oznacza comiesięczne wydatki rzędu 10 mln dol. Ale wypłaty są bardzo zróżnicowane w zależności od umiejętności bojownika i w przypadku niewyszkolonych może on wynosić zaledwie ok. 50 dol. Po drugie, na podstawie innych źródeł, wydaje się, że ta średnia może być nieco zawyżona. Po trzecie, oprócz żołdu bojownicy otrzymują szereg "świadczeń socjalnych", jak choćby zasiłki na żony i dzieci, które wypłacane są także w przypadku śmierci lub wzięcia do niewoli.

Prawo i porządek

Sukces organizacji al-Baghdadiego opiera się w dużej mierze na działaniach propagandowych. Przy czym nie chodzi tu tylko o prowadzone przez nią stacje telewizyjne, czasopisma czy strony internetowe - zresztą bardzo profesjonalne - których przekaz ma trafiać do potencjalnych rekrutów, ale o rzeczy dostrzegane przez zwykłych Irakijczyków czy Syryjczyków.

Dlatego Państwo Islamskie wykłada spore pieniądze na subsydiowanie jedzenia, konserwację sieci elektrycznej czy wodociągowej, pomoc społeczną dla najuboższych. Przed kilkoma miesiącami do internetu trafiło nawet nagranie, na którym władze samozwańczego kalifatu sadzą przy ulicach drzewa. Na czas wypłacane są pensje. Dla irackich sunnitów, którzy po obaleniu Saddama zaczęli się czuć obywatelami drugiej kategorii, na dodatek w kraju, gdzie od 2003 r. nie było ani chwili spokoju oraz dla Syryjczyków umęczonych trwającą od czterech lat wojną domową, wizja uporządkowanego, dbającego o porządek i przestrzeganie prawa Państwa Islamskiego może się wydać atrakcyjną propozycją.

Prawdopodobnie także część funduszy zdobywanych przez Państwo Islamskie jest odkładana na trudne czasy, tak aby w przyszłości można było odbudować organizację. - Jeśli przeszłość może być wzorcem, interwencja (koalicji - red.) prawdopodobnie osłabi Państwo Islamskie militarnie, ale to pieniądze są warunkiem koniecznym, bo mogło się ono zrekonstruować, podobnie jak to było po wycofaniu się Amerykanów z Iraku - podkreśla Patrick B. Johnson, ekspert ds. wojskowości z kalifornijskiego think-tanku RAND Corporation.

Kosztowna wojna

Problem w tym, że nawet militarne efekty rozpoczętej w sierpniu zeszłego roku operacji koalicji przeciw Państwu Islamskiemu na razie są nieprzekonujące. Straciło ono wprawdzie ok. 30 proc. terenów zajmowanych wcześniej w Iraku, ale północno-zachodnie prowincje nadal są pod jego kontrolą, podobnie jak połowa terytorium Syrii. Za to zdobywa ono przyczółki w górach na granicy Libanu.

Według szacunków, w nalotach zginęło do tej pory 13-21 tys. bojowników, ale cały czas szeregi organizacji zasilają nowi i trudno powiedzieć, by jej siła militarna znacząco spadła. Wskutek nalotów zniszczonych została część instalacji naftowych i rafinerii, co zmniejszyło możliwości produkcji i sprzedaży ropy naftowej przez Państwo Islamskie, a biorąc pod uwagę, że jednocześnie w drugiej połowie zeszłego roku mocno spadły ceny surowca na giełdach, jedno z głównych źródeł finansowania zostało poważnie osłabione.

Nie dochodzą jednak żadne informacje, by wśród mieszkańców narastał bunt przeciw samozwańczemu kalifowi. Rosną natomiast koszty operacji. Według informacji zamieszczonej na stronie internetowej amerykańskiego Departamentu Obrony, do początku czerwca całkowite wydatki na operację wyniosły 2,74 mld dol., co oznacza, że średni dzienny jej koszt to 9,1 mln dol.

Jerzy Jakubowski

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: Irak | Państwo Islamskie | ropa naftowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »