Rząd sięgnie do naszych kieszeni

Aby, choć częściowo, uzupełnić tegoroczne dochody państwowej kasy, które z pewnością będą mniejsze od planowanych, rząd może sięgnąć nawet po wyższą składkę rentową.

Wiadomo, że planu z ustawy budżetowej - czyli wpływów rzędu 303 mld zł - nie uda się zrealizować. Już w marcu Ministerstwo Finansów założyło, że dochody będą mniejsze o około 17,3 mld zł - ale uznało, że nadrobi to cięciami i przesunięciami w wydatkach.

Może się jednak okazać, że to też zbyt optymistyczne założenie, bo zostało przygotowane na podstawie prognozy tegorocznego wzrostu gospodarczego w wysokości 1,7 proc. Jak podała wczoraj PAP, powołując się na swoje źródło w MF, nowa prognoza zakłada w tym roku stagnację.

Spodziewamy się, że tegoroczna dynamika PKB znajdzie się w okolicach 0 proc. bądź nieznacznie powyżej tego poziomu - powiedział PAP anonimowy rozmówca z resortu finansów.

Takie szacunki są zbieżne z oczekiwaniami rynku. Według ankiety GP przeprowadzonej wśród ekonomistów, tegoroczny wzrost PKB może wynieść 0,4 proc.

Eksperci uważają, że rząd nie będzie miał wyjścia i będzie musiał poszukać źródeł dodatkowych wpływów, bo nie może w nieskończoność zwiększać deficytu budżetowego.

- Mogłoby to oznaczać niekontrolowany przyrost długu, co jest w polskich warunkach bardzo ryzykowne. Jeśli rząd jest zdeterminowany, by kontynuować proces akcesji do strefy euro, to raczej spróbuje ostrożnie podnosić podatki - mówi Jakub Borowski, ekonomista Invest Banku.

Oficjalnie przedstawiciele MF mówią, że nie ma planów podwyżek danin publicznych.

- Podnoszenie stawek podatku dochodowego czy składki rentowej może stymulować niekorzystne efekty dla wzrostu gospodarczego. Niewielki manewr rząd ma w VAT. Być może wróci do dyskusji o spłaszczaniu skali PIT - mówi Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ.

Dla Polski byłby to duży problem, gdybyśmy się cofnęli na drodze zmniejszania obciążeń podatkowych, szczególnie obniżania pozapłacowych kosztów pracy. Powrót do wysokich poziomów składki rentowej czy podwyżka podatków dochodowych w dłuższym okresie uderzyłyby we wzrost gospodarczy - dodaje Jakub Borowski.

Według niego rząd może próbować podwyższać niektóre podatki pośrednie, zwłaszcza akcyzę, bo uderzyłoby to w spożycie dóbr innych niż pierwszej potrzeby. Dariusz Winek dodaje, że w pierwszej kolejności rząd powinien dokonać przeglądu wydatków i zwiększyć deficyt budżetowy, a w finansowaniu go wykorzystać linię kredytową MFW.

- Scenariusz, w którym będziemy mieli przejściowo bardzo wysoki deficyt, jest bardzo prawdopodobny. Będziemy mieli FCL (linia kredytowa - red.) i być może trzeba będzie rozważyć przejściowe wykorzystanie tego instrumentu. W dłuższej perspektywie potrzebna będzie reforma wydatków - mówi Dariusz Winek.

OPINIE

MARCIN PIĄTKOWSKI

ekonomista, Akademia Leona Koźmińskiego

Jest bardzo prawdopodobne, że rząd będzie musiał zwiększyć deficyt budżetu centralnego. I że czekają nas podwyżki różnego rodzaju danin. Rząd zapewne powróci do pomysłu podniesienia składki rentowej i niewykluczone, że zdecyduje się na podwyższenie na przyszły rok stawek PIT. Taki ruch niekonieczne musi od razu oznaczać uderzenie w konsumpcję. Można spytać, czy tegoroczna obniżka PIT jest efektywna dla wzrostu konsumpcji. Według mnie - nie. Z tych 8 mld zł, które miały zwiększyć dochody podatników i przełożyć się na wyższy popyt, większość idzie na oszczędności. Bo na obniżce skorzystali przede wszystkim najbogatsi, u których skłonność do oszczędzania jest największa. Jeśli w recesji ktoś decyduje się na podwyższanie podatków, to powinno to dotyczyć właśnie tych grup podatników. Najważniejsze jest kreowanie popytu. Obniżenie w ten sposób ich dochodów oznaczałoby wyższe wpływy do budżetu. A te z kolei rząd mógłby przeznaczyć na inwestycje. W ten sposób zagregowany popyt by się zwiększył dzięki sektorowi publicznemu. Gospodarka by na tym zyskała.

MIROSŁAW GRONICKI

ekonomista, były minister finansów

Jeżeli chcemy wychodzić z kryzysu, to powinniśmy zwiększać inwestycje publiczne. To wymaga finansowania. A to można pozyskać albo przez obniżenie innych wydatków, albo przez zwiększenie deficytu. Zwiększanie niektórych danin publicznych też jest możliwe, ale tylko w pewnych grupach podatków pośrednich. Jeśli chodzi o podwyższenie składki rentowej, to będzie ono bardzo trudne ze względów politycznych, ale też ekonomicznych. Wyższa składka objęłaby wszystkie dochody, więc byłoby to ewidentnym uderzeniem w konsumpcję. Najmniejszym złem jest przycinanie wydatków i ewentualne podniesienie deficytu. Nie miejmy złudzeń, samo obniżenie wydatków nie wystarczy. Jeżeli dochody budżetu centralnego nie będą o wiele wyższe niż w ubiegłym roku - a na to się zanosi - a wydatki już są krojone dość mocno, to nie ma wyjścia: trzeba podwyższać deficyt. Jeżeli rząd by nic nie robił po stronie wydatkowej ani dochodowej, uwzględniając styczniowy plan ograniczenia wydatków, to deficyt w tym roku sięgnie około 35 mld zł, a nie 18,2 mld zł.

Reklama

Marek Chądzyński

Chcesz mieć zawsze aktualny serwis gospodarczo-prawny? Zamów pełne wydanie "Gazety Prawnej" w internecie.

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: PIT | dochody | obniżenie | składki | rząd | deficyt | rzad | ekonomista
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »