Prywatyzacja po nowemu. Nie wszystko i nie każdemu

Skończył się okres intensywnej prywatyzacji. Od dłuższego czasu kolejne rządy zajmowały stanowisko, że jednak nie wszystko jest na sprzedaż... Obecny gabinet idzie dalej: nie wszystko i nie każdemu.

Ministerstwo Skarbu Państwa chce, by jeszcze w tym roku powstała ustawa zapobiegająca napływowi niepożądanego kapitału w ramach inwestycji bezpośrednich - kapitału zagrażającego bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu RP. Określałaby ona listę podmiotów, w których nabycie udziałów wymagałoby zgody ministra. Rząd chciałby, aby stosowne przepisy weszły w życie jeszcze w I półroczu 2015 r.

Według wstępnych założeń, ochroną zostaną objęte firmy z sektora zbrojeniowego, działające w obszarze technologii służących wsparciu lub zaopatrzeniu służb specjalnych, przedsiębiorstwa produkujące nawozy sztuczne i zaopatrujące nas w energię.

Reklama

Powrót do ręcznego sterowania? Trochę tak. Ale takie praktyki nie są na świecie niczym nadzwyczajnym. - Każde państwo może definiować swoje obszary bezpieczeństwa. I my chcemy to zrobić - twierdzi minister skarbu Włodzimierz Karpiński.

I wyjaśnia: - Założyliśmy, że organem kontroli stanie się minister Skarbu Państwa, który będzie mógł zgłosić sprzeciw w stosunku do czynności nabycia akcji spółki objętej przepisami ustawy. Spółki te będą wskazane w rozporządzeniu wydawanym przez Radę Ministrów, które z kolei będzie uwzględniało kryteria określone w ustawie - wśród nich istotny udział danego podmiotu w rynku oraz skalę prowadzonej działalności. Nabycie akcji bez wymaganego zawiadomienia organu kontroli lub pomimo jego sprzeciwu będzie nieważne, a z akcji nie będzie można wykonywać prawa głosu.

Aspekt chemiczny

W polskim przypadku alarm wywołała próba wrogiego przejęcia przez rosyjski kapitał Grupy Azoty. W jakimś stopniu także groźba przejmowania poszukiwawczo-wydobywczych koncesji na gaz z łupków.

Rosyjski kapitał od lat zresztą powodował wzmożoną czujność kolejnych rządów. Tak było, gdy udziałem w prywatyzacji Lotosu zainteresowało się konsorcjum brytyjskiego Rotch Energy i rosyjskiego Łukoila. A gdy rosyjski Sbierbank nie wykluczał inwestycji w polski sektor bankowy, KNF natychmiast skonsultowała się z ABW.

No i wspomniana próba przejęcia Azotów przez rosyjski Acron... Można powiedzieć: zbawienna, bo w pewnym stopniu wymusiła to, czego rządom nie udawało się zrobić przez lata - konsolidację branży. Zdaniem MSP, przykład udanej obrony Azotów przed wrogim przejęciem pokazuje jednak, że potrzebne są skuteczne narzędzia ochrony polskiego rynku.

Można uznać, że Polacy mają antyrosyjskie fobie, warto mieć jednak na uwadze, że nasze obawy mogą być uzasadnione - wziąwszy pod uwagę, że za rosyjskim kapitałem bardzo często w tle stoi polityka. W ostatnich latach - zdecydowanie imperialna.

Z podobnym problemem borykali się pięć lat temu Węgrzy, gdy dość tajemniczy koncern Sugurnieftgaz przejął 1/5 udziałów w narodowym koncernie naftowym MOL. Po kilkunastomiesięcznych negocjacjach węgierskiemu rządowi udało się odkupić udziały od Rosjan.

Mechanizmy obronne

Zachód może nie ma problemów z rosyjskimi inwestycjami, ale z ochroną firm uznanych za narodowe dobro - już tak. Przy retoryce wolnorynkowej, nawoływaniach o swobodny przepływ kapitału większość państw stosuje jednocześnie mechanizmy obrony "rodowych sreber". A pojawienie się inwestora zamierzającego zyskać wpływ na strategiczną spółkę wywołuje alarm.

W Europie szczególnie wyczuleni na próby przejęcia rodzimych firm są Francuzi. W 2005 r. wprowadzili prawo o ochronie strategicznych sektorów przemysłu. Impulsem stała się próba przejęcia Danona przez PepsiCo. Niedawno regulacje zaostrzono - w reakcji na zamiar przejęcia przez General Electric energetycznej części Alstomu. Notabene: Komisja Europejska uznała blokowanie fuzji GE-Alstom za sprzeczne z zasadami jednolitego rynku i w listopadzie 2014 r. rząd zapalił jednak zielone światło dla tej transakcji.

Niekiedy w obronie rodzimych firm stosuje się metody, nazwijmy to...pozaregulacyjne. Gdy Siemens wygrał przetarg na dostawę składów pociągów do Eurotunnelu pod kanałem La Manche - we Francji zawrzało. Francuski minister transportu Dominique Bussereau od razu zapowiedział, że - ze względu na reguły bezpieczeństwa - przetarg powinien być unieważniony. Jego zdaniem, dwukrotnie krótsze od francuskich, 200-metrowe niemieckie składy mogą być zagrożeniem dla bezpieczeństwa podróżnych.

Tendencje protekcjonistyczne nie omijają Niemiec. Nasi zachodni sąsiedzi mają ustawę...na potrzeby jednego koncernu. Czyli zapis dotyczący ochrony firmy produkującej samochody Volkswagen (tzw. Volkswagen-Gesetz z 1960 r.): indywidualni inwestorzy nie mogą posiadać więcej niż 20 proc. akcji, a w sprawie decyzji dotyczących przyszłości firmy konieczna jest zgoda inwestorów, mających minimum 80 proc. akcji przedsiębiorstwa. O tę ustawę Niemcy wiodły wieloletni spór z KE, zakończony sukcesem w 2013 r. - wprawdzie zrezygnowano z ograniczenia prawa głosu pozostałych akcjonariuszy, ale rząd Dolnej Saksonii zachował prawo weta.

Groźne fundusze

Batalia o Volkswagena to też dobitny przejaw obaw Europejczyków o rodzime firmy. Sprawę zapoczątkowała skarga (2007 r.) akcjonariuszy koncernu, wśród których był fundusz inwestycyjny z Kataru. Mniej więcej w tym samym czasie Angela Merkel apelowała o stworzenie unijnej agencji, chroniącej firmy europejskie o znaczeniu strategicznym przed "wrogimi" przejęciami przez państwowe fundusze inwestycyjne innych państw. Powodem alarmu była rosnąca ich aktywność na europejskim rynku - przede wszystkim podmiotów z krajów arabskich, ale i z Chin.

Zakup przez chiński fundusz udziałów we wchodzącym na giełdę funduszu Blackstone, mającym 4,5 proc. udziałów w Deutsche Telekom, flagowym niemieckim koncernie telekomunikacyjnym, w połączeniu z ponawianymi podchodami pod tę firmę kapitału rosyjskiego, zwrócił uwagę niemieckich polityków na niebezpieczeństwa, kryjące się za kapitałem państwowym inwestowanym w przedsiębiorstwa zagraniczne. Rząd niemiecki może na mocy uregulowań z 2009 r. opiniować takie transakcje, ale nie bez ograniczeń: regulacja obejmuje inwestorów spoza UE i EFTA oraz dotyczy transakcji powyżej 25 proc. udziałów.

W USA od października 2007 r. obowiązuje Ustawa o inwestycjach zagranicznych i bezpieczeństwie narodowym (Foreign Investment and National Security Act), tzw. ustawa Exon-Florio. Umożliwia zawieszenie lub zakaz nabycia, fuzji czy przejęcia amerykańskiego przedsiębiorstwa przez firmę zagraniczną, jeśli mogłoby to zagrażać bezpieczeństwu narodowemu. Decyzje podejmuje Komitet Inwestycji Zagranicznych (przedstawiciele kilku agend rządowych).

Wolny rynek - wedle uznania

W kontekście opisanych przypadków próba ustawowego przyznania ministrowi skarbu podobnych uprawnień nie wygląda już tak szokująco. A jednak niektórym trudno się wyzbyć wątpliwości.

- Są tacy, co mówią o neoliberalizmie, ale moim zdaniem mamy tu do czynienia z realsocjalizmem - twierdzi Maciej Grelowski, przewodniczący Rady Głównej BCC. Obawia się nieprecyzyjnych sformułowań w ustawie, co będzie skutkowało uznaniowością: - Pojęcie bezpieczeństwa państwa jest równie szerokie jak wszechświat.

Jego zdaniem, zła jest sama filozofia ustawy. - Politycy robią wszystko, by udowodnić, że państwo jest wszechmocne. To szkodliwa wizja, bo kiedy obywatele zwracają się do państwa o pomoc, najczęściej okazuje się, że jest ono bezradne - uważa Grelowski.

Według niego, uznaniowość i decyzje administracyjne zawsze są gorszym rozwiązaniem niż wolnorynkowe mechanizmy. - Państwo powinno się ograniczyć do roli regulatora, chociażby dlatego, że nie najlepiej sprawdza się w roli właściciela - przekonuje.

- Nie mam problemu z tym, że rząd chce chronić te sektory i firmy, które uznaje za strategiczne, obawy przed niechcianymi inwestorami są obecnie na świecie dość powszechne. Trzeba jednak przy konstruowaniu takiej ustawy zachować ostrożność, by nie iść za daleko - ostrzega Jacek Socha, partner w PwC, były minister skarbu.

Podkreśla, że kwestią do rozważenia jest definicja firmy strategicznej. - Sam wprowadziłem pojęcie spółki strategicznej, ale lepiej, by lista takich spółek miała raczej kilkanaście niż kilkadziesiąt pozycji - wskazuje, dodając, że równie ważne jest też precyzyjne określenie mechanizmów.

- Złym pomysłem byłoby tworzenie takiej ustawy pod konkretną spółkę lub konkretnego inwestora. Nie powinna ona przesądzać, że inwestor z jednego kraju jest pożądany, a z innego nie - uwypukla Socha.

Czy zatem ryzyko nie jest demonizowane? Jak tu ważyć racje?

- Sprzeciw wobec danej transakcji znajdzie zastosowanie jedynie w wyjątkowych sytuacjach określonych w ustawie i gdy będzie przemawiał za tym ważny interes publiczny - także nakreślony w ustawie. Ponadto od każdej decyzji, w której będzie zgłoszony sprzeciw, będzie można złożyć wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy, a po utrzymaniu sprzeciwu przysługiwać będzie skarga do sądu administracyjnego - uspokaja minister Karpiński.

Opozycja jest za!

O dziwo, ministerialna inicjatywa ma szanse na ciepłe przyjęcie opozycji.

- Zdecydowanie jestem zwolennikiem wprowadzenia mechanizmów zabezpieczających strategiczne firmy. Jeżeli MSP przedstawi projekt, który zachowa zasady przyzwoitości legislacyjnej i po prostu zdrowego rozsądku, może liczyć na naszą życzliwą uwagę - deklaruje Maks Kraczkowski z PiS, wiceprzewodniczący sejmowej komisji gospodarki.

Dorzuca jednak, że z ocenami należy się wstrzymać do poznania szczegółów. - Sądzę, że nowa ustawa będzie dotyczyć jedynie firm państwowych. Trudno mi sobie wyobrazić takie ograniczenia w odniesieniu do firm prywatnych; wymagałoby to raczej dalej idących zmian w prawie, z nowelizacją kodeksu spółek handlowych włącznie. Kwestie zachowania zasad rynkowych wymagają głębszej refleksji - przypomina poseł.

Czy zaproponowane przez resort rozwiązanie - wydawana przez ministra zgoda na transakcję - jest jedyne z możliwych? Niekoniecznie. - Można przecież w umowach prywatyzacyjnych zawrzeć zapis, że w przypadku odsprzedaży akcji przez inwestora Skarb Państwa ma prawo pierwokupu; może mieć też prawo do zgody na odsprzedaż danemu udziałowcowi - zastanawia się Jacek Socha.

W polskim systemie prawnym istnieją już pewne zabezpieczenia przed potencjalnie niekorzystnymi działaniami inwestorów. To mechanizm "złotej akcji", czy może raczej "złotego weta" (ustawa z 2005 r. o szczególnych uprawnieniach Skarbu Państwa oraz ich wykonywaniu w spółkach kapitałowych o istotnym znaczeniu dla porządku publicznego lub bezpieczeństwa publicznego). To "uprawnienie osobiste" Skarbu Państwa do wetowania niektórych uchwał, a nawet czynności w spółkach o znaczeniu strategicznym.

Były minister skarbu zwraca też uwagę, że istotne są intencje. Przypomina, że gdy wprowadzał pojęcie "złotej akcji", zamiarem była możliwość skutecznej reakcji na poczynania inwestorów, które mogą stać w sprzeczności z interesem spółki, ale też uspokojenie nastrojów wokół prywatyzacji i zyskanie zgody na sprzedaż kolejnych państwowych firm.

- Nie miałbym nic przeciwko temu, by takie zabezpieczenia wprowadzano też po to, by otworzyć drogę do dalszej prywatyzacji - mówi Jacek Socha.

Sęk w tym, że obecna ekipa w praktyce nie widzi już zbyt wielu podmiotów do przekształceń własnościowych. Proponowany mechanizm będzie zatem raczej dodatkowym bezpiecznikiem niż furtką umożliwiającą dalsze przekształcenia własnościowe.

Adam Sofuł

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT

Dowiedz się więcej na temat: MSP | prywatyzacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »