Małe, polskie sklepy podzielą los węgierskich?

W przeddzień każdego święta państwowego czy kościelnego w supermarketach tworzą się kilkudziesięciometrowe kolejki. Wizja zamknięcia sklepów na jeden dzień skutecznie mobilizuje Polaków do robienia zakupów na zapas.

Podobny trend społeczny uaktywnił się na Węgrzech, tuż po wprowadzeniu zakazu handlu w niedziele w marcu 2015 roku. Węgrzy przyzwyczaili się do robienia zakupów w sklepach, które oferowały im największy wybór, a przy tym najniższe ceny. Podobnie jak w Polsce, zakupy w małych osiedlowych sklepach - głównie ze względu na koszty - traktowano jako ostateczność.

Zamknięcie wielkopowierzchniowych sklepów w jeden dzień w tygodniu spowodowało ogromną mobilizację Węgrów do robienia w nich zakupów na zapas - obroty wielkopowierzchniowych sklepów spożywczych wzrosły o ok. 24 proc. w czwartki i 21 proc. w piątki.

Reklama

- Wzmożony ruch w dni poprzedzające zamknięte niedziele wymusił konieczność dopasowania się dużych sklepów do potrzeb klientów. Wiele sieci handlowych wydłużyło godziny pracy w tygodniu, szczególnie w piątki i soboty, co miało na celu z jednej strony rozłożenie natężenia ruchu, z drugiej umożliwienie realizacji zakupów nawet w późnych godzinach nocnych w soboty. Duże sklepy spożywcze poszły jeszcze o krok dalej - w wydłużonych godzinach funkcjonowania wprowadzały liczne promocje i obniżki cen, pozbawiając tym samym jakiejkolwiek konkurencyjności małe, osiedlowe sklepy. Dłuższe godziny otwarcia, bardzo atrakcyjne ceny i dodatkowe promocje wyrobiły w mieszkańcach Węgier nowy nawyk - robienia zakupów na zapas - mówi Radosław Knap, dyrektor generalny Polskiej Rady Centrów Handlowych.

Jednym z powodów wprowadzenia zakazu handlu na Węgrzech była potrzeba wsparcia działalności małych rodzinnych firm. Sklepy o powierzchni handlowej nieprzekraczającej 200 metrów kwadratowych mogły być otwarte poza regularnym okresem zamykania sklepów w niedziele, jeśli były obsługiwane przez właściciela sklepu lub członka rodziny.

Niestety nowe zwyczaje zakupowe Węgrów doprowadziły do sytuacji zupełnie odwrotnej od zakładanej. W efekcie kupowania jedzenia na zapas, małe sklepy, które mogły być otwarte w niedziele, zaczęły plajtować na niespotykaną skalę. Podczas gdy średnia liczba zamykanych rodzinnych sklepów wynosiła ok. tysiąca rocznie, to w trakcie obowiązywania zakazu zamknięto ich około 5 tysięcy.

Podobne argumenty - wsparcia rodzinnych sklepów - stoją za procedowanym właśnie w Sejmie projektem ustawy o zakazie handlu. Poseł Janusz Śniadek, przewodniczący podkomisji ds. projektu o zakazie handlu w niedziele, powiedział: - Istotą tej ustawy jest to, żeby ograniczyć handel w sklepach wielkopowierzchniowych, wykorzystujących swoją przewagę konkurencyjną i w ten sposób tworzących monopol, odbierających obroty małym sklepom osiedlowym i tak naprawdę zabijających te sklepiki.

Wiele więc wskazuje na to, w szczególności zwyczaje zakupowe Polaków, że czeka nas powtórka scenariusza węgierskiego.

- Wprowadzenie zakazu handlu w niedziele nie spowoduje, że Polacy zaczną robić zakupy w osiedlowych sklepach, ze względów czysto finansowych. Wizja zamkniętych sklepów tym bardziej zmobilizuje ich do realizacji wszystkich zakupów w sobotę, co niestety odbije się bardzo niekorzystnie na rodzinnych sklepach - podsumowuje Knap.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sklepy | zakaz handlu w niedziele | zakaz handlu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »