KGHM: kto zarobił na Kongu

O kulisach inwestycji KGHM Polska Miedź w Kongu i zagrożeniach, jakie niosła ona dla osób zajmujących się tym projektem, opowiadał w piątek przed Sądem Rejonowym w Lubinie (Dolnośląskie) prezes firmy King&King, który jest świadkiem w procesie byłych prezesów miedziowego koncernu.

O kulisach inwestycji KGHM Polska Miedź w  Kongu i zagrożeniach, jakie niosła ona dla osób zajmujących się  tym projektem, opowiadał w piątek przed Sądem Rejonowym w Lubinie  (Dolnośląskie) prezes firmy King&King, który jest świadkiem w  procesie byłych prezesów miedziowego koncernu.

"Cały interes KGHM w Kongu polegał na wytransferowaniu z jego kasy, pod pozorem tej inwestycji, milionów dolarów na konta bliżej nieokreślonych osób" - powiedział przed sądem prezes firmy King&King. Spółka na mocy umowy z KGHM zajmowała się afrykańskim projektem.

Byli prezesi KGHM (w latach 1999-2001) w procesie tym są oskarżeni o bezzasadne wydatki z kasy lubińskiej spółki i narażenie jej na straty w wysokości ponad 15 mln zł.

W procesie chodzi m.in. o zlecenie przez byłego prezesa Mariana K. oraz wiceprezesa Marka S. ochrony osobistej dla siebie i członków swoich rodzin oraz własnych majątków, zamówienie systemu zabezpieczenia biura, w tym przeciwdziałania szpiegostwu gospodarczemu, za ok. 7,7 mln zł. Zdaniem prokuratury ochrona nie należała się prezesom, a system zabezpieczeń był zbędny.

Reklama

Sami oskarżeni twierdzą, że ochrona była im potrzebna w związku z groźbami, jakie ich spotykały m.in. w czasie gdy rozpoczęli badanie inwestycji swoich poprzedników w Kongu. Ich zdaniem inwestycja była nietrafiona. Chodziło m.in. o to, że KGHM nie był właścicielem złoża.

Prezes King&King wyjaśnił, że jego firma związana była z koncernem umową przewidującą, że jego spółka odzyska dla Polskiej Miedzi pełne prawa do złoża w Kongu.

Świadek powiedział, że w czasie, gdy jego firma zajęła się inwestycją KGHM w Kongu, "członkowie zarządu King&King mieli ochronę", bo też czuli się zagrożeni. Dodał, że był szantażowany przez obywatela kongijskiego, który żądał od niego 1 mln USD. Ponadto mówił o głośnych swego czasu "spreparowanych oskarżeniach wobec jego spółki, jakoby miała w Kongu prowadzić nielegalny handel bronią".

"Z całą pewnością zarząd KGHM i ludzie, którzy chcieli wyjaśnić kwestie inwestycji KGHM w Kongu, mogli czuć się zagrożeni, ponieważ z kasy spółki giełdowej pod przykrywką bardzo rzekomej inwestycji wyprowadzono 14,5 mln USD" - zeznał prezes King&King.

Również żona Marka S., która zeznawała w piątek przed sądem, przytaczała przykłady wskazujące, że od czasu gdy mąż został wiceprezes KGHM, cała rodzina czuła się zagrożona. Opowiadała o groźbach w postaci sms-ów oraz o napadach na ich córkę.

W akcie oskarżenia wydatki m.in. na ochronę, wynajmowanie wilii w Podkowie Leśnej dla rodziny prezesa, czy inne przykłady decyzji byłych prezesów, prokuratura określiła jako niegospodarność. Prokurator nazywała decyzje prezesów jako "daleko posuniętą prywatę i złe zarządzanie" spółką Skarbu Państwa.

Sprawę inwestycji w Kongu już wcześniej badała prokuratura. Prezesom KGHM, którzy decydowali o tej inwestycji, nie postawiono zarzutów, a śledztwo umorzono. Obecne władze koncernu zapowiadają wycofanie się z tej inwestycji.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Demokratyczna Republika Konga | KGHM Polska Miedź SA | firmy | kasy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »