Wielka Brytania zmienia prawo migracyjne, aby ograniczyć napływ pracowników

Brytyjski parlament przyjął wstępne założenia nowego reżimu imigracyjnego, który miałby obowiązywać po wyjściu z Unii Europejskiej. Krytycy ostrzegają przed wpływem na rynek pracy i ryzykiem dyskryminacji.

Procedowana przez Izbę Gmin ustawa formalnie zakończy swobodę przepływu osób w ramach Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG) i zrówna status przyszłych imigrantów z Unii Europejskiej z obywatelami innych państw. Status osób, które dotychczas osiedliły się w Wielkiej Brytanii ma być oddzielnie chroniony w ramach rządowego programu osiedleńczego (EU Settlement Scheme).

Nowy system punktowy ma ograniczyć napływ pracowników z zagranicy

Minister spraw wewnętrznych Priti Patel tłumaczyła, że zmiana ma na celu zrealizowanie głównej obietnicy złożonej w kampanii przed referendum ws. wyjścia z Unii Europejskiej w 2016 roku, jaką było radykalne ograniczenie poziomu imigracji, w szczególności w zawodach uznawanych za "niskowykwalifikowane".

Reklama

Brytyjski rząd planuje wprowadzenie nowego modelu systemu migracyjnego wzorowanego na rozwiązaniu stosowanym w Australii, gdzie osoby muszą uzyskać odpowiednią liczbę punktów przyznawanych m.in. za znajomość języka, ofertę pracy oraz spełnienie progu zarobkowego na poziomie 25,6 tys. funtów rocznie (z niewielkimi wyjątkami).

"Nie będziemy już dłużej mieli ścieżek (pozwalających na napływ) taniej, niskowykwalifikowanej siły roboczej, która dominowała w statystykach migracyjnych i na naszym rynku pracy przez zdecydowanie za długi okres czasu" - tłumaczyła w lutym Patel.

Szczegóły nowego mechanizmu mają być wypracowane w kolejnych miesiącach, ale krytycy wskazują, że proponowane rozwiązania mogą stanowić poważny problem dla wielu sektorów brytyjskiej gospodarki, które polegają na pracownikach z zagranicy, w tym m.in. pielęgniarstwa, opieki społecznej, gastronomii, hotelarstwa i budownictwa.

Krytycy mówią o braku zrozumienia potrzeb rynku pracy

Karolina Gerlich z Care Workers Charity (CWC) tłumaczyła w rozmowie z Deutsche Welle, że działania rządu wykazują się "kompletnym brakiem zrozumienia" potrzeb sektora opieki społecznej.

"Średnie wynagrodzenie w naszej branży wynosi pomiędzy 16 a 18 tys. funtów, więc to nie jest nawet blisko sugerowanego progu wynagrodzenia" - podkreśliła, wskazując, że obecnie 20 proc. pracowników pochodzi z zagranicy, a liczba ta sięga nawet 50 proc. w przypadku usług świadczonych na stałe w domach pacjentów. Jak zaznaczyła, jednocześnie wciąż brakuje rąk do pracy: szacuje się, że w samej tylko Anglii brakuje około 122 tys. wykwalifikowanych opiekunów.

Karolina Gerlich, która przyjechała do Wielkiej Brytanii z Polski 12 lat temu, powiedziała, że jednocześnie w związku z brexitem rosnąca liczba osób rozważa wyjazd z kraju.

"Dodatkowo ponad 130 opiekunów umarło w trakcie obecnego kryzysu (z powodu koronawirusa), a ludzie widzą ten brak wsparcia ze strony rządu i nie będą chcieli tak pracować, bo równie dobrze mogą pójść do supermarketu" - tłumaczyła.

Polka zaznaczyła jednocześnie, że szczególnie kłopotliwe dla niej jest włączanie pracowników sektora opieki do listy zawodów o "niskich kwalifikacjach", które będą objęte większymi obostrzeniami w nowym systemie punktowym.

"Trzeba mieć wiele umiejętności medycznych, klinicznych, psychologicznych, dietetycznych, fizjoterapeutycznych, aby wykonywać tę pracę" - irytowała się przedstawicielka CWC, apelując do władz w Londynie o przemyślenie na nowo swojej strategii.

"To hipokryzja ze strony rządu: ogłaszali wprowadzenie specjalnej wpinki symbolizującej uznanie dla osób pracujących w sektorze i oferowali wsparcie dla naszego zdrowia psychicznego, a przecież najważniejsze jest to, żebyśmy mieli zagwarantowany status prawny na miejscu i godne płace" - podkreśliła Gerlich.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Aktywiści: Ustawa niewystarczająco gwarantuje prawa obywateli UE

Inne argumenty podnoszą też aktywiści działający na rzecz praw ponad 3,5 miliona obywateli UE, którzy już mieszkają w Wielkiej Brytanii. Argumentują, że proponowane zapisy ustawy nie gwarantują absolutnie pełnego zabezpieczenia ich praw. Stali rezydenci pochodzący z państw UE mają czas do końca czerwca 2021 roku, aby złożyć odpowiedni wniosek w celu zachowania dotychczasowych praw rezydencji i pracy na terenie kraju.

"Wiele osób skupia się na przyszłości prawa imigracyjnego, (...) ale osoby, które z jakiegokolwiek powodu nie złożą wniosku staną się nielegalnymi imigrantami w tym kraju" - ostrzegała Maike Bohn z the3million, apelując o wprowadzenie dodatkowego zabezpieczenia, aby nikt nie został bez odpowiedniego statusu. Jak podkreślała, "brytyjski rząd ma obowiązek zapewnić to, że każdy status taki uzyska i będzie w przyszłości bezpieczny".

"Głównym tematem pozostaje kwestia zaufania do władz. Wciąż nie jesteśmy jeszcze pewni co do tego, jakie prawa uzyskamy, a także jakie zmiany będą mogły być wprowadzone w przyszłości" - wtórował jej Nicholas Hatton.

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019

Wciąż niski odsetek Polaków złożył odpowiedni wniosek

Polacy dotychczas złożyli ponad 650 tys. aplikacji, co stanowi odpowiednik około 73 proc. szacowanej populacji Polaków w Wielkiej Brytanii. To jeden z niższych odsetków rejestracji pośród 26 narodów UE objętych tym obowiązkiem.

Jakiekolwiek zmiany w przepisach migracyjnych wejdą w życie najwcześniej 1 stycznia 2021 roku.

Redakcja Polska Deutsche Welle

Deutsche Welle
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »