Propozycja podatku od majątku dzieli Amerykanów. Populizm czy sposób na plutokrację?

Senator z Massachusetts Elizabeth Warren, która staje się poważną kandydatką do wyścigu prezydenckiego z ramienia Partii Demokratycznej, w styczniu 2019 r. wywołała ogólnokrajową debatę, proponując wprowadzenie podatku od majątku najbogatszych Amerykanów.

Pomysł z pewnością nie jest nowy, ale propozycji Warren nie sposób zbyć argumentem o lewicowych fanaberiach, ponieważ według ostatniego sondażu Real Clear Politics z 22 października 2019 r. zajmuje ona drugie miejsce w wyścigu kandydatów demokratycznych do nominacji z 21,8 proc. poparciem.

Wyprzedza ją jedynie były wiceprezydent Joe Biden z 27,2 proc. poparciem. Natomiast senator Bernie Sanders zajmuje trzecie miejsce z wynikiem 17,3 proc. Ten ostatni, jakkolwiek popularny w Ameryce, urząd prezydenta obejmowałby w wieku 80 lat, co nieco uszczupla jego szanse. Zresztą wszyscy liczący się kandydaci do urzędu to osoby, które mają ponad 70 lat i reprezentują pokolenie powojennego wyżu demograficznego tzw. baby boomers.

Reklama

Na czym polega propozycja Warren?

Należałoby najpierw wskazać jej motywy. Otóż B. Obama w 2013 r. wyraził opinię, iż najbardziej palącym problemem amerykańskiej rzeczywistości jest rosnąca nierówność społeczna. Ameryka powoli dryfuje w kierunku plutokracji, a więc systemu rządów, u podstaw którego leży bogactwo, a władza zdominowana jest przez ludzi zamożnych. Na konferencji w Brookings, na początku września 2019 r., dwaj ekonomiści z Berkley Emmanuel Saez i Gabriel Zucman, którzy doradzali Warren w jej koncepcji podatkowej, przedstawili wyliczenia, według których 0,1 proc. amerykańskich gospodarstw domowych, ale tych najbogatszych (blisko 175 tys.), koncentruje około 20 proc. całego majątku.

Dla porównania 40 lat temu, w 1980 r., ten sam odsetek gospodarstw skupiał mniej niż 10 proc. ogólnego bogactwa kraju. Natomiast, jak wyliczył Zucman w badaniu opartym na bieżącej i późniejszych wersjach listy Forbes 400, w tym samym okresie majątek najzamożniejszych 400 gospodarstw domowych wzrósł prawie czterokrotnie z 1 proc. do 3,5 proc. To tylko jeden z motywów propozycji Warren, bowiem Ameryka boryka się z wieloma poważnymi kwestiami strukturalnymi.

Ma problem z ubezpieczeniami społecznymi, z długiem narodowym, z tzw. odroczoną modernizacją w infrastrukturze i oczywiście z klimatem. Żeby te problemy chociaż w części rozładować, potrzebne są ogromne pieniądze. Tymczasem D. Trump w 2017 r. "lekką ręką" podpisał wartą dwa biliony dolarów obniżkę podatków dla korporacji i najbogatszych obywateli (ang. Tax Cuts and Jobs Act), sprawiając, że roczny deficyt wzrósł do blisko biliona dolarów.

Nie sposób tych wszystkich problemów dłużej ignorować. E. Warren podjęła więc wyzwanie, a jej propozycja wprowadzenia podatku od majątku byłaby historycznym krokiem na miarę wdrożonego w 1913 r. podatku dochodowego od osób fizycznych. E. Warren początkowo zaproponowała, aby obłożyć 2-proc. podatkiem w skali roku majątki Amerykanów, których wartość netto przekracza 50 mln dolarów i 3-proc. podatkiem majątki przekraczające wartość 1 mld dolarów netto. Jednak kilka dni temu jeszcze bardziej rozwścieczyła najbogatszych Amerykanów, proponując podwojenie podatku od majątku miliarderów z 3 do 6 proc., co jej zdaniem pozwoliłoby sfinansować program "Opieka medyczna dla wszystkich". Jednocześnie zapowiedziała, iż nie będzie obciążania dodatkowymi podatkami klasy średniej.

Teoretycznie Stany Zjednoczone już opodatkowują bogactwo na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim poprzez podatek od nieruchomości, na który należy patrzeć szerzej, a więc Amerykanie płacą za zapasy gotówki, instrumenty finansowe, nieruchomości, kapitał własny w prywatnych przedsiębiorstwach i dobra trwałego użytku. Jednak propozycja Warren dotyczyłaby majątku zgromadzonego przez całe życie. Nie chodzi tu o wyeliminowanie luk w opodatkowaniu nieruchomości, co proponowała administracja B. Obamy, ale o całkowicie nowy podatek. Obecnie amerykański fiskus, czyli IRS (ang. Internal Revenue Service), ściąga podatki od dochodów i te przede wszystkim stara się prześwietlić.

Nowy podatek wymagałby zupełnie innej analizy i oszacowania. Politycznie propozycja brzmi niezwykle atrakcyjnie: danina wygląda na skromną (2 i 3 proc. lub 6 proc.), ale w ciągu dziesięciu lat miałaby przynieść wpływy do budżetu o wartości 2,75 bln dolarów (lub odpowiednio więcej, jeśli wdroży się 6 proc. podatek dla miliarderów). Wydaje się, iż przeciętny Amerykanin nie będzie się rozckliwiał nad bogatymi, ponieważ jest to nader wąska grupa. Miliarderów w USA jest nieco mniej niż 1000, natomiast jeśli liczyć majątek od 50 mln dolarów wzwyż, to nowy podatek dotknąłby "tylko" około 80 000 rodzin.

Milionerzy protestują i argumentują

Krytycy programu podatkowego E. Warren podnoszą wiele argumentów wskazujących na jego nieskuteczność, ale najpoważniejsze są dwa: podatek od majątku dla najbogatszych najdotkliwiej ugodzi w najbiedniejszych Amerykanów, a ponadto zwiększy obecność państwa w życiu codziennym obywateli, czego w USA się po prostu nie cierpi.

Dlaczego podatek miałby uderzyć w amerykańską klasę robotniczą? Oponenci utrzymują, iż podatki od majątku to źle zaprojektowane podatki od inwestycji. Inwestycje są tymczasem siłą napędową amerykańskiej gospodarki. Generują nowe miejsca pracy, modernizują starzejące się fabryki i rozwijają nowe technologie. To przeciętny obywatel najwięcej czerpie z nowych technologii, procesów i modeli biznesowych. Jest to ten rodzaj innowacji i inwestycji, który pozwala mu kupować tańsze ubrania, lepsze komputery po niższych cenach i lepszą jakościowo żywność w sklepach spożywczych. Innymi słowy, podniesienie standardu życia zależy od sukcesów Billa Gatesa w ulepszaniu komputerów, od Jeffa Bezosa, który obniży (lub nie) ceny produktów codziennego użytku, a które docierają do drzwi wszystkich amerykańskich domostw, od Henry'ego Forda, który doskonali linie montażowe, aby ostatecznie samochody były coraz tańsze.

Tymczasem za sprawą podatku do majątku najbogatsi inwestorzy przeniosą swoje firmy w inne miejsca, zatrudnią obywateli innych krajów, zaś płace w Stanach Zjednoczonych będą wolniej rosły z krzywdą dla najbiedniejszych. Podatek zmniejszy atrakcyjność nowych przełomowych technologii i położy tamę inwestycjom peryferyjnym. Jak utrzymują krytycy, podatek od majątku to jasny przekaz dla najbogatszych: "nie osiągaj zbyt dużego sukcesu w USA, bo dosięgnie cię kara, tutaj wspiera się tylko średnie pomysły!".

Z drugiej strony podatek niekoniecznie zuboży najbogatszych, natomiast zmieni ich obszary aktywności. Adam Michel z Grover M. Hermann Center uważa, iż milionerzy i miliarderzy, zamiast inwestować w następny Amazon lub dokonywać kolejnych przełomów farmaceutycznych, poświęcą swój czas i energię na unikanie podatków, zaś pieniądze popłyną do prawników i sprytnych księgowych. Twierdzi, iż w krajach skandynawskich, w których obowiązuje wysoki podatek, superbogaci unikają około 25 proc. swoich podatków. To jeden z powodów, dla którego wysokie podatki niekoniecznie przynoszą większe przychody i nie zmniejszają nierówności.

Co więcej, N. Gregory Mankiw z Uniwersytetu Harvard, który był przewodniczącym Rady Doradców Gospodarczych w Białym Domu pod przewodnictwem George'a W. Busha, zwraca uwagę, że bardzo zamożne pary będą miały motywację do rozwodu i przekazania dorobku swoim dorosłym dzieciom tak, aby każdy członek rodziny mógł płacić podatek z bazy majątkowej pomiędzy 50 mln a 1 mld dolarów. "Małżeństwo z trojgiem dorosłych dzieci, rozwodząc się i obdarowując dzieci, mogłoby zwolnić 250 milionów dolarów z podatku Warren" - zauważył Mankiw.

Wiele krajów europejskich raczej odchodzi od tego rodzaju podatków, zaś badania prowadzone przez OECD wykazują, że podejmowane w przeszłości próby opodatkowania bogactwa często nie osiągały celów redystrybucyjnych i napotykały znaczące trudności administracyjne. Żeby oszacować majątki zgromadzone przez całe życie, należałoby uruchomić ogromną machinę biurokratyczną, wypracować wskaźniki i instrumenty, które nie pasowałyby do wszystkich, a więc ostatecznie trzeba byłoby uciec się do arbitralności. Nie wiadomo tylko z jakim skutkiem.

Proponowane podatki są wprawdzie niewielkie, ale jak utrzymują krytycy, długo takimi nie pozostaną. Historia pokazuje, iż tego rodzaju podatki mają tendencję wzrostową. Wprowadzony w 1913 r. podatek dochodowy dotyczył zaledwie kilku najbogatszych Amerykanów, aby dzisiaj obowiązywać niemal wszystkich.

Rozwarstwienie i nierówności wprawdzie istnieją, ale należy wziąć pod uwagę, iż od czasów drugiej wojny światowej średnie dochody amerykańskie stale rosły, a wraz z nimi poprawiał się poziom życia. Oczywiście, były wzloty i upadki, ale Amerykanie, w tym większość pracowników o niskich dochodach i niskich kwalifikacjach, radzą sobie dziś lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Podatek od bogactwa mógłby zakłócić ten postęp.

Krytycy wreszcie uważają, iż istnieją dwie niezłomne zasady polityki podatkowej:

1) nie zniechęcaj do nowych inwestycji

2) i nie zniechęcaj do przedsiębiorczości.

Podatki od majątku łamią obie te zasady. Mniej inwestycji zuboży kraj i oznacza niższe zarobki dla przeciętnych Amerykanów.

Zwolennicy podatku: to obiektywna konieczność

Argumenty zwolenników w zasadzie już przedstawiliśmy - potrzeba głębokich reform strukturalnych i zasypywanie przepaści w dochodach obywateli. Nie budzi wątpliwości przełomowa natura propozycji E. Warren, na którą zwracają uwagę nie tylko zwolennicy. Oczywista jest tu propagandowa nośność, którą pani senator umiejętnie podsyca. Niedawno na spotkaniu w New Hampshire powiedziała, że za dwa centy podatku na każdym dolarze można zapewnić wszechstronną opiekę nad dzieckiem do 5 lat, przedszkole dla każdego 3- i 4-latka, podnieść płace wychowawcom i nauczycielom w przedszkolach, zapewnić bezpłatną czteroletnią szkołę dla wszystkich, którzy chcą edukacji. Brzmi to zachęcająco.

Podatek Warren, o ile by się zmaterializował, oprócz zgromadzenia dużej ilości pieniędzy, miałby ten walor, iż przywróciłby pewną progresywność systemowi podatkowemu. Obecnie ludzie tacy jak Warren Buffett czy Mark Zuckerberg płacą niższą efektywną stawkę podatkową niż wiele zwykłych rodzin. Jak argumentują przywoływani tu Saez i Zucman, obowiązujący federalny system podatkowy jest progresywny dla 99,9 proc. gospodarstw domowych, które płacą efektywną stawkę w wysokości 33 proc. Ale najbogatszych gospodarstw domowych - owych 0,1 proc. - to już nie dotyczy. Saez i Zucman szacują, że osoby znajdujące się na liście Forbes 400 płacą efektywną stawkę podatkową w wysokości zaledwie 23 proc. Podatek Warren zmieniłby ten stan rzeczy - najbogatsze 400 gospodarstw domowych zapłaciłoby stawkę podatkową wynoszącą ponad 45 proc.

Kolejny argument przemawiający za podatkiem to postawienie tamy rozbuchanemu bogactwu, a w konsekwencji przynajmniej relatywne złagodzenie nierówności. Według niektórych wyliczeń, gdyby podatek Warren obowiązywał od 1982 r., majątek Jeffa Bezosa byłby wart 86,8 mld dolarów, a nie jak dzisiaj 160 mld, Billa Gatesa byłby wart 36,4 mld dolarów zamiast 97 mld, a Warrena Buffetta byłby wart 29,6 mld dolarów, a nie 88,3 mld.

Zwolennicy podatku oczywiście dostrzegają problemy, bowiem jak pokazuje historia, podatki majątkowe są kruche. Niebezpieczeństwa dla takiego podatku czyhają zarówno ze strony lewicy, jak i prawicy. Lewica mogłaby zaszkodzić politycznemu wsparciu dla takiego podatku poprzez dalsze obniżanie jego progu, zaś prawica mogłaby osłabić jego skuteczność, tworząc luki prawne lub ograniczając egzekwowanie prawa, co miało miejsce np. w przypadku podatku od nieruchomości. Innymi słowy, aby podatek majątkowy Warren był skuteczny, musiałby być energicznie egzekwowany, ograniczony do bardzo bogatych i zabezpieczony przed prawnymi manipulacjami ze strony Kongresu.

E. Warren wydaje się być mocno zdeterminowana i raczej nie wycofa się z tej drogi. Gorącym orędownikiem podobnego rozwiązania jest inny kandydat na prezydenta Bernie Sanders. We wrześniu 2019 r. na łamach "The New York Times" wyraził opinię dość kontrowersyjną jak na amerykańskie warunki, stwierdzając: "Nie sądzę, że powinni istnieć miliarderzy", ale następnie w kontekście nowego podatku złagodził ją, mówiąc: "Ta propozycja nie eliminuje miliarderów, ale eliminuje wiele bogactwa, które mają miliarderzy. Myślę, że właśnie to powinniśmy robić".

Tymczasem podatek od majątku E. Warren może napotkać na przeszkody natury prawnej, konstytucyjnej, czego obawiają się nawet jego zwolennicy. Dużym problemem jest art. 1 ust. 9 Konstytucji, który zabrania "bezpośrednich podatków" od osób lub mienia. Ustanowienie podatku dochodowego wymagało zmiany konstytucji, zaś podatek Warren mógłby wymagać kolejnej takiej zmiany. Jednak zarówno E. Warren, jak i B. Sanders w odpowiedzi na ten zarzut cytują wielu ekspertów prawnych, którzy twierdzą, że nie istnieje niebezpieczeństwo niekonstytucyjności podatku majątkowego.

Należy jednak pamiętać, iż w USA ostatecznie to Sąd Najwyższy rozstrzygałby te kwestie, a zważywszy na jego obecny konserwatywny skład, pytanie o konstytucyjność tego podatku jest pytaniem wciąż otwartym.

radca prawny Robert Nogacki, dr Marek Ciecierski

Kancelaria Prawna Skarbiec specjalizuje się w ochronie majątku, doradztwie strategicznym dla przedsiębiorców oraz zarządzaniu sytuacjami kryzysowymi

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Kancelaria Prawna Skarbiec
Dowiedz się więcej na temat: USA | podatek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »