Lekarzy wciąż mamy za mało

Zarówno kształcenie przeddyplomowe przyszłych lekarzy, jak i podyplomowe jest dzisiaj jednym z najistotniejszych tematów poruszanych podczas dyskusji dotyczących przyszłości ochrony zdrowia. To ze względu na fakt, że liczba - statystycznie licząc - 2,3 lekarza na 100 tys. mieszkańców stawia Polskę na końcu stawki krajów europejskich.

W latach 2000-2009 spadała liczba absolwentów akademii medycznych, a po wejściu Polski do Unii Europejskiej ruszyła emigracja zarobkowo-szkoleniowa - przypomina zasadnicze powody takiej sytuacji dr Jacek Kozakiewicz, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Katowicach.

Jak wynika z danych Śląskiej Izby Lekarskiej, średnia wieku lekarzy w niektórych specjalnościach to już około 60 lat; np. chirurgów - 60 lat, ginekologów - prawie 58 lat, średnia wieku pediatrów - już powyżej 60 lat. Co trzeci lekarz ma 60 lat.

Ponieważ lekarzy brakuje, zapadły ministerialne decyzje o docelowym zwiększaniu liczby przyjęć na kierunki lekarskie do 20%. - Trzeba pamiętać, że standardy kształcenia wymagają posiadania odpowiedniej bazy dydaktycznej, zaplecza naukowo-badawczego i infrastruktury klinicznej.

Reklama

Bez spełnienia tego warunku zwiększanie limitu przyjęć może odbić się na jakości kształcenia. Tu potrzebne jest bardzo rozważne podejście - zaznacza prof. Barbara Jodłowska-Jędrych, prorektor ds. kształcenia Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.

Więcej, oby nie gorzej

Poza tym, jak tłumaczy prorektor, w minionych latach uczelnia mogła przyjąć w następnym roku o 2% więcej studentów, odnosząc ten limit do liczby studiujących osób. Obecnie obowiązuje nowy przepis, który mówi, że można zwiększyć limit o 2%, ale licząc go w odniesieniu do liczby studiujących na ostatnim roku.

Prof. Tomasz Grodzicki , prorektor ds. Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, też jest zdania, że jakość kształcenia to wymóg, którego nie można w żadnym wypadku złagodzić, nawet pod presją rosnącego zapotrzebowania na młode kadry lekarskie. Aby tę jakość utrzymać, konieczne jest znalezienie np. kolejnych miejsc, w których studenci mogliby odbywać zajęcia kliniczne. - Oczywiście możemy podpisać umowy ze szpitalami nieakademickimi, aby przyjąć więcej studentów, ale wtedy będziemy musieli im zapłacić, a poza tym nie mamy możliwości należytego nadzoru nad jakością dydaktyki w takich placówkach - mówi prorektor UJ.

Zauważa też, że szpitale nie są zainteresowane kształceniem studentów, bo muszą wówczas ponosić dodatkowe koszty.

Na dodatek, dzisiaj w wielu ośrodkach lekarze pracują wyłącznie na kontraktach, co nie sprzyja nauczaniu studentów. - Mam wątpliwości, przynajmniej patrząc z perspektywy Krakowa - czy możemy zwiększyć liczbę studentów, nie tracąc na jakości nauczania - rozważa prof. Tomasz Grodzicki. Uważa jednak, iż trzeba poszukiwać możliwości tworzenia uniwersytetów medycznych właśnie w mniejszych ośrodkach, jesteśmy bowiem krajem, który kształci najmniej lekarzy w porównaniu z innymi państwami Unii.

Problemowo proszę

Studenci uniwersytetów medycznych przyznają, że jakość kształcenia jest dla nich istotna. Ligia Kornowska, przewodnicząca Zespołu Młodych Menedz?erów Medycyny w Polskiej Federacji Szpitali, zwraca uwagę, że według niedawnego raportu NIK studenci bardzo dobrze oceniają asystentów, natomiast słabe noty wystawiają uczelniom za dostępność nauczania praktycznego, która jest trudna do realizacji w zbyt dużych, liczących nawet i 8 osób grupach.

Studenci oczekują też szerszego wprowadzania współczesnych metod nauczania, głównie problemowego. - W takim modelu tworzone są grupy z asystentem pełniącym rolę przewodnika pokazującego rzeczywisty problem kliniczny. Studenci rozwiązują ten problem, starają się postawić diagnozę, rozpoznanie różnicowe, zaproponować leczenie, późnej je modyfikować. Asystenci próbują wdrażać takie nauczanie, ale problemem są właśnie zbyt liczne grupy - mówi Ligia Kornowska.

Uniwersytety medyczne czynią jednak starania, by wprowadzać nowe metody nauczania. Na przykład w Uniwersytecie Medycznym w Lublinie - o czym przypomina prof. Barbara Jodłowska-Jędrych - odbywają się spotkania różnych specjalistów ze studentami V i VI roku, podczas których uczestnicy omawiają konkretne przypadki medyczne i podjęte leczenie. Uzupełnieniem nauczania są zajęcia praktyczne w centrach symulacji pozwalające na ćwiczenie procedur postępowania w określonych sytuacjach medycznych; w Lublinie taka nauka prowadzona jest w grupach 5-osobowych.

Z danych GUS wynika, że liczba studentów kierunku lekarskiego w 2011 roku wynosiła ponad 19 tys., a w roku akademickim 2015/16 założono kształcenie powyżej 21 tys. przyszłych lekarzy.

Efekt wzrastającej liczby lekarzy wchodzących do systemu odczujemy jednak dopiero w odległych latach. Rozwiązaniem, które miało nieco poprawić dostępność lekarzy dla pacjentów, pomimo braków kadrowych, był pomysł ograniczania liczby specjalizacji oraz wprowadzenia certyfikatów umiejętności.

Specjalizacje i umiejętności

Prof. Wojciech Bik, z-ca dyrektora ds. dydaktycznych i naukowych Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego, wylicza, że mamy 84 specjalizacje. Jego zdaniem można dyskutować, czy część z nich powinna być połączona. - W około 20 specjalizacjach CMKP odnotowuje niewykorzystanie ponad 50% miejsc specjalizacyjnych. To impuls, żeby zastanowić się nad systemem kształcenia i nad tym, czy niektórych specjalizacji stopniowo nie wygasić - poddaje pod dyskusję.

Prof. Tomasz Grodzicki uważa, że istnienie wielu specjalizacji, np. hipertensjologii, którą chciano likwidować, w niczym nie przeszkadza, bo ten sam zakres czynności może wykonywać wielu lekarzy innych dziedzin. - Myślę, że problem nie w ilości, ale w tym, co się potem dzieje - mówi. Doprecyzowuje: - Pytanie, czy NFZ musi tak bezwzględnie ulegać presji specjalistów krajowych, którzy wprowadzają wymagania określające, że pewne procedury może wykonywać wyłącznie specjalista w danej dziedzinie.

W opinii prof. Tomasza Szczepańskiego, prorektora ds. nauki Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, do pewnego stopnia obecność wielu specjalizacji szczegółowych wymusił postęp medycyny. Jak przypomina, aby lekarze kształceni w wąskich dziedzinach szybciej trafili do pacjentów, wprowadzono szkolenie modułowe.

To powodowało, że np. hematoonkolog dziecięcy po module podstawowym z pediatrii nie trafił na oddział dziecięcej nefrologii czy kardiologii. - Dlatego zasugerowaliśmy, żeby dać możliwość kształcenia w specjalizacjach szczegółowych, aby osoby, które będą się chciały zajmować zarówno pediatrią, jak i wąską specjalizacją, miały pełne kwalifikacje, by obejmować ordynaturę oddziałów specjalistycznych - mówi profesor, dowodząc potrzeby istnienia części wąskich specjalizacji.

W przekonaniu prof. Szczepańskiego, gdy mowa natomiast o certyfikatach, to porównanie specjalizacji i certyfikowanych umiejętności dowodzi, że nie dają one identycznej wiedzy: - Są kraje, w których wystarczy certyfikat czy nawet list potwierdzający, że dana osoba pracowała 5 lat w konkretnym miejscu i nabyła umiejętności. Pytanie tylko, czy jest to równoważne z odbytym kursem, stażami.

Jak zauważa prof. Wojciech Bik, umiejętności są potencjalnie wpisane w ustawę. CMKP nie jest przeciwne takiemu rozwiązaniu. Otwartą pozostaje jednak kwestia bardzo ścisłego doprecyzowania sposobu uzyskiwania umiejętności i ich zunifikowanego certyfikowania w każdej dziedzinie. Istotne jest, kto ma certyfikować, gdzie, według jakich procedur. - Dla wielu lekarzy, którzy praktykują poza dużymi ośrodkami akademickimi, byłoby dużym ułatwieniem uzyskanie kwalifikacji opartych na certyfikacie. Tak zdobyte umiejętności nie są co prawda specjalizacją, ale pozwoliłyby im podnieść status zawodowy, umożliwiły szersze kontraktowanie świadczeń w NFZ - uważa zastępca dyrektora CMKP.

Co mówią rezydenci

W dyskusjach o przyszłości kadr lekarskich ustawicznie powraca wątek emigracji młodych lekarzy, która pogłębia lukę pokoleniową. Według szacunków za granicę wyjeżdża ok. 7% lekarzy. Jako powód podają niskie zarobki na etacie, ale i złe warunki odbywania specjalizacji.

To, co dzisiaj niepokoi rezydentów, znajduje swoje potwierdzenie w wynikach ankiet. Najnowsza (ukończona 15 lutego), rozsyłana przez konsultanta krajowego, tym razem została przeprowadzona wśród prawie 300 lekarzy robiących specjalizację z okulistyki. 37% ankietowanych przyznało, że bardziej czuje się pracownikami administracyjno-biurowymi niż lekarzami. Aż 45% pytanych, czy chcą wyjechać za granicę po ukończeniu specjalizacji, odpowiedziało "tak". 21% spośród ankietowanych zmieniło miejsce specjalizacji ze względu na to, że ich zdaniem w poprzednim byli niewystarczająco szkoleni - przytacza dane ankiet y Łukasz Jankowski z Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.

Pytany o dobrze znane już postulaty młodych lekarzy zaznacza, że pensje rezydentów nie wzrosły i wciąż największym obok płac problemem pozostaje, jak się wydaje, niska jakość szkoleń w niektórych ośrodkach. Jak podkreśla Łukasz Jankowski, w wielu ośrodkach szkolenie specjalizacyjne jest należycie realizowane, a kierownicy specjalizacji wspierają młodych lekarzy. Nie można jednak nie zauważyć, że aż 71% pytanych we wspomnianej ankiecie odpowiedziało, że kierownik specjalizacji to stanowisko fikcyjne i nie ma on wpływu na szkolenie.

- Mamy do czynienia z problemem systemowym, co pokazuje fakt, że aż 63% rezydentów odpowiedziało, iż zmiana kierownika specjalizacji nic by nie dała - uważa.

- Rezydenci pośrednio przyznali, że jakość szkolenia wynika z braku wynagrodzenia dla takiej osoby. 25% pytanych odpowiadało, że ich zdaniem kierownik specjalizacji powinien dodatkowo zarabiać powyżej 1 tys. zł miesięcznie, zdaniem 61% - powyżej 500 zł.

I pieniądze, i powołanie

Zarobki etatowe wszystkich lekarzy ustawicznie są tematem emocjonalnych debat. Ile zarabiają? Według uzyskanych przez Śląską Izbę Lekarską danych z 55 szpitali stawka godzinowa lekarza po 40 r.ż., z II stopniem specjalizacji, zatrudnionego na etacie to niespełna 25 zł za godzinę. - Podajemy medianę, czyli wartość, która się najczęściej powtarzała, bo średnia czasami zafałszowuje obraz - informuje dr Jacek Kozakiewicz.

Przypomina, że od stycznia 2017 r. minimalna stawka godzinowa w gospodarce wynosi 13 zł za godzinę. - A jeśli tak, to czy to właściwe, jeśli lekarz specjalista na etacie zarabia 25 zł za godzinę pracy, a lekarz bez specjalizacji 17 zł? - rozważał, nawiązując do danych Izby.

Jak przypomina Łukasz Jankowski, niski poziom wynagrodzeń zmusza lekarzy do pracy w kilku miejscach. - Bywa, że media pisząc o rezydentach, gdy wysuwamy postulaty wyższych zarobków, nazywają nas pokoleniem millenialsów. Ale my nie chcemy pracować ponad siły i kosztem czasu dla rodziny, nawet po 300 godzin w miesiącu. Jak długo można tak pracować? - pytał w imieniu rezydentów.

- Można tak pracować co najmniej 30 lat - odpowiada pół żartem, pół serio prof. Tomasz Grodzicki. - Takie mam doświadczenia i mogę powiedzieć, że też zaczynałem od 15 dyżurów miesięcznie. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że taka sytuacja ma trwać, bo to fatalny model - mówi.

Prof. Tomasz Szczepański dodaje, iż jest oczywiste dla wszystkich, że etatowe zarobki lekarzy, w tym rezydentów, wynikają z niedofinansowania systemu ochrony zdrowia. Sam pracował poza krajem, ale wrócił, bo - jak wspomina - za granicą nie czuł się tak, jak we własnym kraju i żadne pieniądze nie były tego w stanie zrekompensować.

- Rozumiem rezydentów, którzy dopominają się o lepszy start w zawodzie, nowoczesny standard życia wykształconych ludzi. Każdy z nas marzy, by pracować w systemie, w którym lekarz ma jedną pracę i nie myśli, o której godzinie, w jakim szpitalu czy gabinecie ma się zjawić. Mimo wszystko proszę młodych lekarzy, by pamiętali, że obok sfery materialnej, o którą trzeba koniecznie zadbać, istnieje też powołanie do wykonywania specyficznego zawodu lekarza. Nie dajcie, mimo przeciwności, zdusić w sobie powołania na wczesnych etapach kariery, bo to prowadzi do wypalenia zawodowego - podsumowuje prorektor SUM.

Autor: Piotr Wróbel

Dowiedz się więcej na temat: służba zdowia | Narodowy Fundusz Zdrowia | lekarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »