Bez technologii nie byłoby giełdy jaką znamy
Warunki handlu, wszystkie składowe obrotu giełdowego, z których inwestorzy korzystają na co dzień, rozwijały się przez wieki, by na koniec przybrać obecną postać. Wszelkie zmiany były w mniejszym bądź większym stopniu bezpośrednim następstwem dwóch zależnych od siebie nieodłącznych aspektów handlu: informacji i rozwoju technologii.
Obrót giełdowy to nieustanne dyskontowanie spływających na rynek nowych informacji, spekulacji czy też oczekiwań inwestorów. To szczególne uzależnienie od informacji sprawiało, że coraz większe znaczenie nabierał czas, w jakim można było ją dostarczać. Już samo złożenie zlecenia kupna/sprzedaży to też przecież nic innego jak informacja, która docierając do systemu giełdowego wyraża pewną intencję inwestora.
Ciągła potrzeba coraz szybszego przekazywania informacji stawała się motorem napędowym dla rozwoju nowych technologii, które mogły wspierać inwestorów. Począwszy od Julius'a Reuter'a, który już w 1850 r. przekazywał kursy zamknięcia akcji spółek za pomocą gołębi, przez upowszechnienie się telegrafu, aż w końcu komunikacyjnej rewolucji, której dokonały telefon i internet, technologia była głównym składnikiem, który przyczyniał się do rozwoju i kształtowania giełdowego handlu.
Należy również podkreślić, że wraz z coraz większym rozwojem technologicznym, który dawał inwestorom możliwości coraz łatwiejszego handlu na giełdzie, skracał się średni czas utrzymywania otwartej pozycji inwestycyjnej oraz istotnie zwiększała się częstotliwość dokonywanych transakcji. Dziś giełdy elektroniczne zdominowane są przez oprogramowanie, które wyraźnie częściej samodzielnie podejmuje decyzje dotyczące kupna i sprzedaży, a czas utrzymywania otwartej pozycji często liczony jest w sekundach lub nawet w milisekundach, jak to ma miejsce w przypadku bardzo szybkich strategii HFT (handel wysokich częstotliwości).
Ciągła potrzeba skracania czasu przesyłania informacji rynkowych oraz coraz większe zinformatyzowanie giełdowych procesów inwestycyjnych, doprowadziły do tego, że profesjonalni inwestorzy coraz częściej decydują się umieścić swoje serwery z zainstalowanym specjalistycznym oprogramowaniem inwestycyjnym, jak najbliżej giełdy, na której zamierzają składać swoje zlecenia. Jednocześnie same giełdy coraz częściej oferują inwestorom usługę kolokacji, czyli umieszczenia serwerów inwestora tuż przy serwerach giełdowych, co pozwala na skrócenie latencji do absolutnego minimum.
Obecnie ok. 70 proc. obrotu giełdowego w USA to handel algorytmiczny, w którym udział człowieka w procesie inwestycyjnym jest najczęściej ograniczony do minimum i sprowadza się do kontroli poprawności działania wyspecjalizowanego algorytmu, wykorzystywanego przez ultra szybkie serwery. Tak duży udział handlu algorytmicznego w całkowitym obrocie wynika w dużym stopniu z rozproszenia obrotu na wiele giełd. To rozproszenie często jest wykorzystywane przez inwestorów poszukujących swojej przewagi w szybkości składania zleceń Tym samym, kiedy zauważą oni, że cena papierów wartościowych na jednej giełdzie jest nieznacznie wyższa, niż na innej - natychmiast kupują akcję taniej i starają się sprzedać ten instrument na giełdzie, gdzie aktualnie jest nieznacznie wyższa cena. Taka strategia nazywana jest arbitrażem i szybkość ma tu kluczowe znaczenie dla możliwości osiągnięcia zysku.
Dodatkowo SEC, czyli odpowiednik polskiej Komisji Nadzoru Finansowego, przez cały czas trwania sesji giełdowej zbiera oferty kupna i sprzedaży ze wszystkich giełd w USA, a następnie przy pomocny specjalnego systemu, znanego jako SIP (Securities Information Processor), określa najlepsze oferty kupna i sprzedaży, po czym przesyła tę informację do uczestników rynku. Ceny wyliczone przez SIP znane są jako NBBO (National Best Bid and Offer). NBBO jest o tyle ważne, że nawet niewielka różnica w cenie wyliczonej przez SIP w ofertach kupna/sprzedaży na danej giełdzie, może być wykorzystywana w agresywnych strategiach inwestycyjnych.
W Europie panuje znacznie mniejsza fragmentacja obrotu giełdowego. I tak dla przykładu, większość spółek notowanych na GPW nie jest już notowana na innych giełdach (chociaż zdarzają się wyjątki, czeski CEZ, włoski UniCredit, czy polski Work Service). Między innymi właśnie przez tę odmienną strukturę rynku, handel algorytmiczny nie zdominował jeszcze tak silnie giełd w Europie, jak to miało miejsce w USA.
Początki giełdy w Polsce rządziły się swoimi prawami, a dla organizacji handlu wykorzystywano dostępne wtedy możliwości i technologię. - Najpierw zlecenia składano przy pomocy specjalnych kartek, później przekazywano na giełdę całe "paczki" zleceń za pomocą routera. Siłą rzeczy działało to gorzej niż dzisiaj. Zdarzały się także błędy. Bywało, że części składanych przez klientów zleceń nie można było wprowadzić do systemu. Makler wyskakiwał wtedy z biura z dyskietką i biegł na giełdę, aby dostarczyć brakujące pliki. Gdyby ich zabrakło - giełda nie uwzględniłaby ich przy ustalaniu kursu, a biuro maklerskie musiałoby pokryć straty klientów, którzy nie wzięli udziału w handlu - wspomina początki funkcjonowania giełdy Jarosław Banasiak, dyrektor w Domu Maklerski mBanku.
Prawdziwy przełom dla rynku nastąpił wraz z uruchomieniem Warsaw Stock Exchange Trading System (WARSET), który pomimo pewnych ograniczeń był systemem bardzo dobrym. Jego wprowadzenie w 2000 roku uznać trzeba za milowy krok, który zbliżył warszawską giełdę do zachodnich standardów i przyspieszył istotnie rozwój całego rynku.
- Pamiętam pierwsze szkolenia z WARSETU-u organizowane przez giełdę. Było to dla maklerów coś zupełnie nowego - nowe sposoby składania i zawierania transakcji, nowe zlecenia, dodatkowe zabezpieczenia, możliwości. Był to ogromny skok naprzód - mówi Interii Banasiak. - Giełda siłą rzeczy musiała dostosowywać system transakcyjny. Nie mógł on być radykalnie inny jak ten w Niemczech czy Francji. Zmiany były potrzebne, aby technologia nie marginalizowała warszawskiego parkietu - dodaje.
Po 13 latach funkcjonowania WARSET został zastąpiony przez znacznie nowocześniejszy Universal Trading Platform (UTP), zakupiony od NYSE Technologies. Decyzję o przejściu na nowy system transakcyjny giełda tłumaczyła rosnącym zainteresowaniem ze strony inwestorów, emitentów i pośredników z całego świata handlem na warszawskim parkiecie. Tym samym giełda musiała wprowadzić system, który eliminowałby bariery technologiczne a także dostosować rozwiązania do rosnących wymagań rynku oraz światowych trendów.
W porównaniu z systemem Warset, UTP jest znacznie szybszy, bardziej wydajny i ma zdecydowanie większą przepustowość, co w praktyce oznacza możliwość obsługi wielokrotnie większej liczby zleceń (20 tys. zleceń na sekundę vs. niewiele ponad 300 w systemie Warset - za GPW).
Czy to oznacza, że WARSET był zły? W pewnym momencie okazało się, że system, który przez kilkanaście lat spełniał swoją rolę, nagle stał się niewystarczający. Był na tyle powolny, ze brokerzy mieli ograniczenia w zakresie ilości składanych jednorazowo zleceń na giełdę. Przechodził on wprawdzie stopniowo kolejne etapy rozwoju, za bardzo odstawał jednak od stylu handlu zachodnich inwestorów.
- UTP przyniósł tak dużo nowych możliwości, że obecnie trudno jest sobie wyobrazić, że mielibyśmy z nich zrezygnować. Prostszy sposób zawierania transakcji pakietowych, możliwość podglądania kilku klientów jednocześnie, łatwiejsze zarządzanie pozycją, trzymanie się danej ceny z dyspozycji klienta, to tylko wybrane ulepszenia. Do tego większa szybkość, możliwość kolokacji, i wiele więcej - tłumaczy Banasiak.
*Tekst powstał przy merytorycznym wsparciu Domu Maklerskiego mBanku
LD