Dom spokojnej starości czy dom horroru?

Polskie społeczeństwo starzeje się w zastraszającym tempie, a rodzina patriarchalna stała się niemodna i odeszła wraz z pokoleniem naszych rodziców. Jeszcze na wsi te tradycje są kultywowane, ale też niestety zanikają...

Żeby być uczciwym do końca, ta sytuacja nie jest winą młodych ludzi, tylko czasów, w jakich żyją. Ciągły pęd, praca przez całe dnie, brak czasu dla siebie, a co dopiero dla starszych członków rodziny - te czynniki doprowadziły do takiego a nie innego stanu rzeczy. Kto w takiej sytuacji ma się zajmować starymi schorowanymi ludźmi, którzy potrzebują stałej, wszechstronnej opieki?

Najprostsza odpowiedź, to: wyspecjalizowane, prywatne domy spokojnej starości, które w ostatnich latach wyrastają niczym grzyby po deszczu. Wiadomo, że tam, gdzie jest " klient", tam szybko znajdzie się sprzedawca, a człowiek przedsiębiorczy zawsze znajdzie rynek, na którym potrafi zarobić. No właśnie. Czy potrafi tylko i wyłącznie zarabiać? Czy potrafi też w tak delikatnej sprawie się zachować i wywiązać się ze swoich obowiązków. Nie możemy oczywiście generalizować, ale w naszej opinii, źle się dzieje w tej tak ważnej społecznie sprawie.

Reklama

Za naszą zachodnią granicą...

Kilka lat temu pewna starsza pani, pielęgniarka, opowiedziała mi historię dotyczącą jej pracy w domu spokojnej starości za naszą zachodnią granicą. Powiem szczerze, bardzo się zdziwiłem, ale nie miałem powodu do tego, żeby nie wierzyć w jej opowieść.

Pani Krystyna z nieukrywanym zakłopotaniem mówiła o podziale, jaki występował między pensjonariuszami tego osobliwego domu. Starzy ludzie byli dzieleni na tych, których odwiedza rodzina, i tych, o których wszyscy zapomnieli lub już po prostu nie mają żyjących krewnych i znajomych. Na czym to polegało i dlaczego akurat tak? Ci odwiedzani byli ciągle obserwowani, lepiej o nich dbano, byli jakby żywą reklamą domu, no i personel nie narażał się na awantury ze strony rodziny, która mogła zaobserwować złe traktowanie czy gorsze warunki niż te, które były zapisane w umowie. Osoby, które nie miały już kontaktu ze światem zewnętrznym, umieszczano natomiast na wyższych piętrach i w o wiele gorszych warunkach.

Pani Krystyna szczególnie zapamiętała jedną historię... Pewnego dnia zadzwonił daleki krewny starszej pani, która mieszkała w tym domu. Po uzyskaniu informacji, że żyje, wyraził chęć odwiedzenia jej w najbliższy weekend. Personel oczywiście "ucieszył" się na tę wizytę. Po ustaleniu osoby, która będzie miała odwiedziny, okazało się, że jest w grupie tych "zapomnianych" i trzeba coś szybko z tym zrobić. Została błyskawicznie przeniesiona na niższe piętro, do lepszej sali, wezwano fryzjerkę, która ufarbowała i ostrzygła staruszce włosy, a dyrekcja domu wynajęła nawet manikiurzystkę, która doprowadziła jej paznokcie do odpowiedniego wyglądu. W weekend odbyło się widzenie - krewny wyraził głębokie podziękowanie personelowi za tak troskliwą i wszechstronną opiekę. A w poniedziałek... pani wróciła na górne piętro do "swoich" warunków, w jakich żyła dotychczas . O chwilach jej ludzkiego traktowania, przypominały tylko ufarbowane włosy, które niestety powoli traciły kolor życia...

Historia pani Anieli i jej męża

Wróćmy na polskie podwórko. Pani Aniela zajmująca się sparaliżowanym mężem, który nie mówi, ale jest w pełni władz umysłowych, została zmuszona oddać go do domu opieki na pewien czas, bo sama zachorowała i musiała być leczona w szpitalu. Problemy z krążeniem, sercem, kręgosłupem. Nic dziwnego, prawie od 20 lat wszystko robiła przy mężu sama - karmienie, mycie, zmienianie pieluch, to wszystko wymaga dobrej kondycji fizycznej, bo trzeba przecież chorego podnieść, umyć, nasmarować kremem i założyć nową pieluchę. Nic więc dziwnego: ma 80 lat i kręgosłup jest w fatalnym stanie. Tak wyszło, że tym razem musiała iśc do szpitala.

W zeszłym roku też była podobna sytuacja, ale wtedy udało się załatwić miejsce dla męża w domu dla osób starszych, prowadzonym przez siostry zakonne i personel cywilny. Było to pierwsze rozstanie starych, schorowanych ludzi od kilkudziesięciu lat. Pani Aniela w pokoju obok była zawsze do dyspozycji męża, z którym przeżyła prawie 60 lat. O każdej porze dnia i nocy po usłyszeniu gwizdka - taki ustalili system powiadamiania, bo pan Stanisław nie mówił już od wielu lat - spieszyła z pomocą przy poprawieniu poduszki , podaniu leków czy picia. Oddanie męża do sióstr zakonnych było wielkim przeżyciem, ale musiała się na to zdecydować. I okazało się, że nerwy były niepotrzebne, bo pan Stanisław czuł się tam dobrze, miał dobrą opiekę i, co ważne, jako osoba wierząca był przez siostry zakonne codziennie zawożony do kapliczki na modlitwę.

W tym roku okazało się, że niestety u sióstr miejsc nie ma, więc wyszukała inny dom spokojnej starości, w ładnym miejscu, prawie w lesie. Po przewiezieniu męża i przekazaniu wszystkich informacji o chorym, o tym m.in. jak podawać leki (najważniejsze są przeciwbólowe, bo pan Stanisław cierpiał bardzo i musiał stale przyjmować tego typu leki), zaczęła się przygotowywać do pójścia do szpitala, ale wcześniej postanowiła odwiedzić męża i sprawdzić, jak się ma i czy opieka jest tak dobra, jak jej obiecano. Za którą zresztą zapłaciła 2000 zł za miesiąc, co przy rencie (oboje dostają 2300 zł) jest kwotą olbrzymią (przy kosztach leków na poziomie 600 zł miesięcznie).

Co zastała w domu, w którym umieściła męża? Pan Stanisław, który w ciągu trzech dni zmienił się niesamowicie, przywitał ją spazmatycznym płaczem i krzykiem, jaki może wydawać człowiek nie mogący poskarżyć się w inny sposób. Nie dostawał w ogóle leków przeciwbólowych, co przy jego chorobie było nie do wytrzymania. Jej mąż sprawiał wrażenie opuszczonego i zaniedbanego, co było widoczne już po trzech dniach "opieki". Pani Aniela z płaczem zorganizowała transport i od razu odebrała męża z rąk ludzi, którzy za duże pieniądze zobowiązali się dbać o jej ukochaną osobę... Postanowiła, że sama do szpitala na razie nie pójdzie, że poczeka, aż zwolni się miejsce u sióstr zakonnych.

Skandal z ukochaną babcią!

Nie są to odosobnione przypadki, co potwierdza kolejna, opisana przez jedną z naszych koleżanek.

"Ostatnio przytrafiła mi się skandaliczna historia! Pojechałam do domu opieki społecznej, żeby odwiedzić swoją ukochaną babcię (która cierpi na demencję starczą, najbardziej zaawansowane stadium choroby), ale... NIE ZASTAŁAM jej tam! Pytam się pielęgniarki, gdzie jest pani X, na co słyszę, że powinna być w swoim pokoju. JAK TO POWINNA?!!? Pielęgniarka powinna być pewna, a nie bawić się w przypuszczenia (...).

Przeszukałyśmy cały ośrodek, ogród, pobliskie ulice i nic, NIE MA! Zniknęła jak kamfora! Szczerze? Byłam wstrząśnięta i niesamowicie poirytowana. W mojej głowie zaczęły pojawiać się czarne myśli dotyczące mojej babci: przecież ona nawet nie pamięta, jak się nazywa! A co dopiero nazwa ośrodka, w którym przebywa! Okazało się, że właścicielka musiała pojechać i załatwić swoje WAŻNE sprawy, a pod jej nieobecność zostawiła tzw. pielęgniarkę od siedmiu boleści, która nie potrafiła przypilnować człowieka przez 2 godziny. Po długich poszukiwaniach na własną rękę, które przestawały mieć jakikolwiek sens zgłosiłam zaginięcie na policję i co?

Babcia została odnaleziona przez panów policjantów na ruchliwej trasie! Zainteresowali się starszą, samotnie spacerującą kobietą. Na szczęście babcia jakimś cudem przypomniała sobie, jak nazywa się jej jedna córka... Koniec historii należał do tych bardziej radosnych, jednak uważam, że to, co się wydarzyło, to SKANDAL! Na dodatek właścicielka poczuła się z tym faktem źle i postanowiła obdarować moją mamę (która najczęściej pojawiała się ośrodku) dobrym winem i bombonierką w ramach przeprosin! Kpina i zniewaga".

Jarzębina 21: Dom "pod nadzorem" prokuratora

Na forach internetowych na temat tego, co dzieje się w domach spokojnej starości, można znaleźć mnóstwo historii podobnych do opisanych wyżej. Oto wpis internautki o nicku Jarzębina21:

"Moja mama pracowała przez kilka tygodni w tym domu, a ja zawsze chętnie jej towarzyszyłam. W tym domu dzieje się tak źle, że nie wiem, od czego w ogóle zacząć. Właścicielka stale okrada swoich pensjonariuszy, tzn. że jeżeli rodzina coś przywozi, to żadna z osób tam przebywających nigdy tego nie zobaczy. Racje żywnościowe są więcej niż skąpe! Właściciele oszczędzają nawet na pampersach. Wiele osób próbowało zmienić to, co się tam dzieje.

Domem cały czas zajmuje się prokurator, a policjanci zagrzali już sobie stałe miejsce na parkingu .Wszyscy życzliwi ludzie byli przekonani, że to już koniec męczarni dla ludzi, których rodzina jest nieświadoma dramatów, które mają tam miejsce. Wygląda na to, że jest wprost przeciwnie!!! A co najlepsze, ośrodek właśnie się rozbudowuje..." - pisze Jarzębibna 21.

I cóż tu jeszcze dodać, co ważnego podkreślić? Chyba tylko jedno: pamiętajmy o naszych bliskich, nie tylko o rodzinie, ale też o sąsiadach i znajomych. Nie ufajmy obcym, nie wierzmy w to, co mówią i obiecują, sprawdzajmy i wymagajmy tego, za co płacimy! Pamiętajmy, że my też będziemy starzy, i to szybciej niż nam się wydaje.

Nie można oczywiście generalizować - istnieją i wspaniale działają również ośrodki, które należycie dbają o podopiecznych, jak chociażby wymieniony wcześniej dom sióstr zakonnych. Niestety, są też takie, które mają za nic ludzkie cierpienie i ostatnie dni życia osób powierzonych im do opieki.

Właściciele domów opieki, którzy dostają za to duże pieniądze, mają również moralny obowiązek dbania o naszych bliskich. Jeśli jednak mają nas i naszych bliskich za nic, jeżeli liczy się dla nich tylko szybki i łatwy zysk, wtedy muszą się liczyć ze społecznym napiętnowaniem, w każdy możliwy sposób . Nie ma wytłumaczenia dla złego traktowania osób, którym należy się godne traktowanie do końca ich dni.

Jarosław Mikołaj Skoczeń, Emil Chrzanowski

http://strefynieruchomosci.blog.pl

Emmerson
Dowiedz się więcej na temat: dom | Niestety | domy | powoli | Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »