Orłowski: Rynek wtórny w MdM mógłby podnieść ceny mieszkań

Dopłacanie w ramach programu MdM do mieszkań kupowanych na rynku wtórnym nie zmniejszy deficytu mieszkaniowego, a może wpłynąć na wzrost cen - powiedział wiceminister infrastruktury i rozwoju Paweł Orłowski. Dodał, że MdM przyczynił się do budowy mieszkań w segmencie popularnym.

PAP: Opozycja nie zostawia na rządowym programie wsparcia mieszkalnictwa "Mieszkanie dla Młodych" suchej nitki, nazywając program "bublem prawnym". Główny zarzut wobec MdM jest taki, że nie obejmuje on rynku wtórnego. Jej zdaniem przygotowany jeszcze za rządów PiS program "Rodzina na Swoim" był lepszym programem. Co pan na to?

Paweł Orłowski: - Cóż, tak w Polsce swoja rolę widzi opozycja. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że objęcie programem rynku wtórnego rozwiąże problemy mieszkaniowe Polaków. MdM nie jest "bublem". W ocenie, że program RnS działał w sposób korzystny dla rynku mieszkaniowego, bo uwzględniał rynek wtórny, jest zasadnicza sprzeczność.

- Skoro mamy deficyt mieszkaniowy i powinniśmy działać prorozwojowo i progospodarczo, to nie można jako rozwiązania wskazywać na rynek wtórny. Jeżeli chcemy zmniejszenia deficytu na rynku mieszkaniowym, to oczywistym działaniem, w ramach posiadanych środków, jest budowa nowych mieszkań. Dopłacanie do mieszkań kupowanych na rynku wtórnym tego deficytu nie zmniejszy, może natomiast wpłynąć na wzrost cen mieszkań.

Reklama

Wasi oponenci twierdzą, że zwiększona sprzedaż na rynku wtórnym wpływa na wzrost sprzedaży na rynku pierwotnym. Przywołują też argument, że pobudza tym samym gospodarkę i zwiększa wpływy budżetowe, czyli jednym słowem, takie rozwiązanie jest opłacalne dla państwa.

- To zaklinanie rzeczywistości. Efekt gospodarczy, w tym wpływ na rynek pracy, można prześledzić przez wpływy podatkowe. A te są diametralnie większe w przypadku sprzedaży mieszkań nowych (a więc w MdM) niż w wypadku mieszkań z rynku wtórnego. Mieszkania na rynku wtórnym często są sprzedawane jako gotowe i nabywcy nie prowadzą w nich nawet prac remontowych.

- Inaczej jest w przypadku sprzedaży na rynku pierwotnym. Efekty dla gospodarki, w tym zamówień firm budowlano-montażowych, zatrudnienia w sektorze budowlanym, produkcji materiałów budowlanych i artykułów wyposażenia mieszkań, w przypadku transakcji na rynku wtórnym i rynku pierwotnym, nie są więc porównywalne.

A co pan odpowie na często powtarzany zarzut, że w 2014 r. w programie MdM wykorzystano tylko jedną trzecią środków, a program RnS nie miał takich problemów?

- Przede wszystkim nie jest to prawda. W okresie porównywalnym do działania programu MdM, czyli od stycznia 2007 do marca 2008 r. w ramach programu RnS udzielono 5 tys. 300 kredytów na kwotę 590 mln zł. W porównywalnym okresie w programie MdM udzielono ponad 18 tys. kredytów na łączną kwotę 3 mld zł. Jeżeli porównamy kwoty bezpośrednio wypłacone beneficjentom, to różnica jest jeszcze większa.

- Warto podkreślić, że program MdM jest finansowany ze specjalnie utworzonej rezerwy celowej. Jej maksymalną wysokość w danym roku określono w ustawie na takim poziomie, żeby zapobiec możliwości wyczerpania środków i wstrzymania przyznawania finansowego wsparcia. Ponadto trzeba pamiętać, że limity wskaźników cen w programie MdM - pomimo krytycznych ocen, że są za niskie - już spowodowały, że deweloperzy dostosowali swoją ofertę do tych limitów i obecnie mamy więcej budowanych mieszkań w segmencie popularnym i w niższych cenach niż na starcie programu.

- Dlatego w kolejnych latach liczba mieszkań oferowanych w ramach programu MdM będzie wyższa. To jest dobry efekt dla konsumenta, efekt ekonomiczny, którego nie udało się osiągnąć w programie RnS.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Jak ten efekt ekonomiczny wygląda?

- Według danych GUS, w 2014 r. deweloperzy rozpoczęli budowę 69 tys. mieszkań - to o 35 proc. więcej niż w 2013 r. To jest m.in. efekt ekonomiczny programu MdM. To że program MdM miał przynieść korzyści z punktu widzenia rynku pracy i rozwoju branży budowlanej, było zapisane w uzasadnieniu ustawy regulującej zasady programu. I w tym kontekście trzeba przypomnieć, w jakim okresie projekt był przygotowany i w jakim czasie jest realizowany, a jest to okres spowolnienia gospodarczego.

- Chciałbym podkreślić jego rolę dla podtrzymania kondycji firm budowlano-montażowych i zatrudnienia w sektorze w okresie, kiedy wyczerpują się środki UE w ramach perspektywy 2007-2013 i nie są jeszcze realizowane w pełnej skali inwestycje planowane w ramach perspektywy 2014-2020.

Jeśli efekt ekonomiczny jest dobry przy wykorzystaniu jednej trzeciej środków programu, to jaki byłby ten efekt, gdyby wykorzystanie środków było wyższe?

- Pamiętajmy, że limit środków wskazanych w ustawie o programie MdM to jest limit maksymalny. Nie oznacza to, że za wszelka cenę - włączając w program rynek wtórny, czy jak sugerują niektórzy politycy podnosząc limity cenowe w programie - mamy te środki wykorzystać. Byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne.

- Jest oczywistym, że wykorzystanie w pierwszym roku jest relatywnie niskie. Musi się bowiem pojawić oferta na rynku dostosowana do programu. Ten proces ma już miejsce, bo program MdM przyczynił się do zwiększenia oferty w segmencie popularnym. Mam nadzieję, że oferta ta w większym stopniu pojawiać się będzie również w małych miejscowościach.

- Włączenie do programu rynku wtórnego spowodowałoby podniesienie cen mieszkań na tym rynku i wycofanie się inwestorów z budowy mieszkań w popularnym segmencie. Z drugiej strony podniesienie wskaźnika maksymalnych cen mieszkań, które można kupić ze wsparciem z programu, doprowadziłoby do finansowania z budżetu państwa relatywnie drogich apartamentów. Nie taka jest rola wsparcia państwa.

Z danych po pierwszym roku działania programu MdM wynika, że funkcjonuje on głównie w kilku dużych miastach i wokół nich, a cała prowincjonalna Polska jest z niego wyłączona.

- To nieuzasadniona danymi błędna opinia. Do końca marca 2015 r. ok. 55 proc. liczby kredytów udzielono w miastach będących siedzibą wojewody lub sejmiku województwa (18 miast), a ok. 16 proc. w gminach sąsiadujących ze stolicami, zaś pozostałe 29 proc. w innych gminach danego województwa. Rozkład beneficjentów jest więc proporcjonalny, jeśli uwzględnimy fakt, że największe miasta to siedziby szkół, uczelni oraz firm i instytucji oferujących miejsca pracy.

- Naturalnym jest, że największe skupiska zabudowy mieszkaniowej tworzą się tam gdzie są największe zasoby pracy. To jest fakt ekonomiczny i nie da się z nim dyskutować. Sądzę, że zmiany zaproponowane w projekcie, czyli większy dostęp do mieszkań budowanych przez spółdzielnie mieszkaniowe, większe wsparcie dla rodzin wielodzietnych, rosnąca podaż na rynku spowoduje, że program będzie się rozwijał silniej także w regionach, w których oferta jest relatywnie niewielka.

Pobierz za darmo program PIT 2014

Najpoważniejszy problem, któremu miał przeciwdziałać program MdM, to demografia i ujemne wskaźniki przyrostu naturalnego w Polsce. Jak wynika z danych za zeszły rok, na programie MdM skorzystali głównie single, a rodzin i ich potomków w programie prawie nie widać?

- Wprowadzając nowelizację ustawy chcemy ułatwić rodzinom wielodzietnym korzystanie z programu MdM - zwłaszcza zapewnić większy udział rodzin i osób z dwójką, i trójką dzieci. Ale nie zapominajmy, że korzystanie z MdM przez osoby samotne także stwarza im odpowiednie warunki do podjęcia w przyszłości decyzji o założeniu rodziny. To naturalna kolej rzeczy - i my na to liczymy - że w wielu takich wypadkach efekt prorodzinny będzie, tylko odłożony w czasie. Osoby samotne dzięki temu, że będą miały zapewnione to podstawowe dobro jakim jest mieszkanie, będą chętniej podejmować decyzję o wychowywaniu dzieci.

NIK już w 2012 r. ostrzegała rząd, że w Polsce brakuje 1,5 mln mieszkań, a kolejne 200 tys. w niedługim czasie zostanie wycofane z użytku, co jeszcze pogłębi deficyt mieszkaniowy w Polsce. Wiadomo też, jaki wpływ na demografię będą miały takie braki mieszkań. Czy tak olbrzymią lukę mogą zapełnić programy rządowe, bo jeśli nie one, to kto?

- Liczby podawane przez NIK przy okazji kontroli prowadzonej w 2011 roku były jedynie szacunkami. Biorąc pod uwagę liczbę mieszkań wybudowanych w ostatnich 4 latach i zakładając, że liczba gospodarstw domowych utrzymuje się na stałym poziomie, aktualny deficyt mieszkaniowy może wynosić ok. 500 tys. mieszkań.

- Jak pokazują ostatnie lata, najlepszym sposobem na redukcję deficytu jest rozwój rynku mieszkaniowego. Przy obecnych tendencjach ogólny deficyt mieszkaniowy powinien przestać być problemem w przeciągu kilku lat. Nadal jednak będą występować deficyty lokalne, szczególnie w najszybciej rozwijających się miastach, zaś podstawowym problemem polityki mieszkaniowej będzie dostępność mieszkań dla osób o niskich i średnich dochodach oraz utrzymanie zasobów mieszkaniowych we właściwym stanie technicznym. W tym kierunku podążać będzie również polityka mieszkaniowa.

Dziękuję za rozmowę.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Mieszkanie dla Młodych | Mieszkanie+ | nieruchomości
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »