8,5 euro za godzinę - tuż-tuż

Do 1 stycznia 2015 roku zostały niecałe trzy miesiące. Od tego dnia zacznie w Niemczech obowiązywać powszechna płaca minimalna (Mindestlohn). Jej wysokość ustalono na 8,50 euro za godzinę. Nie wiadomo, jak nowe regulacje przyjmie branża rolnicza, czy bauerzy faktycznie zaczną tyle płacić pracującym u nich sezonowo Polakom. Niepewna jest też sytuacja pomocy domowych i opiekunek, wśród których także dominują przybysze z Polski.

Niemieckie związki zawodowe, które trzymają w szachu SPD, drugą najsilniejszą partię nad Renem, bez której partia Angeli Merkel nie byłaby w stanie rządzić, postawiły sobie za punkt honoru podniesienie poziomu życia najbiedniejszych i wymusiły wprowadzenie Mindestlohn, czyli powszechnie obowiązującej płacy minimalnej.

Będzie to prawdziwa rewolucja w kraju, gdzie obecnie ponad 3 mln zatrudnionych zarabia poniżej 8,50 euro za godzinę. Związkowcy cieszą się ze swojego sukcesu, ale pracodawcy z ciężkim sercem wyczekują stycznia 2015 roku. Bauerzy obawiają się, że branża ogrodnicza w Niemczech ulegnie powolnej likwidacji. Niepewne jutra są też agencje, które zajmują się wyszukiwaniem posad dla opiekunek i pomocy domowych.

Reklama

Ogóle zasady

Przypomnijmy. Od 1 stycznia 2015 roku godzinowa stawka minimalna 8,50 euro będzie obowiązywać w całych Niemczech, we wszystkich sektorach i zawodach, z następującymi wyjątkami:

- nie dotyczy młodocianych, czyli osób poniżej 18. roku życia,

- nie dotyczy bezrobotnych pozostających od dłuższego czasu bez pracy (tylko przez pierwsze 6 miesięcy pracy w nowym zakładzie),

- nie dotyczy osób odbywających praktykę lub staż zawodowy,

- wszędzie tam, gdzie już teraz obowiązują stawki minimalne wynikające z umów zbiorowych ich wysokość może zostać zachowana na obecnym poziomie (nawet, jeśli są niższe od stawki 8,50 euro/godz.) do końca 2016 roku.

W przypadku pracowników sezonowych ustawodawca poszedł na pewne ustępstwa. Mianowicie wydłużono z 50 do 70 liczbę dni, przez jakie bauerzy mogą zatrudnić pracownika nie opłacając (z wyjątkiem ubezpieczenia wypadkowego) składek ubezpieczeniowych. Ponadto ze stawki 8,50 euro/godz. mogą potrącić koszty zakwaterowania.

300 ha i 400 pracowników

Robert Dahl prowadzi duże gospodarstwo ogrodnicze Karls Erdberhoof koło Rostocku. Pod uprawą znajduje się 300 hektarów, są to prawie wyłącznie truskawki. W sezonie znajduje tutaj zatrudnienie 400 osób, w tym głównie nasi rodacy. Wszyscy mieszkają w Erntehelfer-Camps, czyli w barakach, które należą do bauera.

R.Dahl obawia się, że niebawem w Niemczech będzie tak jak we Francji, gdzie po wprowadzeniu stawek minimalnych (obecnie wynosi ona tam 9,53 euro/godz.) znikły ze sklepów oraz marketów francuskie owoce i warzywa, bo miejscowi plantatorzy nie wytrzymali konkurencji z tańszymi, importowanymi produktami. Przedsiębiorca spod Rostocku na poważnie zastanawia się, czy nie wykupić teraz kilkuset hektarów w Polsce i tam kontynuować swoją działalność.

Zgoła inaczej podchodzi do Minidestlohn inny niemiecki bauer, Erich Kiefer, który prowadzi gospodarstwo ogrodnicze w Ortenburgu, na południu Niemiec, blisko francuskiej granicy. Zatrudnia głównie Rumunów i już teraz nieźle im płaci, jak sam przyznaje, od 7,90 do 8,50 euro za godzinę pracy. To prawie tyle, ile wynosi planowana stawka minimalna. E.Kiefer nie obawia się nowych regulacji. Jeśli koszty zakwaterowania będzie mógł odliczyć od podstawy wynagrodzenia, to w praktyce nie będzie zmuszony do podwyżek.

Chyba na tym będzie polegał wytrych, jakim posłużą się bauerzy. Ustawa o Mindestlohn daje im bowiem taką możliwość, aby za miejsce do spania mogli policzyć według uważania i w ten sposób znacznie zredukować koszty płacowe, może nawet do obecnego poziomu.

Dzisiaj za dach nad głową "sezonowcy" nie płacą nic albo bardzo niewiele, np. kilka euro za dzień; za miesiąc wychodzi 100, góra 200 euro. W przyszłym roku miejsca w baraku czy przyczepie kempingowej mogą znacznie zdrożeć, nawet do 300-400 euro za miesiąc, ale dzięki temu bauerzy będą mogli utrzymać faktyczne koszty płacowe na obecnym poziomie, tj. 6-7 euro/godz. Zatem nie ma co cieszyć się na zapas, raczej mało kto z pracowników sezonowych zarobi wymuszone przez związkowców 8,50 euro.

Rolnicy, leśnicy, Gartenbau

Mało kto wie, że w niemieckim rolnictwie od lat obowiązują stawki minimalne, lecz dotyczą one wyłącznie osób zatrudnionych na stałe, czyli nie Polaków, którzy pracują w Niemczech zazwyczaj tylko sezonowo. Paradoksalnie, ci zatrudnieni na stałe, a są to głownie rodowici Niemcy, nie będą mogli od stycznia 2015 roku skorzystać z dobrodziejstw ustawy o płacy minimalnej.

Dorobili się bowiem, teraz na swoją niekorzyść, umów zbiorowych, które gwarantują im od 2015 roku zarobki na poziomie 7,40 euro w landach zachodnich, i 7,20 euro w landach wschodnich. Stawki te będą systematycznie podwyższane, ale dopiero w styczniu 2017 roku osiągną poziom 8,60 euro (taki sam dla zachodnich i wschodnich landów).

Te same zasady wynagrodzeń dotyczą zatrudnionych w leśnictwie oraz branży zwanej Gartenbau, która zajmuje się urządzaniem i utrzymaniem ogrodów.

W rzeźniach 7,75 euro

Branża mięsna także zadbała o umowy zbiorowe i kiepsko teraz na tym wychodzą zatrudnieni tam pracownicy. Od lipca obowiązuje nowa umowa, która gwarantuje wszystkim pracownikom płacowe minimum na poziomie 7,75 euro/godz., a więc taka stawka będzie obowiązywać prawdopodobnie do końca 2016 roku, o ile wcześniej nie dojdzie do kolejnych porozumień między pracodawcami i pracownikami.

Polacy pracujący w niemieckich rzeźniach są zatrudniani w firmach, które są podwykonawcami, jako pracownicy delegowani. W tej chwili tego, jak są wynagradzani, nikt nie kontroluje. Ma to się zmienić dopiero po włączeniu branży mięsnej do niemieckiej ustawy o pracownikach delegowanych. W najlepszym razie ich zarobki wzrosną do 7,75 euro/godz., a dopiero od stycznia 2017 roku będą musiały wynieść tyle, ile wynosi ustawowe minimum, czyli 8,50 euro/godz.

Opiekunki i pomoce domowe

Polki pracujące w niemieckich domach jako opiekunki i pomoce domowe pracują w systemie 24 godziny na dobę. Gdyby miały zarabiać według przepracowanych godzin, ich dochody wynosiłyby kilka tysięcy euro miesięcznie. Jest to oczywiście nierealne, bo ile niemieckich rodzin byłoby stać na tak drogą opiekunkę czy pomoc domową. Niemcy płacą zatrudnionym Polkom od 1000 do 1500 euro miesięcznie, przy czym niestety z reguły jest to praca na czarno.

Niemieckie władze chwalą się, że liczba legalnie zatrudnionych pomocy domowych uległa podwojeniu, ze 150 tys. w 2005 roku, do 350 tys. obecnie, lecz tylko 15 proc. z nich posiada normalną umowę o pracę i wynikające z tego przywileje. Pozostałe 85 proc. zostało zatrudnionych w oparciu o tzw. Minijob, co oznacza, że formalnie pracują w niepełnym wymiarze godzin, zarabiają zaledwie 450 euro miesięcznie, oraz nie mają uprawnień do większości świadczeń. Polskie opiekunki i pomoce domowe zazwyczaj nie korzystają nawet z tej bardzo upośledzonej formy zatrudnienia.

Nic nie wskazuje na to, że od stycznia 2015 roku coś w tej materii może się zmienić. Niemieckie rodziny, które zatrudniają Polki, mimo że korzystają przy tej okazji z 20-procentowego zwolnienia podatkowego, nie będą skłonne do legalizacji ich zatrudnienia, a tym bardziej do przejmowania się stawką 8,50 euro za godzinę pracy. Czyżby w branży opiekuńczej wszystko miało zostać po staremu?

Zbigniew Greźlikowski

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »