Z kim się liczy Mittal?

ArcelorMittal jest firmą globalną - bez narodowego oblicza. Czy jedyne granice, które bierze pod uwagę, to granice opłacalności produkcji? Kierującemu największym producentem stali na świecie Lakshmiemu Mittalowi trudno zarzucić, że ulega narodowym sentymentom.

Za to nieraz swoje narodowe racje i interesy próbują ugrać przy Mittalu politycy państw, w których działa, a - jak wiadomo - nawet najsilniejsi nie działają w próżni.

Potentat od lat deklaruje politykę, zgodnie z którą koncentruje produkcję w tych zakładach, które w danym momencie są najbardziej rentowne. Koncern ma być odporny na naciski polityków i kierować się jedynie rachunkiem ekonomicznym. Okazuje się jednak, że ostatnie zawirowania wokół zachodnioeuropejskich zakładów koncernu niekoniecznie potwierdzają tę prawidłowość.

Reklama

Koncern produkuje stal w ponad 20 krajach zlokalizowanych na czterech kontynentach.

Zagłosuj w internetowym referendum w sprawie OFE

Przy zmniejszonym zapotrzebowaniu na stal na świecie w ostatnich latach nie wykorzystują one w pełni swoich mocy produkcyjnych. Dzięki temu koncern może z dość dużą swobodą przerzucać produkcję w te miejsca, gdzie aktualnie jest najbardziej opłacalna.

Czasem wystarczy groźba zamknięcia produkcji w jednej z hut, by u miejscowych władz uzyskać lepsze warunki.

Taka sytuacja wystąpiła w ostatnich miesiącach w hiszpańskim Gijon. Pół roku temu ArcelorMittal wygasił tamtejszy wielki piec ze względu na zbyt wysokie koszty produkcji. Niedawno postanowił jednak znowu go uruchomić - po uzyskaniu obniżki taryf na energię elektryczną i usługi portowe. Decydująca była też zgoda związkowców na uelastycznienie warunków zatrudnienia i obniżenie jego kosztów.

To, co przyszło dosyć łatwo w pogrążonej w kryzysie Hiszpanii, niekoniecznie sprawdza się już w pozostałych krajach Europy Zachodniej. W drugiej połowie ubiegłego roku ArcelorMittal zamknął dwa wielkie piece zakładu we Florange w Lotaryngii. Motywował to tym, że były one nierentowne. W ruchu miała pozostać jedynie tamtejsza walcownia, która była jedyną częścią zakładu przynoszącą zysk.

Decyzja dotycząca zakładu we Florange wywołała bardzo gwałtowne reakcje ze strony francuskich władz. Dopiero co doszło we Francji do zmiany na szczytach władz. W maju nowym prezydentem został socjalistaFrancois Hollande, który w trakcie kampanii głosił hasła konieczności ożywienia francuskiego przemysłu. Decyzję Mittala musiał więc odebrać jako bardzo poważny cios wymierzony w jego politykę.

Nerwowo zareagował też wykreowany przez prezydenta nowy francuski rząd.

CZYTAJ RAPORT: Zamach na emerytury z OFE

Minister odnowy produkcji Francji Arnoud Montebourg oświadczył nawet: "Nie chcemy pana Mittala we Francji, bo obraża Francję". Potem starał się jednak wycofać ze swych słów.

Bo też francuski rząd toczył przez całą jesień intensywne negocjacje z Arcelor- Mittal. Francuska oferta sprowadzała się do wykupu zamykanych instalacji za symboliczne euro i kontynuacji produkcji pod zarządem państwowym.

Na takie warunki nie chciał jednak zgodzić się Lakshmi Mittal. Porozumienie osiągnięto dopiero 1 grudnia, po bezpośrednim spotkaniu właściciela koncer nu z prezydentem Hollandem. Na jego mocy ArcelorMittal zobowiązał się nie zwalniać pracowników i zainwestować w ciągu najbliższych pięciu lat w zakład we Florange 180 milionów euro. Co ciekawe jednak, na razie wielkie piece mają pozostać nieczynne, a pracować będzie tylko walcownia. Dla francuskiego rządu priorytetem było jednak to, by w zakładzie nie doszło do redukcji zatrudnienia i ten cel udało się osiągnąć.

Innym przykładem tego, że interwencje polityków mogą wpłynąć na zmianę planów Mittala, jest sytuacja w Liege w Belgii. Koncern ogłosił we wrześniu, że zwolni tam dwa tysiące pracowników i zrezygnuje z wdrożenia programu inwestycyjnego o wartości 138 mln euro.

Miejscowe władze przystąpiły jednak do intensywnych negocjacji z koncernem, które trwały aż do początku grudnia.

Porozumienie przewiduje, że zwolnień jednak nie będzie, a program inwestycyjny zostanie wdrożony.

W obydwu przypadkach trudno mówić, by ArcelorMittal wytargował coś dla siebie. Mimo to, był skłonny złagodzić pierwotne stanowisko. To może z kolei pokazywać, że także dla niego wielka polityka ma znaczenie i potrafi nieraz zaważyć na rachunku ekonomicznym.

Pobierz: program do rozliczeń PIT

Z pewnością między wielkim biznesem a wielką polityką istnieje sieć zależności.

Zapowiedzi decyzji i ich cofanie traktować trzeba w zależności od sytuacyjnego kontekstu jako element długofalowych negocjacji, zajmowania pozycji w grze czy tylko szacowania atutów przeciwnika.

Nie można za to zarzucić koncernowi tego, że kieruje się jakimś partykularnym interesem narodowym właściciela. Pełnemu umiędzynarodowieniu koncernu sprzyjają skomplikowane stosunki rodzinne Lakshmiego Mittala. Jego firma nie posiada bowiem żadnego zakładu produkcyjnego w Indiach. Tamtejszy biznes stalowy znajduje się w rękach rodziny Mittala, z którą jest on skłócony od 1994 roku.

Doszło wtedy do rozłamu, w wyniku którego Mittal przeniósł siedzibę swojej firmy do Londynu i zerwał z rodziną wszelkie kontakty. Jednocześnie przejął całkowitą kontrolę nad zagranicznymi operacjami firmy, między innymi w Indonezji, Trynidadzie i Tobago oraz w Meksyku, podczas gdy w ręku ojca, braci i reszty rodziny pozostała indyjska część przedsięwzięć rodzinnej spółki, która działa do dziś pod nazwą Ispat Industries Ltd.

Paweł Szygulski, Nowy Przemysł

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Dowiedz się więcej na temat: hutnictwo | ArcelorMittal | arcelor mittal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »