Brexit - szczyt UE, który rozpocznie się w czwartek

Do wyjścia Wielkiej Brytanii z UE zostało teoretycznie 10 dni, ale wiele wskazuje na to, że opóźni się ono o wiele miesięcy. Zaplanowane na dziś głosownie niemal na pewno nie dojdzie do skutku. Czeka nas za to sporo raportów makroekonomicznych.

Do wyjścia Wielkiej Brytanii z UE zostało teoretycznie 10 dni, ale wiele wskazuje na to, że opóźni się ono o wiele miesięcy. Zaplanowane na dziś głosownie niemal na pewno nie dojdzie do skutku. Czeka nas za to sporo raportów makroekonomicznych.

Theresa May planowała na dziś trzecie głosowanie nad podpisaną przez siebie umową rozwodową z UE, po tym jak została ona dwukrotnie odrzucona. Taktyka brytyjskiej premier to gra na czas pod groźbą niedopuszczenia do Brexitu w ogóle lub wyjścia z UE bez jakiegokolwiek porozumienia. May liczyła, że posłowie ostatecznie wybiorą jej umowę jako "mniejsze zło". Tak jednak się nie stanie. Po pierwsze, już wczoraj mniejszościowy koalicjant, północnoirlandzka partia DUP, wypowiedział się przeciwko, czyniąc jakiekolwiek głosowanie mało sensownym. Następnie przewodniczący parlamentu stwierdził, że głosowanie może mieć miejsce jedynie, gdy w umowie zaszłaby "istotna zmiana". Brytyjska premier liczy teraz na to, że Unia zaproponuje wydłużenie artykułu 50 na okres od 3 do 9 miesięcy i będzie to owa istotna zmiana i do głosowania dojdzie w czwartek. Nawet jednak w takim scenariuszu nie można być pewnym sukcesu w głosowaniu. Coraz bardziej prawdopodobnym jest scenariusz, na który wskazywaliśmy od dłuższego czasu - istotne wydłużenie okresu negocjacyjnego i przeprowadzenie wyborów do PE w Wielkiej Brytanii.

Reklama

Z jednej strony to scenariusz dla funta pozytywny, zmniejsza bowiem ryzyko chaotycznego brexitu, a ponadto czyni sam brexit mniej prawdopodobnym. Z drugiej strony oznacza to, że niepewność, która ewidentnie ciąży nadal europejskiej gospodarce, będzie dawać się we znaki znacznie dłużej.

dr Przemysław Kwiecień CFA

Główny Ekonomista XTB

przemyslaw.kwiecien@xtb.pl

........................................

Z kompletnym chaosem mamy do czynienia w przypadku brexitu. Jeszcze wczoraj rano wydawało się, że rynek może przygotowywać się na trzecie głosowanie w sprawie poparcia dla umowy wypracowanej przez Theresę May. Spiker Izby Gmin zablokował jednak ten pomysł wskazując, że na jednej sesji parlamentu nie można głosować nad tą samą ustawą.

Na razie rząd nie podjął się żadnej z potencjalnych prób obejścia tej blokady (np. rozwiązania i zwołania nowej sesji parlamentu) co może sugerować, że Theresa May jest sceptyczna co do tego, czy uda jej się uzyskać wystarczające poparcie.

Zamiast tego (według doniesień The Sun) zamierza poprosić Unię Europejską o przesunięcie daty brexitu o dziewięć do dwunastu miesięcy. Nowy i odległy termin, to oczywiście potencjalny powód do poparcia porozumienia przez grupy opowiadające się za twardszą wersją rozwodu z UE. Jako, że o głosowaniu w pierwszej połowie tygodnia możemy już raczej zapomnieć, dodatkowej wagi nabiera szczyt UE, który rozpocznie się w czwartek.

Na wykresie GBPUSD widać niezdecydowanie inwestorów, czemu trudno się dziwić. Biorąc jednak pod uwagę relatywnie wysoki poziom kursu brytyjskiego funta można pokusić się o stwierdzenie, że na dziesięć dni przed planowaną datą brexitu, rynek z nadmiernym spokojem podchodzi do potencjalnych zagrożeń, taki jak chociażby brak jednomyślności w gronie UE co do zakresu i warunków przedłużenia terminu rozwodu.

Jacek Bakoński, Zespół mForex, Dom Maklerski mBanku S.A

Porażka, porażka... i przeciąganie

Brexit ponownie stał się tematem numer jeden, ponieważ brytyjski parlament ma jutro poddać pod głosowanie porozumienie proponowane przez premier Theresę May. Pozytywna wiadomość jest taka, że do końca tego tygodnia, być może nawet już w czwartek, będziemy wiedzieć więcej na temat przebiegu Brexitu w nadchodzących miesiącach. Inwestorzy nie oczekują dziś jednak pozytywnego rezultatu; zdaniem wielu ministrów porozumienie zostanie odrzucone większością co najmniej 200 głosów.

Prasa donosi, że jeden z ministrów stwierdził wręcz, iż "jesteśmy w czarnej d*pie - po co nam wiosło, skoro nawet nie mamy łódki?".

Powiedzieć, że negocjacje pomiędzy May, jej własną partią a opozycją są twarde, to jak nic nie powiedzieć.

Porażka oznacza nowe głosowanie w środę, tym razem nad wyjściem z Unii Europejskiej bez porozumienia; opcja ta najprawdopodobniej również zostanie odrzucona. Wreszcie w czwartek parlament podda pod głosowanie możliwość ewentualnego przedłużenia obowiązywania artykułu 50, co prawdopodobnie zostanie przyjęte.

Innymi słowy, w perspektywie krótkoterminowej powinniśmy uniknąć twardego Brexitu, jednak negocjacje jeszcze się nie zakończyły.

May będzie musiała udać się do Brukseli i wnieść do UE-27 o przedłużenie obowiązywania artykułu 50, co nie jest przesądzone. W ubiegłym tygodniu omawiałem tę kwestię z grupą unijnych dyplomatów na Malcie przy okazji spotkania na temat Brexitu; wszyscy potwierdzili, że przywódcy UE są otwarci na możliwość przedłużenia negocjacji, jednak nie za wszelką cenę. Premier Wielkiej Brytanii powinna przedstawić w Brukseli wyraźny plan: rozpisanie nowego referendum (mało prawdopodobne na tym etapie), rozpisanie wcześniejszych wyborów (jak wyżej), bądź opracowanie jednolitego stanowiska we własnej partii pod kątem dotychczasowych ustaleń z UE.

Przedłużenie obowiązywania artykułu 50 jest zasadniczo proste, jednak ryzykowne pod względem politycznym. Jak powiedzieli mi eurodyplomaci, jeżeli termin przedłużenia artykułu 50 będzie późniejszy, niż termin wyborów do Parlamentu Europejskiego, oznacza to konieczność zorganizowania eurowyborów w Wielkiej Brytanii i obecność brytyjskich europosłów w nowym Parlamencie Europejskim - dziwna sytuacja w kontekście kraju, który zagłosował za wyjściem z Unii, bez względu na późniejsze komplikacje.

Jeżeli termin ten będzie późniejszy, niż 2019 r., przyjmijmy, że dotyczyłby on 2020 r., oznacza to, że Wielka Brytania uczestniczyłaby w negocjowaniu nowego unijnego budżetu. Naturalnie nie miałoby to najmniejszego sensu. Jest dla mnie oczywiste, że Brexit będzie chaotyczny nawet w przypadku przedłużenia obowiązywania artykułu 50, ponieważ brytyjska klasa polityczna wydaje się nie wiedzieć, czego chce.

Obecną sytuację Wielkiej Brytanii idealnie moim zdaniem podsumowują następujące słowa Franza Kafki: "Jeden idiota jest jednym idiotą. Dwóch idiotów to dwóch idiotów. Dziesięć tysięcy idiotów to partia polityczna".

W najbliższej perspektywie przewiduję:

- Większe trudności dla brytyjskich aktywów, w szczególności spółek notowanych na giełdzie, których przychody są w znacznym stopniu zależne od brytyjskiego rynku, ponieważ konsumpcja w Wielkiej Brytanii hamuje, a obciążenie brytyjskich gospodarstw domowych gwałtownie rośnie.

- Wzrost zmienności kursu funta szterlinga (przypomnijmy, że według PPP funt jest nadal mocno niewartościowany o około 10% względem dolara amerykańskiego, natomiast względem euro znajduje się na odpowiednim poziomie).

- Brak nowych kredytów ograniczy brytyjską aktywność gospodarczą bardziej, niż prognozowano, ponieważ niepewność polityczna utrzyma się przez dłuższy okres.

- Kolejne odczyty danych będą jeszcze gorsze.

Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku

Saxo Bank
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »