Nie wszyscy Polacy są hydraulikami

"Le Monde" zamieszcza dossier poświęcone polskiej gospodarce. Rok po odrzuceniu Konstytucji Europejskiej przez Francję, wybuch "suwerenizmów" w UE hamuje jej dynamikę.

Jak podkreśla gazeta, zarówno w Warszawie, jak i Paryżu, "patriotyzm gospodarczy" i wola ochrony narodu przed globalizacją stanowią sedno przemówień rządowych. Dziennik przytacza prognozy OECD dotyczące wzrostu gospodarczego w Polsce: 4,4% (wobec przewidywanych 3,7%) na rok 2006 i 4,6% (wobec 4,3%) na rok 2007.

Wysoka stopa bezrobocia powinna obniżać się o jeden punkt procentowy rocznie w ciągu najbliższych 2 lat. Mimo deficytu handlowego, inflacja jest stała, a waluta mocna dzięki wzrostowi wymiany międzynarodowej. Słabym punktem pozostaje deficyt budżetowy, który wg oficjalnych statystyk wyniósł 2,9% (4,7% wg Eurostat) w 2005 roku.

Reklama

Gazeta zauważa, że konserwatywna koalicja zwiększyła dotacje socjalne i zasiłki rodzinne, zatrzymała rozpoczęte prywatyzacje, zapowiedziała kontrolę państwa nad przedsiębiorstwami strategicznymi, porzuciła reformę kosztownego KRUS-u i odmówiła ustalenia daty przyjęcia euro.

Z drugiej strony, premier zapowiedział ostatnio respektowanie kryterium 3% deficytu publicznego w 2007 roku, prywatyzację PZU, Poczty Polskiej, LOT-u, PGE, PKE, zaś minister Finansów rozważa otwarcie rozmów na temat przyjęcia euro na 2009 rok.

Dziennik podkreśla, że "Warszawa za bardzo potrzebuje unijnych pieniędzy, żeby zaryzykować kłótnie z Brukselą". "Le Monde" stawia również pytania o ciągłość reform w Polsce. Dywaguje, czy przegrana liberałów na rzecz konserwatystów i populistów nie jest swoistego rodzaju odwetem tych, którzy dużo stracili podczas przemian rynkowych? Zaznacza również, że opinie Polaków dotyczące prywatyzacji, napływu zagranicznego kapitału, czy gospodarki rynkowej nigdy jeszcze nie były tak pozytywne.

Poparcie dla UE

Ponadto, coraz większe poparcie wśród Polaków zyskują - paradoksalnie - instytucje europejskie niż państwowe. Jest to bezprecedensowy przypadek w całej Unii. Jak podaje "Le Monde", z 61% w 2004 do 76% w 2005 i do 80% w 2006 wzrósł odsetek Polaków przychylnych UE, przede wszystkim "po tym, jak rolnicy zaczęli otrzymywać unijne dopłaty". "Le Monde" podejmuje również wątek emigracji zarobkowej Polaków.

Podkreśla, że "nie wszyscy Polacy są hydraulikami", wskazując na duży odsetek wykształconych i wykwalifikowanych Polaków, podejmujących emigrację wyłącznie w celach zarobkowych. Wielu polskich lekarzy podjęło pracę w Irlandii i Wielkiej Brytanii, gdzie zarobki są ponad cztery razy wyższe niż w kraju.

Mimo, że po wejściu Polski do Unii emigracja wzrosła, dziennik podkreśla, że jest ona lokalną tradycją. Przypomina emigracje do USA w XIX w., do Francji w latach 20-tych XX w., czy do Niemiec pomiędzy 1980 i 1989 rokiem. Otwarcie granic związane z upadkiem komunizmu spowodowało zubożenie ludności wiejskiej i robotników państwowych, którzy zdecydowali się wyjechać do krajów rozwiniętych gospodarczo. "Le Monde" zaznacza, że Polacy, znani z wydajności i pracowitości, "specjalizują się w sektorze budowlanym i w sprzątaniu mieszkań". Jako przykład tego fenomenu dziennik podaje miasto Siematycze, posiadające teraz również połączenie autobusowe z belgijską stolicą i które regularnie "dostarcza sprzątaczek" brukselskim urzędnikom.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Le Monde | dziennik | monde
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »