Podatek węglowy kusi Unię Europejską

Przyjęcie rezolucji przez Parlament Europejski w sprawie wprowadzenia na unijnych granicach podatku od emisji CO2 jest próbą ratowania konkurencyjności europejskiej gospodarki przed importem tańszych towarów ze "śladem węglowym" z państw, gdzie nie ma opłat za uprawnienia do emisji CO2. To także szansa na wielomiliardowe wpływy do unijnej kasy i skłonienie innych do aktywnej polityki klimatycznej.

Dotychczas Unia Europejska nie oglądała się na innych, jeśli chodzi o wyznaczanie sobie coraz bardziej ambitnych celów redukcji emisji CO2 i wprowadzaniu narzędzi służących temu celowi. 

Chodzi głównie o system handlu emisjami ETS, który jest czysto unijnym pomysłem. W uproszczeniu: kto przy produkcji np. energii czy stali emituje zanieczyszczenia, bo spala np. węgiel, ten musi za to zapłacić prawami do takich emisji. Podnosi to koszty produkcji, co w konsekwencji przekłada się na ceny towarów, które z jednej strony stają się droższe dla kontrahentów na lokalnym rynku europejskim, a w wymiarze międzynarodowym stają się niekonkurencyjne wobec tańszych, bo nieobciążonych opłatami CO2, towarów np. z Azji. 

Reklama

Dlatego do połowy roku Komisja Europejska ma przedstawić szczegółowe propozycje w zakresie wprowadzenia granicznego podatku węglowego (określanego też podatkiem od "śladu węglowego"), a faktyczna ochrona unijnego przed importem tańszych towarów ma być od 2023 r.

Temat podatku, który w zamierzeniu miałby wyrównywać szanse europejskich energochłonnych producentów wcale nie jest nowy, bo mówi się o nim od grubo ponad dekady. Jednak dotychczas nie widać było determinacji, aby go wprowadzić z kilku powodów. 

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Po pierwsze, w grę wchodzi wielka polityka i groźba konfliktu z państwami czy obszarami gospodarczymi, gdzie panuje mało rygorystyczne podejście do spraw emisji lub jest zupełna "wolnoamerykanka", bo liczy się przede wszystkim rozwój gospodarczy dzięki taniej energii, którą zapewnia głównie węgiel kamienny. 

Dlatego można już dziś założyć, że Unię będzie czekała trudna przeprawa na forum Światowej Organizacji Handlu (WTO), aby nowe regulacje były zgodne z jej zasadami. Po drugie, przez wiele lat ceny uprawnień do emisji CO2 były niskie, rzędu 5-6 euro za tonę, i dopiero w 2018 roku wystrzeliły w górę - w tym roku doszły do granicy 40 euro. 

Oznacza to, ni mniej ni więcej, że skokowo wzrosły koszty europejskich producentów z branż wrażliwych na cenę energii (przemysł hutniczy, aluminiowy, cementowy, papierniczy, chemiczny, produkcja nawozów czy szkła), a to musiało w końcu wywołać lobbystyczną presję na decydentów w Brukseli, aby zająć się wprowadzeniem podatku, który będzie de facto cłem chroniącym europejski rynek. 

Dotychczas Unia jak ognia bała się posądzeń o protekcjonizm w tym zakresie, więc oficjalnie nową daninę uzasadnia się "wyrównywaniem szans" między wytwórcami działającymi w Unii i poza Unią (bez opłat za emisje CO2) oraz sprzyjaniem realizacji celów klimatycznych. Po trzecie, wiele energochłonnych firm (np. w Polsce) otrzymywało przez lata znaczne pule bezpłatnych praw do emisji, co łagodziło finansowe skutki systemu ETS, i zmiany cen rynkowych uprawnień, którymi handluje się na giełdach, nie były tak dokuczliwe.

Jednak firmy muszą z biegiem czasu kupować coraz większe pule praw do emisji, a do tego coraz droższe, co przekłada się na ich rentowność, a także cenę końcową produktów dla odbiorców. Po czwarte, przez długi czas Bruksela miała nadzieję, że wystarczy dawać dobry przykład pod względem polityki klimatycznej, której narzędziem jest rynek handlu emisjami, aby inni zgodnie poszli za jej przykładem. Takie nadzieje okazały się płonne, bo owszem - wiele globalnie mówi się o trosce o klimat i składane są deklaracje, ale jeśli chodzi o realne przełożenie obciążeń na gospodarkę, to nikt nie poszedł w ślady Unii, a ta odpowiada w skali globalnej za jedynie ok. 10 proc. emisji CO2. 

Unia postawiła też sobie za cel uzyskanie neutralności klimatycznej do 2050 roku. O podobnym celu i terminie wypowiadają się - po zmianie w Białym Domu - także Amerykanie, a Chińczycy mówią o 2060 roku. Aby przez kolejne trzy-cztery dekady gospodarka europejska nie została całkowicie osłabiona na własne życzenie i doczekała neutralności klimatycznej u swoich wielkich gospodarczych konkurentów, postanowiła sięgnąć jednak po tarczę w postaci podatku węglowego. Po piąte, nowy podatek to dochody dla unijnego budżetu i gospodarki odbudowującej się po stratach z powodu pandemii koronawirusa. Stawką są grube miliardy, mówi się o 5-14 mld euro, które kuszą Brukselę.

Wprowadzenie granicznego podatku węglowego stanowczo postuluje Polska - energetykę i przemysł mamy obciążone ogromnymi kosztami emisji CO2, ponieważ nadal w ok. 70 proc. wytwarzanie energii jest z węgla kamiennego i brunatnego. Nie mając energetyki jądrowej, śladowe ilości energii z hydroelektrowni, rozwijające się dopiero Odnawialne Źródła Energii (OZE) i początek intensywnych inwestycji w bloki gazowe (z grubsza mają o połowę niższe emisje CO2, ale wyzwaniem pozostaje cena surowca oraz dywersyfikacja jego dostaw), wytwarzając głównie z węgla, mamy najwyższe ceny hurtowe energii elektrycznej w Europie, co pogarsza konkurencyjność naszego przemysłu. Czasem nawet do tego stopnia, że przestaje się opłacać u nas produkować - głośna stała się decyzja o wygaszeniu wielkiego pieca w b. Hucie Sendzimira, co podyktowane było m.in. właśnie nieopłacalnością produkcji z powodu cen CO2.

Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy aby podjęcie inicjatywy w zakresie podatku węglowego nie przychodzi za późno. Od wielu lat Europa jest przykładem deindustrializacji, która w dużej mierze wynika z wysokich - na tle USA, Rosji czy Chin - cen energii, których składową są właśnie opłaty za emisje CO2. Powoduje to przenoszenie produkcji z Europy w inne regiony świata, gdzie sprawy klimatyczne są traktowane bardziej liberalnie, a stamtąd wyroby - już bez kosztów emisji CO2 - wracają na rynek europejski, pogarszając pozycję tych, którzy jeszcze utrzymali tu swoją produkcję. 

Nie czekaj do ostatniej chwili, pobierz za darmo program PIT 2020 lub rozlicz się online już teraz!

Europa po prostu staje się za droga dla przemysłu, który decyzją właścicieli migruje. Takie zjawisko określa się mianem "carbon leakage", i tylko częściowo jest ono łagodzone pulami darmowych uprawnień do emisji. Choć decydenci w Brukseli od długiego czasu zdawali sobie sprawę z zagrożenia "ucieczką emisji", to dotychczas niewiele zrobiono, aby temu zapobiec. Zatem podatek węglowy będzie próbą  nadrobienia straconego czasu, choć trudno oczekiwać, aby z tego powodu przemysł powrócił do Europy. 

Nowa unijna danina może jedynie skłaniać producentów, np. w Chinach czy Rosji, do stosowania bardziej energooszczędnych lub mniej emisyjnych technologii, aby ich towary były konkurencyjne w Unii z uwzględnieniem podatku węglowego. To jest ważny element, jeśli patrzymy na podatek węglowy nie przez pryzmat jedynie wpływów do unijnego budżetu i "wyrównywaniu szans" producentów, ale również w trosce o globalne sprawy klimatyczne. 

W sumie, podatek węglowy to krok w dobrym kierunku, ale spóźniony. A jego realizacja napotka na duże trudności nie tylko polityczne, ale i gospodarcze, bo jak zwykle diabeł będzie tkwić w technicznej konstrukcji daniny. W skrajnym przypadku, podatek węglowy może nawet doprowadzić do wojny handlowej UE kontra reszta świata o potężnych konsekwencjach. 

Jednak chcąc realizować politykę "Zielonego Ładu" Unia nie ma w zasadzie wyboru, ponieważ czas, gdy była samotnym jeźdźcem w ponoszeniu kosztów ochrony klimatu, powinien minąć, a tymi kosztami warto dzielić się solidarnie. Tym bardziej, że w ostatnich miesiącach zaostrzono unijny cel redukcji emisji CO2 do 2030 r. z 40 do 55 proc. (względem 1990 r.), co będzie dodatkową presją na dekarbonizację gospodarek, a koszty poniesie przemysł przez droższe prawa emisji.

Tomasz Prusek, publicysta ekonomiczny, prezes Fundacji Przyjazny Kraj

Autor felietonu wyraża własne opinie.

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: podatek węglowy | CO2
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »