Uwaga: Walka o pieniądz trwa

Świat wychodzi z kryzysu. Wracają szanse na nowe kontakty handlowe. Mimo problemów, polska gospodarka nie boryka się z tak permanentnym i głębokim brakiem gotówki, jak to ma miejsce w wielu krajach Europy.

Z danych NBP wynika, że podaż pieniądza na koniec września 2010 roku wzrosła o 0,4 proc. miesiąc do miesiąca oraz wzrosła o 8,2 proc. w ujęciu rocznym. Wskaźnik ten odniesiony do PKB cały czas rośnie. To znaczy ilość pieniądza w gospodarce rośnie szybciej niż PKB w ujęciu nominalnym (razem z inflacją).

Po kondycji przedsiębiorstw widać też, że powoli wychodzą z dołka. Z ostatnich danych, tj. sierpniowych, wynika, że depozyty przedsiębiorstw są o 15,2 proc. wyższe niż przed rokiem.

Zdaniem Piotra Soroczyńskiego, głównego ekonomisty KUKE, firmy są w stanie coraz więcej potrzeb "płynnościowych" załatwić we własnym zakresie, tj. sięgając do zasobów zgromadzonych na rachunkach bieżących. Oczywiście przedsiębiorcy pamiętają jeszcze lata, kiedy depozyty przyrastały o 30 proc. w skali roku. Dzięki wtedy zgromadzonym depozytom firmy mogły przetrwać ostatni kryzys.

Reklama

- Nie jest więc tak, że gospodarka jest duszona brakiem pieniądza. Jeśli spojrzymy na początek roku, to faktycznie takie zagrożenie było - podkreśla Soroczyński.

- Przez kilka miesięcy PKB w ujęciu nominalnym rósł szybciej niż zasoby pieniądza.

Teraz jednak dynamika podaży pieniądza w skali roku jest w granicach 9 proc., a nie 5 proc., jak na początku roku.

Podaż pieniądza rośnie głównie ze względu na wzrost akcji kredytowej dla ludności, która napędza koniunkturę. Rośnie też kredytowanie samorządów. Szkoda tylko, że wciąż mniej niż przed rokiem jest kredytów dla przedsiębiorstw.

Z drugiej strony w przypadku tych ostatnich regres z miesiąca na miesiąc staje się coraz płytszy.

Po ile gotówka?

Cenę pieniądza kształtują dwa elementy.

Po pierwsze jest ona uzależniona od tego, na jakim poziomie są podstawowe stopy procentowe. Po drugie od tego, jakie marże biorą banki za ryzyko. Wciąż po okresie kryzysowym banki obawiają się udzielania kredytów - stąd marże są stosunkowo wysokie. Trzeba jednak pamiętać, że wśród firm jest sporo takich, które borykają się z problemami. Nadal mają bagaż złych doświadczeń z ubiegłego roku i sprzed dwóch lat.

- Duże firmy nie mają aż tak dużego problemu z pozyskaniem kredytu, ale przedsiębiorstwa te same ograniczyły swoje zapotrzebowanie na dodatkowe finansowanie - zauważa Soroczyński. Jego zdaniem, dla nich sytuacja makroekonomiczna nie jest jeszcze na tyle stabilna, aby prowadzić duże inwestycje, dlatego nie potrzebują dodatkowego finansowania.

Sami bankowcy podkreślają, że wśród dużych firm nie ma popytu na kredyty. Inaczej wygląda sytuacja małych firm.

One wciąż mają problemy z pozyskaniem środków, tak obrotowych, jak i na cele inwestycyjne. Mniejsze podmioty także są ostrożniej oceniane przez banki. W konsekwencji popyt na kredyt w przypadku małych i średnich firm wciąż nie jest zaspokajany. Problemem jest też cena kredytów - nadal są za drogie.

Minął już okres lawinowego wzrostu liczby zatorów płatniczych i upadłości, który jednak boleśnie doświadczył polskich przedsiębiorców. Specjaliści zalecają staranny dobór kontrahentów, którym udzielany jest kredyt kupiecki.

- Przedsiębiorcy są ostrożniejsi i obserwujemy to już od roku 2009 na podstawie zmian charakteru wierzytelności trafiających do obsługi i do sprzedaży - mówi Piotr Krupa, prezes firmy windykacyjnej Kruk SA. - W ubiegłym roku dominowały zlecenia monitoringu i windykacji stosunkowo nowych spraw o niskich saldach.

Wierzyciele zlecali dochodzenie rat kredytów czy faktur, gdy tylko pojawiały się opóźnienia - nieraz kilka dni po upływie terminu płatności.

Windykatorzy obserwują rosnące zainteresowanie usługami Rejestru Dłużników ERI. Przedsiębiorcy widzą w nim sposób na ustrzeżenie się przed nawiązaniem współpracy z nierzetelnymi płatnikami.

Kurs na załamanie

Wszyscy analitycy zgodnie podkreślają, że wycena euro do złotego będzie zależała od sentymentu zachodnich inwestorów do polskiego rynku, a on się powoli poprawia.

Ale też od tego, w jaki sposób euro będzie się prezentowało na rynku międzynarodowym.

Każda z dużych gospodarek chciałaby, aby jej waluta... załamała się.

Wówczas przemysł staje się bardziej konkurencyjny niż inne. Sztuczne zaniżanie wartości narodowej waluty to w pewnym uproszczeniu definicja obecnej ostatnio w mediach "wojny walutowej".

Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowy, uważa, że wojna walutowa, z punktu widzenia polskich przedsiębiorców, nie jest kluczową sprawą.

- Można sobie wyobrazić taki scenariusz, że dolar traci na wartości, euro się umacnia, a złoty jest w miarę stabilny w stosunku do euro, a nawet umacnia się do europejskiej waluty - rozważa Kalisz. - Takie duże umocnienie złotego do koszyka walut byłoby negatywne dla polskich eksporterów. Ale na polski przemysł trzeba patrzeć przez pryzmat konkurencyjności, która wciąż rośnie.

I pytanie, czy umocnienie złotego nie byłoby szybsze niż wzrost wydajności pracy.

- Trochę nam się upiekło, że nie weszliśmy do strefy euro tuż przed kryzysem.

Dzięki temu mieliśmy do dyspozycji specyficzny bufor bezpieczeństwa - ocenia Piotr Soroczyński. - Złoty zdewaluował się, dzięki czemu mieliśmy przewagę konkurencyjną w eksporcie.

Drogie waluty zmniejszały też presję konkurencyjną ze strony towarów importowanych. Producenci wytwarzający na rynek wewnętrzny złapali oddech.

Według Soroczyńskiego, z obecnej perspektywy początek 2017 roku byłby optymalnym czasem do przyjęcia wspólnej waluty. Oczywiście im dalej odsuwamy wejście do euro, to tym bardziej decydujemy się na mocniejszy kurs wymiany.

Aprecjacja złotego nie powinna być zbyt szybka, by nie pogorszyć nadmiernie naszej pozycji konkurencyjnej. Akceptowalne wydaje się tempo rzędu 4-5 proc. rocznie.

Z punktu widzenia fundamentów gospodarczych wciąż istnieje przestrzeń do dalszej aprecjacji złotego w długim okresie, choć kryzys w strefie euro może spowolnić ten trend. Piotr Kalisz z Citi Handlowego uważa, że NBP wydaje się być zdecydowany na interwencje na rynku, jeżeli tylko tempo aprecjacji złotego nadmiernie przyspieszy.

- Jeśli złoty będzie się umacniał zbyt szybko, to bank centralny może interweniować, ale wątpię, aby NBP dał się wciągnąć w regularne interwencje na rynku walutowym - podkreślił ekspert.

- Pomimo zmniejszenia globalnej awersji do ryzyka, spodziewamy się utrzymania okresu wysokiej zmienności kursów walutowych.

Paradoksalnie w obecnej sytuacji dobre zachowanie się rynków akcji na świecie to w dużej mierze rezultat bardzo niskich stóp procentowych, którymi banki centralne starają się pobudzić gospodarki.

- Niskie stopy to tani pieniądz, a tani pieniądz to napływ kapitałów na rynki akcji, szczególnie rynki wschodzące - podkreślił Kazimierz Szpak, zastępca dyrektora biura zarządzania aktywami KBC TFI. Jego zdaniem, im więc dłużej będą utrzymywane niskie stopy procentowe przez FED i ECB, tym więcej możemy się spodziewać napływów środków również i na nasz rynek. Ale w tym kontekście inwestowanie w akcje jest raczej ucieczką przed inflacją i nie wynika ze wzrostu skłonności do podejmowania ryzyka.

Co zrobi NBP?

Ekonomiści coraz częściej mówią o zbliżających się podwyżkach stóp procentowych.

- Oczekujemy, że proces zacieśniania polityki pieniężnej będzie rozłożony w czasie - prognozuje Piotr Kalisz.

- Będzie to seria małych podwyżek, a RPP będzie stopniowo dostosowywała te stopy do odpowiedniego poziomu. Do końca przyszłego roku stopy mogą wzrosnąć o 1-1,25 punktu procentowego.

Firmy na głodzie

Banki nie chcą kredytować przedsiębiorców, a ci z kolei radzą sobie z pozyskiwaniem kapitału, jak mogą. Ostatnio coraz popularniejszą formą zdobycia gotówki stał się faktoring. Z tej formy zapewnienia środków na prowadzenie działalności korzystają nie tylko duże przedsiębiorstwa, ale coraz częściej małe firmy. Zaletą faktoringu jest natychmiastowy dostęp do gotówki. Wadą natomiast cena, która jest wyższa niż w przypadku tradycyjnego kredytu obrotowego.

Obroty firm zrzeszonych w Polskim Związku Faktoringu wzrosły i po trzech kwartałach 2010 roku wyniosły ponad 30 miliardów złotych. Oznacza to wzrost o około 9 mld zł. W porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego wzrost obrotów wyniósł 41 proc. Przedsiębiorcy przekonują się do kompleksowości obsługi i bezpieczeństwa w obrocie gospodarczym, jaką zapewnia ten nowoczesny instrument finansowy.

- W tym roku obrót firm faktoringowych zrzeszonych w PZF przekroczy znacznie 40 miliardów złotych, zbliżając nas do starszych kolegów z Europy Zachodniej - komentuje Mirosław Jakowiecki, przewodniczący Komitetu Wykonawczego Polskiego Związku Faktorów.

Pozycję lidera utrzymuje ING Commercial Finance, z obrotami na poziomie 8,6 miliarda złotych, kolejne miejsca zajmują Coface Poland Factoring i Pekao Faktoring.

Liczba polskich firm, które ogłaszają upadłość, rośnie z roku na rok. Jednak dobra wiadomość brzmi: w pierwszej połowie 2010 roku liczba ta rosła znacznie wolniej niż dotychczas, a w trzecim kwartale ten trend niemal wygasł. To może być pozytywnym objawem wychodzenia naszej gospodarki z kryzysu. Za wcześnie jednak na nadmierny optymizm. Poczekajmy na podsumowanie ostatniego kwartału.

- Bieżący rok może się zakończyć rekordową liczbą zamkniętych firm - zapowiada Piotr Krupa. - Wiele przedsiębiorstw nadal odczuwa skutki globalnego kryzysu. Rekordowa liczba upadłości w 2010 będzie tego konsekwencją.

W kontaktach handlowych nadal trwa walka o pieniądz. Brak możliwości wyegzekwowania zapłaty za towary lub usługi to zmora polskich firm. Oczywiście lekarstwem może być windykacja. Przedsiębiorca może też próbować odzyskiwać pieniądze na własną rękę. Zdarza się też tak, że wierzyciele z różnych powodów decydują się na sprzedaż wierzytelności.

Zwykle są to długi o większym okresie przeterminowania, czasem takie, których nie udało się odzyskać w sposób polubowny.

- Wierzyciel odzyskuje część pieniędzy, ponieważ sprzedaż zwyczajowo odbywa się po cenie niższej od wartości portfela. Ale taki zastrzyk środków jest korzystniejszy dla firmowego budżetu niż spisanie wierzytelności na straty - przekonuje Krupa.

Sprzedaż wierzytelności może się także wiązać z korzyściami podatkowymi. Z tej możliwości korzystają np. banki, które poddają wierzytelności procesowi sekurytyzacji (sprzedają je do specjalnie temu przeznaczonych funduszy), oczyszczając bilanse ze złych kredytów.

Sporą szansę na odzyskanie należności dają też Biura Informacji Gospodarczej - podmioty specjalizujące się w gromadzeniu i udostępnianiu m.in. informacji o zadłużeniu firm i konsumentów. Dłużnik w perspektywie ujawnienia jego danych w rejestrze jest bardziej skłonny do uregulowania zaległości. Będzie się bowiem bał utraty finansowej wiarygodności.

Podstawowe i najważniejsze dwie rady będą jednak oczywiste. Najlepiej po prostu dotrzymywać warunków umów i płacić zobowiązania zgodnie z uprzednio wyznaczonymi terminami. Zadowoleni ze współpracy z nami kontrahenci będą najlepszymi ambasadorami rzetelności płatniczej naszej firmy. - A jeśli już wpadniemy w finansowe tarapaty (bo to może się zdarzyć każdemu), należy szybko skontaktować się z wierzycielami.

Najważniejsze, by pokazać, że nie ucieka się od problemu, ale aktywnie szuka jego rozwiązania - radzi Piotr Krupa. Wola uregulowania długu, mimo trudności, będzie pozytywnym znakiem. Firma, która na ponownie uzgodnionych warunkach nadal spłaca swoje zobowiązania, nie traci swojej wiarygodności.

Katarzyna Walterska

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »