Aukcje OZE: Część wygranych projektów nie powstanie

- W przyszłości na dojrzałym rynku inwestycje w technologie odnawialne będą rentowne i będą w stanie konkurować z tradycyjnymi technologiami wytwórczymi bez wsparcia - tak twierdzi w wywiadzie dla Interii, Robert Macias, członek zarządu RWE Renewables Polska i dyrektor ds. rozwoju projektów wiatrowych w RWE Polska:

Bartłomiej Mayer, Interia: Zgodnie z przepisami ustawy o odnawialnych źródłach energii obecnie funkcjonujący system tzw. zielonych certyfikatów zostanie zastąpiony wsparciem w formie aukcji. Pierwsze tego typu aukcje mają być rozpisane w przyszłym roku. Czy spodziewa się Pan dużego zainteresowania firm energetycznych?

Robert Macias, członek zarządu RWE Renewables Polska i dyrektor ds. rozwoju projektów wiatrowych w RWE Polska: - Jestem przekonany, że zainteresowanie będzie duże, a nawet bardzo duże.

Jakich cen należy oczekiwać?

Reklama

- W polskim systemie aukcyjnym kryterium decydującym o wygranej jest po prostu najniższa cena. Mogą być składane propozycje bardzo niskich cen, bo każdemu będzie zależało na tym, żeby wejść do systemu i móc dalej inwestować.

Co to znaczy bardzo niskie ceny? Ceny poniżej kosztów?

- Spodziewać się można bardzo różnych podejść inwestorów: część z nich zaproponuje zapewne ceny zakładające niewielką marżę, inni ceny równe kosztom, jeszcze inni ceny poniżej kosztów.

Na ceny poniżej kosztów, czyli mówiąc wprost, ceny dumpingowe, będą sobie mogły pozwolić tylko duże koncerny. Mniejszych graczy to automatycznie odsieje.

- System aukcyjny preferuje firmy, które mają dostęp do taniego kapitału i mocną pozycję negocjacyjną, dotyczy to np. warunków dostaw turbin, czy robót budowlanych, ale także dostępu do kapitału. Warunki aukcji z pewnością bardziej sprzyjają dużym graczom. Są tego także inne konsekwencje.

Jakie?

- Nasz system jest bardzo podobny do tego, jaki obowiązuje już od lat w Holandii. Tam bywały sytuacje, gdy aukcje wygrywały projekty z bardzo niską ceną, które nigdy potem, właśnie z powodu tak niskich cen, nie zostały zrealizowane.

Czy podobnie będzie w Polsce?

- Myślę, że tak. Projektów, które w aukcji wygrają, ale nigdy potem nie powstaną będzie dużo. Na rynku jest po prostu wiele inwestycji, gotowych do realizacji i inwestorom będzie bardzo zależało na tym, żeby wprowadzić je do systemu gwarantującego wsparcie. Dlatego powiedziałem, że spodziewam się w pierwszej aukcji bardzo dużej konkurencji.

Naszym postulatem było wprowadzenie ceny minimalnej, poniżej której nie wolno licytować. To odcina przynajmniej część takich projektów, które zwyciężyłyby, ale potem nie zostałyby zrealizowane. Tak funkcjonuje system aukcyjny np. we Włoszech. Jedynym zabezpieczeniem w polskim systemie aukcyjnym jest konieczność wpłaty zabezpieczenia w wysokości 30 zł za kW, które przepada jeśli projekt nie zostanie zrealizowany.

Polski system aukcji ma zatem co najmniej dwie potężne wady. A zalety?

- Niedociągnięcia szybko zweryfikuje sam rynek, po pierwszych aukcjach. System ma oczywiście też zalety, choćby to, że projekty, które wygrają i znajdą się w systemie przez 15 lat mają zagwarantowany odpowiedni poziom finansowania, zgodny z zaproponowaną przez inwestora ceną (indeksowaną inflacyjnie). To, w porównaniu do funkcjonującego obecnie systemu zielonych certyfikatów, których ceny zmieniały się bardzo dynamicznie i przez to nie dawały inwestorom gwarancji finansowania projektów, jest bardzo dużą zaletą.

Nie jest to jednak żaden wyjątek w Europie.

- Nie jest, ale obowiązujący obecnie system tzw. zielonych certyfikatów, takiej pewności nie daje. O czym zresztą przekonali się wszyscy inwestorzy obserwując spadek cen tych certyfikatów i ich obecne wyceny.

Jacy inwestorzy wezmą pana zdaniem udział w aukcji?

- Myślę, że przynajmniej w tej pierwszej aukcji zobaczymy cały przekrój rynku. Udział wezmą i deweloperzy, i podmioty zagraniczne, i największe krajowe koncerny, ale także małe i średnie spółki.

Ile firm może wyjść z aukcji zwycięsko?

- Przewidywana skala pierwszej z nich jest stosunkowo niewielka, bo to ok. 31 GWh na 15 lat wsparcia publicznego dla projektów powyżej 1 MW. To oznacza 500-600 MW, a takim wolumenem mogłoby się podzielić zaledwie dwóch, trzech większych graczy. Trzeba jednak powiedzieć, że nasz system dopiero zaczyna się kształtować. Nie ma np. jeszcze choćby regulaminów aukcji.

To kto może wygrać?

- Przed pierwszą aukcją trudno wyrokować. Spodziewamy się, że będą niskie ceny i że sporo z tych projektów, które wyjdą zwycięsko w ogóle nie powstanie.

Co oznacza, że nie powstanie "sporo projektów"? Czy grozi nam to, że będzie to dotyczyć np. połowy projektów, które wygrają?

- Być może nawet więcej niż połowy.

Co wtedy?

- Wtedy w kolejnych latach konieczna będzie korekta systemu, aby wypełnienie unijnego celu dotyczącego polityki klimatycznej do 2020 i do 2030 r. było jednak możliwe.

Czy w miejsce podmiotów, których projekty wygrały, a mimo to mogą nie powstać, wejdą inni inwestorzy?

- Inwestor ma, zgodnie z przepisami, cztery lata na realizację zwycięskiego projektu. Przez ten czas Urząd Regulacji Energetyki może się tylko przyglądać postępowi prac. Nie można natomiast wykluczyć, że w podobnej sytuacji dojdzie do handlu projektami. To będzie zależeć od cen. Myślę, że do takich sytuacji będzie dochodzić.

Na jaką ocenę, w szkolnej skali ocen od 1 do 6 zasługuje, polski system aukcji?

- 3 z plusem.

Trochę powyżej oceny dostatecznej. Ale to i tak sporo, jak na wady, które Pan wymienił wcześniej...

- Moja ocena wynika z tego, że system w ogóle jest, ale również z tego, że jest stabilny i przewidywalny. Poza tym wziąłem pod uwagę też to, że brak jest ceny minimalnej oraz brak okresu przejściowego, co uważam za duży minus.

Czy sądzi Pan, że życie zweryfikuje funkcjonowanie tego systemu i wkrótce konieczne będą jego zmiany?

- To zależy od decyzji rządu, bo przy tych uregulowaniach prawnych to właśnie on ma 100-procentową kontrolę nad rynkiem energii odnawialnej. To ministerialne rozporządzenia będą określać wolumeny, budżety inwestycyjne czy ceny referencyjne. W ten sposób rząd będzie kształtował ten rynek przez następne lata.

Jeśli sytuacją na rynku ma zarządzać państwo, to to przestaje być rynek.

- To prawda. Jednak biorąc pod uwagę dyrektywy unijne, do wypełnienia których jesteśmy zobowiązani jako państwo, jak również obecny poziom rozwoju energetyki odnawialnej w Polsce oraz koszty tych inwestycji, państwowe regulacje oraz wsparcie są uzasadnione, a nawet niezbędne. W przyszłości na dojrzałym rynku inwestycje w technologie odnawialne będą rentowne i będą w stanie konkurować z tradycyjnymi technologiami wytwórczymi bez wsparcia.

Czy w takim razie pana ocena nie była aby zawyżona?

- Ja oceniałem sam system aukcyjny. Gdyby moja ocena miała dotyczyć otoczenia tego systemu, byłaby z pewnością niższa.

Co do aukcji zgłosi RWE?

- W październiku uruchomiliśmy elektrownię wiatrową w Opalenicy o mocy 17 MW, jesteśmy w trakcie uruchamiania farmy wiatrowej Nowy Staw II o mocy 28 MW. Obecnie łączna moc zainstalowana w farmach wiatrowych RWE wynosi ponad 240 MW. Aktualnie przygotowujemy też projekty, które zamierzamy zgłosić do aukcji. Ile ich będzie i jaka będzie ich zakładana moc na razie nie chcemy określać. W tym momencie mogę jedynie powiedzieć, że będzie kilkadziesiąt MW. Widełki określiłbym na 40-100 MW.

Z jaką ceną?

- Z taką, żebyśmy mogli wygrać aukcję.

Czy to będzie cena zakładająca marżę?

- Każdy, także my, inwestuje po to, żeby osiągnąć zysk.

Rozmawiał Bartłomiej Mayer

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »