Amber Gold - koniec złotych zysków

KNF: Nie ma winnych afery Amber Gold

Efekty rocznego śledztwa: 13 tys. osób pokrzywdzonych, 668 mln zł strat, dwoje podejrzanych. Żadnych innych dowodów.

Minął rok, od kiedy za Marcinem P., twórcą Amber Gold, zatrzasnęła się brama aresztu. Minął rok, od kiedy prokurator generalny Andrzej Seremet obiecał trzęsienie ziemi w trójmiejskiej prokuraturze, która prowadziła śledztwo w sprawie najsłynniejszego polskiego parabanku. Minął także rok, od kiedy premier Donald Tusk zapowiedział postępowanie dyscyplinarne w sprawie Amber Gold. I co w tym czasie udało się zrobić? Srogo rozczaruje się ten, kto myśli, że sprawiedliwości stało się zadość, a winni zaniedbań ponieśli konsekwencje. Bo okazuje się, że ukarana została tak naprawdę... jedna osoba. I nie chodzi tu wcale o znanego na całą Polskę Marcina P.

Reklama

Pod koniec grudnia 2008 roku FBI aresztowała Bernarda Madoffa, amerykańskiego finansistę podejrzanego o utworzenie największej piramidy finansowej na świecie. Madoff oszukał inwestorów sumie na 65 miliardów dolarów. Amerykańskim śledczym wystarczyło pięć dni na postawienie mu zarzutów, pół roku na to, by go skazać. Mimo że oszust okazał skruchę, usłyszał wyrok 150 lat więzienia, co tak naprawdę oznacza dożywocie. Zgodnie z amerykańskimi przepisami osadzony musi odbyć 85 proc. kary, by mógł starać się o przedterminowe zwolnienie. 75-letni dziś Madoff musi więc pogodzić się z tym, że resztę życia spędzi za kratkami. Tak szybko jednak, jak zatrzymano i osądzona Madoffa, rozpoczęło się odzyskiwanie pieniędzy dla poszkodowanych przez niego inwestorów.

"A w Polsce? Minął rok od wybuchu afery Amber Gold i jak do tej pory niewiele w tej sprawie udało się zrobić. Polacy ciągle narażeni są na działanie parabanków. To obnaża niesprawność polskiego wymiaru sprawiedliwości" - mówi dobitnie Andrzej Sadowski, ekspert Centrum im. Adama Smitha.

Marcin P. obecnie znajduje się w Piotrkowie Trybunalskim, w najnowocześniejszym więzieniu w naszym kraju - zwanym także polskim Alcatraz. Ma status więźnia szczególnie chronionego, dlatego jest pod całodobową obserwacją. Wiadomo, że za kratami będzie do 28 listopada, sąd do tego terminu przedłużył mu areszt. Kilkadziesiąt kilometrów dalej, w areszcie w Łodzi przebywa jego żona, Katarzyna. Przez ich działalność ok. 13 tysięcy osób straciło oszczędności niekiedy całego życia. W sumie roszczenia opiewają na 668 mln zł. Kiedy - i czy w ogóle - pokrzywdzeni odzyskają swoje pieniądze?

Marcin P. podejrzany jest o popełnienie 17 przestępstw, m.in. o oszustwo na wielką skalę, o poświadczenie nieprawdy w oświadczeniach o podwyższeniu kapitału zakładowego kilku spółek grupy Amber Gold, naruszenie ustawy o rachunkowości czy Kodeksu spółek handlowych. I ciągle czeka na proces. Śledczy - sześciu prokuratorów i czerech asystentów od miesięcy prowadzą postępowanie w sprawie Amber Gold. Dlaczego tak długo to trwa? Tłumaczą to tym, że śledztwo jest bardzo rozległe. Przesłuchano już ponad 10 tysięcy osób, w tym niemal 5 tysiący z imienia i nazwiska wymienionych jest w aktach sprawy.

Nic jednak nie wskazuje, by proces szybko się rozpoczął. Śledczy wystąpili jeszcze o opracowanie analizy finansowo-ekonomicznej spółek grupy Amber Gold potrzebnej do przygotowania aktu oskarżenia. Ernst &Young ma je wykonać do końca roku.

Można było uchronić Polaków

Nie trudno jednak nie odnieść wrażenia, że od samego początku większość urzędniczych działań w sprawie Amber Gold toczy się bez pośpiechu i jakby w zwolnionym tempie.

"Należy domniemywać, że gdyby kompetentne organy zareagowałyby odpowiednio wcześnie na szereg nieprawidłowości w działalności prowadzonej przez Amber Gold sp. z o.o., uchroniłoby to wiele tysięcy obywateli przed utratą oszczędności" - to wnioski Komitetu Stabilności Finansowej umieszczone w rządowym raporcie pt. "Analiza działań organów i instytucji państwowych w odniesieniu do Amber Gold sp. z o.o.".

W raporcie wskazano m.in. problemy w przepływie informacji między instytucjami i organami państwa oraz problemy z właściwym ich wykorzystaniem. - Gdyby informacje przekazywane przez Komisję Nadzoru Finansowego zostały przez Prokuraturę Rejonową Gdańsk-Wrzeszcz oraz Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów procedowane w sposób, w jaki wymagała tego sytuacja, oraz gdyby konsekwencją otrzymania tych informacji były adekwatne czynności kontrolne, nielegalna działalność Amber Gold sp. z o.o. mogłaby zostać uniemożliwiona już na wczesnym etapie działalności, kiedy jej skala nie była jeszcze znacząca - podkreślono w raporcie.

Skupmy się na tym aspekcie sprawy. W 2009 roku Komisja Nadzoru Finansowego złożyła wniosek do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Marcina P. Początkowo Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz odmówiła wszczęcia śledztwa. Ostatecznie jednak 18 maja 2010 roku rozpoczęła postępowanie. Trzy miesiące później śledztwo zostało umorzone. Wówczas KNF złożyła zażalenie na tę decyzję. W grudniu 2010 roku sąd uchylił umorzenie i polecił dalsze prowadzenie śledztwa. Przez kolejne lata trwał urzędniczo-prokuratorski ping-pong. A w tym czasie Polacy, wabieni ponadprzeciętnymi zyskami z lokat opartych na notowaniach złota, inwestowali w Amber Gold swoje oszczędności.

Kiedy parabank ogłosił niewypłacalność i o sprawie zrobiło się głośno na całą Polskę, prokurator generalny Andrzej Seremet zapowiedział "przewietrzenie" gdańskiej prokuratury. Co stało się ze śledczymi, którzy mieli - choć pośredni - kontakt ze sprawą?

Prokurator Barbara Kijanko - stawiano jej zarzut niewykonania treści postanowienia sądu, który nakazał prokuraturze jeszcze raz sprawdzić sprawę Amber Gold. Sąd dyscyplinarny uwolnił ją jednak od tego zarzutu. Teraz Kijanko pracuje w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz.

Prokurator Witold Niesiołowski - szef Prokuratury Gdańsk-Wrzeszcz, które prowadził na początku sprawę Amber Gold. Stawiano mu zarzut niewłaściwego nadzoru nad tą sprawą. Także został od niego uwolniony. Obecnie pracuje w Prokuraturze Rejonowej w Gdyni. To właśnie ona zajmowała się głośną ostatnio sprawą kibiców Ruchu Chorzów, którzy pobili marynarzy z Meksyku.

Prokurator Ewa Brudzińska, wiceszefowa Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa - zgodziła się na dobrowolne poddanie się karze przez Marcina P. w sprawie nie związanej z Amber Gold. Uniewinniono ją.

Prokurator Hanna Borkowska - zajmowała się nadzorem w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku. Jej także stawiany jest zarzut niewłaściwego nadzoru nad sprawą Amber Gold, sprawa jest w toku.

Prokurator Marzanna Majstrowicz - była szefowa Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz, przełożona Barbary Kijanko. Majstrowicz straciła stanowisko, obecnie w jej sprawie toczy się postępowanie wyjaśniające. Jest szeregowym pracownikiem Prokuratury Gdańsk-Śródmieście.

Rząd pozoruje działania

Marzanna Majstrowicz to prawdopodobnie jedyna osoba, która - jak do tej pory, która poniosła konsekwencje w sprawie Amber Gold. Kara ominęła także Ryszarda Milewskiego, byłego prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku. Ze stanowiska został odwołany przez ministra sprawiedliwości rok temu. Pod koniec września 2012 roku ujawniono nagrania, w których były prezes sądu miał informować w rozmowie telefonicznej osobę podającą się na pracownika kancelarii premiera, o możliwych terminach posiedzenia w sprawie zażalenia na areszt Marcina P.

"Pan Sędzia Ryszard Milewski orzeka w Wydziale V Karnym Odwoławczym, w którym orzekał przed objęciem stanowiska Prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku" - informuje nas Monika Cichowska, starszy inspektor w gdańskim sądzie okręgowym.

Konsekwencji nie ponieśli także urzędnicy skarbowi, zaangażowani w obsługę Amber Gold. Po kontroli Ministerstwa Finansów okazało się, że 28 urzędników fiskusa może odpowiadać o nieskuteczne egzekwowanie niepłaconego przez wiele miesięcy podatku dochodowego i VAT od spółki Marcina P. Prokuratura jednak umorzyła śledztwo. Jak to wyjaśniała? "Kontrole przeprowadzone przez służby ministerstwa finansów w I i III Urzędzie Skarbowym w Gdańsku dotyczące postępowania organów podatkowych w stosunku do spółek Amber Gold oraz Amber Gold Invest wykazały szereg nieprawidłowości. Zebrany materiał dowodowy w śledztwie nie dał jednak podstaw do przyjęcia, że działanie organów podatkowych doprowadziło do wystąpienia jakiekolwiek szkody" - wyjaśniła Grażyna Wawryniuk z gdańskiej prokuratury. Podkreśliła, że błędy popełnione w tej sprawie nie doprowadziły do tego, że Skarb Państwa został w "sposób bezpowrotny" pozbawiony należności od firm Marcina P., dlatego urzędnicy nie staną przed sądem.

A co w sprawie Amber Gold zrobił rząd? Ministerstwo Finansów pracuje nad projektem, który miałby zwiększyć nadzór nad firmami pożyczkowymi. Zgodnie z przepisami każda tego typu firma musiałaby widnieć w specjalnym rejestrze, byłyby one kontrolowane - podobnie jak dziś banki - przez Komisję Nadzoru Bankowego. I jeszcze jedno - firmy pożyczkowe nie mogłyby dowolnie windować kosztów kredytu. Ministerstwo Finansów chce, by opłaty i prowizje (bez odsetek) nie mogłyby stanowić więcej niż 30 proc. pożyczonej kwoty. "To akcja polityczna, która ma na celu pokazanie, że rząd jednak coś, po aferze Amber Gold robi" - tak projekt resortu finansów ocenia Andrzej Sadowski. I dodaje: "Tu nie chodzi jednak o firmy pożyczkowe, które udzielają wysoko oprocentowanych szybkich kredytów. Ale o instytucje, które przyjmują depozyty od Polaków i udzielają pożyczek. Jak robił to właśnie Amber Gold. I to nimi państwo powinno się zająć, a nie tylko pozorować działania".

Izabela Kordos

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: afera Amber Gold | Amber Gold | amber | Gold | Winni | afera finansowa | KNF | parabanki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »