Hamujemy z zakupem mieszkań

Sprzedaż mieszkań delikatnie spada, niższa jest też liczba lokali wprowadzonych do oferty. Mimo to ceny dalej rosną, co gwarantuje deweloperom atrakcyjne marże. Mieszkania będą drożeć również w drugim półroczu - zapowiada Katarzyna Kuniewicz, dyrektor działu badań rynku mieszkaniowego JLL.

JLL przeanalizowała pierwotny rynek mieszkaniowy w drugim kwartale na sześciu największych rynkach: Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Trójmiasta, Poznania i Łodzi. Dane wskazują, że wyhamowaliśmy nieco z zakupami - sprzedaż mieszkań spadła w porównaniu z pierwszym kwartałem tego roku o 8,4 proc., do 15,1 tys. Do sprzedaży wprowadzono 14,9 tys. lokali, o 11,5 proc. mniej niż kwartał wcześniej.

Liczba wszystkich mieszkań znajdujących się w sprzedaży na koniec czerwca wyniosła 51,3 tys. i była podobna jak na koniec marca. Niemal połowa oferowanych na rynku pierwotnym lokali będzie oddawana w 2020 roku, a kolejnych 27 proc. dopiero w 2021 roku.

Reklama

Liczba transakcji spada, ale nie wszędzie

Nie wszędzie trend spadkowy był tak samo odczuwalny. Tam, gdzie deweloperom udało się w ostatnich miesiącach wyraźnie zwiększyć ofertę, wzrosła też liczba transakcji. Przykładem może być Wrocław, gdzie do sprzedaży trafiło o blisko 40 proc. więcej mieszkań niż przed kwartałem. W efekcie sprzedaż na tamtejszym rynku wzrosła aż o 20 proc. O ponad 16 proc. zwiększyła się też liczba transakcji w Trójmieście.

Inaczej jest w Krakowie. Tam nowa podaż spadła aż o 44 proc., a liczba dokonanych transakcji, na poziomie 2,3 tys., była najgorsza od ponad czterech lat. Spadek kwartał do kwartału wyniósł ponad 21 proc. - Kraków najbardziej cierpli na brak ziemi, którą można by było nabyć po odpowiedniej cenie. Chęć zakupu mieszkania jest tu wciąż olbrzymia, ale wybór ograniczony - wyjaśnia Kuniewicz.

Ekspertka zwraca jednak uwagę, że mimo iż ogólnie popyt na rynku spadł o ponad 8 proc., nadal pozostaje na bardzo wysokim poziomie. - Nie dzieje się więc nic złego. Rynek powoli przechodzi w fazę delikatnego spadku, który na razie nikogo nie boli. Deweloperzy czują się dobrze, bo średnie ceny mieszkań wciąż rosną - mówi.

Poznaniacy mówią: stop!

Najwyższe ceny, jeśli chodzi o średnią w ofercie, są oczywiście w Warszawie. Tu za metr kwadratowy trzeba zapłacić 10,2 tys. zł. Dalej znajdują się: Trójmiasto (9,2 tys. zł), Kraków (8,1 tys. zł), Wrocław (7,8 tys. zł) i Poznań (7,3 tys. zł). Najtaniej jest w Łodzi - 5,9 tys. zł.

Ceny, w porównaniu z pierwszym kwartałem, rosły wszędzie, poza Poznaniem, gdzie nastąpiła stabilizacja. Najbardziej podrożał Kraków - o prawie 6 proc. W Trójmieście ceny skoczyły o 3,4 proc., a w Warszawie i Wrocławiu o ok. 2 proc.

Katarzyna Kuniewicz uspokaja, że nie mamy do czynienia z bańką cenową. - Gdy mieliśmy zjawisko bańki parę lat temu, ceny na rynku warszawskim wzrosły w ciągu roku o 50 proc. przy zwiększającym się popycie. Teraz mamy wzrosty cen o 11 proc. rok do roku, przy malejącym popycie - mówi.

Będzie drożej

Co dalej? Wygląda na to, że drugie półrocze nie przyniesie zmiany trendu, musimy liczyć się z dalszą zwyżką cen lokali. Kupujących nie brakuje, mimo że stawki są wygórowane. Dobre nastroje potwierdza ankieta GUS dotycząca skłonności do tzw. dużych zakupów (co w praktyce dotyczy właśnie mieszkań). Wskazuje ona, że wciąż jesteśmy gotowi na duże wydatki.

Wiele osób dysponuje sporą gotówką. Na rachunkach terminowych Polacy mają zgromadzone ponad 300 mld zł. Oprocentowanie w bankach jest niskie. Nie opłaca się trzymać środków na lokatach. Część osób, w poszukiwaniu wyższej rentowności, inwestuje więc oszczędności w zakup mieszkań pod wynajem. Aż co trzecie mieszkanie kupowane jest w takim właśnie celu. - Jeśli ktoś zdecydował się na zakup lokalu w 2016 roku, w dobrej cenie, o 15-20 proc. niższej niż obecnie, a następnie wynajął je na korzystnych warunkach, zanotował wyraźny zysk. To nastawiło go pozytywnie do takiej formy oszczędzania - mówi Kuniewicz.

Zastrzega przy tym, że pojawia się pewne ryzyko związane z nasyceniem rynku mieszkań pod wynajem. Tylko w 2018 i 2019 roku pojawi się na nim ok. 20 tys. lokali kupionych z pobudek inwestycyjnych. Ten wysyp może przełożyć się na spadek czynszu najmu.

Kolejnym argumentem przemawiającym się za utrzymaniem się popytu na mieszkania jest program 500+ na pierwsze dziecko. Co prawda banki nie uwzględniają tej kwoty przy wyliczaniu zdolności kredytowej, ale rodziny czują się wzmocnione przypływem gotówki i są chętniejsze do zaciągnięcia kredytu. - Te pieniądze mogą na nowo pobudzić dolną grupę konsumentów, tych którzy odpłynęli z rynku, gdy się skończył program MDM. To są realne pieniądze na rachunku, mają wpływ na decyzje kredytowe - ocenia Kuniewicz.

Monika Borkowska

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »