Biznes rodzinny to dobry pomysł na życie?

Rozmowa z Anną Madej, wiceprezesem zarządu MARANI Sp. z o.o.

Polska przedsiębiorczość wybuchła w latach dziewięćdziesiątych setkami małych i średnich firm rodzinnych, które dzisiaj stanowią już wielką siłę w polskiej gospodarce, a wiele z nich osiągnęło prawdziwy sukces.

Do takich właśnie zaliczyć można współprowadzoną przez Panią - wraz z mężem - bardzo innowacyjną spółkę Marani.

Taka firma jak nasza to rzeczywiście cząstka historii narodzin polskiej przedsiębiorczości lat dziewięćdziesiątych, gdy wiele osób i rodzin dotkniętych zostało gwałtownymi zmianami w gospodarce i musiało poszukiwać nowego pomysłu na życie. Upadek wielu sektorów tradycyjnego przemysłu, rosnąca fala bezrobocia skłaniały do poszukiwań nowych form aktywności zawodowej, najczęściej poprzez podejmowanie działalności gospodarczej na własny rachunek. Tak było i w naszym przypadku. Ja uruchomiłam sklep z konfekcją dziecięcą, a mąż hurtownię tkanin, która w pewnym okresie była największą taką firmą w południowej Polsce. Mój sklep przeistoczył się z czasem w szwalnię, co było naturalnym uzupełnieniem działalności męża. Niestety, biznes nasz opieraliśmy wyłącznie na polskich - znakomitych zresztą - tkaninach i w momencie, gdy rozwinął się na wielką skalę import, polskie fabryki popadły w kłopoty, a nasza działalność przestała być konkurencyjna wobec zalewu tanich artykułów importowanych. Musieliśmy poszukiwać nowych nisz na rynku i tak trafiliśmy w segment obrotu narzędziami i urządzeniami dla przemysłu, by wreszcie znaleźć swoje miejsce - outsourcing technologii. Dzisiaj spółka Marani to unikalne na rynku przedsiębiorstwo oferujące sprężone powietrze dla przemysłu. Centrum firmy znajduje się w Zabrzu, duże oddziały funkcjonują w Stalowej Woli i w Gorzowie Wielkopolskim. Tam również mamy duży sklep z akcesoriami pneumatycznymi. W ubiegłym roku uruchomiliśmy również sklep internetowy i dwa portale oferujące w sieci dość zróżnicowany asortyment urządzeń i akcesoriów dla przemysłu.

Reklama

Czyli przemysł lekki został wyparty przez sektor ciężki?

Nie do końca. Firma szwalnicza funkcjonuje nadal, choć zmiany rynkowe sprawiły, że ofertę własnych wyrobów zastąpiliśmy usługami na rzecz innych marek, szyjąc na zlecenie. Niestety, globalizacja uczyniła rynek usług niezwykle konkurencyjnym i zleceniodawcy poszukują regionów, gdzie koszty pracy są najniższe. Kryzys dołożył swoje - spadły zamówienia w Niemczech i innych krajach zachodniej Europy, spadł popyt na wiele artykułów z "wyższej półki". Firmy odzieżowe z trudem wytrzymują konkurencję chińską, także na naszym rynku i musimy wykazywać olbrzymie zdolności handlowe, by utrzymać blisko 50. osobową załogę na stanowiskach pracy. Mam nadzieję, że to jest sytuacja trudna, ale przejściowa. Obserwuję ten rynek bardzo uważnie i wiem, że wielu polskich producentów już rozważa przeniesienie swojej produkcji z Dalekiego Wschodu do kraju, z powodu dużej liczby reklamacji, a niski kurs złotego stanowi dodatkową zachętę. Kto jednak przetrwa ten okres, bardzo trudno w tej chwili powiedzieć.

A jak radzi sobie w kryzysie ta "druga noga" biznesu, usługi na rzecz przemysłu ciężkiego?

Wielkie przedsiębiorstwa przemysłu ciężkiego - kopalnie, huty, odlewnie, ciężka chemia, przemysł metalowy - to firmy niezwykle energochłonne. Dzisiejsze ceny energii elektrycznej, szczególnie w okresie kryzysu, to dla przemysłu ciężkiego olbrzymi problem. A przy tym są to firmy, które zużywają duże ilości sprężonego powietrza. Jeśli zważyć, że ponad 80 proc. kosztu wytworzenia sprężonego powietrza to jest koszt energii elektrycznej, to przy wielkim zużyciu należy bardzo liczyć koszty wytwarzania. Najczęściej przy tym jest ono wytwarzane w bardzo przestarzałej technologii, a więc tym bardziej energochłonnej. Wskaźniki energochłonności wytwarzania sprężonego powietrza poprawić mogą jedynie urządzenia najnowszej generacji, a to oznacza oszczędności rzędu setek tysięcy złotych miesięcznie dla wielkiego przedsiębiorstwa. W związku z tym rośnie zapotrzebowanie na nasze usługi, bo dają wielkie oszczędności wynikające ze spadku zużycia energii elektrycznej, a jednocześnie nie zmuszają do inwestycji w nowoczesne technologie i urządzenia. Co ważne, najnowsze technologie wymagają profesjonalnego serwisu, a te szczególne kompetencje dostarczamy naszemu klientowi razem z urządzeniami. Oferujemy nie tylko oszczędności w zużyciu energii elektrycznej, ale również ograniczamy przerosty zatrudnienia, bo stare urządzenia wymagały wielu zatrudnionych do ich obsługi, a nowe nie. I te osoby, przekwalifikowane, mogą znakomicie zostać wykorzystane w działalności podstawowej przedsiębiorstwa, podnosząc jego konkurencyjność. Dzisiaj zdolność utrzymania pozycji konkurencyjnej na globalnym rynku to przede wszystkim umiejętność sterowania kosztami, by zmieścić się w średnich wskaźnikach globalnej gospodarki. Nie ma wyboru.

Czyli outsourcing nie tylko jest dostarczaniem technologii, ale może narzędziem ułatwiającym zarządzanie w przedsiębiorstwie?

Oczywiście. To nie jest tylko kwestia dostarczania mediów technicznych - takich jak sprężone powietrze, azot, tlen czy inne gazy techniczne, co też mamy w swojej ofercie. Outsourcing to wskazanie zarządzającym przedsiębiorstwem, że mogą robić swój core business i tylko nadzorować kompetencje nie swoje. Dzisiaj już nie ma potrzeby posiadania wszystkiego w procesie produkcji. Dzisiaj trzeba pilnować swoich kluczowych kompetencji, powodujących, że dana marka jest znana i to decyduje o jej przewadze konkurencyjnej, a resztę powierzyć innym i wykorzystywać ich kompetencje.

A jaka jest konkurencja na rynku?

Jesteśmy jedyną firmą na polskim rynku, która ma tak kompletną ofertę w dostarczaniu mediów technicznych. Duzi producenci urządzeń sprężających dzierżawią maszyny wraz z serwisowaniem 24 godzinnym. Nasza oferta jest o tyle unikalna, że oferujemy technologię i serwis i bierzemy za to odpowiedzialność. Jeśli nasza działalność naraziłaby na straty klienta, my ponosimy koszty tego ryzyka. To ryzyko pokrywamy ubezpieczeniem, ale przede wszystkim wiemy, w jaki sposób skompletować urządzenia i sprawować nad nimi nadzór, by zagwarantować stuprocentową pewność zasilania. Jako jedna z pierwszych firm w Polsce otrzymaliśmy kredyt technologiczny na uruchomienie programu nadzoru on-line pracy naszych urządzeń. Ponieważ producenci urządzeń wyposażyli je w tak sprawne sterowniki, kontrolujące wszystkie krytyczne parametry ich pracy, my poprzez sieć mamy możliwość kontroli ich działania i możemy z wyprzedzeniem 10-14 dni rozpoznać przekraczanie stanów krytycznych urządzeń, a więc zyskujemy czas na serwis, a klient nie ma przerw w zasilaniu. Ta prewencja w utrzymaniu ruchu pozwala gwarantować ciągłość dostaw. To jest nasze know-how, jedyne na polskim rynku.

Z pani wypowiedzi wynika, że na funkcjonowanie firmy wpływ ma sytuacja rynkowa, konkurencja, technologie. A tymczasem zewsząd słychać, że dla rodzinnej przedsiębiorczości konieczne są także przyjazne dla przedsiębiorców regulacje prawne, o których decyduje państwo. A dzisiaj pełno jest również apeli o pakiety antykryzysowe, ochronę miejsc pracy i tak dalej.

W naszym przypadku jednym z głównych czynników wpływających na warunki działania są wahania kursu złotego. Jeśli złoty słabnie, import technologii bardzo drożeje. Prowadząc negocjacje z klientami, często trwające dość długo, musimy kalkulować ofertę przewidując, w jakim zakresie zmieni się w czasie wartość transakcji. W segmencie szwalniczym natomiast, gdy złoty słabnie, nasza oferta staje się atrakcyjniejsza w euro czy funtach. Problem polega na tym, że przy braku zamówień zagranicznych, te korzyści odczuwamy w niewielkim zakresie. Gdyby w sytuacji kryzysu państwo chciało wesprzeć ten sektor, mogłoby skorzystać z doświadczeń włoskich. Włosi, dokonując ekspansji na rynki zagraniczne, dostawali zwrot kredytu kupieckiego. Wiadomo, że w tej branży od momentu zamówienia tkaniny do sprzedaży wyrobu gotowego, mija wiele miesięcy. Producenci mają zatem zablokowane środki i państwo pomaga im w ten sposób, że skraca okres oczekiwania na zapłatę finansując kredyt kupiecki.

Natomiast w ofercie outsourcingowej odczuwamy wyraźnie wzrost kosztów importu urządzeń i technologii, gdy rośnie zapotrzebowanie na nasze usługi. W efekcie tracimy na tym. Nic zatem dziwnego, że jesteśmy zdecydowanymi zwolennikami szybkiego przystąpienia do strefy euro. Z niepokojem również obserwujemy sytuację na rynku pracy. Rozumiemy, że rośnie zagrożenie wzrostem bezrobocia, ale jednocześnie doświadczamy braku rąk do pracy. Urzędy pracy są jednak bezradne, bo w jaki sposób mają się tam pojawić wykwalifikowane szwaczki, skoro zlikwidowano szkolnictwo zawodowe w tym zakresie, a posiadające doświadczenie pracownice z tej branży dawno już zasiliły szeregi zatrudnionych w supermarketach, bo to były oferowane miejsca pracy, gdy upadały polskie zakłady odzieżowe.

A jakie instrumenty wsparcia ze strony państwa byłyby dzisiaj najbardziej oczekiwane, by takie firmy rodzinne odczuły ulgę w kryzysie?

Były już takie instrumenty. W latach 90. wprowadzona została tzw. przyspieszona amortyzacja, by skłaniać przedsiębiorstwa do szybkiego odnowienia parku maszynowego. Praktycznie była to ostatnia ulga modernizacyjna, jaką mieli przedsiębiorcy. Została zlikwidowana przez rząd PiS i wciąż nikt nie proponuje nic w zamian. Jak państwo wyobraża sobie wzrost innowacyjności polskich przedsiębiorstw, skoro nie uruchamia żadnych instrumentów wsparcia dla takich programów? W branży, w której operujemy, postęp techniczny jest tak szybki, że najbardziej znani producenci nawet dwa razy w roku zmieniają systemy sterowania, by podnieść energooszczędność urządzeń. Jeśli nie nadążymy za tym postępem technologicznym, nie nadążymy za zmianami, które on wprowadza. I nie mamy co marzyć nawet o tym, że zdołamy zrealizować zobowiązania wynikające, na przykład, z pakietu energetyczno-klimatycznego. Mówi się wiele o funduszach unijnych, które miałyby wspierać te procesy. Aplikowaliśmy w paru programach, z efektem negatywnym. Bariery administracyjne, biurokracja, są tak olbrzymie, że odnieść można wrażenie, iż jedynymi beneficjentami są ci, którzy zarządzają tymi programami.

Z nikąd żadnej nadziei?

Myślę, że to za mocne określenie. Ale jedno można powiedzieć na pewno. Jak długo państwo będzie prowadziło drastyczną politykę fiskalną, nastawioną jedynie na maksymalizację przychodów budżetowych, tak długo trudno oczekiwać wzrostu aktywności gospodarczej obywateli. Rozumiem troskę o równoważenie budżetu, bo to jest kwestia zmniejszenia ryzyka prowadzenia działalności gospodarczej, ale nie kosztem najbardziej innowacyjnych, rozumiejących, że tylko inwestycje, nowe technologie pozwolą nam uczestniczyć w światowym wyścigu konkurencyjnym.

Czy biznes rodzinny to dobry pomysł na życie?

Istota tak realizowanej przedsiębiorczości sprowadza się do poczucia zaufania, lojalności, oddania pracy w pełnym zakresie. Jeśli mamy zaistnieć w znaczącym wymiarze w gospodarce Unii Europejskiej, to na pewno dzięki małym i średnim przedsiębiorstwom, w jakichś sektorach niszowych, dysponując jakimiś szczególnymi kompetencjami. I to już się dzieje. Takie firmy rodzinne już istnieją i osiągają sukcesy.

A jak robi się taki biznes, jeśli jest się kobietą?

Niestety często jest tak, że kobieta musi ciężko pracować i udawadniać wszystkim, że jest mężczyzną w biznesie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Adam Cymer

Zobacz dane makroekonomiczne z kraju i ze świata

Nowe Życie Gospodarcze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »