Detroit: dzieła sztuki kontra emerytury urzędników

Znajdujące się w stanie bankructwa Detroit ma jedną z najlepszych kolekcji sztuki w USA, obejmującą działa van Gogha, Matisse'a czy Bruegla. Pojawił się pomysł ich sprzedaży, by choć częściowo spłacić wierzycieli i podratować fundusze emerytalne urzędników.

Jednym z najznakomitszych dzieł Detroit Institute of Arts (DIA) są przedstawiające robotników przy pracy w zakładach samochodowych murale pt. "Detroit Industry". Zrealizował je na początku lat 30. sympatyzujący z komunizmem meksykański malarz Diego Rivera na zamówienie Edsela Forda, syna założyciela Ford Motor Company.

Od tego czasu wiele firm samochodowych, dzięki którym Detroit uzyskało miano "Motor City", przeniosło produkcję do Azji. Bogatsi ludzie wyjechali, a miasto od lat stopniowo pogrążało się w długach. W poszukiwaniu sposobów na zmniejszenie gigantycznego, szacowanego na 18 mld dolarów długu miasta, powołany kilka miesięcy temu specjalny komisarz kryzysowy Kevyn Orr poprosił o inwentaryzację mieszczącego 60 tys. dzieł sztuki muzeum DIA. W 2004 roku wartość zbiorów szacowano na 1 mld USD.

Reklama

"Sytuacja jest bardzo nerwowa; nie wiemy, co nas czeka. Nawet od naszych prawników nie mogę dostać odpowiedzi, bo nie ma żadnych precedensów. Z drugiej strony pracujemy jak zwykle" - mówił PAP, już po ogłoszeniu przez Orra 18 lipca upadłości miasta, prezes DIA Graham W.J. Beal, Brytyjczyk, który od 14 lat kieruje muzeum.

DIA, choć założone jako instytucja publiczna, od dziesięcioleci dzięki sponsorom żyje głównie z pieniędzy prywatnych, a przez ostatnie 20 lat - wyłącznie w ten sposób, nie dostając żadnych dotacji ani z miasta, ani stanu Michigan. Formalnie znajdujące się w muzeum dzieła należą jednak do miasta. Do lat 30. za fundusze miejskie muzeum nabyło wiele znakomitych dzieł, w tym np. w 1920 roku autoportret Vincenta van Gogha. To te dzieła byłyby w pierwszej kolejności zagrożone sprzedażą, by spłacić wierzycieli miasta.

"Na jednym ze spotkań usłyszałem argument: bogate muzeum przeciwko biednym emerytom" - mówi Beal. Pierwszymi ofiarami bankructwa mogą być bowiem fundusze emerytalne, które zainwestowały w miejskie obligacje. To z nich są wypłacane emerytury 20 tys. byłych urzędników miasta. "Ku zaskoczeniu pomysłodawców tego pomysłu (sprzedawania obrazów), oburzenie wybuchło w obronie tzw. +bogatego muzeum+. Spodziewali się innej reakcji" - dodaje Beal.

Beal nie waha się o obecne problemy miasta obwinić "niekompetentne i skorumpowane władze". Jeden z ostatnich burmistrzów Kwame Kilpatrick przebywa w więzieniu, skazany za liczne oszustwa finansowe i korupcję. Niedawny przewodniczący rady miejskiej Charles Pugh, wobec którego też pojawiły się obciążające zeznania, zniknął, gdy w mieście ustanowiono komisarza.

Na tle najbardziej spektakularnego upadku miasta w historii USA, DIA radzi sobie bardzo dobrze. Organizuje wystawy, programy edukacyjne dla dzieci, a nawet regularnie dokonuje zakupów nowych eksponatów, choć skromnych - zastrzega dyrektor. Tegoroczny budżet muzeum wynosi 31 mln dolarów; w tej sumie nie ma ani jednego dolara z dotacji miasta.

W obronie muzeum stanęli odwiedzający, a wśród nich także ci, którzy dawno wyprowadzili się (wraz ze swymi podatkami) z Detroit na bogate przedmieścia. Nie chcą mieszkać w nękanym przez przestępczość mieście, ale lubią od czasu do czasu przyjechać do znakomitego muzeum. Mieszkańcy trzech okręgów dobrowolnie nałożyli na siebie nawet specjalny podatek od nieruchomości w wysokości 9 dolarów rocznie, by wesprzeć DIA. "To nadzwyczajne w czasach, gdy nikt nie chce płacić podatków" - podkreśla Beal. Muzeum uzyskuje z tego podatku 23 mln dolarów rocznie.

Wśród płacących podatek na DIA są osoby mieszkające w obrębie Detroit, choć to znaczna mniejszość. Ale Beal odrzuca krytykę, że muzeum jest elitarnym miejscem dla bogatych białych z przedmieść. Do DIA przychodzą także Afroamerykanie, ludzie w różnym wieku, z różnych grup społecznych. Przygotowując się na ewentualne referendum w sprawie przyszłości DIA, muzeum zamówiło badanie opinii publicznej. Na pytanie, kto chodzi do DIA, ludzie we wszystkich badanych grupach, także czarnoskórzy, odpowiadali, że "każdy". Na pytanie, kto chodzi na koncerty muzyki poważnej, odpowiedź brzmiała: "bogaci".

"Wierzymy, że ludzie z całego regionu i miasta uważają nas za dobro publiczne" - mówi Beal.

Teraz, gdy ogłoszono upadłość Detroit, nie ma już zagrożenia, że ktoś nagle przyjdzie i zabierze ten czy inny obraz, by spłacić wierzycieli - zaznacza prezes placówki. Procedura bankructwa oznacza bowiem, że do czasu wyroku sądu wszystkie operacje, by zaspokoić interesy kredytodawców, zostały zamrożone. "Dla nas bankructwo jest wręcz lepsze w porównaniu z sytuacją, w której byliśmy dotychczas" - przyznaje Beal.

Z Detroit Inga Czerny

PAP
Dowiedz się więcej na temat: kontra | USA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »