Jak zarobić 80 tys. zł w 22 miesiące?

Przez 10 lat pracy sezonowej za granicą Dariusz przywiózł do kraju, po przeliczeniu, ponad 80 tys. zł. W okresie tym spędził na saksach 22 miesiące. Miał okazję pracować w Niemczech, Holandii, Włoszech, Hiszpanii i Anglii.

Pieniądze przywiezione przez Dariusza nie robią wielkiego wrażenia, szczególnie z dzisiejszej perspektywy, ale na początku poprzedniej dekady przywożone przez niego kwoty były całkiem spore. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę fakt, że były to wyjazdy ograniczone maksymalnie do 2-3 miesięcy. Do tych 80 tys. należy dodać jeszcze pieniądze pochodzące ze zwrotu podatków. Przez te wszystkie lata uzbierało się tego prawie 3,5 tys. euro, co daje w sumie kwotę ponad 13 tys. zł.

Na szparagach u Thiermanna

Pierwszą pracę za granicą Dariusz podjął ponad 10 lat temu. W 2000 roku wyjechał na szparagi do Niemiec. Pracując przez trzy miesiące w rolniczym imperium Heinricha Theirmanna zarobił 2,8 tys. marek. W tamtych czasach była to naprawdę niezła suma, jak na tak krótki okres pracy. - Jak na początkującego pracownika radziłem sobie całkiem nieźle - mówi Polak. - Na ogół mieściłem się w przedziale 70-120 kilogramów ściętych szparagów. Do Thiermanna wracał jeszcze trzykrotnie w 2002, 2003 i 2004 roku. Przez te wszystkie lata dzięki pracy na polach uprawnych w Kirchdorf przywiózł do kraju ponad 5 tys. euro.

Reklama

W międzyczasie wyjechał na zbiory winogron i pomidorów do Włoch. - Było to w 2001 roku. Nie zarobiłem wtedy zbyt wiele - mówi Dariusz. - Pracowaliśmy tylko co drugi tydzień, wszystko przez notoryczne strajki punktów skupu warzyw i owoców. Przez 2,5 miesiąca pobytu we Włoszech odłożyłem zaledwie 2,5 tys. zł. Była to jedna z najgorszych moich wypraw.

Niemiecki paszport

Prawdziwy przełom w zagranicznych wyjazdach Dariusza nastąpił w 2006 rok, kiedy zaczął jeździć do Holandii. Wszystko dzięki niemieckiemu obywatelstwu, które otrzymał rok wcześniej. Wśród jego znajomych nie brakowało osób mogących pochwalić się tym dokumentem. Od początku lat 90-ch wielu z nich jeździło do pracy do Holandii. Za zarobione pieniądze po powrocie budowali domy i kupowali samochody. Praca za granicą pozostawała wtedy w sferze marzeń większości Polaków.

Dariusz mając w rodzinie dziadka, którego rodzina pochodziła z Niemiec podjął starania o uzyskanie niemieckiego paszportu. Obywatelstwo po nim otrzymał w zaledwie dwa i pół roku od momentu złożenia dokumentów. List z decyzją o przyznaniu paszportu odebrał w 2005 roku. Skupiony na zabieganiu o niemieckie obywatelstwo nie wyjechał w tym czasie za granicę. Odbił to sobie w roku 2006, kiedy z paszportem w ręku mógł przebierać w ofertach opolskich agencji. - Najpierw wyjechałem na trzy miesiące do pracy przy zbiorach pomidorów, a wcześniej pracowałem przy budowie szklarni - mówi Dariusz. - Pod koniec lata zatrudniłem się przy zbiorach gruszek, a na koniec roku pakowałem przez 20 dni stroiki świątecznie w holenderskiej fabryce. Dzięki tym krótkim wyjazdom udało mu się odłożyć prawie 5 tys. euro.

Koniec holenderskiego eldorado

Kolejny rok Dariusz rozpoczął od wizyty w Holandii. Pod koniec stycznia wraz z znajomymi wyjechał do pracy przy rozbiórce budynków w Amsterdamie. Przez kilka dni zarobił 360 euro. Niestety zajęcie szybko się skończyło, bo jak się okazało Polacy zastępowali będących na urlopie pracowników z byłego NRD. Pozbawieni pracy rodacy postanowili szukać zajęcia na własną rękę, niestety bezskutecznie. - Będąc w Holandii obdzwoniliśmy niemal 20 agencji, ale żadne biuro nie miało dla nas pracy - mówi Dariusz. - Wszyscy pytali na jakim jesteśmy paszporcie. Jeszcze do niedawna było oczywiste, że można być tylko na niemieckim, a ofert dla nas zawsze było bez liku.

W roku 2007 niemiecki paszport przestał być już przywilejem na holenderskim rynku pracy. Pozycja posiadaczy Reisepass pogorszyła się tam znacznie po otwarciu sektorów rolniczych dla pracowników z Polski. Pośrednicy zaczęli zatrudniać osoby na polskich papierach. Polak z niemieckim obywatelstwem, nauczony przez lata specjalnego traktowania, stał się dla holenderskich agencji ciężarem. W przeciwieństwie do rodaków z polskim paszportem był bardziej wybredny. Nie dość, że nie podejmował zajęcia za marne grosze, to jeszcze po ośmiu tygodniach pracy zjeżdżał zwykle do domu. A gdy mu się coś nie spodobało, w każdej chwili mógł odejść do innej agencji.

W niemieckiej szkółce

Na wiosnę 2007 roku Dariusz wyjechał do Niemiec, by podjąć pracę w szkółce leśnej w miejscowości Bad Waldliesborn (Nadrenia Północna-Westfalia). - Pracowałem w wielu krajach Europy, ale nigdzie nie spotkałem się z taką butą i pogardliwym stosunkiem do pracownika - mówi Polak. - Właściciel szkółki nie mógł ścierpieć, że posiadamy niemieckie paszporty. Wiedział, że w każdej chwili możemy rzucić tę robotę. A tego obawiał się najbardziej. Zajęcie do łatwych nie należało, a i zarobki nie były rewelacyjne. Stawka Dariusza wynosiła zaledwie 5,25 euro na godzinę. Przez sześć tygodni zarobił niewiele ponad 1300 euro. W przeliczeniu na polską walutę było to około 4800 zł.

- Po przyjeździe do kraju wakacje spędziłem w Polsce, by na początku września wyjechać do Holandii na zbiory gruszek - mówi Dariusz. - Przez cztery tygodnie zarobiłem więcej niż przez półtora miesiąca w Niemczech. W tym czasie udało mi się odłożyć prawie 1400 euro. W miesiąc po powrocie do Polski nadarzyła się okazja do kolejnego wyjazdu, tym razem na Wyspy. Dariusz dołączył się do planowej przez jego kolegów eskapady nad Tamizę. Była to jego pierwsza przygoda z Wielką Brytanią.

Zagraniczne wyjazdy Dariusza 2000 rok Niemcy - zbiory szparagów (Thiermann) - 2800 marek (3 miesiące) 2001 rok Niemcy - zbiory truskawek - 700 marek (3 tygodnie) Włochy - zbiory winogron i pomidorów - 2,5 tys. zł (2,5 mies.) 2002 rok Niemcy - zbiory szparagów (Thiermann) - 1980 euro (2 miesiące) 2003 rok Niemcy - zbiory szparagów (Thiermann) - 1500 euro (6 tygodni) Hiszpania - zbiory oliwek i czosnku - 600 euro (1,5 mies.) 2004 rok Niemcy - zbiory szparagów (Thiermann) - 960 euro (5 tygodni) 2006 rok Holandia - praca przy budowie szklarni, pakowanie pomidorów - 2450 euro (3 miesiące) - zbiory gruszek - 1219 euro (3 tygodnie) - pakowanie stroików - 1320 euro (20 dni) 2007 rok Holandia - praca na budowie przy rozbiórkach - 360 euro (2 tyg.) zbiory gruszek - 1380 euro (4 tygodnie) Niemcy - praca w szkółce leśnej - 1330 euro (6 tyg.) Anglia - praca w magazynie Sainsbury's - 1600 Ł (2 miesiące) 2008 rok Holandia - zbiory gruszek - 1400 euro (4 tygodnie) 2009 rok Holandia - zbiory gruszek - 1480 euro (4 tygodnie) 2010 rok Niemcy - praca przy wywożeniu gruzu z budowy - 700 euro (4 tygodnie)

Teraz Anglia

- Anglia zawsze budziła moją ciekawość, dlatego łatwo dałem się namówić na wyjazd do Basingstoke. Dzięki pomocy znajomych trafiłem do agencji, która wysłała mnie do centrum dystrybucji towarów sieci Sainsbury - mówi Dariusz. - Pracodawca zaoferował mi stawkę w wysokości 8,50 funta na godzinę. Zarabiałem tygodniowo w granicach 270-290 funtów, z czego mogłem odłożyć maksymalnie 180. Pozwalało mi to zaoszczędzić miesięcznie jakieś 700 funtów, czyli niewiele ponad 3 tys. zł.

Po dwóch miesiącach pobytu na Wyspach Dariusz wrócił do kraju, by po krótkim odpoczynku wyjechać ponownie, tym razem do kraju tulipanów. Do zdobycia zatrudnienia wystarczył telefon do jednej z agencji w Opolu, która wysłała go do pracy przy zbiorach gruszek w miejscowości Gravenpolder (prowincja Zeeland). - W ciągu czterech tygodni odłożyłem ponad 800 euro. Moja tygodniówka po odliczeniu kosztów zakwaterowania wynosiła około 240 euro - mówi Dariusz. Jak widać, przy wyższych zarobkach Polak odkładał w Anglii porównywalną kwotę do tej, jaką udało mu się zaoszczędzić w Holandii, gdzie pracował za niższą stawkę. - Wszystko przez wysokie koszty utrzymania w Wielkiej Brytanii. Pracując w Holandii przez agencje nie traciłem tak dużo pieniędzy - wyjaśnia Dariusz. - Mieszkając w Anglii płaciłem za czynsz razem z rachunkami około 320 funtów miesięcznie, czyli 80 tygodniowo. Koszty te byłyby jeszcze wyższe gdybym, nie dzielił ich z innymi osobami. W Holandii zakwaterowanie załatwione przez agencję kosztowało wtedy w granicach 40-60 euro tygodniowo.

Kryzys i powrót do Holandii

Na kolejny wyjazd Dariusz musiał czekać niemal cały rok. Wszystko przez kryzys jaki dotknął wówczas niemal całą zachodnią Europę. - Pomimo wielu starań, nie udało mi się znaleźć żadnej pracy. Dopiero na początku września 2009 roku wyjechałem po raz kolejny na zbiory jabłek i gruszek - wspomina Dariusz. - Byłem jednym z wielu Polaków zatrudnionych w gospodarstwie sadowniczym w Zelandii. Pracowaliśmy przy kombajnowym zbiorze jabłek w miejscowości Kruiningen. Przez cztery tygodnie pracy udało mi się zarobić 1,5 tys. euro.

Ten rok również nie jest dla Dariusza łaskawy. Jak na razie udało mu się wyjechać tylko raz. - Z wielkim trudem znalazłem zajęcie w Niemczech, gdzie przez cztery tygodnie pracowałem przy sprzątaniu i wywożeniu gruzu z budowy - mówi Polak. - Zarabiałem na czysto niewiele ponad 5 euro na godzinę. Gdyby nie darmowe zakwaterowanie, którego użyczył mi znajomy, praca ta nie miałaby najmniejszego sensu. Przez miesiąc byłem w stanie odłożyć około 3,5 tys. zł. Dariusz zdaje sobie sprawę, że takie pieniądze można już zarobić w Polsce. Problem w tym, że już od ponad roku nie może znaleźć pracy. Na szczęście zbliża się wrzesień, a to oznacza kolejny wyjazd na gruszki.

Maciej Sibilak

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »