Modzelewski: Beneficjenci "liberalnego" systemu podatkowego mają się wciąż dobrze

Obserwując dziwną (?) niemoc naprawy systemu podatkowego odziedziczonego po liberałach, można pokusić się o pewne uogólnienia wskazujące na istotę sporu politycznego dzielącego nasz polityczny światek. Jedna ze stron tego sporu jest znana: tworzą ją ci, którzy nie aprobują tego, co wie każdy, kto zajmuje się podatkami i oczywiście chcą jego naprawy.

W ciągu ostatnich lat powstały przecież setki regulacji prawnych "załatwionych" dla trzech głównych beneficjentów. Są nimi:

1) interesariusze, czyli "inwestorzy podatkowi", zarabiający duże lub bardzo duże pieniądze na zmianie przepisów podatkowych dzięki którym nie płacą podatków lub uzyskują ich zwroty,

2) biznes doradczy zarabiający dzięki optymalizacji opodatkowania u swoich klientów; dla nich uchwalono wiele tzw. nowelizacji optymalizacyjnych; tu dochodem są prowizje od korzyści podatkowych ich zleceniodawców,

3) biznes informatyczny, dla którego napisano setki przepisów nakładających na podatników również wiele obowiązków wymagających zakup obiektywnie zbędnych "instrumentów informatycznych".

Reklama

Od lat politycy i wysocy urzędnicy mówią na tematy podatkowe językiem beneficjentów obecnego systemu podatkowego. Przykładów jest zbyt wiele i można je na co dzień znaleźć w prasie. Dam tylko dwa.

Brakuje podatkowej intuicji

Nawet urzędujący członek rządu, mówiąc wreszcie o masowym unikaniu opodatkowania podatku od towarów i usług, cytuje (podaje nawet nazwę) jako wyjątkowo wiarygodny (dla niego) raport na ten temat napisany przez... lidera rynku "usług optymalizacyjnych", zwłaszcza przy pomocy tzw. umów luksemburskich. Drugi dotyczy wypowiedzi urzędującego wiceministra finansów, który odpowiadając na mój list na temat przyczyn rezygnacji przez resort z programu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości odpowiedział mi, że luki w tym podatku zlikwidują jakieś "instrumenty informatyczne" (zapewne słynny JPK - VAT); wiadomo - podatnicy przecież zapłacą (bo muszą), każde pieniądze firmom informatycznym za wdrożenie owych "instrumentów". Tak było za czasów liberałów, tak jest (niestety) również teraz, bo mimo kolejnych zmian personalnych tak naprawdę to się niewiele zmieniło, czyli na realizację podatkowego programu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości w podatkach może nie starczyć już czasu do końca kadencji Sejmu. Niestety liderom tego ugrupowania, mimo politycznego rozsądku, czasami brakuje podatkowej intuicji. Przypomnę, że gdy w zeszłym roku powołano na stanowisko ministra finansów poprzedniego jej szefa, szok sympatyków nowej większości równoważyły (?) pochwały ze strony liberałów, w tym byłych członków kierownictwa resortu finansów.

Czy tego oczekiwali uczciwi podatnicy?

Przecież to był dość oczywisty sygnał, że interesy beneficjentów dotychczasowego (czyli liberalnego) systemu politycznego nie będą naruszone. I chyba nie zostały: nie uchylono większości przepisów, które załatwili interesariusze (uchwalono za to kolejne) oraz mnoży się następne obowiązki podatników, aby biznes informatyczny miał dalsze zlecenia od przywiązanych do tego podatników. A biznes doradczy? Czy wyrzucono z resortu firmy, które od lat rozdają tam karty? Tu nastąpiła "istotna" zmiana: rządzące tam od lat "anderseny" przyniesione w teczce przez liberałów, zostały zastąpione przez innego, równie zasłużonego dla optymalizacji podatkowej członka tzw. "wielkiej czwórki" (jakże skromnie i powściągliwie określonego). Czy na tym polega "uszczelnianie systemu podatkowego" oraz relacja programu wyborczego i zapowiedzi pani premier? Czy tego oczekiwali uczciwi podatnicy, którzy nie chcą zarabiać na wyłudzaniu zwrotów VAT-u? Czy naprawdę ktoś może uwierzyć, że zagraniczny podmiot, który działa w interesie tych, którzy nie chcą płacić podatków (nie tylko w Polsce), może przyczynić się do uszczelniania tego systemu? Ktoś kto tak twierdzi nieświadomie plecie bzdury albo działa w złej wierze, bo jeżeli podmiot ten jako usługodawca zobowiązał się do działań na rzecz obniżenia obciążeń swoich klientów, a drugą ręką pomaga władzy w eliminacji tych możliwości, jego zasadnicza usługa nie tylko będzie nienależycie wykonana, ale działanie to graniczyć będzie z oszustwem. Nie można jednocześnie uczciwie oferować unikanie opodatkowania i działać szczerze na rzecz ograniczania tego procederu. Przecież skończyłoby się to miliardowymi (tak!) odszkodowaniami a także doniesieniami o podejrzeniu popełnienia przestępstwa oszustwa. Czy naprawdę nikt, kto dobrze życzy obecnej większości o tym nie wie i nie zatrzyma nonsensu przekazywania kolejnych stanowisk w ręce byłych ekspertów z "międzynarodowego biznesu podatkowego"?

Czy można wymyślić coś głupszego?

To, że wciąż realizowane są te same co za czasów liberałów pomysły podatkowe, potwierdzają również najnowsze rewelacje na temat podatku dochodowego. Kiedyś z kręgu tego biznesu optymalizacyjnego wyszedł absurdalny pomysł, aby obecne dwie ustawy o podatkach dochodowych zastąpić również dwoma ustawami opartymi na innym podziale: jedna ma dotyczyć dochodów z działalności gospodarczej, a druga z całej reszty. Czy można wymyślić coś głupszego? Jeżeli np. podatnik będący pracownikiem prowadziłby jednocześnie działalność gospodarczą, musiałby składać dwie deklaracje i znać aż dwa systemy prawne. Naprawdę podział na osoby prawne i osoby fizyczne jest znacznie bardziej zasadny: nie można być na raz spółką handlową i osobą fizyczną. Natomiast podział ze względu na źródło przychodu jest celową destrukcją i tak już kiepskiego systemu. Ciekawe, czy autor tych pomysłów z resortu finansów uczył się podatków w zagranicznym biznesie doradczym? Pomysł ten natychmiast został poparty w papierowych mediach przez ekspertów z tych firm. Brawo dla "twierdzy III RP".

Ile czasu obecna większość parlamentarna będzie kompromitowana przez takie pomysły? Wiem - od lat nie mamy w rzeczywistości faktycznie urzędującego ministra finansów, bo on natychmiast szurnąłby autorów takich pomysłów. Ktoś musi wreszcie zacząć rządzić na Świętokrzyskiej 12 w imię interesu publicznego, a nie beneficjentów "liberalnej demokracji".

Tu powraca refleksja na marginesie: spór obecnej władzy z establishmentem sądowo-biurokratycznym nie tylko nie zaszkodzi obecnej większości, lecz nawet zwiększy jej elektorat. Z wielu powodów, zresztą dość oczywistych dla każdego politologa. Większość nie lubi dygnitarzy, którzy latami nie są w stanie rozwiązać najprostszych problemów obywateli, a teraz swój strach o utratę uprzywilejowanej pozycji maskują troską o "demokrację", która jakoby jest "zagrożona przez PiS". Jeżeli ktoś uważa się za "nadzwyczajną kastę" atakowaną przez polityków z parlamentarnej większości, to na pewno nie zasłużyły na współczucie przeciętnego obywatela. Brak sukcesu w pozbawieniu wpływów dotychczasowych beneficjentów patologii systemu podatkowego może mieć jednak negatywne skutki. Osiągnięty w ostatnich miesiącach wzrost dochodów budżetowych, wywołany strachem przed sankcjami karnymi, nie może być trwały. A rządzi ten, kto ma pieniądze.

Witold Modzelewski, Uniwersytet Warszawski, Instytut Studiów Podatkowych

Instytut Studiów Podatkowych
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »