Jest praca nad Bałtykiem
Litwa, Łotwa i Estonia to nietypowy kierunek emigracyjny dla Polaków. Choć trudno mówić o wysypie ofert, a wynagrodzenie nie jest zbyt konkurencyjne, to jednak w zawodach specjalistycznych można całkiem dobrze zarobić, a przede wszystkim poznać ciekawą kulturę naszych wschodnich sąsiadów. Co istotne, znajomość języka urzędowego nie zawsze jest wymagana.
W niektórych regionach Litwy Polacy stanowią nawet 20 proc. mieszkańców i są "widokiem codziennym", ale już Estonia dla większości z nas jest krajem niemal egzotycznym. Mimo to, o Litwie, Łotwie i Estonii często mówi się ogólnie jako o krajach nadbałtyckich i pakuje je "do jednego worka". W ten sposób traktują ten region m.in. wielkie korporacje. Irena Eris, PepsiCo czy koncerny paliwowe często wysyłają polskich menadżerów znających angielski i rosyjski do pracy w tych trzech krajach, które traktują jako jeden rynek. To właśnie dla specjalistów z takich dziedzin, jak IT, finanse, budownictwo, przemysł naftowy, jest najwięcej ofert w regionie nadbałtyckim. W innych sektorach niestety panuje spore bezrobocie.
Największe znaczenie dla łotewskiej gospodarki ma przemysł ciężki, leśnictwo i rybołówstwo. Na dużą skalę produkowane są tu m.in. pojazdy silnikowe i sprzęt telekomunikacyjny, a więc pracy dla inżynierów i specjalistów IT nie powinno zabraknąć. Wiesława Lipińska z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Warszawie zwraca jednak uwagę, że ofert warto szukać raczej na miejscu, przez międzynarodowe portale rekrutacyjne lub w konkretnych firmach niż w urzędzie pracy. - W 2011 i 2012 r. wpłynęły do nas tylko dwie oferty: dla asystentki dyrektora i menadżera sprzedaży - mówi. Na polskich portalach rekrutacyjnych znalazły się natomiast oferty dla kierowcy i menadżera. Choć trudno mówić o obfitości ogłoszeń o pracy, to jednak trzeba pamiętać, że łotewska gospodarka w tym roku rozwijała się najdynamiczniej w całej Unii - PKB w pierwszym kwartale 2012 r. wzrósł o 6,8 proc. Koszty utrzymania na Łotwie są minimalnie wyższe niż w Polsce, ale wynajęcie mieszkania kosztuje tam mniej niż w dużych polskich metropoliach. A jak wygląda życie w tym kraju?
- Miałem bardzo pozytywne wrażenia z pobytu, z bardzo przyjaznego przyjęcia przez Łotyszy. Wydaje mi się, że pod pewnymi względami poziom życia może być tam lepszy niż u nas. Chodzi mi m.in. o utrzymanie czystości w mieście, brak agresji w przestrzeni publicznej - opowiada Adam Zięta, który bywa na Łotwie służbowo i prywatnie. - Zauważyłem też, że Polacy, zwłaszcza starszej daty, integrują się raczej ze środowiskiem rosyjskojęzycznym. Sprzyja temu znajomość zwyczajów słowiańskich i kwestie językowe - starsi Polacy często znają rosyjski, rzadziej angielski, a tym bardziej łotewski - dodaje. Na Łotwie mieszka ok. 60 tys. Polaków, co stanowi 2 proc. populacji tego kraju. Część z nich to tzw. stara emigracja, która przybyła tam ponad 20 lat temu. Należy do niej Ryszard Stankiewicz, prezes Związku Polaków na Łotwie. W Rydze ukończył politechnikę i od tego czasu łączy pracę inżyniera z zaangażowaniem w sprawy polonijne. Pytany o możliwość zatrudnienia, twierdzi, że poza branżami takimi jak IT czy inżynieria nie jest tu wcale łatwo o pracę, a wskaźnik bezrobocia przekracza 15 proc. - Problemy Polaków na Łotwie są takie, jak wszędzie. Ludzie nie mają pracy i wyjeżdżają "za chlebem" do Wielkiej Brytanii i Irlandii - mówi. ZPŁ stara się jednak wspierać polski biznes w tym kraju, szczególnie w regionie Dyneburga, gdzie Polonia stanowi ok. 15 proc. mieszkańców miasta - prawie tyle samo, co rdzenni Łotysze. Region ten nazywany jest często stolicą łotewskich Polaków.
Ze względów historycznych Polaków jest na Litwie całkiem sporo - ok. 230 tys., czyli 6 proc. populacji. Choć dużo mówi się o waśniach międzykulturowych, to w rzeczywistości dotyczą one raczej małych, mieszanych społeczności, gdzie Litwini i Polacy walczą o równe prawa, niż rzeczywistej wzajemnej nienawiści. Koszty życia są na Litwie nieco niższe niż w Polsce, opłaca się więc zdecydować nawet na dłuższy wyjazd do pracy. - Litwa wytwarza niemal połowę PKB krajów nadbałtyckich, a przyjazne warunki gospodarcze przyciągają tu inwestorów z zagranicy. W 2010 r. brytyjski bank Barclays otworzył w Wilnie duże centrum IT, a Western Union na Litwie umieścił centrum operacyjne dla całego regionu - mówi Ryszard Kowalski z Ambasady RP w Wilnie. Zagraniczne spółki najczęściej inwestują w rolnictwo, górnictwo i wydobywanie, przemysł przetwórczy i energetyczny. Polskie firmy równie często inwestują u naszego wschodniego sąsiada i poszukują wykwalifikowanej kadry - rafineria Orlenu w Możejkach zatrudnia ponad 2 tys. pracowników i jest jednym z większych pracodawców w regionie. Jednak w Warszawskim Urzędzie Pracy w zeszłym roku znalazła się tylko jedna oferta zatrudnienia - dla kierownika robót budowlanych. Internetowe giełdy pracy szukały za to kierowcy, account executive i spawacza. Najszybciej rozwijające się branże, w których najbardziej brakuje rąk do pracy, to IT, biotechnologia, tworzywa sztuczne, maszyny, sprzęt elektryczny i logistyka.
Na Litwie działa kilka dobrze rozwiniętych organizacji polonijnych, m.in. Polskie Centrum Informacyjne, Centrum Kultury Polskiej, Fundacja im. V. Strumiłły czy Wilnoteka. Renata Ludwinowicz, Polka litewskiego pochodzenia, radzi więc, by zatrudnienia szukać nie tylko przez serwisy internetowe czy urzędy pracy, ale również w prasie polonijnej, Domu Kultury Polskiej, polskich szkołach, jako korepetytor polskiego (wielu rodzicom zależy, by dzieci nie traciły kontaktu z tym językiem) i w firmach zajmujących się importem i eksportem - w tym przypadku znajomość języka polskiego i angielskiego to często duży atut. Środowisko polonijne na Litwie jest dobrze rozwinięte, dlatego nowo przybyli mogą skorzystać ze wsparcia rodaków.
Estonia to kraj bardzo ciekawy pod względem kulturowym. Bliski Rosji (i rojący się od jej obywateli), a zarazem Skandynawii. Pełen natury, ciszy i wszechobecnych saun. Tamtejszy język bardziej przypomina mowę wikingów niż języki innych krajów wschodniej Europy. W Estonii najwięcej inwestują firmy z Norwegii i Finlandii, a najbardziej dynamicznie rozwijające się sektory gospodarki to inżynieria, elektronika, przemysł drzewny, tekstylia i przemysł informatyczny. Naszych rodaków oficjalnie jest tu ok. 2,2 tys., a razem z pracownikami czasowymi - ok. 5 tys. Polskie agencje i urzędy pracy w ubiegłym roku do Estonii najczęściej szukały dentystów, menadżerów, kierowców i programistów. - Estonia cieszyła się sporą popularnością wśród Polaków w okresie boomu budowlanego w tym kraju. Pracowało tu wówczas ok. 2 tys. naszych rodaków, głównie właśnie w budownictwie. Mogli oni wówczas liczyć na wynagrodzenia wyższe niż w kraju - tłumaczy Kazimierz Popławski ze Stowarzyszenia na rzecz promocji Estonii w Polsce ProEstonia. - Wraz z kryzysem gospodarczym zapanował niemal zastój w budownictwie estońskim, co pozbawiło naszych rodaków zatrudnienia. Można przypuszczać, że obecnie kilkuset Polaków pracuje w Estonii w różnych branżach - dodaje. Obecnie tamtejsze wynagrodzenia zbliżone są do stawek polskich, dlatego nie stanowią najważniejszego czynnika motywującego do przeprowadzki na północ.
Polacy do Estonii trafiają najczęściej poprzez agencje zatrudnienia z innych krajów. Naszych rodaków przy budowie saun w zachodniej Estonii zatrudnia Leho Roedstepp. Wcześniej pracował w Szwecji i to tam nawiązał kontakt z budowlańcami znad Wisły. - Wynagrodzenie waha się w granicach 1,5-2 tys. euro (6,3-8,4 tys. zł) miesięcznie, w zależności od ilości pracy - mówi i zaznacza, że to o wiele mniej, niż wynoszą wypłaty dla Szwedów czy Finów. A jednak całkiem sporo w porównaniu z 700-800 euro, na które, według Kazimierza Popławskiego, może liczyć robotnik zatrudniony przez estońską agencję pracy. Według Leho Roedsteppa, pracownicy z Polski są raczej zadowoleni z pracy, a ich jedyny problem, to nieznajomość języka. - Estoński, brzmiący dla polskich uszu jak trudniejsza odmiana szwedzkiego, odpada, a rosyjski z powodu "trudnej" historii nie cieszy się zbyt dużą przychylnością w Estonii, dlatego pracownicy mają spore problemy z komunikacją. W pracy porozumiewają się po angielsku, jednak osobie, która dopiero po przyjeździe zaczyna rozglądać się za pracą, na pewno przyda się znajomość estońskiego - tłumaczy.
Sonia Grodek