Za kulisami taniej ropy

Świat wydobywa około 80 mln baryłek ropy dziennie. Przy czym o jej cenie decydują tylko ostatnie 3-4 mln - tłumaczy główny ekonomista PKN Orlen Adam Czyżewski w rozmowie z Piotrem Apanowiczem.

Piotr Apanowicz: - Dlaczego rynek ropy utracił kotwicę w postaci ograniczania produkcji przez kraje OPEC? I to w sytuacji, gdy notowania cen surowca pikują?

Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen: - Dlatego, że pojawiła się nowa technologia wydobycia ropy z pokładów niekonwencjonalnych. Skróciła ona cykl inwestycyjny z 3-5 lat do 90 dni. A rozwinęła się dzięki temu, że ceny ropy w latach 2011-14 były wysokie, zdecydowanie wyższe niż wynikało to z krańcowego kosztu wydobycia.

- Ważne jest także to, że owa technologia rozwinęła się na rynku amerykańskim, gdzie produkcja ma charakter rozproszony.

Reklama

Co roku wierci się tam 40-50 tys. odwiertów, a poszukiwania prowadzą małe firmy, które kupują licencję na złoże, kontraktują wiertnię i po prostu zaczynają drążyć. Przy czym z grubsza wiadomo, gdzie znajdują się pokłady surowca. Szuka się więc tak zwanych "sweet spotów", czyli miejsc koncentracji, zajmujących może 10 proc. powierzchni złoża. Ropa występuje na całym lub prawie całym obszarze danego pola, ale jego eksploatacja jest najbardziej opłacalna właśnie w tych miejscach. Dość powiedzieć, że z pojedynczego odwiertu można produkować sto baryłek ropy dziennie, ale można też i tysiąc - przy tych samych kosztach.

- Wiele tu zależy od szczęścia, dlatego największe koncerny wolą nie ryzykować. Podejmują je więc małe firmy, a gdy trafią - po prostu sprzedają swe licencje większym graczom.

Z tym że ich wiertnie z reguły pracują na kredyt, udzielany pod zastaw produkcji z danego odwiertu. Gdy cena ropy spada o 60 proc., część producentów nie jest w stanie spłacić zaciągniętych zobowiązań.

- Zasobność tych złóż jest taka, że przy odpowiedniej cenie ropy Amerykanie mogliby niemal podwoić swoją produkcję. Działa to mniej więcej tak, jak w Arabii Saudyjskiej, która jest w stanie skokowo zwiększyć lub zmniejszyć produkcję właściwie z dnia na dzień. Stany Zjednoczone reagują na ruch cen i potrzebują nieco więcej czasu, ale sam mechanizm jest podobny.

Ale to, że Amerykanie zwiększają produkcję, długo nie rzucało się w oczy w globalnej puli podaży...

- Wcześniej, gdy ropa była droga, produkcja systematycznie rosła. Od roku 2008 do roku 2014 zwiększyła się o około 4 mln baryłek dziennie. Jednocześnie Arabska Wiosna i wywołane przez nią zakłócenia produkcji ropy konwencjonalnej sprawiły, że z globalnego rynku ubyło 3-3,5 mln baryłek surowca dziennie. Dlatego nie dostrzegało się zwiększania produkcji przez Stany Zjednoczone, a cena utrzymywała się na mniej więcej tym samym poziomie. A potem wystarczyło, że na rynek znów zaczęło trafiać około 500 tys. baryłek ropy dziennie z Libii, by cena zaczęła spadać. Doszło do największego załamania rynku ropy od czasu kryzysu z 2008 r.

- Arabia Saudyjska mogłaby bronić ceny, znacząco ograniczając produkcję, ale w to miejsce natychmiast weszliby inni amerykańscy producenci.

Dlatego Saudowie doszli do wniosku, że bardziej opłaca im się utrzymać udział w rynku, pozwalając tym samym, by rynek ropy wyregulował się sam. Można oczekiwać, że redukcja nadmiernego potencjału wydobywczego zajmie mniej więcej 2 lata. Potem ceny ropy zaczną ponownie rosnąć, bo - według prognoz - popyt na ropę naftową będzie rósł w przyzwoitym tempie.

OPEC nie jest dziś zjednoczony. Dominuje głos Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Kataru, Kuwejtu - najbogatszych państw Zatoki Perskiej. Ich cele stają się coraz bardziej rozbieżne na przykład z celami Wenezueli, Nigerii, Algierii, Libii czy Iranu. Czy dojdzie do rozłamu?

- Poważny konflikt interesów między tymi grupami krajów już istnieje, a kartel - jako organizacja mająca wpływ na światową gospodarkę - niewątpliwie stracił na znaczeniu. Jednak zdecydowaną większością rezerw, możliwych do szybkiego uruchomienia w ramach OPEC, dysponuje Arabia Saudyjska i prawdopodobnie żadnemu z pozostałych krajów członkowskich nie zależy, by się wyłamywać.

- W praktyce, te państwa OPEC, które z przyczyn ekonomicznych muszą produkować - i tak produkują, mając jednocześnie świadomość, że niewiele są w stanie wskórać w kwestii notowań cen ropy. Nawet gdyby udało im się nakłonić Arabię Saudyjską do zmniejszenia wydobycia, to głównym beneficjentem tej operacji byłby zaprzysięgły wróg większości państw arabskich, czyli Stany Zjednoczone. Tak więc członkowie OPEC godzą się na tę sytuację, bo zdają sobie sprawę, że ceny ropy były za wysokie, a potencjał produkcyjny zbyt duży i trzeba go zredukować.

- Najszybciej zmniejsza się on na rynku amerykańskim, z powodu najkrótszego cyklu inwestycyjnego i silnej reakcji producentów na zmiany cen. Jednak redukcja nie będzie miała tam charakteru trwałego, bo amerykańscy producenci szybko dostosowują się do cen ropy: gdy spadają - wypadają z rynku, gdy rosną - szybko nań wracają.

Jakie zatem czynniki kształtują i będą kształtować światowy rynek podaży i popytu ropy?

- Po stronie popytu kluczową rolę odgrywa tempo wzrostu gospodarek wschodzących. Przede wszystkim Chin i Indii, bo w gospodarkach należących do OECD popyt na paliwa już w zasadzie nie rośnie, choć te kraje nadal zużywają oczywiście znaczącą część zasobów światowej ropy. Wzrost PKB Chin dzisiaj nie jest już tak imponujący, jak jeszcze kilka lat temu, ale - wedle prognoz - gospodarka chińska oraz gospodarki wschodzące niebawem ponownie przyśpieszą.

Można się zatem spodziewać także stopniowego wzrostu popytu na ropę.

- Po stronie podażowej mamy natomiast produkcję zbyt wysoką, jak na, do niedawna jeszcze, wysokie ceny oraz rozwój nowych technologii związanych z ropą łupkową i wydobyciem głębokowodnym. Trwa ograniczanie potencjału wydobywczego - najszybciej na rynku amerykańskim, ale korekty muszą nastąpić także poza Stanami Zjednoczonymi.

- Tyle tylko, że umocnienie dolara w sytuacji, gdy ropa przestała tanieć, sprawia, że sygnały cenowe osłabły. Dla producentów spoza USA cena ropy w walucie lokalnej obniża się znacznie wolniej. Dla przykładu: choć ropa od lipca 2014 roku do połowy stycznia roku 2015 staniała o ponad 60 proc., to zarazem osłabienie w tym czasie rubla sprawiło, że liczona w nich cena ropy praktycznie nie uległa zmianie; jej spadek wyniósł dosłownie kilka procent.

Jak w związku z tym będzie się zmieniała pozycja Rosji?

- Wiadomo, że musi ona sporo w swe zasoby zainwestować. Przy czym nie wystarczą tu środki finansowe; potrzebne są jeszcze technologie. Nałożone na nie embargo odbije się negatywnie na potencjale wydobywczym Rosji, bo jej własne technologie są znacznie mniej zaawansowane niż te, z których dotychczas korzystała, a do których teraz nie ma dostępu.

Jakie znaczenie dla rynku ropy mają przejęcia lub groźba przejęcia pól naftowych przez islamskich rebeliantów, na przykład tych z Państwa Islamskiego, w Syrii, Iraku, Nigerii, Jemenie czy Sudanie Południowym?

- To, co się tam dzieje, zostało wliczone w cenę ropy w postaci tak zwanej premii za ryzyko. Dziś jest ona jednak mniejsza niż kiedyś, bo, z powodu niskich cen ropy, świat ma spore rezerwy (i to nie tylko w Arabii Saudyjskiej, ale i w USA), które mogą zostać szybko uruchomione, co skutecznie osłabia wpływ czynników geopolitycznych na cenę ropy. Jeśli nie mamy do czynienia z konfliktami na przykład w samej Arabii Saudyjskiej albo z groźbą odcięcia szlaku dostaw z Zatoki Perskiej, ich przełożenie na ceny nadal będzie niewielkie.

- Generalnie to jednak poważny problem, bo nie widać kresu konfliktów destabilizujących świat islamski. A to, co dzieje się wokół Arabii Saudyjskiej, nie pozostaje przecież bez wpływu na nią.

Czy można już mówić o nowych realiach kształtujących ceny ropy w perspektywie dłuższej niż kilka lub kilkanaście miesięcy? Czy nadal sensowne jest zagospodarowywanie złóż wysoko kosztowych; choćby tych głębokowodnych?

- Bez wątpienia mamy do czynienia z nowymi realiami. Obecnie wydobywa się około 80 mln baryłek ropy dziennie. Przy czym o jej cenie decydują tylko te ostatnie 3-4 mln. To tak zwane "baryłki krańcowe", czyli ropa najdroższa, a jeszcze potrzebna.

- Rewolucja łupkowa w Stanach Zjednoczonych spowodowała, że produkuje się tam o tyle właśnie więcej ropy. Rewolucji, i w konsekwencji - także zmiany ceny, nie byłoby jednak bez wierceń głębokowodnych i ropy wydobywanej spod dna oceanów. W przyszłości trzeba będzie sięgać po coraz droższe złoża; także te głębokowodne. Żeby dziś można je było eksploatować, ropa musiałaby kosztować co najmniej 80-90 dol. za baryłkę. Ale inwestycje w zagospodarowanie trudnych złóż podejmuje się z myślą o tym, co będzie się działo za, powiedzmy, 10 lat. Gdy ropa z nich pochodząca stanie się potrzebna, jej cena będzie musiała gwarantować opłacalność wydobycia.

- Niemniej wszystko, o czym mówimy, to uznawany za najbardziej prawdopodobny, ale tylko jeden z możliwych scenariuszy.

Oto inny: cena ropy wzrośnie, gdy zostanie ograniczony potencjał wydobywczy. Ale ponieważ cykl inwestycyjny trwa przeciętnie od 3 do 5 lat, a na złożach głębokowodnych jeszcze dłużej, zarządy firm wydobywczych mogą pomyśleć: "Mamy trochę środków, przeczekamy. Niech inni się dostosowują; cena ropy wzrośnie, a my na tym skorzystamy". Jeżeli wszyscy tak pomyślą, proces dostosowawczy utknie w miejscu i cena ropy nie wzrośnie.

Czy tania ropa oznacza, że szczególnego znaczenia nabierają nowe technologie, redukujące koszty wydobycia? Według raportu firmy IHS, stosując odwierty horyzontalne i szczelinowanie hydrauliczne nisko produktywnych złóż konwencjonalnych, można "odblokować" ponad 140 mld baryłek ropy, która wcześniej wydawała się niemożliwa do wydobycia.

- Rzeczywiście, pamiętajmy, że cała historia ropy niekonwencjonalnej zaczęła się od wykorzystania niekonwencjonalnych metod wydobycia ropy z otworów konwencjonalnych. Umożliwiają one wykorzystanie średnio 25-30 proc. zasobów danego złoża. Później firma eksploatująca sprzedaje odwiert innej, która zobowiązuje się do jego utylizacji, czyli zasklepienia otworu po jego wyczerpaniu. Dzięki temu, taka firma dysponuje sporym marginesem kosztowym, pozwalającym na wykorzystanie droższych technologii stymulacji złoża.

- Można szacować, że blisko połowa zasobów konwencjonalnych pozostaje niewykorzystana, bo nie opłaca się po nie sięgać. W dłuższym okresie ceny ropy zależą od tego, ile jej będzie potrzeba, oraz od tego, ile i jakim kosztem będzie jej można wydobyć. Popyt rośnie ostatnio w tempie 1-1,2 mln baryłek dziennie na rok. Amerykanie mają potencjał ropy łupkowej na dodatkowe 2,5 mln baryłek dziennie, ale więcej dołożyć nie są w stanie. Wobec tego trzeba sięgać po inne złoża. Cena odzwierciedli koszt ich eksploatacji.

Piotr Apanowicz

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Dowiedz się więcej na temat: Adam Czyżewski | świat | paliwa | gaz łupkowy | USA | ropa naftowa | OPEC
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »