Płaca minimalna powinna wzrosnąć do 2520 zł

Minister zdrowia Łukasz Szumowski poinformował o podwyższeniu minimalnej płacy zasadniczej w służbie zdrowia z 3900 do 4200 złotych. Federacja Przedsiębiorców Polskich wskazuje, że płaca minimalna od 2020 roku powinna wzrosnąć do 2500 zł brutto. Tymczasem, przyszłoroczna płaca minimalna powinna wzrosnąć co najmniej o 270 zł i wynieść 2520 zł. Z kolei pensje w budżetówce należy podwyższyć o 15 proc. takie są propozycje związkowców.

Zapowiedział też zwiększenie wycen świadczeń między innymi ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, psychiatrii, rehabilitacji i leczenia uzdrowiskowego.

Jak mówił, 4 miliardy złotych wynikające ze zmiany planu finansowego mają być przeznaczone na świadczenia, umożliwiające "różne działania dyrektorów jednostek".

"W tym chcielibyśmy zwiększyć wyceny ambulatoryjnej opieki specjalistycznej o około 3 procent, czy świadczeń ogółem szpitalne (...) o 2-3 procent" - wymieniał minister Szumowski. Zmianę planu finansowego ma zatwierdzić jeszcze rada NFZ oraz ministrowie finansów i zdrowia.

Reklama

....................

Duze powyżki wynagrodzeń w 2020 r.?

Jak podaje dzisiejsza "Dziennik Gazeta Prawna", przyszłoroczna płaca minimalna powinna wzrosnąć co najmniej o 270 zł i wynieść 2520 zł. Z kolei pensje w budżetówce należy podwyższyć o 15 proc. Takie propozycje wzrostu wynagrodzeń ustaliły ogólnopolskie centrale związkowe, które wczoraj zawarły porozumienie w tej sprawie. Wszystko wskazuje na to, że wspólną propozycję podwyżek przedstawią też pracodawcy. Postulują wzrost minimalnej płacy o 137 zł (do 2387 zł), czyli o 41 zł więcej, niż gwarantują przepisy. Z kolei pensje w budżetówce powinny - ich zdaniem - wzrosnąć o 6,1 proc. Rząd przedstawi swoje propozycje do 15 czerwca.

..........................

Co zaproponują pracodawcy?

Federacja Przedsiębiorców Polskich - można szacować, że podwyższenie płacy minimalnej do 2500 zł brutto spowodowałoby wzrost wpływów do sektora finansów publicznych o 2,2 mld zł w skali roku. FPP proponuje, by 1,6 mld zł z tej kwoty przeznaczyć na obniżenie klina podatkowego i podwyższenie kwoty pracowniczych kosztów uzyskania przychodu do ponad 333 zł miesięcznie.

Panująca w ostatnich latach sytuacja na polskim rynku pracy doprowadziła do tego, że rzeczywiste najniższe rynkowe stawki wynagrodzenia zaczęły znacząco przewyższać determinowaną prawnie płacę minimalną.

Z punktu widzenia prowadzenia działalności gospodarczej - m.in. w tych sektorach, gdzie często realizowane są zamówienia publiczne - istotne znaczenie ma jednak, by administracyjne stawki minimalne odzwierciedlały realne stawki rynkowe - tylko one bowiem często mogą stanowić podstawę do waloryzacji kontraktów.

Polskie firmy stają również przed koniecznością przyciągnięcia i utrzymania na rynku pracy licznej grupy cudzoziemców, w warunkach coraz silniejszej konkurencji z przedsiębiorcami z innych krajów. W tym segmencie rynku realne minimalne stawki również oderwały się od minimum formalnoprawnego. W sytuacji, gdy to ograniczenia po stronie podaży - zamiast popytu - zaczynają stanowić największą barierę rozwoju, możliwość oferowania wyższych wynagrodzeń staje się źródłem przewagi konkurencyjnej.

"Rynek pracy jest bardzo trudny - przedsiębiorcy regularnie podwyższają wynagrodzenia w celu zatrzymania pracowników i zmniejszenia ich fluktuacji. Nie ma co utrzymywać fikcji - płaca minimalna powinna nadążać za realiami. Poziom 2500 zł brutto jest całkowicie uzasadniony i potrzebny. Mam nadzieję, że do naszego apelu - jako przedsiębiorców - przyłączą się związki zawodowe, a rząd uwzględni te głosy jako racjonalną potrzebę rynkową.

Taka zmiana korzystnie wpłynie na warunki funkcjonowania przedsiębiorców - dla których ważne jest, by regulowana przez prawo minimalna stawka odpowiadała istniejącym realiom, zaś dla pozostałych firm byłaby ona neutralna" - mówi Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich, prezes Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej (CALPE).

Podwyższenie płacy minimalnej przyczyniłoby się do zwiększenia wpływów do sektora finansów publicznych z tytułu potrącanych zaliczek na podatek dochodowy, składek na ubezpieczenia społeczne, zdrowotne, a także składki na Fundusz Pracy i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.

W konsekwencji podwyżka płacy minimalnej o 250 zł brutto spowodowałaby zwiększenie kosztów ponoszonych przez pracodawcę o 301 zł - z czego 176 zł trafiłoby bezpośrednio do pracownika, podnosząc jego wynagrodzenie netto, zaś pozostałe 125 zł zostałoby zaliczone na poczet obowiązkowych danin na rzecz państwa.

Ostateczny koszt pracodawcy ukształtowałby się na poziomie 3012 zł, a wynagrodzenie netto pracownika 1852 zł - po uwzględnieniu zapowiedzianych zmian, takich jak podwyżka kwoty kosztów uzyskania przychodu do 250 zł miesięcznie oraz wprowadzenie najniższej stawki PIT 17%.

Należy ponadto zwrócić uwagę na fakt, iż po podwyżce minimalnego wynagrodzenia, rośnie klin podatkowo-składkowy w odniesieniu do osób otrzymujących najniższe pensje. Jest to efekt proporcjonalnego zanikania korzyści wynikających z odliczeń kwotowych z tytułu kwoty wolnej od podatku oraz kwoty kosztów uzyskania przychodu. W rezultacie po podwyżce płacy minimalnej, dotyczący ją klin podatkowo-składkowy wzrósłby z 38,2% do 38,5%.

W związku z tym Federacja Przedsiębiorców Polskich proponuje, by w połączeniu z podwyższeniem płacy minimalnej została zwiększona kwota pracowniczych kosztów uzyskania przychodu do 3-krotności jej dotychczasowej wartości. Oznaczałoby to, że standardowo zamiast do 250 zł miesięcznie - jak obecnie planuje rząd - wzrosłaby ona do 333,75 zł miesięcznie.

Dzięki temu po podwyżce płacy minimalnej o 250 zł brutto, pracownicy zarabiający minimalne wynagrodzenie zyskaliby ponad 190 zł netto, a ich klin podatkowo-składkowy zamiast wzrosnąć, obniżyłby się do 38,1% - co miałoby istotne znaczenie w kontekście wzmacniania bodźców do podejmowania aktywności przez osoby bierne zawodowo.

Koszt takiej zmiany, jak wynika z obliczeń przedstawionych w najnowszym Wieloletnim Planie Finansowym Państwa wyniósłby 1,6 mld zł rocznie i mógłby zostać pokryty z większych wpływów do sektora finansów publicznych, wynikających ze wzrostu podstawy wymiaru podatków i obowiązkowych składek.

Ile powinien zarabiać lekarz? - Lekarz rezydent może zarobić ok. 6 tys. z tytułu realizacji szkolenia specjalizacyjnego, czyli za etat i dwa dyżury w miesiącu - powiedział minister zdrowia prof. Łukasz Szumowski w wywiadzie dla "Super Expressu". Przypomniał też, że w tym roku nakłady na ochronę zdrowia przekroczą 100 mld zł. W czwartkowym wydaniu "SE" min. Szumowski podkreślił, że "zdrowie nigdy wcześniej nie było takim priorytetem rządu, jak w tej kadencji". "W 2019 roku po raz pierwszy wydamy ponad 100 mld zł na ochronę zdrowia. To środki budżetowe, NFZ, a także fundusze europejskie" - podkreślił. Według Szumowskiego, tempo wzrostu wydatków na ochronę zdrowia jest dwa razy większe, niż za rządów Platformy Obywatelskiej. Odnosząc się do szefa PO Grzegorza Schetyny stwierdził, że "w jednym się z nim zgadza - że zdrowie powinno być ponad podziałami politycznymi". "Dlatego liczę na poparcie wszystkich klubów parlamentarnych dla złożonego projektu zwiększenia planu finansowego NFZ o dodatkowe 4 mld zł" - powiedział. Pytany o oczekiwania rezydentów, jeśli chodzi o kwestie płacowe i urlopowe, szef MZ zwrócił uwagę, że rok temu "osiągnięto pewien kompromis w tych sprawach wyrażony w zawartym porozumieniu". "Dlatego teraz wplecenie nowych postulatów finansowych i urlopowych wykraczających ponad zawarte porozumienie do treści tych założeń do projektu i oczekiwanie, zresztą przez osoby podpisane pod tym porozumieniem, że prześlemy je 1:1 do parlamentu, byłoby z ich strony niezbyt odpowiedzialne. Szerokie uprawnienia finansowe i urlopowe, które nie wynikają z porozumienia nie są akceptowalne" - ocenił. Pytany, czy nie zaskakuje go, że "rezydenci stale podnoszą temat nakładów", prof. Szumowski przyznał, że jest to dla niego "pewne zaskoczenie". "Wymogi z tzw. ustawy 6 proc. są nie tylko spełniane, ale ona jest realizowana z istotnym naddatkiem. Niektórzy rezydenci uważają, że zapisane w ustawie 6 proc. szczegóły metodologii liczenia nakładów, są dla nich niezrozumiałe. Ale przecież ta metodologia jest niezmieniona od 2017 roku. Ani w toku negocjacji porozumienia na początku roku 2018, ani później w konsultacjach nowelizacji ustawy ta sprawa nie była przez nich zgłaszana, dlatego dziwi mnie to, że akurat teraz niektórzy to podnoszą. Wręcz zarzucono mi oszustwo. Martwi mnie, że niektórzy wolą oszczerstwa zamiast spokojnego dialogu. Dla mnie jednak najważniejsze, że nakłady systematycznie i szybko rosną, a ustawa gwarantuje, że będzie tak również w latach następnych. Oraz fakt, że w 2019 nakłady na zdrowie są dużo większe niż przewiduje ustawa" - powiedział. W odpowiedzi na pytanie, ile zarabia rezydent, minister zdrowia poinformował, że "aktualnie jest to od 4 tys. do 5,3 tys. zł wynagrodzenia zasadniczego". "Dodatkowo wynagrodzenie zasadnicze zwiększone jest o 600-700 zł, jeżeli lekarz zobowiąże się do przepracowania w kraju dwóch lat w placówce świadczącej usługi na podstawie kontraktu z NFZ. Do tego dochodzą przynajmniej dwa dyżury, dla których stawką jest 150 proc. stawki godzinowej w dzień i 200 proc. w nocy i dni świąteczne, czyli od kilkuset do ponad tysiąca złotych za jeden dyżur. Oznacza to, że lekarz rezydent może zarobić ok. 6 tys. zł z tytułu realizacji szkolenia specjalizacyjnego, czyli za jeden etat i dwa dyżury w miesiącu" - dodał. PAP
IAR/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »