Na obietnicach się skończyło

Na dwie stawki podatkowe, które PiS obiecał w wyborach trzeba zaczekać jeszcze trzy lata. Na razie musi nam wystarczyć odmrożenie progów podatkowych i kwoty wolnej od podatku, obniżka składki rentowej i chorobowej oraz ulga podatkowa "od trzeciego dziecka". Wbrew obietnicom, dalej będziemy płacić podatek od oszczędności.

Szefowa resortu finansów Zyta Gilowska przedstawiła projekt zmian w podatkach, które mają zacząć obowiązywać od przyszłego roku. Zaczęła od tego, że na razie musimy zapomnieć o dwóch stawkach podatkowych. Zostaną one wprowadzone dopiero w 2009 r. Teraz budżetu państwa na takie zmiany nie stać. Zresztą ministerstwo skoncentrowało się obecnie bardziej na redukcji obciążeń kosztów pracy niż obniżkach podatków.

Co dla Kowalskiego

Ale i osoby fizyczne mają powody do zadowolenia. Generalnej obniżki podatków dochodowych nie ma, ale od przyszłego roku zapłacimy niższe podatki. Ministerstwo, zgodnie z wcześniejszą obietnicą, odmroziło progi podatkowe i kwotę wolną od podatku. Przy czym resort obiecuje, że odmrożone progi mogłyby być stosowane w przyszłym roku "ex post" przy rozliczeniu dochodów za 2006 rok.

Reklama

Za dwa lata, w 2008 r. do lodówki trafi jednak drugi próg (obecnie wynosi: 74.048 zł). Za trzy lata, czyli od stycznia 2009 r. byłby on już jedynym obowiązującym progiem w PIT. Od tej daty będziemy się rozliczać według dwóch stawek podatkowych. Obowiązywać będzie zaś tylko jeden próg. Tak przynajmniej obiecuje ministerstwo.

Ulga na dzieci

W projekcie zmian podatkowych nie mogło zabraknąć ulgi prorodzinnej, które PiS umieścił bardzo wysoko na swoich sztandarach wyborczych. Propozycja ministerstwa może jednak rozczarować zwolenników stymulowania prokreacji metodami podatkowymi. Roman Giertych nie zostawił na niej suchej nitki, uważając ją za mało poważną.

Co proponuje resort? Kwotę wolną dla rodziców, ale dopiero, gdy urodzi im się trzecie dziecko. Rodziny z dwójką dzieci muszą zaczekać na ulgę do 2008 r. Minister Gilowska obiecała, że za dwa lata również oni będą mogli skorzystać z kwoty wolnej.

Dla firm

Jak już wspomnieliśmy, ministerstwo bardziej niż na obniżkach podatków skoncentrowało się na redukcji pozapłacowych kosztów pracy. Wicepremier Gilowska już podczas swojej pierwszej konferencji prasowej kilka tygodni temu z przejęciem zapowiadała daleko posunięte zmiany w tym względzie. I rzeczywiście, po raz pierwszy od 1990 r. szykują nam się obniżki składek ubezpieczeniowych: składka rentowa zmaleje od przyszłego roku o 4 pkt proc. - z 13 do 9 proc. podstawy opodatkowania - a składka chorobowa z 2,45 podstawy opodatkowania do 1,8.

Ministerstwo wyliczyło, że dzięki obniżkom obciążenie wynagrodzenia pracownika zmniejszy się o 1/4 - z obecnych 18,71% do 14,26%.

Co na to przedsiębiorcy? Otóż podkreślają fakt, że głównie zmaleją właśnie obciążenia po stronie pracowników. Z 4 proc,. obniżki składki rentowej dwa zostaną w kieszeni zatrudnionego, a dwa w kieszeni pracodawcy. Na obniżce składki chorobowej skorzysta już tylko pracownik. Zapowiadana przez resort ulga dla przedsiębiorców jest w znacznie mniejsza niż można było się spodziewać. Trudno też oczekiwać, że spełni się marzenie ministerstwa, że dzięki obniżkom uda się obniżyć poziom bezrobocia, bo beneficjantami zmian są głównie pracownicy, którzy przecież nowych miejsc pracy nie tworzą.

Inne zmiany:

Po latach dyskusji, po wielkiej aferze paliwowej ministerstwo zadecydowało wreszcie, że trzeba zrównać akcyzę na olej opałowy i napędowy. Wzrost podatku będzie zrekompensowany zwrotami części wydatków - zapewniła minister finansów Zyta Gilowska.

Dodała, że resort przygotował ustawę o zwrocie części wydatków ponoszonych na ogrzewanie, w związku ze wzrostem akcyzy na olej opałowy. "Będziemy te wydatki zwracać" - powiedziała Gilowska.

Z innych zmian ministerstwo chce opodatkować podatkiem dochodowym od osób fizycznych używanie samochodów służbowych do celów prywatnych oraz zlikwidować kosztów uzyskania przychodów od umów autorskich.

Koszty zmian

Ministerstwo wylicza, że zmiany, głównie obniżki składek do funduszu ubezpieczeń społecznych, będą kosztowały budżet 9 mld 150 mln zł. Zyta Gilowska wyjaśniła, że zmniejszenie dochodów budżetu zostanie zrekompensowane przez "liczne zmiany o charakterze prostującym (...) opodatkowanie niektórych przychodów z działalności gospodarczej, a także zmiany prostujące niektóre reguły obowiązujące w podatku od towarów i usług, których efekt finalny dla budżetu państwa wyniesie ok. 1,5 mld zł".

KOMENTARZ

Maciej Chojnacki, WGI Dom Maklerski

Słysząc w ostatnich dniach zapowiedź reformy podatków, spodziewałem się spełnienia wyborczych obietnic, a po cichu liczyłem nawet na gruntowną przebudowę systemu podatkowego. Niestety, nic bardziej mylnego. Nie dość, że nie będzie obniżek stawek podatkowych, to nie zostanie również zniesiony tzw. podatek Belki, a utrzymany zostanie podatek od zysków z giełdy. Ministerstwo Finansów przekonuje przy tym, że w obecnej sytuacji obniżka podatków byłaby zbyt kosztowna. Nie można się nie zgodzić z tą opinią. Od początku kadencji obecnego parlamentu nie udało się doprowadzić do ograniczenia wydatków, a kolejne socjalne pomysły polityków skutkowały wzrostem obciążeń budżetowych. Zapowiadana przez rząd idea "taniego państwa" nie jest realizowana i trudno obecnie zakładać, że w latach 2006 - 2007 uda się zaoszczędzić w administracji państwowej zapowiadane przez premiera 5 mld złotych. Do zdecydowanego cięcia wydatków potrzebna jest wola polityczna poparta większością sejmową oraz konkretny plan działania, którego naszym politykom wyraźnie brakuje.

Wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska stara się nas przekonać, że obniżka pozapłacowych kosztów pracy jest istotniejsza niż zmiany w podatku dochodowym od osób fizycznych i proponuje obniżkę stawki rentowej. Ta zmiana miałaby obniżyć koszty pracy i przyczynić się do zmniejszenia bezrobocia, co wpłynęłoby na pobudzenie popytu wewnętrznego i ożywienie gospodarcze. Jest to jednak proces długotrwały i niekoniecznie musi się zakończyć powodzeniem, a koszt takiego posunięcia to ponad 6 mld złotych. Nie przekonuje mnie przy tym tłumaczenie Ministerstwa Finansów, że zostałby on pokryty większymi wpływami z podatków na skutek spodziewanego ożywienia gospodarczego. Moje zaniepokojenie jako ekonomisty budzi również ulga prorodzinna, która, co prawda, jest spełnieniem obietnic wyborczych, ale bez gruntownej reformy finansów publicznych, przyniesie więcej złego niż dobrego.

Ogólnie można powiedzieć, że na temat podatków warto rozmawiać, ale bez odpowiedniego zaplecza politycznego z pewnością nie uda się wprowadzić potrzebnych reform finansów publicznych, które otwierałyby drogę do obniżenia podatków. Recepta jest zatem prosta - cięcie kosztów, ograniczanie wydatków, upraszczanie prawa, a dopiero na końcu ulgi i zwolnienia podatkowe.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »