Odmieniony obraz

Ku górze, na północ - te hasła zazwyczaj bywają na eurodolarze sygnałem tzw. dobrych nastrojów, to znaczy niezłych danych makroekonomicznych, względnego uspokojenia w świecie polityki (czy też na jego przecięciu z gospodarką) - i tak dalej. W najgorszym razie, jeśli tych czynników brak, oznaczają krótkotrwałą, niezgodną z fundamentami spekulację. Ale tym razem jest chyba inaczej.

Ku górze, na północ - te hasła zazwyczaj bywają na eurodolarze sygnałem tzw. dobrych nastrojów, to znaczy niezłych danych makroekonomicznych, względnego uspokojenia w świecie polityki (czy też na jego przecięciu z gospodarką) - i tak dalej. W najgorszym razie, jeśli tych czynników brak, oznaczają krótkotrwałą, niezgodną z fundamentami spekulację. Ale tym razem jest chyba inaczej.

Ku górze

Tradycyjna "egzegeza" mówi, że dolar to bezpieczne aktywo i to ku niemu rynki zwracają się, kiedy sytuacja jest słaba. A pod pewnymi względami jest: np. w Chinach zaobserwowano niedawno słabe dane o eksporcie, efektem była sterowana z góry przecena juana, za którą poszły mocne przeceny kilku innych walut ze Wschodu - np. kazachskiej czy wietnamskiej. Indeks PMI w Chinach (przemysłowy) wypadł dziś nad ranem mizernie, najgorzej od dobrych kilku lat (47,1 pkt), wciąż nie chce się podnieść chińska giełda, mimo rządowych interwencji.

Reklama

Dane z USA też są rozmaite - ostatnie payrollsy były relatywnie skromne, w każdym razie nie przebojowe (następne mamy 4 września), mierny był indeks NY Empire State (niemal -15 pkt, co pokazał nam poniedziałek), PMI dla przemysłu nie wzrósł z 53,8 pkt do 54,1 pkt, tylko spadł do 52,9 pkt.

W tej sytuacji maleje prawdopodobieństwo, że już we wrześniu Fed obniży stopy procentowe dla dolara. Ba, nie jest nawet pewne, czy zrobi to już w grudniu. Raz: niepewne dane makro; dwa: niepewność co do tego, czy warto podwyższać cenę dolara, co osłabia amerykański eksport, gdy walutę osłabiły Chiny. To dwa powody, ale też i preteksty, bo skądinąd wiadomo, że Fed lubuje się w luźnej polityce, dającej złudzenie wielkiego wzrostu i dobrej kondycji giełd.

Poza tym euro służyło prawdopodobnie do finansowania handlu typu carry-trade: zadłużano się w nim po niskiej stopie, by inwestować w dolary albo ogólnie w ryzykowniejsze aktywa o wyższej stopie zwrotu. Ale kiedy atmosfera się psuje, kiedy wizja wyższych stóp w USA się odsuwa, to inwestorzy rezygnują z takiego biznesu i euro wypada odkupić. Kurs EUR/USD idzie więc w górę.

Do tego dochodzą impulsy techniczne: ok. tydzień temu w zasadzie ostatecznie rozbito biegnący od 18 czerwca trend spadkowy. Owszem, po testowaniu okolic 1,12 ceny poszły prawie do 1,10, trochę korekcyjnie, a trochę na fali niezłych danych z rynku nieruchomości USA, ale później wróciły na północ. Sprawy nie były do końca jasne, niemniej dzisiejsza sesja pokazuje ostre wybicie cen ku 1,13 i tak naprawdę już wyżej. W tej sytuacji naturalna będzie korekta do 1,1220-30, ale po niej byłby zrozumiały nawet rajd do 1,14.

A więc nie jest już tak, że przy niepokojących danych wszyscy uciekają do dolara. Zwłaszcza, jeśli to dane z USA czy Chin. W tle mamy co prawda Grecję, co powinno osłabiać euro, ale pamiętajmy, że na razie oficjele unijni i rynki finansowe liczą na to, że ewentualne wcześniejsze wybory wygra Cipras czy w każdym razie środowiska popierające reformy w zamian za pakiet pomocowy. Jeśli wygrają choćby minimalną przewagą, to program będzie realizowany dalej i będzie można odsuwać w czasie greckie zagrożenie.

Co ze złotym?

Na EUR/PLN jeszcze niedawno mieliśmy wędrówkę na południe po teście okolic 4,2130-50. Wędrówka ta co prawda zaprowadziła wykres do 4,16 i nawet mocno niżej, ale to właśnie w tych okolicach potwierdził się trend wzrostowy - linia mierzona od 17 lipca, a na pewien czas trochę zapomniana. Zbiegło się to m.in. ze słabymi danymi z polskiego przemysłu i o sprzedaży detalicznej, później swoje zrobił też wzrost eurodolara. Tym razem była to jedna z tych sytuacji, w której wyższy EUR/USD szkodzi złotemu (w końcu euro drożeje, cóż tu powiedzieć). Dziś znów przetestowano rejony 4,2130. Owszem, może być tak, że się wybronią i pójdziemy znów w stronę linii trendu, czyli gdzieś do 4,1730, patrząc w perspektywie kilku dni. Fakt, że na razie nie przebito poprzedniego szczytu w trendzie może dawać nadzieję, że trend słabnie. Ale to nie znaczy, że można już całkiem zapomnieć o 4,23 - 4,2350.

Na USD/PLN mamy okolice 3,72. Po ponad tygodniu skonsolidowanym w zakresie 3,74 - 3,78, wykres podążył ostro na południe. Złoty się umocnił do dolara po prostu na fali przetasowań na głównej parze, tradycyjnie odbijając jej ruchy. Być może zaprowadzi nas to gdzieś do 3,71 czy 3,70, podobnie jak dwa razy w lipcu - ale czy aby na pewno złoty mógłby dalej się umacniać? Jeśli sytuacja na EUR/USD nie jest pochodną dobrych nastrojów, a raczej nie jest, to wtedy PLN będzie musiał się niejako otrząsnąć - i swoje stracić.

Tomasz Witczak

FMC Management

FMCM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »