Studencki najem dał zarobić 98 proc. w 13 lat

Ktoś kto przygotował mieszkanie na wynajem w okresie wzmożonego popytu studenckiego w 2006 roku może się już dziś cieszyć z podwojenia zainwestowanego kapitału i to po uwzględnieniu dodatkowych kosztów - wynika z szacunków HRE Investments.

- Szacunki NBP sugerują, że w I kwartale br. nawet ponad 40 proc. nowych mieszkań mogło zostać kupionych w celach inwestycyjnych. Wyliczenia te opierają się m.in. o informacje na temat tego ile można zarobić na wynajmie mieszkań w porównaniu do bezpiecznych lokat bankowych czy rentowności obligacji skarbowych - zwraca uwagę Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.

W porównaniu opłacalności inwestycji - przynajmniej w krótkim terminie - mieszkania są bezkonkurencyjne. Wszystko dlatego, że dziś na ich wynajmie nawet po potrąceniu wszystkich kosztów i podatków można zarobić 3-4 razy więcej niż na przeciętnej bankowej lokacie. Do tego mieszkanie w dłuższym terminie powinno zyskiwać na wartości, a jego zakup można finansować relatywnie tanim dziś kredytem - tłumaczy analityk.

Reklama

- Oczywiście w tej beczce miodu jest też trochę dziegciu. Po pierwsze nikt nie daje nam gwarancji, że mieszkanie, które kupimy, uda się w przyszłości sprzedać z zyskiem. Może się też okazać, że na jego wynajmie zarobimy mniej niż pierwotnie zakładaliśmy, a do tego pewne jest, że kiedyś raty dziś zaciąganych kredytów w końcu wzrosną - dodaje Bartosz Turek.

Ekspert HRE Investments przeprowadził wyliczenia opłacalności takiej inwestycji.

- Załóżmy, że inwestor kupił popularne 50-metrowe mieszkanie w Warszawie i przygotował je na tzw. sezon wysoki, czyli trzeci kwartał, kiedy mieszkań szukają tysiące studentów, ale też rodziny z dziećmi czy po prostu pracownicy zmieniający miejsce zamieszkania po wakacjach - proponuje Bartosz Turek.

- Najstarsze dostępne dane banku centralnego pozwalają przeprowadzić symulację od 2006 roku. Efekt? Ktoś, kto kupił mieszkanie 13 lat temu, może dziś cieszyć się podwojeniem zainwestowanego kapitału - o ile oczywiście zdecydowałby się posiadane lokum sprzedać i tym samym zrealizować zysk wynikający ze wzrostu wartości nieruchomości. Jak bowiem wynika z danych NBP, 50-metrowe lokum można było w trzecim kwartale 2006 roku kupić za około 312 tysięcy złotych. To o wiele taniej niż dziś - podsumowuje.

Kupując mieszkanie trzeba jednak przygotować się także na niemałe koszty dodatkowe - podatek od czynności cywilnoprawnych, taksę notarialną, opłaty sądowe czy prowizję pośrednika. Do tego przygotowując mieszkanie na wynajem należy lokal przynajmniej odświeżyć i częściowo wyposażyć. Dlatego w prezentowanych szacunkach założono, że wszystkie dodatkowe koszty pochłoną 10% ceny kupowanej nieruchomości. Do wcześniej wspomnianej ceny zakupu mieszkania należy więc dodać wydatki na obsługę transakcji i przygotowanie mieszkania do wynajęcia, co powinno pochłonąć ponad 31 tys. zł.

Przejdźmy teraz do zysków. W szacunkach zakładamy, że na konto właściciela mogłyby trafić w ciągu pierwszego roku ponad 19,4 tys. zł tytułem czynszu (wg NBP średnia stawka czynszu netto wynosiła wtedy około 36 złotych za m kw. miesięcznie). Jest to kwota po potrąceniu opłat administracyjnych i uwzględniająca to, że lokal stał pusty przez jeden miesiąc w roku.

Od przychodów z najmu trzeba oczywiście też zapłacić podatek i uwzględnić konieczność budowania funduszu na przyszłą modernizację lokalu. Nawet jednak odliczając od przychodu 8,5 proc. i robiąc odpis na poziomie 5 proc. rocznego przychodu na przyszły remont, otrzymujemy 16,6 tysięcy zysku z wynajmu w pierwszym roku - wynika z szacunków HRE Investments. Kolejne lata powinny być pod tym względem coraz lepsze za sprawą rosnących czynszów wynajmu. Warto podkreślić, że stawka za wynajem metra kwadratowego mieszkania w stolicy szacowana była pod koniec 2018 roku na ponad 50 złotych miesięcznie - wynika z danych banku centralnego. W efekcie wynajem tego samego lokalu w latach 2017-19 powinien dać zarobić około 22 - 24 tys. zł netto rocznie. W sumie przez 13 lat inwestor z tytułu wynajmu powinien zainkasować około 260 tysięcy złotych i to już po potrąceniu kosztów oraz podatków, uwzględnieniu okresów niewynajęcia i budowania funduszu na modernizację mieszkania (przez 13 lat zebrałoby się w nim prawie 17 tys. złotych).

Gdyby tego było mało, to najnowsze dostępne dane (za pierwszy kwartał 2019 r.) sugerują, że 50 metrów mieszkania w Warszawie kosztowało około 419 tysięcy. To znaczy, że nawet po potrąceniu kosztów transakcyjnych poniesionych na początku przygody z wynajmem, inwestor mógłby zrealizować zysk ze sprzedaży nieruchomości na poziomie 76 tys. złotych.

Dla porządku należy dodać, że od 3 kwartału 2006 roku do 1 kwartału 2019 r. łączna inflacja CPI wyniosła ponad 26 proc. A jak wyglądał wynik bezpiecznej inwestycji w postaci bankowej lokaty? Zakładając regularnie przeciętne kwartalne lokaty od 3 kwartału 2006 roku do 1 kwartału 2019 roku można było zarobić około 44 proc. po opodatkowaniu - wynika z szacunków HRE Investments opartych o dane NBP. Można więc uogólnić, że podjęcie ryzyka zakupu mieszkania na wynajem pozwoliło przez kilkanaście lat zarobić ponad dwa razy więcej niż przeciętna bezpieczna bezobsługowa bankowa lokata.

Drugim dogodnym momentem do zakupu mieszkania na wynajem był rok 2013. To wtedy Rada Polityki Pieniężnej była w trakcie cięć stóp procentowych, co przełożyło się na poprawę koniunktury na rynku mieszkaniowym. Z czasem zaczęły też rosnąć ceny mieszkań. I tak 50-metrowe stołeczne lokum można było w trzecim kwartale 2013 roku kupić za 349 tysięcy złotych, a dziś warte byłoby ono około 70 tysięcy złotych więcej. Uwzględniając wzrost wartości nieruchomości oraz zyski z wynajmu inwestor, który 6 lat temu postanowił pomnażać swój majątek z pomocą rynku mieszkaniowego, mógłby dziś wyjść z tej inwestycji z zarobkiem na poziomie około 42 proc. To daje 6 proc. w skali roku, czyli wynik odrobinę lepszy niż ten, z którego może się dziś cieszyć ktoś, kto mieszkanie kupił w 2006 roku, jeszcze przed szczytem ostatniego mieszkaniowego boomu.

Oczywiście zupełnie inaczej wyglądałaby sytuacja gdyby mieszkanie na wynajem zostało kupione u szczytu ostatniej hossy. Spójrzmy na konkretny przypadek - zwraca uwagę Bartosz Turek. Z danych NBP wynika, że ktoś kto kupił w stolicy mieszkanie na wynajem w trzecim kwartale 2007 roku zapłacił za 50-metrowy lokal około 457 tys. złotych. Po 2007 roku ceny mieszkań znacznie spadły przez co inwestor, który chciał sprzedać lokal w kolejnych latach, musiał liczyć się z tym, że za swoją nieruchomość dostanie od kilkudziesięciu do nawet ponad 100 tysięcy złotych (w 2013 roku) mniej niż wcześniej zapłacił.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wynajem | nieruchomości
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »