Chodziarz znajdzie pracę

Lato się skończyło, a wraz z nim sezonowe prace polowe. Co prawda w Akwitanii, na południowym zachodzie Francji, i w Prowansji - na południu, trwają ostatnie dni winobrania, a ogrodnicy-pejzażyści aż do listopada będą zakładać nowe ogrody na dachach, ale czas już najwyższy pomyśleć o pracy na okres jesienno-zimowy.

Dobrym pomysłem będzie z pewnością roznoszenie ulotek. Dobrym, bo ze znalezieniem tego typu pracy nie ma najmniejszych problemów, gdyż nie istnieje konkurencja ze strony Francuzów, a samo zajęcie jest proste jak konstrukcja cepa. Po prawdzie nie trzeba nawet znać francuskiego, gdyż każdy pracuje sam, z mapką rewiru w kieszeni, a skrzynka pocztowa nie mówi.

Gdzie mieszkać?

Jednak praca prosta, nie znaczy praca łatwa. Na początku pojawią się problemy logistyczne: roznoszenie ulotek to domena wielkich miast, trzeba więc spakować manatki i przenieść się np. do Paryża. I tu kolejna trudność - związana z mieszkaniem, za które trzeba płacić horrendalnie dużo, a w dodatku trudno je wynająć.

Reklama

Zakwaterowanie na kempingu zimą w Paryżu, gdzie temperatura nie przekracza 12 stopni, stale pada deszcz, a czasami nawet śnieg, jest praktycznie wykluczone. Wygodne łóżko jest absolutnie konieczne, jako że po 10-godzinnym dniu pracy jest się bardzo zmęczonym. W tej sytuacji dobrze mieć przyjaciół, którzy przygarną nas na kilka miesięcy - jeżeli tyle uda się nam wytrzymać, co wcale nie jest oczywiste. Wśród ulotkarzy rotacja jest ogromna. Tylko najwytrwalsi wytrzymują ponad pół roku, a są i tacy, którzy rezygnują po jednym dniu.

W czym pracować?

Rezygnują nie dlatego, że nie chce im się "robić". Wystarczy, że do pracy przyjdą w nieodpowiednich butach. Nazajutrz otarte do krwi stopy uniemożliwią nie tylko chodzenie, ale nawet włożenie obuwia. W żadnym wypadku nie wolno pracować w butach skórzanych; właściwie można tylko w rozchodzonych (nie nowych) adidasach. Chodząc szybkim marszem po Paryżu codziennie robimy minimum 20 km, a pracując na banlieue (miasteczka rozsiane wokół stolicy) - 25-30 km. Jak widać, przydają się predyspozycje chodziarza sportowego.

Wygodne też muszą być spodnie, koszula (najlepiej flanelowa z podwiniętymi rękawami), na wierzch - kurtka. Najlepiej nie pierwszej nowości, bo praca jest brudna, a ciągłe przeciskanie się między klamkami i uchwytami drzwi często powoduje rozdarcia wierzchniego okrycia. Przekleństwem jesiennego i zimowego Paryża jest ciągle padający deszcz, jednak o parasolu możemy zapomnieć - ręce musimy mieć wolne. Pozostaje czapka - najlepiej bejsbolówka, która trudno przemaka i dobrze chroni głowę przed wilgocią.

Zimą bywa czasami mroźno, zwłaszcza rano, ale rękawiczki również są wykluczone. W nich nie da się sprawnie wrzucać tysięcy papierowych druków.

Co jeść?

Praca zaczyna się o godzinie 7 rano, kończy o 17. Jeżeli wiosną i latem pracowaliśmy w budownictwie albo rolnictwie i jadaliśmy fundowane przez pracodawcę obiady (często również śniadania i kolacje), to o takich warunkach możemy zapomnieć. Tu każdy musi zadbać o własne wyżywienie. Doradzam bardzo skromne śniadania - z pełnym brzuchem trudno się poruszać. W południe można oczywiście kupić coś w McDonaldzie albo sklepie, ale zdrowiej i taniej będzie, gdy sami przygotujemy sobie kanapki. Nie należy pić za dużo - z oczywistych względów.

Jak dbać o zdrowie?

Codziennie konieczne jest dokładne wymycie nóg i nasmarowanie ich tłustym kremem lub oliwą. Pamiętajmy, że stopy to nasze najważniejsze narzędzie pracy. Jeżeli dopuścimy do otarć, powstania bąbli, odparzeń, bądź stanów zapalnych - będzie to oznaczało koniec naszej przygody z ulotkami. Musimy dbać, by nie przemokło nam ubranie, a zwłaszcza buty. Jeżeli się przeziębimy, nie damy rady pracować. Torba z ulotkami, zwłaszcza na początku, jest potwornie ciężka, często waży ok. 50 kg, dlatego dobrze jest co kilkanaście minut przekładać ją z ramienia na ramię. Jeśli szybko chcemy pozbyć się nadmiernego ciężaru, zacznijmy pracę od blokowisk, bo tam od razu zostawimy kilkanaście kilogramów ulotek.

Co robić, a czego nie?

Wśród paryskich ulotkarzy bardzo popularne jest wyrzucanie części ulotek do kontenerów budowlanych albo do kanałów (w Paryżu nie ma kratek ściekowych, tylko duże wloty w krawężnikach). Pomysł sam w sobie nie jest głupi, ale nieco ryzykowny, bo w tej branży nikt nikomu nie ufa i każdy każdego kontroluje. Zanim więc skończymy obchód rejonu, już może pojawić się w nim szef ekipy, który sprawdzi, czy ulotki są w każdej skrzynce. Za nim kłusuje właściciel firmy, a na końcu pędzi klient zamawiający usługę, marzący tylko o jednym - by za nią nie zapłacić. Węszy więc jak pies i próbuje znaleźć jakąś pustą skrzynkę. I tak nasza kombinacja z pozbyciem się ulotek prędzej czy później musi wyjść na jaw - bo gdy wyrzucimy ich zbyt dużo, nie wystarczy nam na cały rejon. Utratą pracy raczej to nie grozi, bowiem znalezienie z dnia na dzień następcy - a nawet następców, jako że wszyscy robią tak samo - nie jest łatwe, ale kiedy patron się pogniewa, może obciąć pensję.

Jak szukać pracy?

Nie ma potrzeby załatwiania czegokolwiek przez agencje pośrednictwa pracy, ponieważ zajęcie to jest łatwo dostępne, a każdy pośrednik na nas zarabia. Najlepiej popytać wśród kolegów i znajomych, a jeśli nikt nic nie wie na ten temat, wystarczy przed 7 rano, pojechać metrem najlepiej do stacji Château de Vincennes, gdyż tam właśnie zaczyna pracę większość ekip, znaleźć mikrobus, z którego wychodzą obładowani ludzie z niebieskimi torbami na ramieniu, podejść i zapytać: kiedy mogę zacząć?

Krzysztof Wojdyło

Praca za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »