Afryka kusi i wygląda inwestorów

Od dekady Afryka przeżywa gospodarczy boom. Zalewa ją fala inwestorów z Chin, Indii, Brazylii i Rosji. Europejski, a z nim polski, biznes stoi z boku. Czy słusznie? Jan Kulczyk prowadzi tam 25 projektów - wydobywczych ropy, gazu, a także złóż rud żelaza i węgla kamiennego na terenie 12 krajów.

Zaledwie 5-6 lat temu Kenia była krajem Trzeciego Świata. Dziś, jadąc z lotniska do centrum Nairobi, co krok widzimy nowe biurowce, parki biznesowe i magazyny. Są własnością dużych firm z lokalnym kapitałem, które dołączają do zachodnich koncernów telekomunikacyjnych i spożywczych.

- W Afryce dzieje się mnóstwo rzeczy, o których nic nie wiemy - mówi Robert Zduńczyk, ekspert ds. zarządzania, inwestor, założyciel i prezes Fundacji Ekonomicznej Polska-Afryka Wschodnia. - Zarazem zmienia się tak dynamicznie, że trudno poznać te same miejsca po kilku miesiącach.

Reklama

Jak się ma stereotyp?

Słabe zbiory w Sudanie sprawiły, że liczba głodujących zwiększyła się do 4,7 mln, prawie o milion w ciągu roku.

Problem pogłębia rozżarzający się co chwila konflikt Południowego Kordofanu i państwa Błękitnego Nilu, skąd do Sudanu napływają uchodźcy. Dlatego kolejny raz w końcu lipca z pomocą pospieszyła Unia Europejska, czyli w części także Polska. Przekazała 40 mln euro, w ciągu dwóch lat 127 mln.

Kilka dni wcześniej, 13 lipca, UE przeznaczyła 5 mln euro pomocy żywnościowej dla 400 tysięcy mieszkańców południowego Senegalu, najbardziej zagrożonych klęską głodu. W tych samych dniach zarząd Banku Światowego przelał 75 mln dolarów na poprawę służby zdrowia w Demokratycznej Republice Konga, szczególnie na zmniejszenie śmiertelności matek i niemowląt. Na tysiąc urodzeń umiera tam prawie 80 noworodków.

W Europie niespełna siedem.

Takie informacje z Afryki ani nas nie dziwią, a zobojętniałej większości już zbytnio nie szokują. Przyzwyczailiśmy się do tego, że w Czarnej Afryce brakuje wody, wybucha głód o charakterze pandemii, AIDS dziesiątkuje całe miasta, brakuje dróg, kolei i energii.

Choć jeszcze dziesięć lat temu tygodnik The Economist nazwał Afrykę beznadziejnym kontynentem, w lipcu br. magazyn Newsweek podkreśla, że po latach przewrotów, walk plemiennych i wojen czarny kontynent stał się bardziej pokojowy. Ci, którzy wcześniej maczali palce w rozdmuchiwaniu konfliktów, bo chcieli sięgnąć po zasoby naturalne, doszli do wniosku, że wałęsające się uzbrojone bandy jednak bardziej szkodzą... Wystarczyła odrobina stabilizacji, by uwolniła się niespotkana energia owocująca od kilku lat biznesową aktywnością i inwestycjami.

Pod względem tempa wzrostu, gospodarka Afryki utrzymuje się na drugim miejscu na świecie, za Azją Południowo- Wschodnią, ze średnią 5,5 proc. w pierwszej dekadzie naszego wieku, podkreśla Afrykański Bank Rozwoju (AfDB). To zasadnicza zmiana uwzględniając, że w latach dziewięćdziesiątych tempo to sięgało zaledwie 2,2 proc. Na liście dziesięciu najszybciej rosnących gospodarek sześć było z Afryki, z prymusami: Nigerią, Ghaną i Kenią. Towarzyszył temu spadek inflacji - ze średniego poziomu 28 proc. w ostatniej dekadzie XX wieku, do 10 proc. w minionej.

- Taka dynamika przekłada się na rozwój klasy średniej i rosnący popyt - zauważa Mark Mobius, prezes Templeton Emerging Markets Group.

Afryka zmienia się w gospodarną oazę

Już ponad sto afrykańskich firm ma roczne obroty powyżej miliarda dolarów, a wkrótce blisko 100 mln afrykańskich gospodarstw domowych będzie osiągać rocznie dochody powyżej 3 tys. dolarów. Rośnie popyt na wszelakie dobra, bowiem Afryka ma najwyższy wskaźnik przyrostu naturalnego (2,4 proc. w okresie 2005-2010, przy średniej światowej dwa razy niższej).

Większość analityków wskazuje, że do tego boomu Afryki przyczyniła się... nienowoczesna struktura gospodarek jego krajów. Niemal cała miniona dekada charakteryzowała się wysokim wzrostem cen surowców mineralnych i rolnych, na których stoi ten kontynent: od złota i diamentów, przez miedź po ropę naftową i gaz, ale także... kakao i kawę. Innymi źródłami wzrostu były inwestycje zagraniczne, ale także rozwój wewnętrzny przemysłu, handlu i usług, w kilkunastu krajach ponadto - turystyki.

Czego Afryce potrzeba?

Paul Brenton, główny ekonomista afrykańskiej integracji handlowej i regionalnej w Banku Światowym, mówi, że gdyby mieszkańcy San Francisco za przejazd przez most Bay Bridge do Oakland musieli płacić proporcjonalnie do dochodu, jak przeprawiający się przez rzekę Kongo z Kinszasy (stolica DR Kongo) do Brazzaville (Republika Kongo), byłoby to ponad 1200 dolarów w obie strony. W RPA zdarza się, że kierowca ciężarówki dostarczającej towary do supermarketów za granicą musi mieć kilkaset dokumentów z powodu koniecznych pozwoleń, koncesji i innych wymysłów biurokracji. Afryka, owszem, rozkwitła, ale nie uwolniła się jeszcze z pęt, jakie nakładają na obywateli i biznes kolejne rządy.

Instytucje międzynarodowe, jak BŚ, są przekonane, że Afryce niezbędna jest integracja regionalna. Brak jednolitych warunków handlowych i bariery w handlu - to jeden z większych hamulców jeszcze szybszego rozwoju tego kontynentu oraz częsty powód do rezygnacji z robienia biznesu przez "białych z północy".

Afryka potrzebuje reform struktur państwowych i gospodarczych, lecz próby te rozbijają się o nie zawsze demokratyczne rządy, słabą kulturę polityczną oraz niechęć do przyjmowania wzorów z krajów północnych, bo kojarzy się to z neokolonializmem.

W efekcie, większość krajów jest nadal niebezpiecznie uzależniona od dochodów z eksportu surowców.

- Problemem Afryki jest wysoki, sięgający 50 proc., odsetek ludzi żyjących w ubóstwie - stwierdza w specjalnej analizie Paweł Kowalewski, dyrektor w Instytucie Ekonomicznym NBP.

Co prawda w dekadę zmalał on o ok. 10 punktów procentowych, ale eksperci powątpiewają i w rzetelność szacunków, i przyjmowane miary.

Występują przy tym kontrasty pomiędzy krajami. Tylko w siedmiu z nich PKB na osobę przekracza 1000 dolarów rocznie (według siły nabywczej PPP), a tylko w RPA jest on porównywalny z Europą (11 tys. dol.). Diametralnie inne życie jest w miastach- -molochach, jak w Kairze (12 mln mieszkańców), Kinszasie (8 mln) czy Chartumie (4,9 mln), a w interiorze.

Problemem Afryki nie jest brak miliarderów, lecz kapitału i zdrowego systemu bankowego. Chlubnym wyjątkiem jest James Mwangi, kierujący kenijskim Equity Bank Limited, który niemal zrewolucjonizował afrykański system bankowy i zdobył w tym roku tytuł najlepszego przedsiębiorcy świata (według Ernst & Young).

O słabości gospodarek Afryki świadczy np. niska wartość transgranicznych fuzji i przejęć - w 2011 r. w Afryce sięgała 7,2 mld dolarów, z czego na RPA przypadło 5,2 mld.

Problemem jest też brak infrastruktury różnego rodzaju. Do nielicznych pozytywnych przykładów należy projekt budowy Wschodniej Linii Wysokiego Napięcia, który połączy sieci energetyczne Etiopii i Kenii oraz pozwoli ustabilizować zasilanie w energię w wielu krajach regionu, liczącego łącznie 212 mln ludzi. Ta inwestycje o kosztorysie 1,3 mld dolarów będzie współfinansowana przez: AfDB, Agence Française de Développement i Bank Światowy.

- Wiele zostaje jeszcze do nadrobienia, aby można w ogóle było mówić o podstawach trwałego wzrostu gospodarczego w Afryce zarówno na szczeblu mikro, jak i szczeblu makro - ocenia Kowalewski.

Chińczykom dziękujemy?

Chłonność tamtejszego rynku konsumpcyjnego i inwestycyjnego stała się magnesem przyciągającym wielu eksporterów i inwestorów chińskich, wspieranych ogromnymi rezerwami walutowymi Państwa Środka oraz Banku Chin.

Można ich spotkać niemal w każdym zakątku Afryki. Chińczycy sprzedają swoje tanie i proste produkty, ale zarazem prowadzą wyrafinowaną grę polityczno-inwestycyjną, pozyskując koncesje lub współudział w poszukiwaniach surowców mineralnych. Ekspansja ta nasiliła się od 2009 roku, od czasu pierwszego szczytu Afryka-Chiny, kiedy ogłoszono partnerstwo najwyższego szczebla.

Kilka razy w roku ma miejsce tour członków chińskiego rządu wysokiego szczebla. Kupują oni oficjalnie przychylność władz miejscowych, budując stadiony, drogi, linie kolejowe. Nawiasem, ok. 70 proc. inwestycji drogowych realizuje znana w Polsce firma Covec.

Te inwestycje w pewnej mierze karmione są pożywką antykolonialną.

Kraje Czarnej Afryki podziwiają sukces Chin i szukają trzeciej drogi rozwoju, odrzucając źle kojarzące się wzorce demokracji anglosaskiej.

Ale zmienia się i stosunek do chińskiego deszczu pieniędzy, a niektórzy wieszczą przemijanie tej ekspansji.

Z różnych powodów. Niektóre rządy dostrzegają, że tak jak unikać należy neokolonializmu, tak i uzależnień od dominującego inwestora. Szukając dywersyfikacji, otwierają się na kapitał z Brazylii, Rosji, Turcji.

Co istotne, chińska obecność zaczyna być uciążliwa dla miejscowych.

Nie dostrzegają pożytku z chińskiego zaangażowania, traktują je jako zagrożenie dla swej egzystencji. Robert Zduńczyk przytacza pouczającą wypowiedź przedsiębiorcy z Kampali (Uganda): "Wiesz, mamy problem, bo Chiny zaczynają eksportować ludzi. Na budowę przyjeżdża kilka tysięcy robotników, a po jej zakończeniu kilka setek zawsze zostaje. Zakładają drobny biznes, głównie handel, korzystając z kontaktów krajowych. Sami kupują towary w Chinach za połowę tej ceny, co my. W tym tempie, za 2-3 lata nasze sklepy zbankrutują."

Ryzyko i doświadczenie

Polska ma wieloletnie tradycje handlowe z wieloma krajami Afryki, pochodzące głównie z czasów wspierania przez PRL ruchów socjalistycznych i komunistycznych; na naszych relacjach z Afryką nie ciąży jednak odium kolonializmu. W ostatnich latach nasz eksport nawet rośnie, ale od 2005 roku oscyluje w granicach 1 proc. udziału w łącznym eksporcie (1,8 mld dol. w ub. roku).

- Nasze towary trafiają jednak do małej grupy państw o "uporządkowanych" strukturach wewnętrznych - przyznaje Kazimierz Miszczyk, radca ministra w Departamencie Strategii i Analiz Ministerstwa Gospodarki.

- Na RPA przypadało w ub.r. 30 proc. łącznej sprzedaży do Afryki, a do pierwszych czterech największych odbiorców (Algerii, Maroko i Egiptu) ponad 70 proc. Oprócz dużych odległości i wysokich kosztów transportu, za główne uwarunkowania niewielkiego eksportu do Afryki uważa on: wysokie ryzyko kupieckie w większości krajów, szczególnie Czarnej Afryki (włącznie z przypadkami braku honorowania akredytywy nieodwołalnej), wysokie ryzyko polityczne (konflikty zbrojne, niestabilność wewnętrzna, waśnie plemienne), inną kulturę prowadzenia działalności gospodarczej (powszechnie akceptowane zjawisko łapówek, przekupstwa itp.).

- Miejscowi biznesmeni działają powoli, dużo czasu zabiera ustalenie szczegółów umów, a podczas ich realizacji trzeba je przypominać, bo są one przeważnie częściowo dotrzymywane - potwierdza Mariola Nocoń, dyrektor ds. eksportu Fabryki Taśm Transporterowych z Wolbromia.

O ryzyku politycznym przekonał się KGHM. Gdy w 1996 roku zainteresował się złożem miedzi i kobaltu Kimpe w Kongo, zaczynała się tam wojna domowa. Przez siedem lat nie mógł ich eksploatować. W lipcu 2006 roku zarząd KGHM-u odstąpił od planów budowy instalacji hydrometalurgicznej i wystawił na sprzedaż prawa do eksploatacji złoża.

Do uwarunkowań inwestorskich polskich firm zaliczyć można z kolei brak umów z wieloma krajami o ochronie inwestycji oraz umów o unikaniu podwójnego opodatkowania, a także ogólnie - inne standardy stosowane przez firmy polskie, w stosunku np. do obecnych tam, ekspansywnie inwestujących, firm z krajów BRIC.

Ponadto polski biznes w ograniczonym stopniu może korzystać z pomocy informacyjnej, doradczej, organizacyjnej i logistycznej naszych przedstawicielstw rządowych, bowiem placówki handlowe (ze względu na oszczędności budżetowe) utrzymywane są jedynie w czterech krajach, gdzie mamy najwyższe obroty handlowe. Placówka w Johannesburgu zatrudnia trzech pracowników i obsługuje osiem krajów sąsiadujących z RPA lub leżących w pobliżu, o łącznej powierzchni przekraczającej połowę powierzchni UE.

Zdaniem Miszczyka, potencjalni eksporterzy z Polski nie mogą też liczyć na profesjonalną pomoc informacyjną i doradczą - np. w sprawie oceny ryzyka kredytowego eksportu.

A może jednak warto...

Mimo tych ograniczeń, w Afryce działa z różną intensywnością kilkaset polskich firm. Kulczyk Investments prowadzi 25 projektów poszukiwawczo- -wydobywczych ropy, gazu, a także złóż rud żelaza i węgla kamiennego na terenie 12 krajów. W 18 z nich ma koncesję operatora.

- Kraje afrykańskie coraz bardziej "cywilizują" mechanizmy czerpania korzyści z wydobywanych surowców naturalnych, dzięki czemu bogacą się państwa i społeczności lokalne - przekonuje Jan Kulczyk. - Konsekwencją tego jest wzrost inwestycji, szczególnie w obszarze infrastruktury, który jest olbrzymią szansą dla firm z całego świata.

Grupa Kopex nie tylko sprzedaje gotowe wyroby do RPA, lecz ma tam też montownię pojazdów górniczych, z perspektywą wejścia na rynki sąsiednich krajów.

Radca Kazimierz Miszczyk ocenia, że ze względu na znaczne ryzyko handlowe i polityczne występujące na większości rynków afrykańskich oraz nadal stosunkowo niewielkie rozeznanie realiów handlowych i biznesowych na tych rynkach przez polskie podmioty, trudno spodziewać się w najbliższym czasie istotnego wzrostu eksportu do krajów Afryki.

Z drugiej strony Afryka to kontynent niezwykle dynamicznych zmian i ogromnych możliwości. To prawda - trudno przewidzieć kierunek tych przeobrażeń. Może się jednak okazać, że za dwa-trzy lata w Afryce może zrobić się ciasno, a dobre interesy będą robić tylko ci, którzy dziś zajmują miejsca na rynkach, nawiązują kontakty i poznają lokalną specyfikę.

Niemożliwy jest zapewne w naszym przypadku frontalny podbój tego kontynentu - bez odpowiedniego zaplecza. Jednak wszystko jest możliwie na poziomie poszczególnych firm - umiejących minimalizować ryzyko i korzystać z afrykańskiego potencjału.

Piotr Stefaniak

Dowiedz się więcej na temat: miliarder | polski biznes | Kulczyk Holding S.A. | Afryka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »