Eksport spożywczy decyduje o naszej nadwyżce handlowej

8,5 mld euro nadwyżki w obrotach towarami rolno-spożywczymi z zagranicą w zeszłym roku. W tym roku wzrośnie ona do 9,4 mld euro - prognozują eksperci.

Eksport towarów rolno-spożywczych z Polski rośnie jak na drożdżach, po kilkanaście procent rocznie. Ale nie można nie zauważyć, że dynamika tego eksportu obnaża też słabości naszej gospodarki.

Nadwyżka w handlu zagranicznym to rzecz ważna, bo świadczy o tym, że gospodarka kraju jest bardziej konkurencyjna od innych. W obrotach zagranicznych Polska miała w zeszłym roku 0,5 mld euro nadwyżki, która zmniejszyła się z 3,9 mld euro rok wcześniej. Gdyby nie nadwyżka w eksporcie żywności mielibyśmy spory deficyt. Czy naprawdę więc polska gospodarka jest konkurencyjna?

Reklama

Udział eksportu towarów rolno-spożywczych w eksporcie ogółem wyniósł 13,4 proc. Lwią część w tym wszystkim stanowi żywność przetworzona, czyli wyroby polskiego przemysłu spożywczego, bo nieprzetworzonych towarów rolnych sprzedajemy stosunkowo mało. I wciąż udział artykułów spożywczych w polskim eksporcie rośnie.

- Udział eksportu przetwórstwa rolno-spożywczego w eksporcie ogółem wzrósł z 11,8 proc. w 2012 do 12,8 proc. w 2017 roku - mówi Interii Mariusz Dziwulski, analityk PKO Banku Polskiego.

Popatrzmy, jak wyglądają twarde dane o polskim eksporcie żywności. Według GUS wartość eksportu artykułów rolno-spożywczych w zeszłym roku wyniosła 27,3 mld euro, co oznaczało wzrost o 12,3 proc. w stosunku do poprzedniego roku, kiedy wyeksportowaliśmy żywność za 24,3 mld euro. Najwięcej eksportujemy do państw Unii - w zeszłym roku było to 22,3 mld euro, czyli wzrost rok do roku również o 12,3 proc. Do Unii trafiło 81,5 proc. wywiezionej z Polski żywności. Dynamika sprzedaży do państw "starej" Unii była znacznie wyższa niż do krajów naszego regionu.

- W stosunku do krajów unijnych mamy przewagi konkurencyjne, możemy oferować produkty wysokiej jakości znajdujące nabywców na rynkach zagranicznych - wyjaśnia ekspert PKO BP.

Tak jest od 2004 roku, a więc wejścia Polski do Unii. Wtedy nasz kraj uzyskał dostęp do ogromnego wspólnego rynku. Od tego czasu polski eksport rolno-spożywczy wzrósł ponad pięć razy. Jeszcze w 2004 roku sprzedaliśmy za granicę żywność o wartości zaledwie 5,2 mld euro. Polska nadwyżka w międzynarodowym handlu żywnością zwiększyła się od 2004 roku ponad 10-krotnie. Sytuacja poprawia się z roku na rok.

- W ciągu pięciu ostatnich lat wzrost eksportu (spożywczego) był bardzo silny i wynosił 53 proc., gdy importu 42 proc. - mówi Dziwulski.

Gdzie sprzedajemy najwięcej polskiej żywności?

Oczywiście w Niemczech. I na tym rynku dynamika eksportu jest także najwyższa. W zeszłym roku sprzedaliśmy tam towary rolno-spożywcze za bez mała 6,5 mld euro, a wzrost eksportu rok do roku wyniósł aż 18,1 proc. Eksport do Niemiec stanowił 23,7 proc. wartości całego eksportu rolno-spożywczego Polski.

Co będzie w tym roku? Nadal będzie świetnie. Eksport towarów rolno-spożywczych dalej wzrośnie, o 4,3 proc. do 29 mld euro, a nadwyżka handlowa wzrośnie do 9,4 mld euro - napisali niedawno analitycy Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. W pierwszej połowie przyszłego roku ma być podobnie. W ich ocenie, wartość eksportu produktów rolno-spożywczych w pierwszej połowie 2019 roku może osiągnąć 14,6 mld euro, co oznacza wzrost o dalsze 5 proc., a w ślad za tym nadwyżka jeszcze się powiększy.

Niektóre polskie branże spożywcze specjalizują się już w produkcji eksportowej. Tak jest z mięsem, a zwłaszcza z drobiem, przetworami owocowo-warzywnymi czy też produktami mleczarskimi. Jesteśmy największym producentem drobiu w Unii. Ogółem więcej niż jedna czwarta wyprodukowanej w Polsce żywności jedzie za granicę. Udział eksportu w przychodach całego przetwórstwa rolno-spożywczego w Polsce stanowi już 27 proc.

- Eksport napędza rozwój niektórych branż. W eksporcie owocowo-warzywnym także mamy wiele przewag. Są to na przykład jabłka, których w sezonie 2012/13 byliśmy największym eksporterem na świecie. Branża mleczarska jest również bardzo konkurencyjna na tle krajów unijnych - ocenia analityk PKO BP.

I dodaje, że eksport mięsa wzrósł w ciągu ostatnich pięciu lat o 60 proc., a drobiu zwiększył się o 112 proc. W 2017 roku dynamika eksportu drobiu wyniosła 9 proc. rok do roku, lecz w tym roku jeszcze przyspiesza. Sama sprzedaż zagraniczna drobiu i podrobów w stosunku do 2004 roku wzrosła ok. 10 razy. Sprzedaż za granicę produkcji mleczarskiej w ciągu pięciu ostatnich lat wzrosła o 45 proc.

Polska żywność sprawdza się na najtrudniejszych rynkach, gdzie konsumenci przyzwyczajeni są do jedzenia wysokiej jakości. Technologicznie polski przemysł spożywczy nie ustępuje już zachodniemu. Co tworzy przewagę konkurencyjną? Odpowiedź jest prosta. Cena. Niższa cena wynika z niższych wciąż kosztów pracy w Polsce, zasilonej dodatkowo napływem pracowników ze Wschodu oraz niższych cen produktów rolnych.

- Przewagi cenowe są najważniejszym powodem tego wzrostu (eksportu). Potrafimy wyprodukować taki produkt, który jest dobry jakościowo, odpowiada wszystkim wymogom i jest tańszy. Rozwijają się najbardziej takie kategorie eksportu, które są najbardziej pracochłonne, dzięki temu, że mamy wciąż niższe koszty pracy, a napływ siły roboczej ze Wschodu wspiera konkurencyjność cenową - mówi ekspert PKO BP.

Dlaczego tak dużo żywności sprzedajemy właśnie w Unii?

Bo na rynku światowym ceny naszych produktów nie są już tak konkurencyjne. Wymogi jakościowe są niższe, a wyroby tańsze. Piersi polskich kurczaków przegrywają starcie m.in. z piersiami kurczaków z Brazylii czy z USA.

- Dlatego trudno nam się konkuruje jeśli chodzi o rynek światowy - uważa analityk PKO BP.

Dlatego właśnie za dynamikę eksportu produktów żywnościowych z Polski odpowiada sprzedaż do państw Unii. Analitycy mówią, ze perspektywiczne dla eksportu są rynku Afryki i Azji, ale ze względu na amerykańską konkurencję są też bardzo trudne. Do państw Unii eksportujemy jednak głównie produkty wstępnie przetworzone. Znacznie gorzej jest z produktami markowymi, na których oczywiście marże są wyższe. Co jest tego powodem?

- Widać trend patriotyzmu konsumenckiego, co jest zagrożeniem dla polskiej żywności na rynkach zagranicznych. Oczywiście na rynku krajowym jest on czynnikiem wsparcia, dla naszej branży, ale konsumenci na Zachodzie mogą się odnosić do produktów wytworzonych w Polsce z niechęcią - mówi Dziwulski.

- Jabłkom bardzo ciężko przebić się na rynek unijny. Deserowych, markowych eksportujemy do UE stosunkowo mało. Natomiast polskie jabłka w większym stopniu niż w krajach UE służą do produkcji soków i koncentratów, czyli półproduktów. Duży udział jabłek do przetwórstwa w strukturze produkcji i niskie ceny pozwoliły nam być największym producentem zagęszczonego soku jabłkowego na rynku unijnym - dodaje.

Kiedy na stokach olbrzymiego Ortlera można jeszcze szusować po twardym jak beton śniegu, w sąsiedniej Val di Sole kwitną już jabłonie. Na nich wyrosną najbardziej pożądane jabłka w Europie. Mają swoją markę, a z nią nie sposób konkurować pomimo przewag kosztowych. Polskie jabłka czeka przerób na koncentraty, gdyż koncentraty nie są markowym półproduktem. Konsument nie zastanawia się skąd pochodzą.

Jakich sposobów szukają polscy producenci na to, żeby sytuację tę zmienić?

Można oczywiście budować polską markę, jest to jednak ogromnie trudne i kosztowne. Można też poszukiwać nisz, a następnie chuchać w nie i lansować trendy. Taką niszą o dużym potencjale są soki tłoczone, których produkcja w Polsce rośnie na potęgę. PKN Orlen już zapowiada, że wprowadzi je do sprzedaży na swoich stacji paliw nie tylko w Polsce, ale także w Czechach i w Niemczech. Czy mają szansę podbić kubki smakowe tamtejszych konsumentów? To się okaże.

Jest jeszcze inna metoda. To przejęcie przez polskiego producenta zagranicznej marki. Jeden ze znanych bankowców mówi, że gdy zgłosił się do niego taki polski klient, bank bardzo szybko znalazł mu 20 możliwych celów zakupu na rynku niemieckim. Do wyboru. To może być kosztowne przedsięwzięcie, ale na pewno jest warte rozważenia. Nawet "gospodarczemu patriocie" można wtedy sprzedać produkty z Polski.

Nie można łudzić się, że złota era polskich kurczaków czy soków potrwa wiecznie. Największym zagrożeniem są rosnące koszty produkcji w Polsce. Ale jak wszędzie na świecie i tu widać konkurencję. Gospodarka Ukrainy dochodzi do równowagi, nie można wykluczyć, że pracownicy z Ukrainy pojadą dalej na zachód albo wrócą do siebie. Ukraina ma też rosnący apetyt na podbój Unii swoją żywnością.

- Ukraina może zwiększać produkcję bardzo dynamicznie jeśli chodzi o każdy segment żywności. Ma ochotę zaistnieć na rynku drobiu, produkuje też coraz więcej jabłek i może być ich znaczącym eksporterem w następnych latach - mówi Dziwulski. Ukraina ma umowę handlową z Unią, a w niej kontyngenty na niektóre produkty. Dzięki temu, już teraz może myśleć o tym, jak zaistnieć na unijnym rynku żywności. Również na polskim rynku. Polscy producenci powinni tę konkurencję coraz poważniej brać pod uwagę.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska żywność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »