Nie ma jednej strategii alternatywnej dla wydobycia gazu z łupków

Gaz łupkowy jest szansą na polskie elektrownie gazowe, które pozwolą dotrzymać warunków unijnego pakietu klimatycznego. Dalsze zaostrzanie przepisów będzie nas jednak wpychać na ścieżkę budowy elektrowni atomowej, bo energia odnawialna jest zbyt droga i zbyt mało przewidywalna - mówi prof. Konrad Świrski.

Gaz łupkowy jest szansą na polskie elektrownie gazowe, które pozwolą dotrzymać warunków unijnego pakietu klimatycznego. Dalsze zaostrzanie przepisów będzie nas jednak wpychać na ścieżkę budowy elektrowni atomowej, bo energia odnawialna jest zbyt droga i zbyt mało przewidywalna - mówi prof. Konrad Świrski.

Obserwator Finansowy: Państwowy Instytut Geologiczny ogłosił, że mamy między 346 a 768 mld metrów sześciennych gazu łupkowego. Media ogłosiły, że to koniec marzeń o drugim Kuwejcie. Zgadza się Pan z tym?

Pobierz darmowy: PIT 2011

Prof. Konrad Świrski: Chyba jednak nie koniec, bo według tego samego opracowania możemy mieć i 2 bln metrów sześciennych, a według wstępnych amerykańskich szacunków 5 bln. Opracowanie PIG niewiele wnosi i zastanawiam się czemu nie pojawiło się kilka lat temu, skoro na pierwszej stronie czytamy, że są to szacunki na podstawie odwiertów dokonanych do 1990 roku. Zupełnie nie uwzględnia się nowych danych, a rozbieżność tych wszystkich szacunków jest astronomiczna.

To o ilości gazu powinniśmy dyskutować?

- Ilość jest ważna, ale jeszcze ważniejsza jest dostępność. Powinniśmy zastanawiać się, czy jesteśmy w stanie eksploatować gaz łupkowy za pomocą technologii, które sprawdziły się na razie na innym kontynencie i w innych warunkach. Ostatecznie liczy się przecież, ile wykopiemy dziur, ile rzeczywiście wyciągniemy tego gazu i ile dostarczymy do elektrowni. Planujemy 127 odwiertów w najbliższych latach, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych odwierty robione każdego roku liczy się w tysiącach. Dobrze byłoby więc, gdyby te odwierty dały lepszy obraz tego, czy jesteśmy w stanie wydobywać łupki komercyjnie. Najważniejsze jest jednak to, że nawet te niedoskonałe szacunki wskazują, że gaz łupkowy może być alternatywną strategią energetyczną dla Polski i dlatego próby powinny być kontynuowane.

Reklama

Elektrownie gazowe uchronią nas przed skutkami drakońskiego planu Unii - redukcji emisji CO2 o 80 proc. do 2050 roku?

- 80 proc. jest nierealistyczne. Unia stawia ten cel zakładając, że w przyszłości zostaną wytworzone nowe technologie nie tylko wytwarzania energii, ale i zarządzania siecią, które spowodują, że będzie można taki cel osiągnąć. Dla inżynierów to założenie ryzykowne. Możemy zakładać, że w nowym roku będzie nowy model telefonu komórkowego, ale nie możemy zakładać, że jakaś niewymyślona jeszcze technologia energetyczna zadziała.

Idealnym rozwiązaniem byłaby dla nas technologia CCS, czyli wychwytywania i składowania dwutlenku węgla, ale ona zdaje się nie działa.

- Zgadza się. To od początku było zadanie karkołomne. W wylotowych spalinach z kotła energetycznego jest kilkanaście procent CO2. Proszę sobie wyobrazić, że z olbrzymich mas powietrza trzeba wybrać kilkanaście procent, skompresować to do postaci ciekłej i jeszcze gdzieś to wtłoczyć. Dlatego najnowocześniejsze bloki węglowe po dołożeniu CCS wracają do poziomu wydajności bloków sprzed 30 lat. To jest niestety przerażająca perspektywa dla energetyki węglowej: że wielkim wysiłkiem wróci do takiego poziomu, jaki miała trzy dekady temu. Nie ma to więc żadnego sensu.

Węgiel powinniśmy zatem skreślić, ale czy gaz jest jedynym dostępnym u nas rozwiązaniem?

- Stawiając na gaz jesteśmy w stanie zmieścić się w normach obecnego pakietu klimatycznego bez potrzeby budowania elektrowni atomowej. Kolejne 10 proc. redukcji CO2 też bylibyśmy w stanie jakoś osiągnąć, ale dalsze 20 czy 40 proc. byłoby już niemożliwe i wprowadzało nas na szlak budowy elektrowni atomowej.

Może na razie ten gaz kupujmy? Kontrakt gazowy z Rosją mamy przecież do 2022 roku i narzekano, że jest za długi i zbyt duży.

- Tak, ale za gaz rosyjski płacimy ponad 400 dolarów za tysiąc metrów sześciennych, a w Stanach Zjednoczonych kosztuje 100 dolarów. Od razu widać, że przepłacamy. Przy tych cenach elektrownie gazowe wyszłyby nas taniej niż OZE, ale drożej niż węgiel i dobrze zrobiony atom.

Szukanie gazu łupkowego opóźni budowę elektrowni atomowej?

- Wszystko na to wskazuje. Energetyka jądrowa jest na razie takim asem w rękawie, który być może zostanie zagrany i poświęcony albo na ołtarzu jakiejś koalicji politycznej w Polsce, albo - co bardziej prawdopodobne - na forum europejskim w negocjacjach pakietu klimatycznego.

Czytaj raport specjalny serwisu Biznes INTERIA.PL "Gaz łupkowy w Polsce"

Spytam wprost: gdyby pan był premierem, to sprawiłby, żeby przetarg na atomówkę doszedł do skutku, czy jeszcze się tego asa w rękawie nie pozbywał?

- Na szczęście nie jestem premierem i łatwiej mi komentować niż podejmować decyzje. Wydaje mi się jednak, że wstrzymałbym się jeszcze rok, półtora. Choćby dlatego, że dziś jesteśmy za słabo przygotowani, żeby wynegocjować dobry kontrakt na budowę elektrowni atomowej, a w 2013 roku mamy wybory w Niemczech.

Co pan ma na myśli mówiąc o słabym przygotowaniu?

- Nie jesteśmy przygotowani technicznie, ale nie mamy też odpowiednich specjalistów. Jeśli zaś nie mamy dobrych prawników i wsparcia firm konsultingowych, to dostaniemy zły kontrakt i zapłacimy za niego bardzo dużo. Co gorsza, nie będziemy mieli dobrze przygotowanej inwestycji, a to w energetyce atomowej najcięższy grzech. Każde opóźnienie kosztuje bowiem ogromne pieniądze i jest katastrofalne dla gospodarki.

To po co nam ta atomówka? Prof. Jan Popczyk twierdzi, że zbudowanie pierwszego bloku jądrowego o mocy 1600 MW będzie nas kosztowało 11 mld euro. Za tę samą cenę można podobno zbudować 11 GW źródeł fotowoltaicznych (czerpiących energię ze słońca), dających tę samą ilość prądu.

- Jak ktoś podaje bardzo szybko liczby dotyczące inwestycji, to znaczy, że rzadko brał udział w realnym procesie inwestowania. Realna cena za 1600 MW bloku jądrowego to w tej chwili 4,8-8 mld euro, ale oczywiście wszystko zależy od przygotowania inwestycji i targowania się. Fotowoltaika jest zaś cztery do ośmiu razy droższa niż jakakolwiek inna energia. Dobrze pokazuje to przykład Niemiec. Tam tylko 3 proc. energii pochodzi ze słońca, a kosztowało to aż 100 mld euro.

- Zresztą porównywania tylko mocy zainstalowanej są wyjątkowo demagogiczne i mało techniczne, bo przykładowo elektrownia jądrowa może produkować przez 80-90 proc. czasu w roku z pełna mocą, elektrownia gazowa i węglowa 60 do 80 proc., natomiast wiatr w warunkach polskich tylko ok. 20 proc., a słońce realnie 10-20 proc. (i tylko w odpowiednich godzinach i w zależności od pogody). Nie można więc zakładać łatwej zamiany 1 MW jednej technologii na inną bez całościowego planowania systemu energetycznego, który optymalnie powinien być zbudowany z kilku typów elektrowni.

Czemu zatem Niemcy robią coś tak nieopłacalnego?

- To jest kwestia dofinansowania ich przemysłu. Niemcy postanowiły bowiem, że zostaną liderem w dziedzinie czystych technologii. Dotowanie odbywa się za pomocą mechanizmu feed-in tariff, który zakazany nie jest, mimo że do złudzenia przypomina kontrakty długoterminowe (które polska energetyka stosowała do 2007 roku), zakwestionowane przez Unię Europejską jako niedozwolona pomoc publiczna.

A realne jest, żeby powstało na polskich wsiach 3000 biogazowni?

- W tej chwili jest kilkanaście i nic nie zapowiada żeby miało być więcej. I znowu typowe w warunkach polskich biogazownie mają po 100 kW i nie produkują w sposób ciągły. Wielki program budowy kilku tysięcy biogazowni jest raczej na papierze niż w realizacji. Rolnictwo jest rozdrobnione, nie wiadomo, kto ma to wybudować i skąd wziąć na to pieniądze. W ogóle im większy udział energetyki odnawialnej, tym większe problemy z funkcjonowaniem całego systemu energetycznego. Oczywiście te problemy bohatersko się przezwycięża. Smart grid, czyli inteligentne systemy elektroenergetyczne nie wzięły się z niczego. Zastanawiano się po prostu, jak ma funkcjonować ta rozproszona energetyka i jak ma działać zmiana struktury zapotrzebowania na energię. Tak samo samochody elektryczne - pomysł pojawił się, kiedy zauważono, że nie ma dużego zapotrzebowania na energię w nocy.

Przyznaje pan więc, że energetyka rozproszona jest innowacyjna i może być kołem zamachowym gospodarki?

- Dla Niemiec na pewno tak. Ciężki przemysł został wyprowadzony, więc trzeba być liderem w nowej technologii. Dobrym przykładem jest też Dania - ilość nowych mniejszych, ekologicznych źródeł jest imponująca, ale i jeden z największych koncernów produkujących wiatraki to duński Vestas. Polska jest jednak o jeden etap rozwoju wcześniej, wciąż z ciężkim przemysłem i niską innowacyjnością, także my płacilibyśmy tylko za te technologie, a nie inkasowali z nich zyski.

Rysunek z serwisu zboku.pl

Więcej w serwisie ZBOKU.PL

Powinniśmy zatem wejść w stuletnią eksploatację energii atomowej, bo źródła odnawialne nawet do 2112 roku nie będą lepsze?

- Tego nie powiedziałem. Sam mam wielkie wątpliwości, czy powinniśmy to robić. Jesteśmy po prostu w bardzo niekorzystnym momencie do podejmowania tak ważnych decyzji. Polska jest jedynym krajem w Europie w tak trudnej sytuacji. Inne kraje mają chociaż dobrą energetykę podstawową, do której dokładają te odnawialne klocki. Niemcy wprowadziły ostatnio bloki węglowe o rekordowych sprawnościach, budują bloki gazowe, które będą zasilane z Nord Streamu. Francja ma bloki atomowe, które działają od wielu lat bez problemów, kraje skandynawskie mają duże zasoby hydroenergii. My nic takiego nie mamy w zakresie energetyki podstawowej i zmusza się nas do wprowadzania OZE. To trochę tak jakbyśmy nowiutki silnik wkładali do przerdzewiałego samochodu.

To co mamy zrobić?

- Realistycznie rzecz biorąc powinniśmy odbudowywać elektrownie węglowe na miejsce tych, które trzeba będzie wycofać z eksploatacji. Budować też część bloków na gaz i tyle, ile możemy w ramach energetyki odnawialnej. Zasadniczą decyzję: czy elektrownia atomowa, czy gaz łupkowy trzeba zaś podjąć, jak mówiłem, za rok-półtora.

Rozmawiał Marek Pielach

Prof. Konrad Świrski jest pracownikiem naukowym Politechniki Warszawskiej i Kierownik Zakładu Maszyn i Urządzeń Energetycznych w Instytucie Techniki Cieplnej. Ma na koncie kilkadziesiąt wdrożeń prac badawczych w elektrowniach w Polsce, USA, Azji. Jest także prezesem firmy Transition Technologies SA.

Biznes INTERIA.PL jest już na Facebooku. Dołącz do nas i bądź na bieżąco z informacjami gospodarczymi

Obserwator Finansowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »