Resort finansów zakłada pewne wpływy z uszczelnienia sytemu. Eksperci: Będą problemy i chaos

Trwają prace nad nowelizacją ustawy o VAT i niektórych innych ustaw. Projekt zakłada, że od 1 lipca br. zmianie ulegną zasady wystawiania faktur i paragonów. Zbieranie tych ostatnich okaże się nieprzydatne, jeśli nie znajdzie się na nich NIP nabywcy. Obecnie zdecydowana większość kas nie jest w stanie go wydrukować.

Z kolei sama wymiana urządzeń na nowsze może potrwać nawet kilka miesięcy. Eksperci są podzieleni w kwestii tego, czy cały proces zostanie zakończony na czas. Nie jest wykluczone, że nowe regulacje zaczną obowiązywać później, niż zakładano. Tymczasem Ministerstwo Finansów liczy, że przyniosą one do budżetu już w pierwszym roku ponad 14 mln, a w kolejnych latach - po 34 mln złotych. Jednak specjaliści uważają, że trzeba ostrożnie podchodzić do szacunków resortu, ponieważ mogą być zaniżone. Ponadto ostrzegają, iż przedsiębiorcy nie unikną dodatkowych kosztów, aby nie stracić klientów. Za naruszenie przepisów przewidziane są bowiem sankcje dla sprzedawcy i kupującego.

Reklama

Dobre zmiany?

Zbieranie kilku czy kilkunastu paragonów, a później wymiana ich na fakturę to praktyka często stosowana przez część firm. Dla niektórych jest wygodnym rozwiązaniem, ograniczającym stertę dokumentów i formalności po każdych zakupach. Jednak nie brakuje przedsiębiorców, dla których stanowi to okazję do nadużyć. W ten sposób można zwiększać koszty prowadzonego biznesu. Dlatego rządowe plany zakładają wprowadzenie konkretnych zmian. Nabywca uzyska fakturę tylko na podstawie tych paragonów, które mają podany numer NIP.

- W wyniku wprowadzenia tej regulacji, oczekuje się eliminacji procederu wystawiania faktur na podstawie zebranych paragonów pozostawionych przez innych klientów. Rozwiązanie ma na celu ograniczenie nieprawidłowości w rozliczaniu podatku VAT. Zgodnie z oceną tego projektu, zmiany przyniosą dodatnie skutki finansowe dla dochodów budżetu państwa. W 2018 roku wpływy z działań uszczelniających system, w postaci wprowadzonych zmian tylko w zakresie faktur, wyniosą ok. 14,2 mln zł, a w kolejnych latach do 2028 roku - po 34 mln zł - informuje Zbigniew Makowski, zastępca dyrektora Departamentu Podatku od Towarów i Usług w Ministerstwie Finansów.

Z kolei Andrzej Nikończyk, przewodniczący Rady Podatkowej Konfederacji Lewiatan, uważa szacunki resortu za dość ostrożne. Mowa jest bowiem o podatku, który już dziś powinien wpływać do budżetu, ale tak się nie dzieje. Ekspert uważa, że na nowym rozwiązaniu raczej nikt z podatników nie zyska. Co najwyżej pewne korzyści mogą osiągnąć przedsiębiorcy, którzy dysponują kasami drukującymi NIP, ponieważ nabywcy ich właśnie wybiorą. Na zmianie stracą podatnicy posiadający stare urządzenia. Ich czeka wymiana, by móc konkurować o klientów zainteresowanych zbieraniem paragonów.

- Zyskają na pewno producenci kas. Nieznacznie wzbogaci się również budżet państwa. Utrudnienia dotkną przede wszystkim najmniejszych przedsiębiorców, zarówno po stronie sprzedających, jak i kupujących. Wystarczy sobie wyobrazić, że pracownik udaje się do pobliskiego sklepu spożywczego po kilka paczek kawy, herbaty i cukier. Dotychczas było tak, że zostawiał kasjerowi paragon oraz niezbędne dane do wystawienia faktury, po którą zgłaszał się po kilku dniach. Wkrótce, w przypadku starszego modelu kasy fiskalnej, już tak się nie stanie. Ludzie dłużej poczekają w kolejce - tłumaczy Przemysław Ruchlicki, ekspert prawno-gospodarczy z Krajowej Izby Gospodarczej.

Walka z czasem

Wstępnie założono, że nowe regulacje zaczną obowiązywać od 1 lipca br. Zbigniew Makowski podaje, że obecnie projektowane zmiany są na etapie analizy uwag zgłoszonych w procesie konsultacji, uzgodnień i opiniowania. Później możliwe będzie określenie daty wejścia w życie przepisów. Ponadto Makowski podkreśla, że NIP mają zamieszczać urządzenia, które zostały dopuszczone do obrotu na podstawie przepisów rozporządzenia Ministra Gospodarki z dnia 27 sierpnia 2013 r. Według stanu na 6 czerwca 2018 roku, na rynku funkcjonowało ponad 370 tys. takich kas z ok. 2,2 mln zarejestrowanych. Obecnie wszystkie nowo wprowadzane do obrotu muszą mieć ww. funkcjonalność.

- Wymiana tylu kas w tak krótkim czasie jest zupełnie nierealna, ze względu na aktualne możliwości producentów. Oni nawet w ciągu kilku miesięcy nie są w stanie wyprodukować czy dostosować tak dużej liczby urządzeń. Każde z nich musi mieć aktualną homologację, a ten proces nie odbywa się z dnia na dzień. Komponenty zamawia się raczej z rocznym wyprzedzeniem, a nie na miesiąc naprzód. Tego się nie da kupić tak od ręki. Ponadto, już wcześniej zostało zapowiedziane stopniowe wprowadzanie kas online od 1 stycznia 2019 roku. Będą one obowiązkowe m.in. w branży paliwowej, u wulkanizatorów, w serwisach samochodowych oraz w hotelarstwie - mówi inż. Andrzej Fiedoruk, konstruktor kas fiskalnych.

Natomiast Andrzej Nikończyk uważa, że szanse na 1 lipca minęły już jakiś czas temu. Teoretycznie jest to ciągle wykonalne, jednak wymagałoby bardzo szybkiego procesu legislacyjnego. Ekspert nie sądzi, żeby ktoś zdecydował się na to w przypadku tego projektu. Realny wydaje się początek przyszłego roku, gdy mają wejść w życie zmiany dotyczące kas raportujących online. Podatnicy mogliby wówczas wybrać od razu urządzenia spełniające także i tamte wymagania.

- Wdrożenie jest możliwe nawet w tydzień. To tylko kwestia uchwalenia przepisu w Sejmie. Historia tej regulacji jest taka, że najpierw pomysł się pojawił. Następnie, pod wpływem krytyki przedsiębiorców, prawodawca wycofał się z niego, a później znów do niego powrócił. To pokazuje stopień determinacji do wprowadzenia tego mechanizmu. Zatem przesunięcie terminu jest raczej nierealne. W nieodległej przyszłości czeka nas przesyłanie paragonów drogą elektroniczną. Dobrym pomysłem byłoby skoordynowanie działań legislacyjnych tak, żeby nowe kasy czyniły zadość wszystkim obowiązkom - dodaje Przemysław Ruchlicki.

Kosztowne działania

Zmiana prawa oznacza standardowo dodatkowe wydatki. Przewodniczący Rady Podatkowej Konfederacji Lewiatan podkreśla, że ceny najtańszych kas wynoszą ok.1000 zł. Droższe są drukarki fiskalne mogące współpracować z systemami sprzedaży. Do tego trzeba doliczyć ich instalację i integrację, szkolenia pracowników oraz ryzyko ewentualnych błędów. W dużym sklepie, mającym kilkadziesiąt stanowisk, mogą to być koszty wynoszące setki tysięcy złotych.

- Wiele firm zechce przeczekać do 2019 roku i wymienić kasy już na nowocześniejsze, które umożliwią równocześnie transmisję online i wprowadzanie numeru identyfikacji podatkowej. Przy wyborze tych komunikujących się online, przynajmniej dla niektórych podatników, będzie możliwe uzyskanie wsparcia. Dziś przedsiębiorca, który chciałby dokonać wymiany starego urządzenia na drukujące NIP nabywcy, musi to zrobić w całości na swój koszt. Dofinansowanie jest możliwe do wysokości 90 proc. wydatków na kasę, jednak nie więcej, niż 700 zł. Niestety ta ustawa też jeszcze nie została uchwalona - stwierdza ekspert z Krajowej Izby Gospodarczej.

Ustawa nie wskazuje, w którym dokładnie miejscu na paragonie ma znajdować się NIP, co zauważa Andrzej Fiedoruk. Ekspert zaznacza, że projektowane zapisy pozwalają obecnie na różne interpretacje. Teoretycznie możliwe będzie ręczne wpisanie na odwrocie numeru identyfikacji podatkowej nabywcy oraz potwierdzenie tego pieczątką sprzedawcy. Ponadto, w przypadku drukarek fiskalnych starszego typu istnieje opcja dodania NIP-u w polu "nazwa kasjera". Tym samym zostanie on wydrukowany między końcem paragonu a logiem fiskalnym. Jednak takiej możliwości nie dają zwykłe kasy, ponieważ są urządzeniami zamkniętymi.

- Przewidziane są sankcje za nieprzestrzeganie projektowanych przepisów. Organ podatkowy zyska uprawnienia do ustalenia dodatkowego zobowiązania w wysokości 100% kwoty podatku VAT wykazanego na takiej fakturze. Zapis będzie miał zastosowanie wobec tego, kto wystawi dokument do paragonu. Obejmie również nabywcę, który w ewidencji ujmie wystawioną dla siebie w ten sposób fakturę. W stosunku do osób fizycznych, jakie za ten sam czyn ponoszą odpowiedzialność, nie ustala się dodatkowego zobowiązania podatkowego - wyjaśnia zastępca dyrektora Departamentu Podatku od Towarów i Usług w Ministerstwie Finansów.

Według Przemysława Ruchlickiego, każde uszczelnienie systemu podatkowego ma sens, jeśli jest proporcjonalne. Ekspert podsumowuje, że w tym przypadku prawodawca poszedł o krok za daleko. Jeżeli proponowane rozwiązanie musi być wdrożone, to powinno być zawężone tylko do niektórych transakcji. Przykładowo można wymienić zakup paliwa czy elektroniki. Trudno znaleźć uzasadnienie dla nakładania takiego obowiązku w przypadku zakupu kawy i cukru w osiedlowym sklepie. Alternatywą byłoby określenie minimalnej kwoty, która podlegałaby regulacji. Gdyby próg został ustawiony na kwotę ok. 300 zł, można byłoby wyeliminować dużą część najbardziej uciążliwych dla przedsiębiorców transakcji o minimalnym znaczeniu fiskalnym.

MondayNews
Dowiedz się więcej na temat: VAT
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »