Sędziów przybywa, zaległości ubywa
Po reformie sądów administracyjnych udało się skrócić czas oczekiwania na rozpatrzenie spraw. Kłopoty z zaległościami ma jeszcze kilka największych sądów wojewódzkich. Pewne obawy może budzić napływająca w szybkim tempie liczba skarg kasacyjnych do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Na szczęście przybywa też sędziów i asesorów.
Stało się jednak inaczej. Zgodnie z zapewnieniami reformatorów, czas oczekiwania w kolejce na wokandę już po pół roku udało się skrócić. Obecnie w sześciu wojewódzkich sądach administracyjnych, orzekających w I instancji, okres oczekiwania na rozpoznanie sprawy wynosi tyle, ile potrzeba na przygotowanie jej, aby mogła trafić na wokandę. A na to potrzeba do sześciu miesięcy.
Trudną sytuację mają nadal duże sądy wojewódzkie, które przejęły zaległości po największych ośrodkach zamiejscowych NSA, w tym po samym NSA w Warszawie. W tych sądach średni czas oczekiwania na rozpoznanie sprawy jest dłuższy. W Gdańsku jest to około 16 miesięcy, we Wrocławiu - 19 miesięcy, a w Poznaniu - 20 miesięcy. Ale, jak zastrzega wiceprezes NSA Włodzimierz Ryms, jest to i tak krócej niż było przed reformą. Jednocześnie zapewnia, że zaległości będą nadal niwelowane, bo w następnym roku przybędą dwa nowe sądy wojewódzkie i zwiększy się liczba sędziów, co pozwoli jeszcze bardziej odciążyć obecne sądy wojewódzkie.
Natomiast sytuacja w postępowaniu przed NSA orzekającym w II instancji jest trudna, bo spraw ciągle przybywa. Cały czas spraw wpływających jest więcej niż rozpoznawanych. Zaległość może wynikać m.in. z tego, że pierwsze sprawy trafiły na wokandę w połowie lutego, a same skargi kasacyjne do sądu trafiały od początku roku. Na koniec kwietnia do załatwienia zostało 2201 zaległych skarg. Co prawda w maju ogółem wpłynęło do NSA tylko 317 skarg, i załatwiono 222, w czerwcu - 380, załatwiono zaś 255. I mimo że sąd pracuje już normalnym trybem, zaległość za czerwiec wyniosła już blisko 2800 wszystkich spraw ogółem, w tym skarg.
Może pojawić się więc problem, gdyby ta tendencja się utrzymała, i postępowanie przed samym NSA mogłoby się wydłużyć. Miejmy nadzieję, że lekarstwem na te zaległości okaże się - tak jak w przypadku sądów wojewódzkich - zwiększenie liczby sędziów NSA. Przypomnijmy, obecnie działa 14 sądów wojewódzkich (za rok będzie ich 16) i NSA. W ubiegłym roku łącznie orzekało 281 sędziów. Dziś w I instancji orzeka ponad 400. W NSA pracuje 50, a wkrótce będzie 75.
Na pełne ustabilizowanie sytuacji w sądach administracyjnych jeszcze będziemy musieli poczekać. I zapewne jeszcze długo w wielu sprawach na zakończenie całego postępowania sądowo-administracyjnego będzie trzeba czkać dłużej niż optymalny czas 6 miesięcy w WSA i 3 miesiące w NSA. Ale skrócenie oczekiwania to nie jedyna korzyść reformy. Skarżący zapominają np. o nowych instytucjach mediacji i postępowania uproszczonego, które przecież pozwalają na załatwienie sprawy niemal od ręki. A jeśli dodać do tego, że zasadniczo każdy może zakwestionować orzeczenie sądu I instancji, bilans reformy poprawia dodatkowo wzmocnienie pozycji skarżącego przed sądem.
Włodzimierz Ryms, wiceprezes NSA
Sądy wojewódzkie załatwiły już część zaległości i część spraw, które na bieżąco wpływały do sądów. Część sądów orzeka już na bieżąco, m.in. w Białymstoku, Bydgoszczy, Lublinie, Łodzi, Olsztynie, Opolu, Rzeszowie. Czas oczekiwania na rozpoznawanie sprawy w ich przypadku jest tylko czasem koniecznym do przygotowania i wyznaczenia terminu rozprawy. Stan, w którym sprawa jest rozpoznawana w wojewódzkim sądzie administracyjnym, w terminie nie dłuższym niż 6 miesięcy, jest już osiągnięty w 6 sądach. Na 14 dziś funkcjonujących wojewódzkich sądów wojewódzkich to duży sukces, bo prawie połowa sądów pracuje już na bieżąco. Trudna sytuacja jest jeszcze w takich sądach jak w Warszawie, gdzie jeszcze czas oczekiwania jest stosunkowo długi, ale krótszy niż był. W ub.r. były to ponad 2 lata. Kluczowym powodem przyśpieszenia rozpoznawania spraw w postępowaniu sądowo-administracyjnym jest to, że powstało więcej sądów wojewódzkich, a w tych sądach przybyło sędziów i asesorów. W sądownictwie jest bowiem prosta reguła - do określonej liczby spraw potrzebna jest określona liczba sędziów. I nie ma innej metody. Dlatego reforma, która pozwoliła zwiększyć liczbę sędziów, przyniosła wymierny efekt w postaci nadrobienia zaległości w rozpoznawaniu spraw.