Rachunki wciąż o połowę niższe
Rachunki za prąd są wciąż o połowę niższe od płaconych w krajach starej Unii. Przy niskich cenach nie opłaca się inwestować w modernizację sektora, a na odbudowę mocy wytwórczych potrzeba 1, 5 mld euro. Kliknij, aby powiększyć
Ceny energii elektrycznej dla odbiorców końcowych, łącznie z usługą dystrybucyjną, wzrosną w tym roku średnio o 1,12 proc. - ujawnia Urząd Regulacji Energetyki, który zatwierdza taryfy cenowe.
Oznacza to, że średnie ceny pozyskane przez zakłady energetyczne wzrosną wolniej od zakładanej przez ministerstwo finansów na poziomie 2 proc. inflacji.
Realnie jednak w zależności od poszczególnych grup odbiorców i regionu wzrost cen będzie znacznie wyższy. W ZE Warszawa-Teren ceny wzrosną np. średnio o 3,16 proc., ale już w Rzeszowskim ZE spadną, i to o 2,22 proc.
- Obniżyliśmy koszty działalności własnej i udało nam się wynegocjować niższą stawkę z tytułu opłaty dystrybucyjnej pobieranej przez operatora systemu dystrybucyjnego. Ceny zakupu energii od producentów lekko wzrosły - tłumaczy Łukasz Boczar z biura zarządu Rzeszowskiego ZE.
W przypadku ZE Warszawa-Teren, podstawowym czynnikiem wpływającym bezpośrednio na cenę energii były zmiany w cenach zakupu energii elektrycznej na rynku hurtowym.
1 lipca zostaną uwolnione ceny energii
Rozbieżności w prognozach
Tomasz Kowalak, dyrektora departamentu taryf Urzędu Regulacji Energetyki, jako jeden z podstawowych elementów cenotwórczych wskazuje rosnące koszty zakupu energii ze źródeł odnawialnych i skojarzonych, czyli tzw. energii zielonej i czerwonej.
Spółki dystrybucyjne narzekają jednak, że Urząd Regulacji Energetyki, dostrzegając co prawda ten fakt, zaniżył prognozy wzrostu cen energii z tych źródeł.
W przypadku Vattenfall Distribution Poland (dawniej GZE) prognozowano np. cenę energii zielonej na 240 zł (prognoza URE to 220), a czerwonej na 147 zł (URE prognozuje 142 zł za 1 MWh).
Podobne rozbieżności występują w przypadku Stoen, należącego do RWE Group, spółki, której jako jedynej z krajowych dystrybutorów regulator do tej pory nie zatwierdził taryfy na 2007 rok. Spółka oferuje więc klientom energię po stawkach z 2005 roku, bo w ubiegłym roku, podobnie jak obecnie, URE nie zatwierdziło nowych taryf.
- Wciąż negocjujemy. Liczymy, że mimo wszystko uda nam się w końcu przekonać URE do naszych racji - mówi Magdalena Borek-Dwojak z biura prasowego Stoen.
Nie ujawnia jednak tajemnic sporu. Podobnie jak URE.
ZE STRONY PRAWATeoretycznie już w połowie tego roku wszyscy odbiorcy energii elektrycznej będą mogli zmienić sprzedawcę energii. Może się jednak okazać, że realna możliwość zmiany sprzedawcy będzie możliwa dopiero w roku 2009. Żeby odbiorca mógł zmienić sprzedawcę, wcześniej muszą zostać wypracowane szczegółowe procedury, tak jak ma to miejsce w usługach telekomunikacyjnych. Lista barier uniemożliwiających zmianę sprzedawcy jest długa i od lat się nie zmienia: Należą do nich zbyt wysokie wymagania odnośnie do układów pomiarowych, problemy z rozwiązywaniem umów z obecnymi dostawcami (trzeba na to czekać nawet 18 miesięcy!), subsydiowanie skrośne (sprzedaż energii poniżej jej wartości kosztem wzrostu wydatków na usługi przesyłowe) oraz blokada rynku przez kontrakty długoterminowe. Z kontraktami długoterminowymi związany jest też prawny spór z Komisją Europejską. Bruksela kwestionuje KDT-y jako pomoc publiczną, która narusza ogólną zasadę zakazu pomocy państwa we Wspólnocie zapisaną w art. 87 ust. 1 Traktatu WE. Nieprecyzyjne zasady dopłat mogą prowadzić, zdaniem KE, nie tylko do spłaty inwestycji, lecz także finansować bieżącą działalność producentów.
Cena nie pokrywa kosztów
Elektrownie i dystrybutorzy narzekają na zbyt niskie ceny. Niska, na poziomie 1 - 2 proc. rentowność, 40 proc. mocy wytwórczych w wieku powyżej 30 lat - to tylko dwa problemy z szerokiego wachlarza.
Zgodnie z wyliczeniami resortu gospodarki w najbliższych latach tylko potrzeby sektora wytwarzania wymagają wymiany 1000 MW rocznie, czyli inwestycji na poziomie
1, 5 mld euro. Modernizować trzeba również sieci przesyłowe i rozdzielcze.
Tyle tylko, że przy sztucznie przez państwo zaniżonych cenach, co jest wynikiem nie tylko dopłat z tytułu kontraktów długoterminowych, ale też sztucznie utrzymywanej ceny węgla, kapitał komercyjny nie chce inwestować w energetykę.
- Przy tak niskich cenach nie opłaca się budować nowych elektrowni. Żeby opłacało się, ceny hurtowe powinny wzrosnąć o 50 proc. - uważa Piotr Chudzik, dyrektor departamentu bankowości korporacyjnej Deutsche Bank Polska.
Rząd robi zaś niewiele, żeby odblokować inwestycje. Największym hamulcem jest wdrażany właśnie program dla elektroenergetyki, który poprzez konsolidacje elektrowni z zakładami energetycznymi w perspektywie kilkuletniej prowadzi do powstania czterech silnych grup energetycznych. W efekcie - zdaniem Chudzika - za kilka lat zobaczymy skonsolidowane podmioty i wysokie ceny, ale też brak inwestycji.
Potrzebna prywatyzacja
Na przełomie lat 2010/2012 r.sektor elektroenergetyczny może dotknąć kryzys.
- Jedyna opcja, jaką obecnie dysponujemy, to kontynuowanie prywatyzacji i stosowne zapisy w umowach prywatyzacyjnych obligujące inwestorów do inwestycji - mówi Chudzik.
Ministerstwo Skarbu Państwa nie zamierza jednak oddać sektora inwestorom branżowym.
Resort nie wyklucza co prawda prywatyzacji jednej z czterech grup energetycznych jeszcze w tym roku. Najprawdopodobniej będzie to Grupa Energetyka Południe, zbudowana z Południowego Koncernu Energetycznego, EnergiiPro i Enionu. Tyle tylko że akcje grupy nie trafią do inwestora branżowego, lecz na GPW w Warszawie.
Szersza perspektywa
Unia Według The Boston Consulting Group, przeciętne polskie gospodarstwo domowe płaci za energię o ponad połowę mniej niż średniej wielkości gospodarstwo w krajach Unii.
Rynek Wartość krajowego sektora elektroenergetycznego szacowana jest na około 50 mld zł. Sektor zdominowany jest przez firmy państwowe. Najwięcej energii produkuje BOT Energetyka i Górnictwo (26 proc. rynku). Największymi dystrybutorami energii jest gdańska Energa (17 proc.).
Cezary Pytlos