Niezwykła historia hochsztaplera z wielką klasą

Według Flavio Briatore "Bogaci noszą się bogato i bawią się bogato. Bogaczy przyciąga bogactwo. Żeby zdobyć bogactwo, trzeba nauczyć się je udawać, a wtedy przyjdzie samo". W jakim stopniu możliwe jest udawanie milionera? Czy każdego stać na bycie Dyzmą? Kiedy Rockefeller jest Rockefellerem?

Jak Christophe Rocancourt został uczciwym milionerem?

Luksusowe samochody, ślicznotki i sława, pieniądze z hukiem wyrzucane w błoto. Hedonistyczne marzenie "highlife'u" kusi niemal każdego. Naturalną drogą osiągnięcia materialnego komfortu jest ciężka praca, albo odziedziczenie majątku, który pozwala na konsumpcyjny zbytek. Gdy tego zabraknie pozostaje fantazja, albo... odgrywanie bogacza w "teatrze świata".

Christophe Rocancourt urodził się w 1967 roku w małej wiosce rybackiej na północy Francji. Jego ojciec był malarzem pokojowym, który zmagał się z alkoholizmem i wybuchami agresji, a matka prostytutką. W wieku pięciu lat trafił do sierocińca, co wcale nie oznaczało diametralnej poprawy. Trudne początki pozbawiły Christophe'a wszelkich złudzeń i obudziły w nim - niczym postaci z powieści Balzaca - żądzę triumfu i głód pieniędzy, które miały pomóc mu zapomnieć o jego ubóstwie oraz społecznym kalectwie.

Mając zaledwie szesnaście lat opuścił dom dziecka i wyruszył w podróż z nadzieją, że odmieni swój los i stanie się człowiekiem szczęśliwym. Rozumiał przez to prestiż człowieka, który cieszy się sławą i fortuną. Nie tracąc czasu wylądował w Paryżu, któremu rzucił w twarz swoje wyzwanie.

Zamiast życiorysu

Reklama

Na dobry początek próbował zrobić karierę modela. Namiastką upragnionego sukcesu była sesja zdjęciowa dla włoskiego wydania Vogue'a. Szybko jednak zawodowe pozowanie do zdjęć znudziło Christophe'a, który nigdy nie należał do ludzi pracowitych w potocznym rozumieniu tego słowa. Postanowił wykorzystać wszystkie swoje atuty i zamiast bycia zwykłym pracownikiem, wcielić się w rolę godną jego marzeń i talentów.

Jak sam po latach wspomina, świadomość braku przeszłości zmusiła go do stworzenia historii, które odgrywał z łatwością doświadczonego aktora. Pierwszym "numerem" było sprzedanie, pod wymyślonym imieniem i nazwiskiem, nieruchomości w Paryżu za niebagatelną kwotę kilkuset tysięcy euro. Fałszywa tożsamość, przekonujący uśmiech i potoczysta mowa - tak zaczyna się historia jednego z najbardziej zdumiewających hochsztaplerów naszych czasów.

Pełnej historii "kariery" Christophe'a Rocan-court'a nie sposób prześledzić. Wiadomo jednak, że jej pierwszy rozdział zakończył się w 1993 roku, kiedy został tymczasowo aresztowany w Szwajcarii pod zarzutem zamieszania w sprawę kradzionej biżuterii. Ostatecznie Szwajcarzy nie zdołali udowodnić mu winy, ale na wszelki wypadek zabronili wstępu na terytorium swojego kraju do 2016 roku.

W związku z zaistniałą sytuacją Rocancourt postanowił opuścić Stary Kontynent i udać się do Stanów Zjednoczonych. Ameryka - posiadająca własną, bogatą historię oszustów, żeby wspomnieć tylko żyjącego na przełomie XIX i XX wieku George'a C. Parkera, który wielokrotnie z powodzeniem sprzedawał Statuę Wolności i Brooklyn Bridge - dała Christophe'owi nowe, nieznane dotąd możliwości.

Amerykański sen spełniony

Kluczem, który otworzył Francuzowi bramy "amerykańskiego skarbca" było nowe, iście amerykańskie nazwisko - Rockefeller. Na ślad Chrisa Rockefellera, wnuka legendarnego miliardera, trafiamy późnym latem 2000 roku w recepcji ekskluzywnego hotelu, w uroczym miasteczku Hampton w stanie Nowy Jork. Chris wynajmuje pokój za kilka tysięcy dolarów za dobę. Samo brzmienie jego nazwiska działa magicznie i nikt nie odważa się kwestionować wiarygodności jego nobliwego pochodzenia.

Wkrótce całe miasteczko zaczyna szeptać, że oto przyjechał szarmancki Christopher - z "tych" Rockefellerów. Sam Christopher zachowuje się spokojnie, z klasą spędza swoje wakacje: korzysta z hotelowej siłowni, dużo spaceruje i poznaje odpowiednich ludzi. Jest otwarty i towarzyski, wszystkich nowopoznanych zaprasza na suto zastawianą kolację w najlepszej restauracji, za którą zawsze płaci gotówką. Poza tym Christopher, jak nikt, potrafi opowiadać o sobie i o swojej rodzinie - jej koneksjach, salonowych anegdotach. Czasami opowieści przerywa ważny telefon - zawsze dzwoni książę Albert z zaproszeniem na weekend na jachcie, ewentualnie rodzina Kennedych nalegająca na spotkanie, ale on nigdy nie ma dla nich czasu.

Mówiąc o swojej aktualnej sytuacji żali się, że jego fortuna to w dużej części nieodzyskane należności, o które musi się natrętnie upominać, ale podkreśla, że prawdziwie zajmują go jedynie poważne inwestycje, które w niedalekiej przyszłości zwielokrotnią to, co zarobił dziadek i cała rodzina Rockefellerów razem wzięta.

W tym miejscu zaczynał się "numer". Zwykle, poproszony przy deserze o ujawnienie rąbka tajemnicy swoich genialnych inwestycji, Rocancourt czarował wizją szybkiej, grubej gotówki, na koniec składając swojemu słuchaczowi propozycję nie do odrzucenia: przy pożyczce większej niż sto tysięcy dolarów, gwarantował pięciokrotny zysk w ciągu zaledwie tygodnia. Po kilku skutecznych transakcjach, kiedy zaczynało być o nim zbyt głośno Christophe zbiegł do słonecznej Kalifornii.

Szatan w mieście aniołów

Utalentowany w oszustwach Francuz kontynuuje swoją "przygodę" w Mieście Aniołów. W tym celu przestaje używać nazwiska Rockefeller, dochodząc do prostego wniosku, że większe wrażenie będzie robić pokrewieństwo z gigantami kinematografii. Wchodząc w świat filmu przedstawia się początkowo jako siostrzeniec Sophie Loren, by później stać się bratankiem słynnego producenta Dino De Laurentis'a.

Gdy mówi o sobie, wspomina porzuconą karierę bokserską, niebezpieczne kulisy Formuły I, albo smutne dzieciństwo księcia Galatzine Christo (kolejne wcielenie), który bawił się złotymi resorakami i musiał znosić arcynudne lekcje gry na fortepianie. Wrodzony urok i siła przekonywania pozwalają mu szybko wkupić się w łaski Hollywood. Przyjaźni się z Mickey'em Rourke, z którym jak donosiły plotki łączył go romans, aspiruje do bycia producentem filmowym, ale zamiast pójścia w ślady swojego słynnego wujka, zostaje menadżerem Jean Claude'a Van Damme'a.

Jego życie osobiste również kwitnie. Poślubia Pia'e Reyes - gwiazdkę Playboya, która po niedługim czasie rodzi mu syna Zeusa. Rodzina mieszka w wynajętym apartamencie w Beverly Hills, a Christophe co chwilę zmienia swoje Ferrari na nowszy model, ciągle nawiązując masę nowych znajomości. Gdy poznaje Michaela Jacksona, nie zwlekając namawia go do wypuszczenia na rynek serii perfum marki Jackson. Chris miał osobiście czuwać nad produkcją, ale w ostatniej chwili gwiazdor pop kultury wycofał się z interesu. Być może jego kariera w Hollywood dalej by się rozwijała, a jego błyskotliwy życiorys pozostał by dla nas zagadką, gdyby nie jego wyjazd z małżonką "na narty" do Kanady.

90 mln dolarów

W momencie zatrzymania przez kanadyjską policję Rocancourt miał na sobie garnitur Armaniego, złotego Roleksa, a w kieszeni oryginalny autograf Michaela Jacksona. Zatrzymany wraz z małżonką zostaje oskarżony o oszustwo starszej pary. Po przesłuchaniu Pia Reyes zostaje zwolniona i cała wina spada na Christophe'a, który musi spędzić rok w kanadyjskim więzieniu. Po roku Stany Zjednoczone występują o ekstradycję. Imponujące zarzuty uzupełniają luki w bujnym życiorysie.

Według aktu oskarżenia Christophe Rocancourt miał się dopuścić oszustw opiewających łącznie na kwotę dziewięciu milionów dolarów. Grozi mu dwadzieścia lat więzienia, ale ostatecznie zostaje skazany na pięć lat pozbawienia wolności i spłatę ponad miliona dolarów. Wyrok przyjmuje z uśmiechem na twarzy. Nie marnując czasu, "za kratkami" pisze swoją autobiografię, nawraca się na wiarę chrześcijańską i obiecuje, że jak wyjdzie na wolność będzie zarabiał w uczciwy sposób.

Jeszcze przed wyjściem z więzienia książka jego autorstwa staje się bestsellerem i zostaje przetłumaczona na wiele języków (w tym polski). Wyznaje w niej, że w trakcie swojej kariery hochsztaplera zarobił czterdzieści milionów dolarów, co było rezultatem chorobliwego uzależnienia od pożyczania pieniędzy. Swój sukces - dodaje - zawdzięcza także talentowi aktorskiemu i zamiłowaniu do zmiany osobowości, czego nie można traktować w kategoriach przestępstwa, bo wtedy całe Hollywood i wszyscy ludzie kina musieliby stanąć przed sądem.

Gwiazdor wraca do ojczyzny

Po wyjściu na wolność to właśnie środowisko filmu i showbiznesu przyjmuje Christophe'a z otwartymi ramionami - amerykańscy producenci kupują prawa do ekranizacji jego autobiografii, a kontrowersyjna francuska reżyserka Cathrine Breillat proponuje mu główną rolę w swoim nowym filmie, gdzie ma zagrać u boku Naomi Campbell.

Christophe Rocancourt po latach nielegalnej tułaczki wraca do ojczyzny jako gwiazda. W 2008 roku w błysku fleszy pojawia się z Naomi Campbell na premierze filmu Soderbergha "Che" podczas festiwalu w Cannes, a niedługo po tym przyjmuje propozycję prowadzenia programu rozrywkowego w telewizji. Podobno sam Al Pacino miał powiedzieć: "Nie ma na świecie aktora, który byłby w stanie dokonać tego, co zrobił ten Rocancourt."

Historia zbrodniczego życia Christophe'a Rocancourt'a pokazuje, że nie trzeba urodzić się Rockefellerem, żeby nim być. Sierota z Francji jest sierotą o tyle, o ile się za nią podaje. Bogacz w Ameryce bogaty jest uznaniem ludzi, którzy za bogatego go uważają. Dlaczego zatem sierota z Francji nie miałaby być bogaczem w Ameryce? Oczywiście, można zawsze mu zarzucić, że był zwykłym hosztaplerem, ale nie można mu odmówić tego, że tak dobrze i długo udawał milionera, aż nim się rzeczywiście stał.

Przykład ten, choć z prawnego punktu widzenia negatywny, potwierdza mechanikę "amerykańskiego snu" oraz prawdę szekspirowskiej maksymy, że "życie to sztuka, a my jesteśmy tylko aktorami w teatrze świata".

Michał Mądracki

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: Hollywood | bogactwo | Rockefeller
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »