Nasza droga żywność

Eksperci uspokajają: wkrótce opadnie największa fala wzrostu cen owoców i warzyw, mięsa, masła i innych produktów. Drożej już nie będzie, ale era taniej żywności też należy do przeszłości. Ekonomiści z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej prognozują, że już w czwartym kwartale tego roku nastąpi wyhamowanie wzrostu cen żywności.

Chodząc po sklepie czy bazarze, nie sposób nie widzieć, jak rosną ceny żywności. Rekordy bije masło, które w ciągu roku zdrożało prawie o 90 proc., ale więcej też płacimy za pieczywo, mięso, cukier, owoce i warzywa. Potwierdzają to dane GUS. Z danych za sierpień wynika, że ceny towarów i usług w porównaniu z rokiem 2016 wzrosły o 1,8 proc., przy czym żywność zdrożała o 4,7 proc.

Dlaczego tak dużo?

Z informacji, które płyną z rynku wynika, że uzasadnienia wzrostu cen należy szukać głównie w... naturze. Najbardziej zawiniły wiosenne przymrozki, które zniszczyły zawiązki jabłek, gruszek, wiśni i czereśni (owoce zdrożały średnio o 35-40 proc.). Ale przy okazji wzrosły też ceny pomidorów, ogórków, marchwi, kapusty, ziemniaków, na które mrozy nie miały żadnego wpływu.

Reklama

Potem nasze portfele przetrzebił afrykański pomór świń, który przyszedł wraz z dzikami zza wschodniej granicy. W efekcie ceny schabu i szynki rok do roku wzrosły od 2,7 do 5,8 proc., a kaszanki nawet o 8,1 proc. (dane GUS z lipca).

Ostatnio plaga dotknęła producentów drobiu i jaj, gdy okazało się, że w Niemczech, Belgii i Francji wykryto w kurnikach toksyczny fipronil. Polscy producenci natychmiast wykorzystali ten fakt i poinformowali, że popyt na polskie jaja i mięso wzrósł tak bardzo, że muszą ponieść ceny co najmniej o 10-15 proc.

Na razie podnieśli o 6 proc. Co ciekawe, mimo że w tym roku zbiory rzepaku były większe o ponad 20 proc., zdrożał też olej (o 0,2 proc.) i margaryna (o 6,9 proc.) Zastanawiający jest także wzrost cen pieczywa: np. za chleb zwykły płacimy o 0,8 proc., a za bułkę małą aż o 2,3 proc. więcej niż rok temu, mimo że zbiory zbóż w Polsce były większe o 8 proc. Rynek po prostu wykorzystał fakt, że w lipcu pojawiła się informacja o malejących światowych zapasach zboża oraz o słabszych prognozach zbiorów w USA (susza).

Więcej zarabiasz, więcej płacisz

Nie trzeba być ekonomistą, by dojść do wniosku, że wzrost cen żywności nie wynika tylko z kaprysów natury, ale jest częścią mechanizmu podażowo-popytowego. Teraz mając w kieszeni 500+ i wyższe pensje (wynagrodzenia wzrosły o ok. 5 proc.), po prostu kupujemy więcej, nieco mniejszą uwagę przywiązujemy do ceny.

Producenci i handlowcy w pewnym sensie to wykorzystują, ale czemu mają tego nie robić, skoro jest popyt. Poza tym, trzeba wziąć też pod uwagę, że koszty produkcji rosną.

Czy jest jakieś wyjście? Tak, producenci powinni inwestować, żeby zwiększyć produkcję, podnieść wydajność i obniżyć koszty. Ci, którzy rosnące koszty będą chcieli rekompensować sobie tylko wzrostem cen produktów, wkrótce się rozczarują. Rynek żywności jest machiną globalną i łatwo można znaleźć tańszego producenta mięsa, makaronu czy słodyczy. Przeciętnemu konsumentowi obecny wzrost cen żywności wydaje się mało uzasadniony, zwłaszcza, że przez ostatnie dwa lata wszyscy przyzwyczailiśmy się do deflacji.

Zwłaszcza w lipcu i sierpniu, kiedy to ceny żywności w szczycie sezonu malały o 2-3 proc. miesiąc do miesiąca. Teraz też spadły, ale ledwie o 0,7 proc., a eksperci prognozują, że jeszcze mogą pójść w górę. Niektórzy nawet straszą szybko kroczącą inflacją, przywołują rok 2011, kiedy to wskaźnik wzrostu cen, podobnie jak dzisiaj, dwukrotnie przewyższał wskaźnik inflacji.

Owszem, to może budzić niepokój, ale sytuacji gospodarczej nie da się tak po prostu "skopiować" i "wkleić". Inne są technologie, inny rynek pracy, inne uwarunkowania geopolityczne, inne trendy.

Grunt to spokój

Z najnowszego "Raportu o inflacji" opublikowanego przez Narodowy Bank Polski wynika, że Polacy raczej nie muszą się obawiać podwyżek w dużej skali. Ceny będą rosnąć, a w 2019 r. inflacja powinna osiągnąć poziom 2,5 proc., czyli tyle ile wynosi cel inflacyjny. Uspokajająco działają też informacje dotyczące tegorocznych zbiorów zarówno w Polsce, jak i na świecie.

Ekonomiści z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej prognozują, że już w czwartym kwartale tego roku nastąpi wyhamowanie wzrostu cen żywności. Będzie to efektem m.in. większych zbiorów zbóż, odtworzenia hodowali trzody chlewnej, wzrostu produkcji mleka i cukru, związanego ze zniesieniem limitów w UE.

Optymizmem napawa też ostatni raport OECD i FAO, które wspólnie opracowały prognozę światowego popytu i podaży na żywność do roku 2026. Wynika z niego, że popyt na żywność na świecie przestanie rosnąć w takim tempie, jak obserwowaliśmy to przez ostatnią dekadę.

Po pierwsze Chiny, które przez ostatnie lata, bogaciły się, konsumując znaczną część światowej żywności, wreszcie osiągną pewien pułap żywnościowych potrzeb konsumenckich. Zwłaszcza, że polityka "jedna rodzina - jedno dziecko" sprawiła, że przyrost naturalny w ciągu ostatnich pięciu lat wyniósł tam 0,5 proc., co oznacza, że społeczeństwo Państwa Środka będzie się kurczyć. Już w ostatnich 2-3 latach spadła tam konsumpcja pszenicy i ryżu. Rośnie za to spożycie wieprzowiny, masła, mleka i czekolady. Ale ile może zjeść statystyczny Chińczyk?

Po drugie, łupkowa rewolucja w branży paliwowej w Stanach Zjednoczonych i spadek cen ropy naftowej i gazu zastopowały ekspansję biopaliw, których produkcja w latach 2010-2011 "pożerała" znaczącą część produkowanych zbóż, powodując wzrost ich cen.

Przypomnijmy, że tylko w USA 40 proc. kukurydzy zebranej przerabiano na bioetanol wykorzystywany do produkcji różnych mieszkanek paliw.

Według autorów raportu, przewidywany wzrost popytu na artykuły spożywcze, będzie mniejszy niemal na wszystkie grupy towarów spożywczych niż w poprzedniej dekadzie. Mowa oczywiście o tzw. średnim globalnym popycie, bo wiadomo, że w krajach rozwijających się, gdzie dziś wiele osób nie dojada (np. w Afryce) popyt na żywność będzie rósł, w miarę jak będą tam rosły dochody i liczba ludności. Jednak w Europie, Stanach Zjednoczonych czy Australii chleba czy mięsa dużo więcej zjeść się nie da. Ograniczeniu spożycia, zwłaszcza mięsa, sprzyja też moda na zdrowe odżywianie się. Zapotrzebowanie na kalorie i białko ma być w większym stopniu pokrywane przez oleje roślinne, cukier i nabiał.

Więcej ludzi, więcej żywności

Generalnie w ocenie OECD w ciągu najbliższych 10 lat światu przybędzie ok. 900 mln nowych konsumentów, z czego większość urodzi się w Afryce Subsaharyjskiej (wzrost z 974 mln do 1,3 mld osób), a także w Indiach (wzrost z 1,3 mld do 1,5 mld osób). Drożyzny i głodu jednak nie będzie, bo choć liczba ludności wzrośnie, to znacząco też zwiększy się produkcja surowców rolnych i artykułów spożywczych.

To efekt wprowadzenia nowych technologii i wzrostu wydajności. Poza tym eksperci zakładają, że nowe rozwiązania w rolnictwie będą również coraz powszechniej stosowane na obszarach do tej pory zacofanych technologicznie, takich jak np. Afryka Subsaharyjska.

Z raportu wynika też, że światowa powierzchnia upraw zboża powiększy się co prawda nieznacznie, natomiast znacząco wzrośnie produkcja soi, co ma pozwolić na zaspokojenie zapotrzebowania na paszę oraz olej roślinny.

Wzrost produkcji mięsa i mleka będzie możliwy dzięki jednoczesnemu zwiększeniu liczebności stad i wyższej produktywności w przeliczeniu na jedno zwierzę. Wzrośnie także produkcja drobiu i produkcji mleka, zwłaszcza w Indiach i Pakistanie. Jeżeli zaś chodzi o ryby, wprowadzane na świecie ograniczanie połowów, sprzyjać będzie rozwojowi hodowli. Ich głównym światowym dostawcą mają być Chiny.

W Azji Południowo-Wschodniej, dzięki szybkiemu wzrostowi gospodarczemu w ostatnich latach zmniejszyła się liczba ludności cierpiącej na niedożywienie. Ale przed regionem tym stoją dalsze wyzwania: ze względu na prognozowany wzrost liczby ludności, niezbędne jest ulepszenie zarządzania zasobami naturalnymi oraz inwestycje w badania i rozwój, które pomogą osiągnąć trwały wzrost produktywności.

Możliwe jest także wprowadzenie zmian w przepisach wspierających produkcję ryżu, tak aby ułatwić dywersyfikację rolnictwa. Biorąc zaś pod uwagę podatność tego regionu na zmiany klimatyczne, niezbędne są także inwestycje, które ułatwiać będą przystosowywanie się do zmian.

A co z cenami?

Przyjmując założenia raportu, rzeczywiste ceny większości produktów rolnych i rybnych powinny nieznacznie spadać, utrzymując się w ciągu kolejnych 10 lat poniżej poprzednich wartości maksymalnych. Jednocześnie eksperci OECD i FAO podkreślają, że "ceny produktów rolnych są narażone na duże wahania i mogą przez dłuższy okres wykazywać znaczne różnice w stosunku do trendów długoterminowych". Drożejąca żywność będzie nam chyba towarzyszyć częściej, niż byśmy chcieli...

Ewa Wesołowska

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: ceny w Polsce | żywność | inflacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »