Gorący kapitał napływa na rynki wschodzące

W kwietniu na rynki wschodzące napłynęło 26 miliardów dolarów - według danych zebranych przez Institute of International Finance. 21 miliardów trafiło na rynek obligacji, a pozostałe 5 miliardów zostało ulokowane na rynku akcji. Jedna z najbardziej drożejących walut był malezyjski ringgit.

Głównym beneficjentem napływu kapitału były kraje rynków wschodzących z Ameryki Łacińskiej, które przyciągnęły w czwartym miesięcy tego roku 12 miliardów dolarów. Z kolei 11 miliardów trafiło na rynki wchodzące w Azji. Niestety nasz region nie cieszył się tym razem zainteresowaniem zagranicznych inwestorów, co można było obserwować po zachowaniu polskich aktywów w kwietniu.

Przypomnijmy, że rynki wschodzące Ameryki Łacińskiej to Brazylia, Meksyk, Kolumbia, Chile oraz Peru. Tymczasem do grona EM (emerging markets) w Azji są zaliczane Chiny, Filipiny, Indonezja, Indie, Korea Południowa, Malezja, Tajwan oraz Tajlandia - według Morgan Stanley Capital International.

Reklama

Niemniej jednak warto odnotować, że w portfelach zarządzających mogą zachodzić bardziej długoterminowe zmiany. Już w lutym napływ na rynki akcji EM wyniósł 1,1 miliarda USD (z rynku obligacji odpłynęło natomiast 19,1 miliarda). Z kolei w marcu przypływ środków był największy od 21 miesięcy i osiągnął poziom 37,1 mld USD z czego 20,2 mld USD napłynęło na rynek akcji, a 16,9 mld na rynek obligacji.

Według założeń IIF przepływy na rynki wschodzące nadal powinny pozostawać pozytywne i mogą wynieść średnio 16 miliardów dolarów miesięcznie, będąc jednak poniżej 5-letniej średniej na poziomie 22 mld. Dwie trzecie z tych środków ma trafić na rynek obligacji, a jedna trzecia na rynek akcji - wynika z danych IIF.

Nam pozostaje mieć nadzieję, że inwestorzy skierują część tych środków także w stronę naszego regionu oraz Polski.

Daniel Kostecki

Dyrektor Departamentu Analiz Rynkowych

Departament Analiz Rynkowych

..............................

Chińska strategia "zalewania" Chińska strategia "zalewania" systemu płynnością wywiera dalszą presję na deprecjację renminbi, a w nadchodzących miesiącach chińska waluta powinna przykuć naszą uwagę ze względu na fakt, iż efekt słabego dolara, który widzieliśmy po posiedzeniu FOMC w marcu, a także nieskuteczność polityki EBC i BJ, już wkrótce przestaną mieć znaczenie. Waluty peryferyjne np. ringgit malezyjski umocnił się tym roku niemal o 10 proc. Znaczna część ryzyka destabilizacji dotyczy Chin, gdzie w związku z możliwością zdecydowanej dewaluacji waluty względem USD już dwukrotnie w ciągu ostatnich 9 miesięcy odnotowano gwałtowne spadki na giełdach. Fed ma zatem szczęście, że gospodarka amerykańska w I kwartale była bardzo słaba. Równocześnie trwa deprecjacja chińskiej waluty we wszystkich parach z wyjątkiem dolara amerykańskiego. Jest to przyczyną frustracji wielu spekulantów, zarówno z Chin, jak i z innych krajów, ponieważ to oni właśnie najbardziej liczyli na dewaluację renminbi. Tymczasem renminbi nieco się umocniło względem bardzo słabego dolara, mimo iż w porównaniu z innymi walutami - w szczególności azjatyckimi - jest w tym roku wyjątkowo słabe. Przykładowo, ringgit malezyjski umocnił się tym roku niemal o 10% względem renminbi, czyli porównywalnie z jenem japońskim po tym, jak gołębie nastawienie Fed spowodowało mocny rajd prawie wszystkich walut rynków wschodzących poza chińską walutą. Pod względem polityki pieniężnej Chiny zadecydowały jednak, że zamiast wykorzystać chwilę ulgi na przeprowadzenie odpowiednich korekt strukturalnych i znalezienie bardziej produktywnego rozwiązania problemu gigantycznej kumulacji długu, należy powrócić do dawnych metod generowania wzrostu PKB w sytuacji kryzysowej, tj. do masowych nowych zastrzyków kredytowych dla gospodarki. W tym momencie australijski bank Macquarie szacuje, że chińskie zadłużenie plasuje się na niepokojącym poziomie 350% PKB (http://www.businessinsider.com.au/china-1-trillion-in-bad-debt-2016-5) - to zaskakujące i bezprecedensowe przyspieszenie tempa wzrostu zadłużenia o 100% PKB od 2008 r., z czego większość generują spółki skarbu państwa. Stanowi to równowartość 35 bln USD. Ponieważ w cyklu kredytowym około 10% kredytów ogółem to zwykle zobowiązania zaległe, oznaczałoby to, że wartość niespłacalnych kredytów wynosi 3,5 bln USD - innymi słowy, więcej, niż całkowita wartość chińskich rezerw walutowych. Chińska strategia "zalewania" systemu płynnością wywiera dalszą presję na deprecjację renminbi, a w nadchodzących miesiącach chińska waluta powinna przykuć naszą uwagę ze względu na fakt, iż efekt słabego dolara, który widzieliśmy po posiedzeniu FOMC w marcu, a także nieskuteczność polityki EBC i BJ, już wkrótce przestaną mieć znaczenie. Ubiegłotygodniowe posiedzenie Banku Japonii wstrząsnęło całym rynkiem. BJ nie tylko - wbrew powszechnym oczekiwaniom - nie zwiększył zakresu skupu aktywów, ale - co ważniejsze - wręcz opóźnił horyzont czasowy przewidziany na realizację celu inflacyjnego (2%). Największy wstrząs ze wszystkich walut odnotował jen, a para USD/JPY osiągnęła najnowsze osiemnastomiesięczne minimum po największej dziennej stracie od czasu światowego kryzysu finansowego. Decyzja BJ przekonała rynek, że banki centralne dotarły do kresu swoich możliwości politycznych w ramach obecnego paradygmatu - ujemne stopy są przeciwskuteczne, a skup aktywów w ramach luzowania ilościowego przestaje mieć praktyczne uzasadnienie. W piątek - po raz pierwszy od stycznia 2015 r. - kurs euro na zamknięciu osiągnął najwyższy poziom na koniec tygodnia względem dolara amerykańskiego w związku z przekonaniem inwestorów, że EBC zasadniczo jest w identycznej sytuacji, co BJ - na siłę forsuje rozwiązania polityczne w postaci olbrzymich zakupów w ramach luzowania ilościowego i ujemnych stóp procentowych, a równocześnie nie wykorzystuje związanego z tym osłabienia waluty do zabezpieczenia się przed ryzykiem deflacyjnym. Tymczasem USD słabnie w związku z zapowiedzią Fed na wyjątkowo umiarkowanym posiedzeniu FOMC w marcu, że jest gotowa raczej dopuścić do przegrzania gospodarki amerykańskiej niż ryzykować destabilizację światowej gospodarki, sugerując możliwość dalszego podwyższania stóp i aprecjacji dolara. John J. Hardy, dyrektor ds. strategii rynków walutowych, Saxo Bank

Niepewność rynków w kontekście Brexitu

Końcówka kwietnia przyniosła zdecydowany powiew optymizmu dla wszystkich tych, którzy chcieliby pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Przełożyło się to także na notowania brytyjskiego funta, który zyskał w dniach 25-29 kwietnia +1,45 proc. względem amerykańskiego dolara. Z kolei sondaże dawały już nawet ponad 50 proc. szans na pozostanie w strukturach europejskich. Wszystko to miało miejsce po wizycie prezydenta Stanów Zjednoczonych na Wyspach, który wpłynął na Brytyjczyków. Niemniej jednak był to wpływ chwilowy, ponieważ obecnie optymizm nie jest już tak duży.

Według danych zebranych przez agencję Bloomberg 41 proc. opowiada się za wyjściem z UE, a 40 proc. jest za pozostaniem w strukturach europejskich. Wzrósł z kolei odsetek niezdecydowanych do 19 proc. Tydzień temu było to odpowiednio: 51 proc. za pozostaniem, 40 proc. za opuszczeniem i 9 proc. niezdecydowanych.

Od poniedziałku funt tracił względem USD, i euro. Wzrost obaw odnośnie Brexitu jest także widoczny na rynku opcyjnym, gdzie inwestorzy handlują implikowaną (oczekiwaną) zmiennością np. dla pary GBPUSD w konkretnych terminach w przyszłości.

Można zakładać, że większą zmianę kursu funta wywoła wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej niż jej pozostanie, a związku z tym czym większa implikowana zmienność, tym większe rynkowe szanse na Brexit i odwrotnie.

W relacji do 27 kwietnia implikowana zmienność dla opcji na parę GBPUSD zarówno terminie od tygodnia do pół roku wzrosła, co oznacza, że inwestorzy na rynku opcji, podobnie jak i ankietowani, ponownie zaczęli obawiać się Brexitu, co zwiększyło presję na wyprzedaż funta.

Autor: Daniel Kostecki, Dyrektor Departamentu Analiz Rynkowych HFT Brokers

Dowiedz się więcej na temat: rynki wschodzące | brexit | forex | rynek walutowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »