Michalkiewicz: Pogadajmy o normalności

Nie ma "bezpłatnych", czy "darmowych" dóbr. Za wszystko trzeba płacić. W naszym interesie leży znalezienie sposobu, by kupować najtaniej. Stefan Kisielewski, który mówił o sobie, że nie ma poglądów politycznych, tylko gospodarcze, twierdził, że w ogóle ekonomia polega na tym, by jak najtaniej wyprodukować lub kupić i jak najdrożej sprzedać. Cała reszta, to tylko tzw. didaskalia.

Klient - nasz pan. Klientem felietonistów jest Czytelnik, który zadaje sobie trud przeczytania tego, cośmy napisali. Niektórzy swoją uprzejmość posuwają jeszcze dalej, opatrując felieton własnymi komentarzami. Muszę przyznać, że dyskusja między komentatorami bywa niekiedy ciekawsza od felietonu, bo nie tylko ujawnia poglądy uczestników, ale również ich emocje. Zwłaszcza te emocje są pocieszające, bo dowodzą, że ludzie nie ograniczają się do narzekania, tylko próbują znaleźć wyjście z sytuacji.

Jak pisał Franciszek ks. de La Rochefoucauld, "nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, każdy - ze swego rozumu", co niewątpliwie wpływa na podniesienie temperatury dyskusji. Pominięcie jej milczeniem byłoby z mojej strony grubianitas (jak mawiał pan Zagłoba), tym bardziej, że niektórzy Czytelnicy wprost wzywają mnie do odpowiedzi na konkretne pytania.

Reklama

Na czym polega normalność?

Na przykład jeden z komentatorów zastanawia się, czy mój "talent i geniusz" objawia się li tylko "w pieprzeniu o normalności", czy też mam "jakąś receptę i program na uzdrowienie tego stanu rzeczy". Podobnie uważa "filozof", który twierdzi, że "nie podaję recepty na trudności życia codziennego", a jeśli nawet to, co piszę uznać by za receptę, to jest ona błędna. "Prywatyzacja i płacenie za wszystko - pisze "filozof" - nie przynoszą oczekiwanych skutków, wręcz przeciwnie - pogłębiają biedę i bezrobocie".

Mniejsza już o mój "talent", a zwłaszcza "geniusz", bo ważniejsza jest "recepta". Najwyraźniej i pierwszy komentator i "filozof" nie uważają istniejącego "stanu rzeczy" za normalny, skoro uważają, że zmiana jest konieczna. Skoro obecny stan rzeczy najwyraźniej normalny nie jest, to w jakim kierunku powinny iść nasze poszukiwania? Jakie jest kryterium normalności?

Wydaje mi się, że oznaką normalności byłoby przywrócenie zasady, iż każdy płaci za siebie. Ta zasada wydaje mi się rozsądniejsza od zasady, że zawsze płaci ktoś inny, bo w takiej sytuacji nigdy nie wiadomo - kto to ma być i zaraz pojawiają się wzajemne pretensje. Ale nasz "filozof" twierdzi przecież, że "płacenie za wszystko" nie przynosi oczekiwanych skutków, wręcz przeciwnie. Spróbujmy sprawdzić, czy ma rację.

Zacznijmy od tego, czy w ogóle można za coś nie płacić?

Owszem, istnieją takie dobra, np. światło słoneczne, czy powietrze do oddychania. Nie mają one ceny, ponieważ, przynajmniej w proporcji do liczby ludzi, można ich podaż uznać za nieskończenie wielką. Ale innych dóbr jest już zdecydowanie mniej i właśnie ich r z a d k o ś ć sprawia, że one cenę już mają. Ponieważ dobra są rzadkie, tzn. nie ma ich tyle, by wszyscy mogli korzystać z nich bez ograniczeń, dostęp do nich limitowany jest możliwością wymiany na inne, równie rzadkie dobro, czyli przez zapłatę. Wygląda na to, że "płacenie za wszystko", z nielicznymi wyjątkami, na co tak narzeka nasz "filozof", nie jest żadną patologią, a właśnie stanem jak najbardziej normalnym.

Skoro już wiemy, że za wszystko trzeba płacić, to spróbujmy odpowiedzieć na następne pytanie - kto ma to robić?

Rozsądek wsparty poczuciem sprawiedliwości podpowiada, że ten, kto korzysta. Oznacza to, że każdy powinien płacić za siebie. Ale już starożytni Rzymianie zauważyli, że volenti non fit iniuria, czyli chcącemu nie dzieje się krzywda. Jeśli zatem ktoś chce zapłacić za kogoś innego, to oczywiście może. Ważne jest, żeby nie musiał, kiedy nie chce. Czy zasada, że każdy płaci za siebie, rzeczywiście "pogłębia biedę i bezrobocie", jak przypuszcza nasz "filozof"? Trudno się z tym zgodzić, bo przecież jeśli dochodzi do dobrowolnej transakcji zakupu jakiegoś dobra czy usługi, to znaczy, że zarówno kupujący, jak i sprzedający na transakcji skorzystali, a przynajmniej tak uważają. W przeciwnym razie nigdy by do niej nie doszło.

Jeśli zatem obydwie strony na transakcji skorzystały, to znaczy, że nastąpił przyrost bogactwa, a nie pogłębienie biedy, to chyba oczywiste. Skoro zaś po obydwu stronach transakcji następuje przyrost bogactwa, to znaczy, że i jedna i druga strona zwiększyła swoją możliwość zakupu innych dóbr. Wzrasta więc popyt na wszystkie dobra, a to jest powód, by - jeśli tylko jest to technicznie możliwe - zwiększać ich produkcję. To z kolei wymaga zaangażowania większej liczby ludzi, zarówno do produkcji, jak i dystrybucji, więc raczej sprzyja zatrudnieniu, niż "pogłębia bezrobocie". Wydaje się zatem, że "filozof" nie ma racji.

Jak kupować najtaniej?

Skoro już wiemy, że nie ma "bezpłatnych", czy "darmowych" dóbr i że trzeba za nie płacić, to w naszym interesie leży znalezienie sposobu, by kupować je najtaniej. Stefan Kisielewski, który mówił o sobie, że nie ma poglądów politycznych, tylko gospodarcze, twierdził, że w ogóle ekonomia polega na tym, by jak najtaniej wyprodukować lub kupić i jak najdrożej sprzedać. Cała reszta, to tylko tzw. didaskalia. Otóż doświadczenie życiowe poucza nas, iż kiedy kupujemy z udziałem pośredników, to płacimy drożej, niż wtedy, gdy kupujemy bez pośredników. Wprawdzie doświadczeniu życiowemu nie możemy ufać bez zastrzeżeń, bo np. poucza ono nas, że zawsze umiera kto inny, ale w tym przypadku możemy zaufać mu śmiało.

Zatem jesteśmy nabywcami rozmaitych dóbr i usług, np. usług medycznych, czy edukacyjnych. Jeśli sprzedaje je nam "państwo", to w jaki sposób za nie płacimy? Najpierw "państwo" zbiera od nas pieniądze za pomocą aparatu skarbowego, który część tych pieniędzy zabiera na swoje utrzymanie. Potem kolejną część naszych pieniędzy zabierają na swoje utrzymanie ci, którzy zebrane pieniądze rozdzielają, a więc Sejm i rząd. Następną część naszych pieniędzy zabierają ci, którzy nadzorują sprzedawanie tych usług, czyli np. administracja ochrony zdrowia, czy edukacji. Wreszcie tę resztę, która jeszcze pozostanie, dostają ci, którzy te usługi dla nas rzeczywiście wytwarzają, tzn. lekarze, pielęgniarki, czy nauczyciele. Płacąc w ten sposób, kupujemy usługę za pośrednictwem całego łańcucha pośredników, którzy ani nikogo nie leczą, ani nikogo nie uczą, tylko swoje pośrednictwo narzucają nam przemocą. Krótko mówiąc, "bezpłatne" lecznictwo, czy "bezpłatne" szkolnictwo jest zdecydowanie droższe od płatnego. Dopóki ludzie tego nie zrozumieją, dopóty będą bezlitośnie wyzyskiwani.

Nasz interes polega więc na usunięciu tego łańcucha pośredników i przywróceniu zasady, że płaci ten, kto korzysta i temu, kto tę usługę mu rzeczywiście wyświadcza. Wtedy będzie najtaniej. I to jest odpowiedź dla "okradanej", która chce wiedzieć, czy liberałowie zamierzają urynkowić szkolnictwo. Ależ oczywiście! Zresztą urynkowienie dokonuje się samo pod ciśnieniem potrzeb.

Kiedy okazało się, że znajomość języków obcych jest pożyteczna, a przy niektórych pracach - wręcz konieczna, niemal z dnia na dzień powstał rynek usług edukacyjnych, na którym obroty szacowane są na ok. 2 mld zł rocznie! To jest odpowiedź na wątpliwości "życzliwego", który uważa, że "wolny rynek i wolna konkurencja nie istnieją", podobnie jak nie istnieje "ciało doskonale czarne". Być może, ale "życzliwy" chyba nie zaprzeczy, że istnieją ciała szare i coraz ciemniejsze, aż niemal doskonale czarne. Jeśli nawet ideał jest nieosiągalny, to przecież chyba warto się do niego zbliżyć? I wreszcie wyjaśniam "Michalinie" oraz "Piotrowi", którzy martwią się o "osoby sparaliżowane" i "ciężko chore". Oczywiście takimi osobami trzeba się opiekować. Czy jednak ma to robić "państwo", czy też lepiej, jeśli będą robić to ludzie, którym "państwo" nie odbierze pieniędzy pod pretekstem konieczności roztoczenia opieki nad paralitykami? Ja uważam, że lepiej, gdy ludzie. W końcu to oni uchwalają prawa, więc skoro uważają , że trzeba opiekować się ciężko chorymi, to niechże to robią. Pan Jezus wcale nie domagał się nacjonalizacji miłości bliźniego.

Stanisław Michalkiewicz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bezrobocie | gospodarka | Stefan Kisielewski | płacenie | reszta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »