"Tłuste misie" ministra Sienkiewicza

Do historii polskiej polityki podatkowej na pewno przejdzie jedno zdanie ministra spraw wewnętrznych, ujawnione przez tygodnik "Wprost".

Oczywiście bełkot podchmielonego dygnitarza jest trudny do powtórzenia, ale powiedział on, że ma "zapięte CBŚ, UKS, wywiad skarbowy (...)", co "za jakiś czas (...) będzie przyzwoitym narzędziem także do naszych gier z takimi tłustymi misiami, którzy uważali, że są kompletnie bezkarni". Prawda, że piękne? CBŚ i UKS służyć mają do "naszych gier" z kimś, kogo nazywa się "tłustymi misiami".

Któż to taki? Zapewne chodzi o przedsiębiorców, których ponoć tak gorliwie chronią liberalne rządy. Wiadomo, że to prawicowi poprzednicy z okresu IV RP nie mieli litości dla niektórych ważnych biznesmenów. A tu niespodzianka: liberalny minister spraw wewnętrznych używa policji oraz służb skarbowych aby pognębić każdego, kto się nie podoba władzy i - co najważniejsze - czuje się bezkarny.

Reklama

Zapewne racja. To, co się dzieje w "działalności optymalizacyjnej", autorstwa "renomowanych" i oczywiście "międzynarodowych" firm doradczych woła o pomstę do nieba, ale dotychczas podmioty te chwalą się "świetnymi relacjami" z urzędnikami i władzą. Jeśli takimi "tłustymi misiami" miał się zająć minister Sienkiewicz, to bardzo dobrze: uczciwi podatnicy czekają na to od sześciu lat. Tylko czy tu trzeba prowadzić jakieś "gry"? Przecież obowiązkiem służb podległych temu ministrowi jest zwalczanie zorganizowanej przestępczości, a organy podległe ministrowi finansów powinny zając się przestępczością podatkową niezależnie od tego, za jakim pseudolegalnym parawanem jest ona ukrywana - wyłudzenia zwrotów VAT-u wyniosły w zeszłym roku około 16 mld zł, czyli jest co ściągać.

Autor słów o "tłustych misiach" poniósł jednak polityczną klęskę a razem z nim kończy się okres osobistych rządów jego szefa. Mimo że u władzy mamy wielu historyków, chyba niezbyt dobrze ich uczono o przeszłości rządów osobistych i mechanizmach tego sposobu sprawowania władzy. A przykładów jest aż nadto: Charles de Gaulle, Edward Gierek czy Wilhelm II.

Przypomnijmy tego ostatniego: jego rządy rozpoczęły się od pozbycia się wszystkich, którzy dzięki zdolnościom i zasługom mieli własne zdanie; ich trzeba było szybko wykończyć. Potem dość często zmieniali się ci zaufani, ale ich rotacja podporządkowana była zasadzie: każdy następny był gorszy od poprzedniego. Wszystkie, nawet najmniejsze problemy, zwłaszcza prasowe (artykuły Maksymiliana Hardena na temat homoseksualistów w otoczeniu Wilhelma II) urastały do rangi katastrofy, którą on "musiał rozwiązać" osobiście, weszły z opłakanymi skutkami dla siebie i swoich rządów - że o kraju, którym władał nie wspomnę.

Prawda, że od sześciu lat to, co dzieje się z rządem w naszym kraju, jest trochę podobne? Różnica polega tylko na tym, że czas dziś biegnie szybko i legitymacja demokratyczna sprawowania władzy jest dużo słabsza. Zresztą dzięki Bogu, bo Wilhelma II mogła wyrzucić na śmietnik dopiero przegrana wojna, powszechna nędza a przede wszystkim wielomilionowe ofiary wojny światowej.

Teraz przez chwilę zastanówmy się, czy sprawa tzw. nielegalnych nagrań w jakiś sposób zagrażała obiektywnie stabilności politycznej naszego kraju oraz obecnej większości parlamentarnej? Oczywiście nie, bo jej merytoryczna treść i efekty przyniosły istotne korzyści władzy:

• pozbyto się nieudacznika, udającego od lat ministra finansów, który wprowadzał w błąd opinię publiczną (to oczywiście drobiazg), ale również Radę Ministrów,

• NBP obiecał wsparcie finansowe rządu w postaci akcji emisyjnej, o której to możliwości rząd nie miał pojęcia, oraz - co dla polityków znacznie ważniejsze - opowiedział się po stronie liberałów przeciw opozycji.

Czy to dużo? Obiektywnie bardzo, a nawet więcej niż sukces. To rękami prezesa NBP można było posłać na polityczną emeryturę człowieka, którego brak wiedzy był podobnie duży jak apodyktyczność wygłoszonych przez niego sądów. Ów "profesor" doprowadził do najgłębszego w historii obniżenia dochodów budżetowych, faktycznie tolerował gigantyczną przestępczość podatkową i "prywatyzację" tworzenia przepisów podatkowych na zlecenia lobbystów, którym często nie było zbyt daleko do działań zorganizowanej przestępczości. Kto go chwalił? Oczywiście ci wszyscy, którzy zarabiali dzięki destrukcji systemu fiskalnego oraz tzw. rynki, bo on im dawał dobrze zarobić dzięki wzrostowi długu publicznego.

Co jest naganne w podsłuchowych rozmowach? Z perspektywy obowiązującej poprawności prawie wszystko: język, forma, dowcipy, ale owa gówniarzernia bardzo pasuje do świata garçons eternels, którzy - mimo wieku - lubią grać w piłkę. Robiąc dobrą minę do złej gry trzeba było oburzyć się, potępić język i brak dobrego wychowania oraz kazać ministrowi Sienkiewiczowi przeprosić za to, że mówił brzydkie wyrazy, bo za to każe się niesfornych chłopców miejscem w kącie.

Nieodległy upadek tego ministra nie położy jednak tamy "grom" z "tłustymi misiami", bo aby uwiarygodnić się po tej klęsce trzeba gorliwie zwalczać przestępczość podatkową, a tu jest naprawdę wiele do zrobienia. I bardzo dobrze, bo od sześciu lat najbardziej efektywną inwestycją były wydatki na "doradztwo" jak wyłudzić VAT lub akcyzę. Koszt tej polityki poniesie również biznes podatkowy, który nie raz urastał do roli negatywnego wzorca (vide Arthur Andersen). Nikt jednak nie będzie ich żałować.

Witold Modzelewski, profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Instytut Studiów Podatkowych
Dowiedz się więcej na temat: miś ] | podatki | mis | wyłudzenia | NBP | Bartłomiej Sienkiewcz | VAT | miso | tłusty | taśmy "Wprost" | misa | Marek Belka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »