Złoty jeszcze dostanie w kość!

Pierwszy dzień tygodnia na światowym rynku walutowym przyniósł kontynuację dynamicznego osłabiania się dolara, rozpoczętego jeszcze w poprzedni piątek. W wyniku tego ruchu euro zdrożało o około 3 centy, przebijając się powyżej 1,45 dolara.

W kolejnych dniach obie waluty trzymały się w pobliżu tego poziomu, nie wychylając się zbytnio ani w jedną, ani w drugą stronę. Środowa próba poważniejszego osłabienia amerykańskiej waluty spotkała się ze zdecydowaną kontrakcją i od tego momentu "zielony' zdecydowanie odrabiał straty. W efekcie, w piątek tuż przed południem kurs euro do dolara znalazł się na poziomie zamknięcia z poprzedniego piątku.

Sytuacja na rynku wciąż jest niepewna.

Po pierwsze, trudno na razie zorientować się, czy dolar już konsekwentnie 'przyjął' zasadę umacniania się wraz z poprawą sytuacji w amerykańskiej gospodarce, czy też jeszcze się -zastanawia i wraca co jakiś czas do modelu typu carry trade. Dotychczasowe obserwacje jego zachowania nie dają jednoznacznej odpowiedzi w tej kwestii. Po drugie, sporo zamieszania narobiły podejmowane przez Chiny działania zmierzające bardzo wyraźnie do zaostrzenia polityki pieniężnej. Na sytuację na rynku walutowym na razie to nie wpłynęło, ale inwestorzy mają nad czym myśleć. Teraz perspektywa podwyżek stóp staje się znacznie mniej "mglista". Także tych amerykańskich.

Reklama

O wiele większy ruch panował na naszym rynku.

W pierwszym tygodniu roku złoty nie zachwycał swoją siłą. W poprzedni czwartek przez moment za dolara trzeba było płacić 2,88 zł. Już następnego dnia ta tendencja odwróciła się z dużą dynamiką,

a w miniony poniedziałek umocnienie się złotego było kontynuowane z nie mniejszą siłą. Generalnie nasza waluta wciąż reagowała na zmiany kursu euro do dolara, ale widać też było o wiele większą niż dotąd jej "samodzielność". W środę dolar staniał do 2,77 zł, czyli o 11 groszy w porównaniu do szczytu z 7 stycznia. Końcówka tygodnia przyniosła odreagowanie i w piątek około południa dolara wyceniano na 2,8 zł.

Wspomniana samodzielność naszej waluty była szczególnie widoczna w odniesieniu do euro i częściowo franka. Przez większą część tygodnia scenariusz zmian kursów tych walut był podobny, jak w przypadku dolara. Koniec tygodnia przyniósł jednak nie odreagowanie, osłabiające złotego, lecz wręcz przeciwnie - dalsze jego umocnienie. W efekcie w piątek w południe kurs euro osiągnął dwunastomiesięczne minimum. Wspólną walutę można było kupić już za nieco ponad 4,02 zł. Frank staniał tak mocno już w czwartek i wówczas zszedł do poziomu najniższego od stycznia 2009 r. Za ?szwajcara? trzeba było płacić jedynie 2,724 zł. W piątek zdrożał on o grosz.

Umocnienie się naszej waluty można tłumaczyć dużym zainteresowaniem inwestorów emitowanymi przez nasz kraj papierami skarbowymi. Bardzo udana była niedawna emisja euro obligacji o wartości 3 mld euro oraz złotowych dwuletnich obligacji zero kuponowych. W obu przypadkach popyt na te papiery wielokrotnie przewyższał liczbę oferowanych do sprzedaży. Popyt na dwulatki wyniósł aż ponad 16 mld zł. I nie chodzi tu tylko o bezpośredni wpływ na rynek walutowy, związany z koniecznością wymiany przez inwestorów zagranicznych walut na złote, ale przede wszystkim o postrzeganie naszego kraju przez nich.

Inwestorzy widać wiedzą, co robić.

W przeciwieństwie do ekspertów. Opinie tych ostatnich o perspektywach naszej waluty są tak rozbieżne, jak chyba nigdy dotąd. Kierując się podobnymi przecież przesłankami, dochodzą do skrajnie odmiennych wniosków. Nie brakuje prognoz, mówiących że pod koniec roku euro będzie można kupić po 3,5-3,6 zł. Oznaczałoby to umocnienie się naszej waluty o prawie 13% wobec dzisiejszego poziomu. Ale i obóz pesymistów, choć nieco mniej liczny, także jest dość aktywny. Jego przedstawiciele głoszą, że "złoty jeszcze dostanie w kość".

Zobaczymy, jak będzie w rzeczywistości. Wszelkie prognozy są obecnie obarczone dość dużym ryzykiem. Dowodem na to może być też nieczęsto spotykana w przypadku innych aktywów, gotowość analityków do zmiany swoich wcześniejszych opinii. I to zmiany dość radykalnej.

Prognozy na przyszły tydzień

Efekt stycznia wciąż jest na giełdach widoczny, ale po drugim tygodniu jego skala nie uległa powiększeniu. Na naszym rynku najbardziej widoczny jest w przypadku najmniejszych firm. Zachowuje się on wręcz "podręcznikowo". To właśnie papiery tego typu spółek "powinny" notować największe zwyżki. I tak właśnie się dzieje. Od początku roku sWIG80 zwiększył swoją wartość już o ponad 4%, deklasując rywali. Wciąż jednak trudno na tej podstawie wyciągać dalej idące wnioski na przyszłość Wskaźniki małych i średnich firm zachowywały się w całym ubiegłym roku lepiej niż tuzy naszego parkietu i ta tendencja ma szanse być kontynuowana także w najbliższych dwunastu miesiącach.

Indeksy szerokiego rynku i blue chipów znajdują się w tendencji bocznej i nie dają żadnych istotnych sygnałów. Ich zachowanie się jest o wiele bardziej zależne od sytuacji na giełdach światowych. Te zaś powinny wkrótce znaleźć się pod większą presją, związaną z coraz mniej odległą perspektywą zacieśniania polityki pieniężnej. Obserwacja reakcji rynków na pierwsze bardzo konkretne posunięcia Chin w tym względzie, wielkich obaw o załamanie się tendencji wzrostowej na giełdach nie dają. Ale może się to zmienić w każdej chwili. Na razie uwagę inwestorów angażują wyniki amerykańskich firm. Początek sezonu ich publikacji nie był najlepszy, ale najbliższe dni powinny przynieść poprawę. Dokonania wielkich amerykańskich banków raczej nie zawiodą oczekiwań, jednak zagadką jest reakcja rynku na nie.

Roman Przasnyski

Główny Analityk Gold Finance

Goldfinance
Dowiedz się więcej na temat: kość | złoty | waluty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »