Mikrokorekty makroefekty

Im więcej czasu, pieniędzy i ludzi, tym lepiej? Niekoniecznie. Powinniśmy strzec się własnych przewag. A jeśli życie nie narzuca nam ograniczeń, warto je sobie wymyślić!

Im więcej czasu, pieniędzy i ludzi, tym lepiej? Niekoniecznie. Powinniśmy strzec się własnych przewag. A jeśli życie nie narzuca nam ograniczeń, warto je sobie wymyślić!

W pewne sobotnie popołudnie w 2000 r. miłośnicy filmów akcji zjawili się w kinie na przedmieściach Chicago, by obejrzeć "Godzinę zemsty" z Melem Gibsonem. Nie wiedzieli, że uczestniczą w eksperymencie, o którym będzie głośno przez wiele lat...

Wszyscy dostali za darmo stary, zwietrzały, skrzypiący w zębach popcorn, przy czym jedni w średnich kubełkach, a inni w tak dużych, że przesłaniały im ekran. Kierujący badaniem Brian Wansink chciał poznać odpowiedź na proste pytanie: czy widzom z większymi opakowaniami trudniej opanować łakomstwo? Dlatego jego współpracownicy zważyli każdą porcję przed i po seansie, by dokładnie określić, ile prażonej kukurydzy spałaszowały poszczególne osoby. Wyniki przekroczyły najśmielsze przypuszczenia uczonych: kinomani, których uszczęśliwiono ogromnymi kubełkami, zjedli 53 proc. więcej niż pozostali.

Reklama

Teoria mniejszego talerza

Eksperyment powtórzono wielokrotnie, zmieniając niektóre detale. Nie miało jednak znaczenia, w jakiej części Ameryki przeprowadzano testy, co akurat "leciało" w kinie i czy widzowie byli głodni. Za każdym razem działo się dokładnie to samo: im większy pojemnik z popcornem ktoś otrzymał, tym więcej zjadł. Nawet paskudny smak przekąski mało kogo powstrzymał przed nadmierną konsumpcją.

Wniosek jest oczywisty: powinniśmy poważnie się zastanowić, zanim zafundujemy sobie kolejną dietę, a tym bardziej głodówkę. Bo nawet jeśli zrzucimy parę kilogramów, i tak wcześniej czy później wrócimy do dawnej wagi i przyzwyczajeń. Po co się zatem męczyć i oszukiwać? Jest znacznie skuteczniejszy sposób na poskromienie apetytu: oszukanie mózgu przez podawanie posiłków na mniejszych talerzach.

Co by się stało, gdyby pokazano wyniki badania prof. Wansinka, nie wspominając o wielkości porcji? - zastanawiają się w książce "Pstryk" bracia Chip i Dan Heathowie, konsultanci i trenerzy zza Oceanu. Przypuszczają, że postawa obżartuchów wzbudziłaby zaniepokojenie u eksperta od zdrowia publicznego, który chciałby zmotywować ich do przyjęcia rozsądniejszej postawy wobec przekąsek. Z doświadczenia wiadomo, że zazwyczaj taki urzędnik organizuje kampanie społeczne w mediach i na billboardach, które wymagają ogromnych budżetów i zatrudnienia renomowanej agencji reklamowej.

No cóż, można wydać miliony - i nic nie osiągnąć. A można wpaść na tak tani i prosty sposób jak wymiana talerzy na mniejsze i zdziałać cuda. Sekret skuteczności tkwi bowiem raczej nie w pieniądzach, lecz w pomyśle. Dotyczy to zarówno zachowań żywieniowych, jak i każdej innej sfery życia - biznesu, kierowania projektami czy rozwoju osobistego.

Kasa to nie wszystko

"Mniej znaczy więcej" - ta zasada sprawdza się m.in. w sprzedaży bezpośredniej. Dobrze wiedzą o tym specjaliści z Mood, spółki specjalizującej się w marketingu sensorycznym, polegającym na bombardowaniu klientów zapachami, kolorami i dźwiękiem, aby zachęcić ich do większych zakupów. To tańsze od druku plakatów, ulotek i gazetek z promocjami.

- O naszych usługach często się mówi w kontekście manipulacji, nieuczciwych trików, obliczonych na wyłudzenie pieniędzy od klientów. A przecież chodzi o to, by ułatwić im życie - zwraca uwagę Aleksandra Potrykus-Wincza, dyrektor regionalna Mood Media Poland & Baltics.

Kto nie ścisza głosu, gdy w oddziale banku podaje dane osobowe i kwotę, którą chce wpłacić na rachunek? Ile osób wstydzi się poprosić aptekarza o prezerwatywy czy test ciążowy, kiedy za nimi w kolejce stoją małolaty lub nobliwe staruszki? Są też tacy, dla których dyskomfortem staje się korzystanie z toalet w hotelach - spuszczają wodę i bez potrzeby zużywają metry papieru toaletowego, byle tylko stworzyć sztuczny hałas, maskujący "wstydliwe" dźwięki.

- Aby zapewnić klientom więcej prywatności, można wdrażać różne rozwiązania akustyczne: sufity, panele ścienne czy wolnostojące ekrany. To jednak wiąże się z wydatkami, na które nie każdą firmę stać - uświadamia Aleksandra Potrykus-Wincza. Co proponuje zamiast? - Oferujemy dostosowane do potrzeb i budżetu tło muzyczne, czyli starannie wyselekcjonowane utwory - od hitów po sugestywne brzmienia retro i zaskakujące gatunki niszowe. Miesięczna opłata za podstawowy wariant usługi jest naprawdę niewielka.

Minimalizm usprawnia też zarządzanie ludźmi, o czym zapewnia Beata Wróblewska-Mazurkiewicz, dyrektor HR Oracle w Polsce i regionie krajów bałtyckich. Jako przykład podaje chwalenie, które szefa nic nie kosztuje, a jak wzmacnia morale personelu!

Firmy prześcigają się w pomysłach na zmotywowanie zatrudnionych. Dlatego z roku na rok rosną budżety na podwyżki, premie czy bonusy - opiekę medyczną, karnety na basen czy bilety do kina. Tymczasem, jak się okazuje, finansowe dopieszczanie, jeśli zwiększa motywację, to tylko na chwilę. Długotrwały efekt przynoszą natomiast dobre słowa i... uścisk dłoni prezesa.

- To działa i na szeregowego pracownika, i na menedżera. Aż dziw, że przełożeni tak rzadko korzystają z tak prostego i całkowicie darmowego narzędzia wpływu. Znacznie więcej uwagi poświęcają korygowaniu błędów, które popełnili pracownicy - mówi dyrektor Wróblewska-Mazurkiewicz.

Im wyżej jesteśmy w hierarchii - zaznacza - tym ważniejsze, abyś-my wyrażali uznanie i dziękowali podwładnym, również tym niebezpośrednim. Taki pracownik wraca do domu i mówi do żony: "Wiesz, szef szefa mojego szefa dziś zauważył mnie na korytarzu i pochwalił za przeprowadzenie projektu u naszego klienta. Wyobrażasz sobie! Taki ważny dyrektor i wie, że dobrze zrobiłem projekt!".

- Menedżerowie, którzy umieją kogoś docenić, są lubiani przez zespoły, a te w efekcie chętniej i lepiej dla nich pracują - argumentuje szefowa HR w Oracle.

Metoda "Na Dratewkę"

Osiągnąć więcej mniejszym kosztem - czy nie na tym polega innowacyjność, odmieniana dziś przez wszystkie przypadki, a jednak ciągle jeszcze przez przedsiębiorstwa zaniedbywana?

Do myślenia daje niedawno opublikowany raport firmy doradczo-rekrutacyjnej HRK: nasi specjaliści i menedżerowie spędzają w biurze średnio 9,5 godziny dziennie i rezygnują z urlopów. Mimo to w rankingach produktywności Polska zajmuje dalekie miejsca. Dziwi to tym bardziej, że mamy wykształcone kadry, kompetencje cyfrowe, językową biegłość i wszelkie inne atuty, by pod względem wydajności pracy dobić do międzynarodowej czołówki. Dlaczego krajowy biznes nie umie zrobić użytku z tych przewag?

- Prosiliśmy uczestników badania, by powiedzieli, co krępuje ich wydajność. Najczęściej narzekali na ograniczony dostęp do nowoczesnych narzędzi oraz brak możliwość pracy zdalnej i elastycznego rozporządzania czasem - wymienia Piotr Mazurkiewicz, partner HRK.

Ale główną barierą wydajności i rozwoju - zdaniem respondentów - jest nadmiar obowiązków administracyjnych. Trudno od pracowników wymagać rewolucyjnych pomysłów, jeśli zarzuca się ich papierologią lub rutynowymi zadaniami, stanowiącymi obrazę dla ich szarych komórek.

Okazuje się, że kierownicy są bardziej innowacyjni niż przedsiębiorstwa. Niby oczekuje się od nich wyobraźni, polotu i łamania konwencji, ale wykazywanie się inicjatywą rzadko jest doceniane. Prawie dwie trzecie (62 proc.) ankietowanych przez HRK dostaje stałe wynagrodzenie - niezależnie od tego, jakie profity przynosi pracodawcy.

Mariusz Stasiak, prezes i dyrektor zarządzający w spółce Emapa, przypomina, że przez ostatnie 25 lat przeszliśmy przyspieszony kurs przedsiębiorczości. Chcąc dogonić bardziej rozwinięte gospodarki, musieliśmy dawać z siebie więcej. Dlatego znaleźliśmy się wśród najbardziej zaharowanych nacji świata. Szkopuł w tym, że samą pracowitością dłużej nie da się wygrywać. "Raczej rozum niż siła" - oto hasło na nowe czasy.

- Kończy się era prostych biznesów, a zaczyna czas rozwiązań z wysokim IQ, zmieniających nieodwracalnie rynek. Czujemy się w tym bardzo dobrze. Byleby szefowie nas w tym wspierali - tłumaczy Stasiak.

Zgadza się z nim Grzegorz Turniak, specjalista od zarządzania talentami. To, co wczoraj było receptą na sukces, dzisiaj może zwiastować klęskę - przekonywał (razem z psychologiem biznesu Jackiem Santorskim) w wydanej kilka lat temu książce "Alchemia kariery". Przykładem może być fragment nawiązujący do bajki o smoku wawelskim. "Co zrobił w niej szewczyk Dratewka?" - pytali autorzy. "Kolejni śmiałkowie ruszali na smoka z mieczami i ginęli. A on? Nafaszerował barana siarką. W zastanej sytuacji znalazł nowe rozwiązanie i wygrał. Sięgając do takich prostych cywilizacyjnych zasobów metafor, możemy się wiele nauczyć".

- Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, nie chodzi o wysiłek, tylko o efekt. Za wylany pot, nieprzespane noce i odciski na rękach nikt nam nie zapłaci nawet złotówki - twierdzi Turniak. I dodaje: - Zdumiewa mnie, że ta pros-ta prawda z takim oporem dochodzi zarówno do zwykłych zjadaczy korporacyjnego chleba, jak i do liderów biznesu.

Buddyjska prostota

Redukcyjne podejście do zadań, usuwanie wszelkich zbędnych elementów, skupianie się na esencji - te zagadnienia absorbują Jacka Santorskiego od lat, co ma również po trosze związek z jego wieloletnią fascynacją buddyzmem zen, gloryfikującym prostotę, ascetyzm, minimalizm. Jak zapewnia, te cechy zdają egzamin również w biznesie, w zarządzaniu projektami czy prowadzeniu zespołów.

- Nie brakuje szefów, którym obcy jest umiar. Nadużywają dostępnych zasobów: ludzi, pieniędzy, czasu, a także wiedzy, umiejętności i technologii. Nawet siebie eksploatują bez opamiętania - opisują psycholog. - Bob Kaplan i Rob Kaiser, eksperci od przywództwa, mówią po prostu o takich ludziach, że nawala im szybkościomierz. I ostrzegają, że powinniśmy bać się głównie swoich mocnych stron.

Tej koncepcji Santorski poświęcił swego czasu konferencję "Mikrokorekty, makroefekty", która spotkała się z dużym zainteresowaniem przedsiębiorców i menedżerów.

Główny przekaz płynący z wszystkich toczonych na spotkaniu dyskusji jest aktualny zawsze: niekiedy wcale nie potrzeba dużych środków, by dokonywać rewelacyjnych zmian. Skromnymi działaniami możemy osiągnąć więcej.

Recepta na sukces nie tkwi w zasadzie "postaw się, a zastaw się" czy w wysiłku na granicy śmierci z przepracowania. Wystarczy trochę wyobraźni, fantazji i oleju w głowie.

Mirosław Piątkowski

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Dowiedz się więcej na temat: ludzi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »