Praca: Możesz mieć "dziarę", ale ją zasłoń

Okazały smok na przedramieniu, szczerzący się tygrys na łopatce lub cytaty po chińsku czy hebrajsku na rękach, a nawet nadgarstkach - takie ozdoby są dziś wśród Polaków na porządku dziennym. Jeszcze niedawno przed "dziaraniem się" powstrzymywały nas obawy o pracę.

- Dziś większość pracodawców i rekrutujących nie zgłasza już obiekcji, jeżeli tylko tatuaże nie są obsceniczne, bądź wulgarne, i w czasie wykonywania zadań służbowych "znikają" pod służbowym strojem. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że prędzej "ujdzie" smok na pół pleców niż niewielki znaczek na karku, bo ten będzie widoczny np. podczas spotkań z klientami. Krótko mówiąc jest lepiej, jak niegdyś, ale nadal z tatuażami musimy uważać - uważa Natalia Tomasiewicz, specjalista ds. rekrutacji z agencji pracy Work Express.

Tatuaż jest, ale go nie ma

Wytatuowani Polacy nie muszą się już obawiać spotkania z osobą rekrutującą i potencjalnym pracodawcą. I jedni, i drudzy są dziś zdecydowanie bardziej tolerancyjni niż jeszcze kilka lat temu.

Reklama

- To oczywiście zależy od stanowiska, ale faktycznie w tym przypadku tolerancja stale rośnie. Rekrutujący i pracodawcy z pewnością są bardziej tolerancyjni, bo od ok. 10 lat wytatuowanych Polek i Polaków przybywa w imponującym tempie. Sama mam niewielki tatuaż na plecach, w biurze jest niewidoczny i nie ma wpływu na jakość mojej pracy. Pracodawcy też są coraz młodsi, sami nierzadko noszą podobne ozdoby, więc coraz częściej nie zwracają uwagi na ten aspekt wyglądu pracownika. Większość naszych klientów podchodzi zdroworozsądkowo - wszystko zależy od stanowiska pracy - tłumaczy Tomasiewicz.

Ale także od lokalizacji tatuażu. Są takie zawody, w których tatuaże wręcz podkreślają nasze umiejętności i mogą być widoczne, ale są i takie, w których ozdoby takie są źle odbierane. - Najbezpieczniejsze są te zawody i te stanowiska, które nie wymagają od nas kontaktu z klientami. Pracodawcy w ofertach pracy nie napiszą przecież "nie zatrudnię dziaranego" - tłumaczy Tomasiewicz.

Teraz wiadomości gospodarcze przeczytasz jeszcze szybciej. Dołącz do Biznes INTERIA.PL na Facebooku

Kto zatem bez obaw może sobie pozwolić na tatuaż?

- Znam osobę, która od lat sprzedaje motocykle i uważa, że jej kolekcja widocznych "dziar" wręcz pomaga zmniejszać dystans do klientów zainteresowanych wykonaniem podobnych "rysunków". Sam od lat remontuję samochód w warsztacie prowadzonym przez bogato wytatuowanego mechanika i najważniejsze jest dla mnie to, co potrafi, a nie to, co ma "wyhaftowane" na rękach. Ufam mu, bo jest specjalistą i tyle - mówi Artur Ragan, rzecznik agencji pracy Work Express.

I dodaje: - Z kolei, jeśli stanowisko tego wymaga (bo np. praca wiąże się z ryzykiem zakażenia osób trzecich), tatuowani kandydaci mogą zostać poproszeni o przedstawienie aktualnych testów na obecność wirusów HBV i HCV (wirusowe zapalenie wątroby typu B i C), ponieważ tatuowanie oznacza kontakt z krwią i niekiedy dochodzi do tego typu zakażeń.

Pracy brak, tatuaż out

Co ciekawe, wielu Polaków po latach powracających do kraju, i poszukujących pracy, decyduje się na usunięcie tatuażu.

- W naszym kraju tatuaże są nadal przez niektórych kojarzone z marginesem społecznym i przestępcami. W wielu młodych ludziach, poszukujących pracy, rodzi się więc obawa, że z powodu takich "ozdób" mogą nie znaleźć zatrudnienia i na wszelki wypadek się ich pozbywają. Dość częsta jest sytuacja, w której młoda osoba, pracująca przez kilka ostatnich lat za granicą, po powrocie usuwa tatuaże, ponieważ obawia się takiego ostracyzmu i wynikających z niego problemów ze znalezieniem zatrudnienia - mówi Tomasiewicz.

Problemu z zaakceptowaniem "wydziaranego" pracownika nie mają młodzi pracodawcy oraz współpracownicy. Gorzej ze starszymi, którzy mając przed sobą ozdobionego kolegę, często wyciągają zbyt pochopne wnioski. - Ulegają stereotypom: "margines albo marynarz", ale i im z roku na rok coraz rzadziej to przeszkadza. Bywają sytuacje, w których 40-latkowie, za przykładem swoich młodszych kolegów, fundują sobie taką ozdobę dla odreagowania kryzysu wieku średniego. Bywa też, że tatuaż wręcz sprzyja integracji nowego pracownika, bo "dziary" stanowią naturalny temat do zagadania: "A co to przedstawia? Dlaczego akurat to? Gdzie wykonane? Ile kosztowało? Bolało? itp.". Także nie ma reguły - zdradza Tomasiewicz.

Zasłoń albo usuń

Co jednak w sytuacji, kiedy trafimy na nietolerancyjnego pracodawcę? Czy tatuaż może być powodem zwolnienia z pracy? - Teoretycznie nie. Nie ma takiego przepisu, ale jeśli szef stwierdzi, że tatuaże obniżają wiarygodność takiego pracownika w oczach klientów, może np. posłużyć się paragrafem o "utracie zaufania", ale uzasadnienie tego tatuażem nie jest możliwe, więc będzie to inny powód - tłumaczy Tomasiewicz.

Na wszelki wypadek warto więc wystrzegać się tatuaży szpecących, krzykliwych, natarczywych, wulgarnych czy manifestujących ekstremalne poglądy (np. rasistowskie lub ksenofobiczne). Takie ozdoby mogą nas zdyskwalifikować zwłaszcza podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Pracodawca mając do wyboru kilku kandydatów, najprawdopodobniej wybierze tego bez kontrowersyjnych ozdóbek.

Złota rada dla pracowników z tatuażem oraz dla tych, którzy pracy poszukują. - Reprezentujesz firmę podczas spotkania z klientem? Wybierasz się na rozmowę kwalifikacyjną? Zasłoń tatuaż, a jeśli znajduje się w widocznym miejscu dla bezpieczeństwa, po prostu go usuń - kończy Ragan.

Opr. MD

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »