Jak wybory wpłyną na politykę gospodarczą?

Rok wyborów prezydenckich i parlamentarnych to koszmar każdego polskiego ekonomisty. Po politykach nie można oczekiwać w tym czasie niczego dobrego. Poza obietnicami.

Przez najbliższe miesiące będziemy bombardowani obietnicami dostatku, szczęśliwości i błogostanu. Nic nowego: w ciągu ostatniego dwudziestopięciolecia udało nam się przeżyć kilka kampanii poprzedzających wybory. Żadne z nich nie załamały polskiej gospodarki. Można zatem podejść do sprawy rutynowo...

- Takie wyborcze igrzyska to jedna wielka niewiadoma. Ruszają na początku roku, gdy zostaną ogłoszone wybory prezydenckie. W maju poznamy ich wyniki i praktycznie przejdziemy od razu do kampanii parlamentarnej. Dla rynku międzynarodowego może to być dodatkowy element wzbudzający niepokój - ocenia Jan Krzysztof Bielecki, do niedawna szef Rady Gospodarczej przy premierze.

Reklama

Gdzie szukać informacji o pieniądzach z funduszy europejskich?

- Każdy rząd w roku wyborczym koncentruje się na obietnicach. My możemy się tylko zastanawiać nad ich realnością - twierdzi Rafał Antczak, członek zarządu Deloitte. Przy czym determinacja towarzysząca spełnianiu owych wyborczych obietnic nie jest mocną stroną naszego świata polityki. Wystarczy przypomnieć choćby słynne hasło wyborcze Platformy "3 x 15"...

Czy kampania wyborcza znów napsuje krwi, a gospodarka nadal będzie się toczyć swoim głównym nurtem? Sęk w tym, że problemy, które staną przed rządzącymi w 2015 r., będą znacznie poważniejsze niż te, przed którymi stawali w obliczu poprzednich elekcji.

Niepewność

Rok 2013 politycy i ekonomiści żegnali mieszaniną ulgi i nadziei. Ulgi, bo fatalnie zaznaczył się on w polskiej gospodarce; znacznym spowolnieniem wzrostu i koniecznością nowelizacji budżetu. Nadziei, bo kryzysowe czasy Polska miała za chwilę zostawić za sobą.

Dziś dominuje niepewność. Analitycy są zgodni: bieżący rok może być okresem niespodzianek zarówno in plus, jak i in minus. Większość zdobywa się na ostrożny optymizm, przewidując, że powinien być nieco lepszy niż ubiegły - huśtawka nastrojów nie będzie już tak gwałtowna.

Przypomnijmy: po znakomitym początku roku 2014 i fali optymizmu, latem przyszło otrzeźwienie - wzrost gospodarczy znacznie spowolnił. Po rewizji prognoz wzrostu w pierwszym półroczu, drugie upłynęło pod znakiem dalszego korygowania przewidywań w dół. Dopiero na finiszu optymizm zaczął zwyciężać. Credit Agricole (CA) podwyższyło prognozę wzrostu na rok 2015 z 2,9 proc. do 3,1 proc. "Oczekujemy, że w pierwszym kwartale 2015 r. roczna dynamika PKB ukształtuje się na poziomie 2,6 proc., co będzie jednocześnie dołkiem spowolnienia gospodarczego w Polsce" - uważają ekonomiści CA. -"W kolejnych kwartałach, wraz z oczekiwaną przez nas poprawą sytuacji gospodarczej w strefie euro (prognozujemy, że dynamika PKB wzrośnie w niej do 1,0 proc. w 2015 r., wobec 0,9 proc. w 2014) oraz ożywieniem w inwestycjach infrastrukturalnych, tempo wzrostu gospodarczego zwiększy się do 3,6 proc. w czwartym kwartale".

W listopadzie 2014 r. Komisja Europejska stwierdziła, że w 2015 r. wzrost gospodarczy Polski sięgnie 2,8 proc., a w 2016 - 3,3 proc. Ekonomiści NBP przewidują zaś, że w przyszłym roku nasza gospodarka wzrośnie o 3 proc. Rząd w projekcie ustawy budżetowej przyjął, że PKB brutto zwiększy się w roku 2016 o 3,4 proc.

Niespodzianki

Jakub Borowski i Krystian Jaworski, jak wszyscy właściwie analitycy, przezornie dodają: jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego. Źródła potencjalnych niespodzianek? Wojna na Wschodzie, stagnacja na Zachodzie, kruche podstawy wzrostu globalnej gospodarki.

- Trudno przewidzieć, w którym kierunku rozwinie się sytuacja na wschodzie Europy, w jakim stopniu kryzys pogrąży Rosję i jaki to będzie miało wpływ na naszą gospodarkę. Zachodnia Europa i strefa euro też nie są oazą stabilności. Pod koniec 2014 r. odżyły obawy o rozwój sytuacji w Grecji. Francja i Włochy tkwią w stagnacji. Trudno oczekiwać pozytywnego impulsu dla naszej gospodarki, czy to ze Wschodu, czy z Zachodu. To nie będzie spokojny rok - spodziewa się Rafał Antczak.

Analitycy Morgan Stanley szacują, że jeśli eksport do Rosji skurczy się w 2015 r. o 30 proc. (a to nie jest tak zupełnie nieprawdopodobne), to polskie PKB zmniejszy się o 0,5 pkt proc. Analitycy banku przewidują, że wskutek spadku ceny ropy, rosyjski PKB może się skurczyć i o 4 proc. w ujęciu rocznym. To dla Polski, Czech czy Węgier niemały problem, ale - uspokaja Morgan Stanley - wewnętrzny popyt może uchronić nas od dotkliwych skutków rosyjskich problemów gospodarczych.

Czego zatem można się spodziewać po politykach w tych niepewnych czasach?

- Niewiele - odpowiada prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC i były wiceminister finansów. - Radykalnych reform nie należy oczekiwać, choć można mieć nadzieję na spełnienie paru zapowiedzi z exposé pani premier. Na przykład tych dotyczących zmiany filozofii tworzenia prawa, a konkretnie deklaracji, że będzie ono tworzone w 99 proc. dla uczciwych. Według profesora Gomułki cenne byłoby również spełnienie obietnic dotyczących nowej ordynacji podatkowej i ustawy o swobodzie działalności gospodarczej.

- Do Sejmu wpłynęła propozycja ordynacji podatkowej opracowana w Kancelarii Prezydenta. Zawiera parę oczekiwanych przez przedsiębiorców zapisów. Ciekawe, jak będą się toczyły prace w parlamencie i jak będzie się miał do tego zapowiadany rządowy projekt ordynacji? - zastanawia się profesor i dodaje, że wątpliwości można też żywić co do zapowiadanej przez resort gospodarki nowej ustawy o działalności gospodarczej, bo zwykle robota parlamentu nad takimi ustawami trwa miesiącami. Czy zostanie ona sfinalizowana przed wyborami, czy też jej projekt pozostanie w sferze przedwyborczych haseł?

- To może być pożyteczna inicjatywa - mówi o nim Rafał Antczak. - Problem w tym, że to projekt dość wycinkowy, a Polska potrzebuje szeroko zakrojonych reform. Tego typu ustawy mogą być wisienką na torcie. Tyle że my nie mamy tortu, najwyżej jego okruchy.

Milczenie i zgiełk

Co mogłoby być owym tortem? Rozwiązanie problemów, o których ekonomiści mówią już od lat.

- System emerytalny, a zatem sprawa przywilejów, deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych - oto kwestie, które pani premier w expose pominęła. I nie spodziewam się, by zostały podjęte przed wyborami - przewiduje prof. Gomułka.

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT

Odłożona na bok czeka też prywatyzacja.

- Mamy ciągle dużo spółek Skarbu Państwa; między innymi w górnictwie i energetyce. A potrzeby inwestycyjne w tych branżach są bardzo duże. Kapitału mogliby dostarczyć prywatni inwestorzy - twierdzi główny ekonomista BCC.

Ale to w nadchodzącej kampanii będzie zapewne tematem tabu. Zwłaszcza w kontekście zmian strategii politycznej obecnej ekipy, która obwieściła, że zakończyła proces przekształceń własnościowych i koncentruje się na doskonaleniu nadzoru właścicielskiego oraz jak najlepszym wykorzystaniu państwowego majątku. Niewykluczone więc, że wzorem chemii i zbrojeniówki, pojawią się zapowiedzi konsolidacji kolejnych branż.

Inny temat tabu? Przystąpienie Polski do strefy euro. Koalicyjny gabinet od lat odkłada tę sprawę na bliżej nieokreśloną przyszłość, powtarzając bez ustanku: "wejdziemy, gdy będzie się to nam opłacać". Rządzący, sceptyczni wobec euro, raczej nie dadzą zatem pretekstu do ataku krytycznej wobec wspólnej waluty opozycji. Inna sprawa, że ekonomiści są zgodni, iż Polska rzeczywiście nie wydaje się przygotowana do przyjęcia euro.

Według Mirosława Gronickiego, byłego ministra finansów, nasze finanse publiczne nie są dostatecznie zdrowe i stabilne, byśmy mogli ważyć się na taki krok. - Złe przygotowanie może być fatalne w skutkach - twierdzi Gronicki. Dorzuca jednak od razu, że odkładanie dyskusji też nie jest dobrą strategią: - Powinniśmy dążyć do tego celu. Strefa euro to miejsce, gdzie jest mnóstwo kapitału. Ponadto, chcąc coś znaczyć w Unii, musimy być w eurolandzie. Tam bowiem podejmuje się decyzje dotyczące Europy. Grono przeciwników euro jednak istotnie nie maleje. Zła to więc wróżba na przyszłość.

Co zatem znajdzie się wśród wiodących tematów kampanii? Dominować będą, tak jak w całej debacie publicznej ostatnich lat, wątki tyleż nośne, co z gospodarczego punktu widzenia nieistotne. Choćby takie jak awantura wokół uchwalenia państwowej dotacji na Świątynię Opatrzności Bożej; temat politycznie ważny, ale dla gospodarki - trzeciorzędny.

Padną pewnie deklaracje dotyczące zwalczania korupcji, ułatwiania życia przedsiębiorcom oraz deregulacji. - Rząd mówi o niej, bo to ostatnio modne, a z drugiej strony wprowadza koncesje na handel węglem - narzekał podczas obchodów ćwierćwiecza rynkowych reform w Polsce prof. Leszek Balcerowicz.

I to chyba najlepsze podsumowanie przedwyborczych, i nie tylko przedwyborczych, obietnic: piękne hasła i przaśna praktyka. Z drugiej strony: rozdźwięk szyldów i czynów daje ekonomistom nadzieję, że kampania wyborcza nie zrujnuje gospodarki. Bo realizacja ich haseł mogłaby doprowadzić do poważnego kryzysu.

Podnoszone przez opozycję żądania obniżenia wieku emerytalnego padną na podatny grunt oczekiwań wyborców. Problem w tym, że obecny model emerytalny, zwany bismarckowskim, wprowadzono, przyjmując założenie, że na emeryturę będzie się przechodziło w wieku 70 lat. Przy średniej życia, - co nader tu istotne - nieco ponad 40. Teraz sytuacja jest zupełnie inna...

Dopóki więc ktoś nie wymyśli nowego, efektywnego rozwiązania, czekają nas jedynie jałowe, przedwyborcze pohukiwania.

- Dzisiaj debatą publiczną nazywa się dowolną wymianę dźwięków - twierdzi z goryczą Leszek Balcerowicz. Kampania wyborcza nie zbliży nas do pożądanego modelu. Najwyżej wielu ekonomistom mocno podniesie ciśnienie.

Słowo i ciało

Zdarza się jednak, że obietnice zostają spełnione. Oto do ostatnich wyborów Platforma Obywatelska szła pod hasłem wywalczenia korzystnego dla Polski unijnego budżetu z co najmniej 300 mld zł. I udało się! Z tym że to obietnica wygodna politycznie, bo w roku wyborczym rośnie skłonność do wydawania publicznych pieniędzy. Przed rządem staje jednak wyzwanie: jak najefektywniej wykorzystać te pieniądze?

- Nasza gospodarka czuje unijne pieniądze. To widać we wzroście gospodarczym - twierdzi Jerzy Kwieciński, ekspert BCC i były wiceminister rozwoju regionalnego, wskazując, że zmniejszenie liczby inwestycji publicznych, w tym tych współfinansowanych ze środków unijnych, było jedną z przyczyn spowolnienia gospodarczego w 2012 r.

Dla rządu w roku wyborczym najlepszy scenariusz wydarzeń wiązałby się zatem z dobrym startem nowej perspektywy budżetowej. Ale Komisja Europejska dość żmudnie zatwierdza programy operacyjne...

- Polskie programy są dobrze przygotowane, więc nie ma dużego zagrożenia, że będzie z tym jakiś kłopot - twierdzi Kwieciński.

Realne środki z UE zaczną jednak spływać w połowie roku. Czyli dopiero w okolicach wyborów. Z owoców napędzanych nimi inwestycji "skorzysta" więc nowy rząd, wyłoniony po wyborach.

- Na razie wciąż wydajemy pieniądze z poprzedniej perspektywy budżetowej. I właśnie jej zamknięcie powinno być dla rządu priorytetem na rok 2015, bo tempo wydatkowania unijnych środków może budzić obawy - uważa ekspert. Zdaniem Jerzego Kwiecińskiego możemy stracić, czyli nie wykorzystać, około 20 mld zł - jakąś jedną trzecią pozostałych jeszcze środków. Mniej więcej tyle, ile zaplanowaliśmy na wszystkie projekty kolejowe. Na taką stratę nie możemy sobie pozwolić. Pieniądze z perspektywy budżetowej 2007-13 musimy wykorzystać do końca tego roku. Jest możliwość przedłużenia tego terminu, i Grupa Wyszehradzka podjęła takie starania.

- Jeżeli rzeczywiście termin zostanie przedłużony, to zapewne o pół roku. Ale ta prolongata, choć prawdopodobna, bynajmniej nie jest przesądzona - twierdził Kwieciński. Ostatnie, nieoficjalne jeszcze doniesienia, wskazują, że Bruksela na propozycje prolongaty daty rozliczeń się jednak nie zgodzi.

Wyzwania

Głównym zagrożeniem związanym z kampanią wyborczą pozostaje podatność polityków na żądania grup społecznych. Przed dekadą burzliwe demonstracje przed Sejmem skłoniły posłów do stworzenia odrębnego systemu górniczych emerytur. Żadne ugrupowanie nie chciało bowiem zadzierać z górniczym elektoratem. W tym roku możemy mieć powtórkę z rozrywki: znowu nabrzmiał problem z górnictwem i znowu mamy rok wyborczy. Tym razem sytuacja w tej gałęzi gospodarki zmusza do radykalizmu.

- W ogóle nie mamy długoterminowych polityk sektorowych: ani górniczej, ani transportowej, ani energetycznej, ani żadnej innej. To może stać się jedną z przyczyn spadającego wzrostu gospodarczego - przekonuje Rafał Antczak. I dorzuca: - Polityki sektorowe wymagają też konsekwencji. Przykładem kraju, w którym właśnie tak się je traktuje, są Niemcy, które przetrwały globalny kryzys finansowy w stosunkowo niezłej formie. Na spójne strategie nie ma większych nadziei. Pozostaje doraźne gaszenie pożaru...

- Program naprawczy dla Kompanii Węglowej, a to z nią jest obecnie największy problem, powinien być elementem projektu dla całej branży. Najpierw trzeba mieć plan obejmujący całe górnictwo - twierdzi Arkadiusz Krężel, były szef Agencji Rozwoju Przemysłu, dziś stojący na czele rady nadzorczej Impexmetalu. Kompania Węglowa, wykorzystanie środków unijnych - to kłopoty do rozwiązania na dziś. Ekonomiści podkreślają jednak, że wyzwania, które stają przed nowym rządem, także wtedy, gdy pozostanie on w składzie zbliżonym do obecnego, wymagają podejścia długofalowego.

Przyszły rząd musi między innymi stawić czoła Pakietowi klimatycznemu UE, co wymaga przemyślanej strategii inwestycyjnej.

- Jedyną drogą redukcji emisji CO2 jest podwyższanie sprawności elektrowni - twierdzi były wicepremier Janusz Steinhoff, dodając, że wymaga to wielomiliardowych inwestycji w nowe bloki i modernizację starych.

A zdaniem prof. Stanisława Gomułki, taki kapitał może zapewnić prywatny inwestor, co skłania do zadawania pytań o prywatyzację.

No i kwestia najpoważniejsza: przyszłość polskiej gospodarki i uniknięcie pułapki średniego dochodu.

- Jeśli popatrzymy na strukturę polskiego eksportu i porównamy ją z czeskim czy węgierskim, to okazuje się, że nasz jest najmniej przetworzony. Mamy jego olbrzymi przyrost, ale wartość dodana generowana w Polsce jest niska - mówi Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Są więc też pytania o konkurencyjność i innowacyjność. - Ponieważ rząd z definicji jest nieinnowacyjny, nie powinien bezpośrednio się tym zajmować. Niech tworzy warunki, by wartość dodana w polskiej gospodarce rosła - przekonuje Petru.

Strategiczne podejście do problemów podejmowanych w kampanii wyborczej jest jednak w zasadzie niemożliwe: dla polityków horyzontem czasowym jest data wyborów. Jedyne nadzieje można wiązać z powyborczym expose nowego premiera i "pierwszymi stu dniami" rządów. Tyle że doświadczenie uczy, że nie powinny to być nadzieje nazbyt wybujałe. Choć zawsze się można łudzić, że następny rząd upiecze tort, na którym będzie można umieścić wisienki z kampanii wyborczej.

Adam Sofuł

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »