Afery mięsne - na wpadkach traci cała branża

Powiatowy inspektor weterynarii w Rawie Mazowieckiej cofnął pozwolenie dla ubojni w Rosławowicach pod Białą Rawską. Przewożono do niej mięso martwych i chorych zwierząt. To już kolejna afera po skandalu z fałszowaniem wołowiny domieszką koniny.

Bronisław Wesołowski, przewodniczący Rady Gospodarki Żywnościowej mówi IAR, że takie wpadki bardzo szkodzą całej branży. Chociażby afera z solą drogową sprzedawaną jako spożywcza spowodowała ogromne straty. - Oceniamy, że pierwsze informacje o soli wypadowej spowodowały jakieś 200-300 milionów złotych strat. Natychmiastowa nagonka mediów powoduje, że zamiast 15-20 procent wzrostu eksportu mamy dużo mniejszy. Mówimy tu o gigantycznych pieniądzach - podkreśla Bronisław Wesołowski.

CZYTAJ: Chodzi o kilka tysięcy miejsc pracy

Reklama

Janusz Rodziewicz ze Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP mówi, że konkurencja zawsze bardzo chętnie podchwytuje polskie wpadki i wykorzystuje je. Natychmiast notuje się zmniejszenie obrotów. Do tego inne kraje chcące chronić swoich producentów wzmagają kontrole polskich dostawców. Tak było chociażby w przypadku Czech. - Eskalacja kontroli w Czechach przynajmniej od roku jest zdecydowanie większa - mówi Janusz Rodzewicz.

Jerzy Wierzbicki ze Zrzeszenia Producentów Bydła Mięsnego jako przykład negatywnego PR-u podaje aferę z koniną. Podkreśla, że do tej pory nie wiadomo w którym kraju fałszowano mięso, a z wielu ust także najważniejszych zagranicznych polityków podejrzenia rzucano na Polskę. - Problem jest w całej Europie. W Polsce też pojawiły się zakłady gdzie stwierdzono zmieszane mięso. Nadal jednak nie wiadomo, czy to oni zostali oszukani, czy oszukali. W mediach pojawił się natomiast komunikat, że to prawdopodobnie z Polski. Bez żadnych dowodów. Taki informacje bardzo szkodzą - podkreśla przedstawiciel branży.

CZYTAJ: Sieć IKEA wstrzymała sprzedaż mrożonych produktów

Polska pobiła w zeszłym roku rekord jeśli chodzi o eksport żywności. Nasze jedzenie szturmem zdobywa rynki w całej Europie i na świecie. W zeszłym roku wyeksportowaliśmy produkty spożywcze o wartości ponad 17 miliardów euro. (IAR)

Znaleziono ukryte magazyny, a w nich mięso niewiadomego pochodzenia

- Śledczy badający sprawę ubojni znajdującej się w okolicach Białej Rawskiej, do której mogło trafiać martwe i chore bydło, znaleźli ukryte magazyny, a w nich ok. 30 ton mięsa niewiadomego pochodzenia - poinformował rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.

CZYTAJ: Ikea wycofała czekoladowe ciastka

W ub. tygodniu prokuratura w Rawie Mazowieckiej postawiła 43-letniemu Piotrowi M., właścicielowi ubojni, zarzuty oszustwa i usiłowania oszustwa oraz naruszenia przepisów karnych ustawy o ochronie zdrowia zwierząt i zwalczania chorób zakaźnych zwierząt. Wszystkie mają związek z podejrzeniem, że do ubojni, którą prowadził trafiało martwe i chore bydło. Grozi mu kara do ośmiu lat więzienia. Mężczyzna został aresztowany, ale po wpłaceniu 150 tys. zł opuścił areszt.

Według ustaleń prokuratury Piotr M., prowadząc działalność nadzorowaną w postaci ubojni, nie spełniał wymogów weterynaryjnych i tym samym produkował żywność o złej jakości, która nie spełniała parametrów zdrowotnych, a być może stanowiła zagrożenie dla zdrowia konsumentów.

Zarzut usiłowania oszustwa wiąże się z prawdopodobnie celowym wywiezieniem z ubojni 18 ton mięsa, które znaleziono w samochodzie - chłodni zaparkowanej w pobliżu stacji diagnostycznej, która również należy do właściciela ubojni. Mięso było w różnej formie przetworzenia, ale nie nadawało się do wprowadzenia do obrotu, bowiem nie miało żadnych oznaczeń weterynaryjnych ani dokumentacji.

Kilka dni temu przy wjeździe do jednej z ubojni w okolicach Białej Rawskiej policja skontrolowała transport bydła, które miało trafić do zakładu. Z 24 sztuk aż dziewięć zwierząt było martwych. Pozostałe były w krytycznym stanie. Część z nich miało złamania; większość była poobijana, nie była w stanie samodzielnie opuścić części ładunkowej tira. Konieczne było ich humanitarne uśmiercenie. Przeprowadzone sekcje padłych zwierząt wykazały, że krowy były chore.

Z dokumentów wynikało, że bydło było zakupione od hodowców indywidualnych, a transport przyjechał z terenu województwa kujawsko-pomorskiego. Policja zatrzymała 43-letniego właściciela zakładu; służby weterynaryjne zdecydowały o zamknięciu zakładu. Z zeznań części świadków wynika, że proceder trwał w zakładzie od dłuższego czasu.

Śledczy ustalili, że mięso z tej ubojni trafiło do co najmniej 16 firm wędliniarskich z województwa łódzkiego, wielkopolskiego, mazowieckiego, śląskiego i dolnośląskiego.

W związku z tą sprawą prokuratura zamierza zastosować zakaz prowadzenia działalności gospodarczej wobec 43-letniego właściciela ubojni. Do prokuratury trafiły też dwa zawiadomienia powiatowego lekarza weterynarii z Rawy Mazowieckiej o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez lekarzy sprawujących nadzór nad ubojnią.

CZYTAJ: Mięso wołowe z domieszką koniny było sprowadzane do Szwecji z Polski?

Według prokuratury, dotyczą one dwóch lekarzy, którzy zostali wyznaczeni do sprawowania nadzoru nad ubojem zwierząt rzeźnych, w tym badania przed i po uboju, oceny mięsa oraz nadzoru nad przestrzeganiem przepisów o ochronie zwierząt w trakcie uboju i wyładunku w zakładzie prowadzonym przez podejrzanego. (PAP)

CZYTAJ: IKEA wycofuje klopsiki pochodzące z Polski

PAP/IAR
Dowiedz się więcej na temat: afera | afera mięsna | wpadki | Rawa Mazowiecka | branża
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »