Kolos na glinianych nogach

Sytuacja w branży budowlanej jest paradoksalna. Z jednej strony wkraczamy właśnie w szczytowy okres inwestycji infrastrukturalnych, a branża deweloperska jest w doskonałej kondycji, z drugiej jednak - firmy z tego sektora mają olbrzymie problemy finansowe, doskwiera im brak rąk do pracy, który wręcz zagraża wykonaniu kontraktów.

Z doświadczenia wiadomo, że problemy w sektorze budownictwa to zapowiedź szerszych kłopotów całej gospodarki. Warto przypomnieć, że budownictwo wraz z powiązanymi sektorami generuje niemal 13 proc. PKB. Tempo wzrostu produkcji budowlano-montażowej jest cztery razy wyższe niż tempo wzrostu gospodarczego.

- Rynek budowlany w Polsce to 200 mld zł i odpowiada za jeden punkt procentowy wzrostu PKB. Ma więc ogromne znaczenie dla gospodarki naszego kraju - twierdzi Dariusz Blocher, prezes Budimexu. Według niego rynek jest wysoce przeregulowany. - Moim zdaniem na początku przyszłego roku branża budowlana będzie w bardzo trudnej sytuacji - dodaje.

Reklama

Barierami, które utrudniają dobry rozwój w segmencie budowlanym, są: brak pracowników, wysokie koszty pracownicze, wysokie podatki, zatory płatnicze i duża konkurencja na rynku. - Brakuje rąk do pracy w każdej specjalizacji w sektorze budowlanym. Do tego dochodzą duże wzrosty ceny materiałów, surowców i kosztów transportu. To powoduje znaczny wzrost kosztów na rynkach prywatnych i w sektorze publicznym. Wielu inwestorów musi ciąć kosztorysy budżetowe, aby podejść do przetargów. Inni nierzadko zrezygnują, bo wykonanie kontraktu im się po prostu nie opłaca - mówi Monika Mojzesowicz, dyrektor departamentu produktów dla firm Expander.

Nieopłacalne kontrakty

W drugim kwartale 2018 r. dynamika produkcji budowlano-montażowej wyniosła 28,2 proc. Branża realizuje tysiące projektów, ale coraz więcej z nich staje się nieopłacalnych. W I połowie 2018 r. produkcja budowlano-montażowa wyniosła 39 mld zł, ale rentowność już tylko 0,8 proc., gdzie w całym 2017 r. było to 84,1 mld zł przy rentowności na poziomie 2,9 proc.

- O ile portfele zamówień są pełne, to problem polega na tym, że po wzrostach cen materiałów o 60-70 proc., z jakimi mieliśmy do czynienia w ciągu ostatnich dwóch lat, rentowność kontraktów budowlanych jest bliska zeru lub jest nawet ujemna. Rentowność całego sektora wynosi dziś zaledwie 0,8 proc. zysku operacyjnego i będzie spadać - tłumaczy Dariusz Blocher z Budimexu.

Jak dodaje Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej (KRD), spadająca marża przy wysokiej wartości rynku to niejedyne zmartwienie przedsiębiorstw budowlanych. - Już dzisiaj w sektorze brakuje 100-150 tys. pracowników, co może się przełożyć na opóźnienia w realizacji nawet co piątej inwestycji, zwłaszcza że popyt na usługi budowlano-montażowe jest wciąż bardzo duży. W efekcie firmy budowlane rezygnują ze zleceń lub zlecają pracę podwykonawcom. Sytuację dodatkowo pogarsza wzrost cen usług podwykonawczych oraz wzrost kosztów budowy. Tym samym wiele przetargów wygranych jeszcze dwa-trzy lata temu stało się dzisiaj kulą u nogi dla firm, które nie spodziewały się aż tak drastycznych podwyżek - uważa prezes KRD.

- Wzrost cen materiałów i kosztów pracy powoduje, że niekiedy inwestorzy rezygnują z projektów. Nie podpisują nowych umów, jeśli cena jest za niska. Zdarza się również, że zrywają obowiązujące umowy, nawet jeśli kończy się to karą. To bowiem i tak mniejsza strata niż w sytuacji, gdyby ten kontrakt został wykonany - wyjaśnia Monika Mojzesowicz, dyrektor departamentu produktów dla firm Expander.

Jak dodaje Piotr Wołejko, ekspert Pracodawców RP ds. infrastrukturalnych i gospodarczych, wzrost cen jest tak znaczący, że przekracza kalkulacje przedsiębiorców i powoduje, iż ich nakłady stają się wyższe od wartości umów podpisanych z publicznymi inwestorami.

Takim przykładem kłopotów budowlanki jest wycofanie się w sierpniu tego roku włoskiej firmy Astaldi z budowy w Świnoujściu tunelu pod Świną pomiędzy wyspami Uznam i Wolin. W uzasadnieniu przedstawionym przez firmę, jak w soczewce skupiają się trzy główne problemy całej branży. Pierwszym z nich jest upływ prawie dwóch lat od przedstawienia oferty do rozpoczęcia robót, kolejnym - brak rzeczywistej waloryzacji kosztów robót w Polsce, które tylko w ostatnim czasie wzrosły o 30 proc. Wymieniono też duże ryzyko wydłużania się procedur "rozliczania robót dodatkowych" oraz braki w dostępie do zasobów materiałowych i osobowych na polskim rynku - można przeczytać w uzasadnieniu odstąpienia od umowy.

- Niechęć do negocjacji kontraktów, do waloryzacji cen stawia firmy pod ścianą. Mogą one albo realizować umowy i do tego dopłacać, albo zerwać kontrakt i zapłacić kary umowne; w niektórych przypadkach może to być jednak korzystniejsze od dokończenia inwestycji - tłumaczy ekspert Pracodawców RP.

Według Piotra Wołejki, jeśli niechęć zamawiających do indeksacji cen i waloryzacji umów się utrzyma, część firm może ogłosić upadłość. Za dużymi wykonawcami upadną też mniejsi podwykonawcy - ten scenariusz znamy z niedawnej przeszłości.

- Druga strona medalu to coraz wyższe oferty wykonawców w aktualnych przetargach, często przekraczające znacząco kosztorys inwestora. Czasem nikt nie zgłasza się do przetargu. A pieniądze unijne trzeba wydać, inaczej przepadną, a potrzebnych inwestycji nie uda się zrealizować - mówi ekspert z Pracodawców RP.

Analitycy rynku twierdzą, że to, co wyróżnia polski sektor budownictwa i jest charakterystyczne dla rynków nowych członków UE, to relatywnie wysoki poziom udziału wydatków państwa we wskaźniku produkcji budowlano-montażowej. Szacuje się, że w przypadku Polski produkcja budowlano-montażowa w ponad 60 proc. finansowana jest ze środków publicznych.

- W ten sposób to de facto państwo poprzez samorządy, agendy rządowe, spółki skarbu państwa wywiera przemożny wpływ na kondycję całego sektora budownictwa. Firmy budowlane mają bardzo zróżnicowane portfele zleceń w rozróżnieniu na klienta, jednak największe przedsiębiorstwa budowlane ponad połowę zleceń realizują dla klienta publicznego - uważa Rafał Bałdys-Rembowski, ekspert Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa (PZPB).

Rafał Bałdys-Rembowski wskazuje, że wzrosty kosztów były tak wysokie na przestrzeni ubiegłego roku, iż "niemożliwe było ich ujęcie w żadnym szacunku ryzyka przeprowadzanego np. w 2016 r." .

Tu dochodzimy jednak do zasadniczej różnicy w podejściu publicznego i komercyjnego inwestora. Wielu wykonawców z powodzeniem dokonuje indeksacji cen komercyjnych umów, co pozwala dzielić się ryzykiem i zachować opłacalność tych zleceń. Zupełnie inaczej jest w przypadku inwestycji publicznych, które nie zakładają indeksacji cen kontraktów. Kontrakty publiczne co do zasady delegują też większość ryzyk kontraktowych na wykonawcę, co podnosi koszty i wprowadza element hazardu do procesu wyboru wykonawcy (nie wszyscy wykonawcy jednakowo szacują ryzyka kontraktowe, za które powinien odpowiadać inwestor). Wiele z tych zamówień to wieloletnie kontrakty w formule "zaprojektuj i wybuduj" z absurdalnie długimi okresami gwarancji. Przy założeniu, że zakładana rentowność ofert w publicznych zamówieniach oscylowała na poziomie 5 proc., to przy wzrostach cen sięgających 30 proc. wszystkich kategorii cenotwórczych od chwili podpisania umowy kontrakty te dziś można ostrożnie określić jako nierentowne.

Finansowa presja rośnie

Jak wskazuje Monika Mojzesowicz z Expandera, istotny wpływ na kondycję finansową branży budowlanej ma też wejście w życie tzw. odwróconego VAT. Efektem jego wprowadzenia są trudności w utrzymaniu płynności finansowej, a co za tym idzie - zatory płatnicze. Podwykonawcy wystawiają faktury bez VAT, mimo że kupują towary z VAT. Obecnie duże firmy budowlane szybciej otrzymują zapłatę od swoich kontrahentów, bo po dwóch miesiącach i sześciu dniach. Z kolei małe i mikroprzedsiębiorstwa muszą czekać około czterech miesięcy - wynika z danych KRD. Branża budowlana ma znacznie większe problemy z wypłacalnością niż inne działające na rynku. Wartość strat wynikających z opóźnień w płatnościach (nieregulowane płatności) wynosi 12-13 proc. wartości ogólnej przedsiębiorstw - wynika z kolei z danych Expandera.

- Urząd skarbowy zwraca im podatek dopiero po wykonaniu czynności sprawdzających, gdzie to przedsiębiorca musi wykazać wynikającą nadpłatę. Ten mechanizm ma wpływ na wzrost cen podwykonawców, ponieważ budowlańcy doliczają zapłacony podatek do cen bieżących, aby w ten sposób utrzymać płynność finansową - mówi Mojzesowicz.

A z płynnością finansową firm z tego sektora jest bardzo źle, co potwierdzają dane chociażby KRD. Zadłużenie firm budowlanych wynosi już 2,41 mld zł. To o 200 mln zł więcej niż przed rokiem. Do 64,5 tys. wzrosła też liczba przedsiębiorstw notowanych w KRD. W podziale na podbranże największe problemy występują w sektorach robót specjalistycznych i robót związanych ze wznoszeniem budynków. Każdy z tych sektorów notuje niemal miliardowe zadłużenie.

W branży budowlanej mamy w tej chwili do czynienia z sytuacją, w której niepokojące stały się zarówno skala zadłużenia całego sektora, jak i konsekwencje wynikające z problemów finansowych. Długi przedsiębiorstw budowlanych nie pozostają bowiem bez wpływu na inne sektory gospodarki.

- Na liście wierzycieli są m.in. firmy handlujące akcesoriami do montażu, leasingodawcy, koncerny energetyczne, firmy transportowe, a także przedsiębiorstwa zajmujące się wynajmem i sprzedażą maszyn. W porównaniu z ubiegłym rokiem jeszcze bardziej widoczny stał się udział wzajemnych długów w branży budowlanej. Dzisiaj takie należności stanowią już 10 proc. całego zadłużenia, podczas gdy jeszcze rok temu było to niecałe 9 proc. Czy budowlanka zjada swój ogon? Wynika to poniekąd ze specyfiki branży, która składa się z wykonawców i podwykonawców. W praktyce bardzo często podwykonawcy są właśnie na tej gorszej pozycji, ponieważ muszą się upominać o swoje pieniądze za wykonaną pracę - wylicza Adam Łącki.

Ekspert Pracodawców RP wskazuje, że konsekwencją zatorów są też problemy z pozyskaniem finansowania ze strony banków. W całym sektorze rośnie bowiem ryzyko, które banki muszą wziąć pod uwagę.

- Na sytuację może dodatkowo istotnie wpłynąć projekt ustawy o zapobieganiu nadużyciom w inwestycjach drogowych, przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Proponuje się w nim zamrażanie środków na rachunku powierniczym i wypłacanie ich generalnemu wykonawcy dopiero wtedy, gdy w 100 proc. rozliczy się z podwykonawcami. De facto zatem zmusza się wykonawców do kredytowania całej budowy ze swoich - a w rzeczywistości przecież z pożyczonych od banku - pieniędzy - komentuje ekspert Pracodawców RP.

Czy to zapowiedź kryzysu, czy już kryzys?

Słabnące wyniki przedsiębiorstw budowlanych nie uszły uwadze inwestorów giełdowych. Spółki tego sektora notowane na warszawskim parkiecie od roku jedynie tracą, a rekomendacje analityków zmieniły się z "trzymaj" na "redukuj", co może dać wyraźny sygnał instytucjom finansowym do zmniejszenia zaangażowania w sektor.

Nie może zatem dziwić, że tradycyjny już sceptycyzm banków i ubezpieczycieli do branży budowlanej utrwalił się na przestrzeni ostatniego roku. Kończą się możliwe do wykorzystania przez firmy sumy gwarancyjne i dostępne limity, przez co firmy mają utrudniony dostęp do nowych zleceń, często niezbędnych do pokrycia strat przyszłym wysokim zyskiem.

Zdaniem ekspertów mimo tak wielu inwestycji i miliardowych nakładów coraz wyraźniej na horyzoncie dostrzegalne jest widmo powtórki sprzed kilku lat, gdy w szczytowym momencie inwestycji zaczęły upadać firmy budowlane.

Rafał Bałdys-Rembowski z PZPB uważa, że od ponad roku branża budowlana uprzedza o występowaniu podobnych zjawisk, które uruchomiły kryzys w budowlance w latach 2011-2013. Dziś nie mówimy już o możliwości powtórzenia się znanego scenariusza, bo w zasadzie kryzys właśnie się rozwija. Pozostaje pytanie, jak będzie głęboki i co po sobie zostawi.

Jak dodaje wiceprezes PZPB, obecnie największym ryzykiem dla branży budowlanej jest wystąpienie efektu domina przy dalszym pogarszaniu się otoczenia. Głównymi czynnikami ryzyka pozostają rosnące koszty pracy, dostępność materiałów budowlanych i ich rosnąca cena, nierównomiernie rozłożone ryzyka kontraktowe w zamówieniach publicznych, koszty usług podwykonawczych oraz problemy logistyczne (brak możliwości dowozu materiałów na place budów).

- Usunięcie głównych czynników ryzyka, czyli wprowadzenie indeksacji cen publicznych kontraktów, przyczyniłoby się do ograniczenia skutków rozwijającego się kryzysu w budowlance. Kryzys w budowlance nie powinien mieć jednak dalekich konsekwencji dla całej polskiej gospodarki z uwagi na wewnętrzny charakter problemów sektora, które przy utrzymaniu przyszłej kontraktacji pozwolą na stabilizację sytuacji w branży - podsumowuje Rafał Bałdys-Rembowski.

Z kolei Piotr Wołejko z Pracodawców RP ocenia, że "aktualnie kondycja branży jest dobra, lecz bez interwencji ze strony państwa może się to szybko zmienić na gorsze. Dlatego oczekujemy od decydentów, by pokazali, iż państwo wyciągnęło lekcje z kryzysu sprzed kilku lat i nie pozwoli, by polski paradoks - katastrofa sektora budowlanego w obliczu rekordowych inwestycji infrastrukturalnych - się powtórzył".

Rząd dostrzega te problemy, które dotykają nie tylko budownictwo i stara się działać w wielu obszarach mających na celu poprawić sytuacji. Jednym z przykładów działań tu na miejscu jest choćby popularyzacja i przywracanie do łask szkolnictwa zawodowego i technicznego. W latach 2005-2015 w Polsce zamknięto ok. tysiąc szkół zawodowych, co również wpłynęło na mniejszą liczbę absolwentów tych uczelni. Z kolei programy prospołeczne rządu jak Rodzina 500 plus, Maluch plus nie tylko mają za zadanie polepszyć sytuację materialną Polaków tu w kraju, ale i zachęcić do powrotu fachowców z emigracji.

Rząd szykuje również zmianę przepisów, które mają przyciągnąć i zachęcić do pozostanie w Polsce emigrantów zarobkowych. Wedle nowych przepisów cudzoziemcy nie tylko byliby szybciej zatrudniani, bez zbędnych formalności. Rząd idzie o krok dalej i chce zaproponować łatwą ścieżkę osiedlania się emigrantów wraz z rodzinami. Nie bez znaczenia jest również rosnąca szybko płaca minimalna. Nie da się jednak wieloletnich zaniedbań pokonać w ciągu jednej kadencji.

Rafał Bałdys-Rembowski, ekspert Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa: Od ponad roku branża budowlana uprzedza o występowaniu podobnych zjawisk, które uruchomiły kryzys w budowlance w latach 2011-2013. Dziś nie mówimy już o możliwości powtórzenia się znanego scenariusza, bo w zasadzie kryzys właśnie się rozwija. Pozostaje pytanie, jak głęboki będzie i co po sobie zostawi.

Piotr Wołejko, ekspert Pracodawców RP ds. infrastrukturalnych i gospodarczych: Wzrost cen jest tak znaczący, iż przekracza kalkulacje przedsiębiorców i powoduje, że ich nakłady stają się wyższe od wartości umów podpisanych z publicznymi inwestorami.

Monika Mojzesowicz, dyrektor departamentu produktów dla firm w Expanderze: Wzrost cen materiałów i kosztów pracy powoduje, że niekiedy inwestorzy rezygnują z projektów. Nie podpisują nowych umów, jeśli cena jest za niska. Zdarza się również, że zrywają obowiązujące umowy, nawet jeśli kończy się to karą.

Szymon Szadkowski

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: budownictwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »